AMPEG Dan Armstrong ADA6

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki AMPEG
Testy
2010-03-17
AMPEG - Dan Armstrong ADA6

Dzisiaj widok przezroczystej gitary nie jest już niczym wyjątkowym. Modele o takiej konstrukcji ma w swojej ofercie wiele firm, m.in. B.C. Rich, Dillon czy nawet Fender.

Prawdą jest jednak, że pierwszy był Ampeg, który na Targach Muzycznych NAMM w 1969 roku wzbudził swoją gitarą Ampeg Dan Armstrong niemałą sensację. Model ADA6 to reedycja tego instrumentu, który inaczej niż Gibson czy Fender, ale jednak zdecydowanie, zajął swoje poczesne miejsce w historii rocka. Jest to bowiem konstrukcja ponadczasowa, która, podobnie jak w latach 60., również i teraz wygląda bardzo futurystycznie, przyciągając do siebie nowe pokolenia użytkowników.

BUDOWA


Instrument na pierwszy rzut oka nie różni się wiele od innych gitar, no może poza tym, że jest przezroczysty. Do budowy korpusu użyto pleksi - materiału efektownego, ale także posiadającego oryginalne właściwości akustyczne. Sądząc po sporej wadze gitary ADA6, zastosowane tworzywo jest bardzo twarde, czyli posiada sporą gęstość, co dobrze wróży rozchodzeniu się drgań akustycznych.

Pomimo ciężaru będącego na poziomie przeciętnego Les Paula testowana gitara posiada cieńszy korpus, którego grubość oscyluje w granicach 32mm. Symetryczne wycięcia (cutaway) sprawiają, że ogólny design przypomina nieco Gibsona SG. Na podobieństwie wizualnym się jednak nie kończy - dzięki głębokiemu umieszczeniu przykręconego gryfu dostęp do ostatnich pozycji jest równie komfortowy jak w Gibsonie. Szyjka wykonana jest z trzech części drewna klonowego. Pomimo że nie należy do najcieńszych, dobrze leży w ręce i nie obniża komfortu gry osobom z niewielkimi dłońmi. Naklejona na nią palisandrowa podstrunnica wyposażona jest w 24 progi medium jumbo. Są one precyzyjnie nabite i wykończone na końcach, jednak ich wypolerowanie nie wzbudza już takiego entuzjazmu. Jest to sprawa natury kosmetycznej niepowodująca problemów podczas gry, lecz przy tej klasie instrumentu, wydaje się to pewnym przeoczeniem. Główka posiada ładny palisandrowy fornir i zaopatrzona została w klucze w układzie 3+3 firmy Grover. Na główce znajduje się także dojście do pręta regulującego krzywiznę gryfu zamaskowane palisandrową płytką. Na plus zasługuje siodełko szyjki wykonane z kości, a na minus - fakt, że rowki pod struny nacięte są nieprecyzyjnie, przez co gitara ma problemy z utrzymaniem stroju. Wprawdzie to drobny defekt dający się łatwo wyeliminować, ale ponoć diabeł tkwi właśnie w szczegółach...

Wróćmy jednak do korpusu, bo tutaj kryją się patenty, które sprawiają, że ADA6 jest instrumentem innym niż wszystkie. Zacznijmy od mostka, gdyż jest on najbardziej standardowym elementem wyposażenia korpusu testowanej gitary. Zastosowano dzieloną konstrukcję - trochę na wzór tune-o-matic - strunociąg w postaci kawałka blachy przykręconej do korpusu oraz strunnik z regulowanymi siodełkami. Konstrukcja prosta i, co najważniejsze, pozwalająca perfekcyjnie wyregulować zarówno wysokość strun nad progami, jak i menzurę. Uwagę na pewno zwraca przetwornik - tylko jeden, za to sporych rozmiarów. W rzeczywistości jest to pickup wykonany przez Kenta Armstronga. Dan Armstrong i Kent Armstrong - skąd ta zbieżność nazwisk? Kent jest synem Dana - ot, i cała tajemnica.

Wróćmy do przetwornika. Wraz z instrumentem otrzymamy dwa pickupy: z pojedynczą cewką (Rock Treble single-coil) oraz z podwójną (Sustain Treble humbucker). Obydwa posiadają sztabkowe nabiegunniki - single-coil jeden, a humbucker dwa. Po co nam dwa pickupy, skoro konstrukcja gitary przewiduje jeden?

ADA6 posiada sprytny patent, który pozwala w minutę zmienić przetwornik. I nie chodzi tutaj tylko o zabawę związaną z samym przekładaniem. U Kenta Armstronga zamówić można indywidualnie inne modele przetworników oferujących różne brzmienia, które pasują do gitary ADA6. Chcąc wymienić pickup, nawet nie musimy zdejmować strun. Wystarczy odkręcić palcami mały wkręt z tyłu gitary i dzięki specjalnemu wyżłobieniu pickup wysunie się bez problemów spod strun. Ciekawe jest także samo połączenie z resztą elektroniki. Zrobiono je w oparciu o dwa wtyki bananowe, tak że podczas montażu przetwornika następuje automatyczne jego podłączenie. System elektroniki zamontowany jest, podobnie jak w Stratocasterach, na płytce - w tym przypadku z palisandrowym fornirem.

Do dyspozycji mamy dwa potencjometry i przełącznik 3-pozycyjny. Poza regulatorem VOLUME układ ten nie działa jednak tak jak w innych instrumentach. Potencjometr TONE jest powiązany z przełącznikiem i jeśli skręcimy go maksymalnie, to w środkowej pozycji przełącznika gitara gra bez zmian, a w dwóch skrajnych otrzymujemy przytłumione, ale różniące się brzmienia. Jest to wynik zastosowania różnych kondensatorów filtrujących. Na koniec należy dodać, że testowany instrument wykonany jest starannie, czyli tak, jakbyśmy się tego spodziewali po kraju produkcji - Japonii.

BRZMIENIE


Jak wspomniałem wcześniej, gitara jest dość ciężka. Mimo to odpowiednie wyprofilowanie korpusu sprawia, że gra się na niej całkiem wygodnie. Jedyna rzecz, która po chwili gry zaczęła mnie irytować, to zmiana stroju po każdym podciągnięciu strun - siodełko, chociaż porządne, zdecydowanie potrzebuje końcowego szlifu. Poza tym po ustawieniu menzury strojność gitary była idealna, a wzorcowo nabite progi pozwalały ustawić bardzo niską akcję strun. Jak przedstawia się brzmienie akustyczne? Instrument odzywa się trochę inaczej niż drewniane odpowiedniki. Generalnie gra bardzo zrównoważonym pasmem z wycofanym środkiem - tak trochę sterylnie. Dysponuje przy tym doskonałym sustainem i atakiem. Akustycznie jednak ADA6 jest cichsza niż konstrukcje z drewnianymi korpusami.

Podłączamy jednak instrument do wzmacniacza i... okazuje się, że gra zupełnie inną, nową barwą. To żadne odkrycie, że zelektryfikowana gitara odzywa się inaczej niż na sucho, ale w przypadku testowanego modelu ta różnica jest powalająca. Pasmo akustyczne ulega zawężeniu i ociepleniu, a po sterylnej barwie nie ma śladu. Zostaje głównie środek, który najprawdopodobniej jest w dużej części wynikiem umieszczenia jedynego przetwornika blisko mostka. Przy brzmieniach czystych pickup jednocewkowy pozwala osiągnąć brzmienie zbliżone do Telecastera. Rysuje się przyzwoita góra, która sprawia, że dźwięki brzmią selektywnie.

Mimo jednocewkowej budowy przetwornik Rock Treble posiada nadspodziewanie silny sygnał. Właściwie nie ustępuje pod tym względem drugiemu przetwornikowi - Sustain Treble. Generalnie różnica brzmieniowa między obydwoma pickupami jest niewielka. Sustain Treble posiada bardziej tłustą barwę, jest mniej selektywny i przede wszystkim nie emituje brumienia tak jak jednocewkowa konstrukcja Rock Treble. Ponieważ niestety do gitary można jednorazowo zamontować tylko jeden przetwornik, musimy dokonać wyboru. Może ułatwi nam go barwa przesterowana, chociaż i w tym wypadku okazuje się, że różnica brzmieniowa między obydwoma przetwornikami nie powala.

Przede wszystkim zarówno singiel, jak i humbucker oferują zbliżony mocny sygnał wyjściowy - oznacza to, że obydwa doskonale nadają się do mocniejszego, choć niekoniecznie metalowego grania. Singiel uwydatnia więcej szczegółów, słyszalne są lekko świszczące wysokie częstotliwości. Doskonale sprawuje się na brzmieniach lekko przesterowanych. Pomimo tego jednak gra dość tłusto, zupełnie inaczej niż np. klasyczny singiel w Stratocasterze. Najbliżej mu chyba do konstrukcji typu P-90, czyli popularnie nazywanej "mydelniczki". Po maksymalnym odkręceniu gainu okazuje się, że bez problemu radzi sobie przy grze solowej, oferując długi sustain i jasne, przebijające się brzmienie.

Drugi przetwornik, humbucker, nie wyróżnia się mocniejszym sygnałem, ale brzmi cieplej i pełniej, co predysponuje go do gry podkładowej. Nieco mocniejszy dół niż w przypadku singla ułatwia uzyskanie mięsistego przesterowania. Jednocześnie jednak spada selektywność granych dźwięków - nie jest to więc dobry wybór do szybkich partii. Teraz zajmijmy się układem elektroniki. W pierwszej chwili, widząc przełącznik i dwa potencjometry, wydawało mi się, że mam do czynienia z klasycznym układem VOLUME, TONE i switchem... no właśnie - do czego? Skoro mamy tylko jeden pickup, to co tutaj przełączać? Dobrą chwilę zajęło mi zrozumienie zależności między regulatorem TONE a tajemniczym switchem. Po dłuższych eksperymentach okazało się, że jedyną rolą tego układu jest uzyskanie trzech barw: czystej, z podciętą górą i z górą stłumioną w innym zakresie pasma.

Krótko mówiąc: dwa różne kondensatory - dwie różne barwy. Wygląda to trochę tak, jakby firma - zdając sobie sprawę, że gitara posiada tylko jeden pickup - chciała wyczarować z niego jak najwięcej brzmień, uatrakcyjniając tym samym produkt. Jaki jest tego rezultat? Mamy jedno czyste użyteczne brzmienie oraz całą paletę stłumionych barw... Nie wiem, do czego w dzisiejszych czasach może przydać się w gitarze zabawa z potencjometrem TONE (nie licząc jazzowych instrumentów hollow-body), ale w latach 60., kiedy powstała pierwsza wersja ADA6, z pewnością był to hit. Jeśli więc ktoś chce oryginalnych brzmień vintage, to będzie usatysfakcjonowany. Wszyscy inni muszą jednak nastawić się na instrument jednego brzmienia lub dwóch - biorąc pod uwagę dwa dostępne przetworniki.

PODSUMOWANIE


Ampeg Dan Armstrong ADA6 to gitara, którą można kupić z dwóch powodów, a więc: z chęci posiadania niecodziennie i bardzo efektownie wyglądającego instrumentu lub z zamiłowania do brzmień typu vintage. Właściwie obydwa powody są dobre, chociaż do większości potencjalnych nabywców przemówi pewnie, podobnie jak do mnie, ten pierwszy. ADA6 zdecydowanie przyciąga spojrzenie i nie da się obok niej przejść obojętnie. Na gitarze jednak powinno się grać, więc jeśli komuś przypadnie do gustu brzmienie dołączonych pickupów, to znalazł instrument idealny.

konstrukcja: bolt-on
korpus: pleksiglas
gryf: klon (3-częściowy)
podstrunnica: palisander
progi: 24
menzura: 628mm
przetworniki: Kent Armstrong Rock Treble (single-coil), Sustain Treble (humbucker)
klucze: Grover
waga: 4,5kg

 

Krzysztof Błaś

Wynik testu
Wykonanie:
5
Brzmienie:
4
Jakość / Cena:
4
Wygoda:
5
Posłuchaj Testowany sprzęt
Dystrybutor