MUSIC MAN St. Vincent

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki MUSIC MAN
Testy
2017-02-10
MUSIC MAN - St. Vincent

St. Vincent to pseudonim artystyczny Anne Erin Clark - amerykańskiej multiinstrumentalistki, kompozytorki i autorki tekstów. Annie przez trzy lata studiowała w prestiżowym bostońskim Berklee College of Music…

Autor testu: Krzysztof Inglik

Po zakończeniu edukacji rozpoczęła karierę w Polyphonic Spree - zespole z Dallas wykonującego choral rock, następnie grała w zespole Sufjana Stevensa. W 2006 r. założyła własny zespół, a jej debiutancki album "Marry Me" ukazał się w 2007 r. Kolejne płyty to: "Actor" (2009) i "Strange Mercy" (2011). Za czwartą płytę "St. Vincent" z 2014 r. otrzymała nagrodę Grammy w kategorii Best Alternative Album jako pierwsza od 20 lat solistka. Uznawana za jedną z najbardziej oryginalnych i innowacyjnych gitarzystek w swojej twórczości, łączy różne odmiany rocka, electropop i jazz.

Firma Ernie Ball wyróżniła ją sygnowanym modelem gitary, który wydaje się w pewnym stopniu oddawać osobowość artystki. W przeciwieństwie do wielu innych sygnatur będących specyficznymi wariacjami od dawna produkowanych instrumentów, w tym przypadku mamy do czynienia z zupełnie nową gitarą zaprojektowaną przez Anne Clark we współpracy z lutnikami Ernie Ball.

BUDOWA


Korpus o nietuzinkowej sylwetce będącej połączeniem kilku nałożonych na siebie trójkątów wykonano z afrykańskiego mahoniu i wykończono błyszczącym lakierem poliestrowym w kolorze niebieskim (dostępna jest również wersja czarna). Ma zaokrąglone krawędzie, z tyłu sfrezowanie, a przednia powierzchnia jest podzielona na trzy części przez delikatne załamania płaszczyzn. Palisandrowy gryf zakonserwowany specjalną mieszaniną oleju i wosku przykręcono pięcioma śrubami, korpus w miejscu łączenia jest nieco podcięty, co ułatwia wygodny dostęp do wysokich pozycji, choć nie w pełni, ponieważ korpus po stronie struny E1 kończy się między XVIII i XIX progiem.

Palisandrowa podstrunnica o promieniu 254 mm, czyli 10 cali, mieści 22 progi o wysokim profilu i średniej szerokości. Rolę znaczników progów na pełną niewielkie ornamenty w formie dwóch nałożonych na siebie kółek - znaku rozpoznawczego St. Vincent. Szerokość podstrunnicy przy profilowanym siodełku z kompensacją wynosi 41,3 mm, przy ostatnim progu 57 mm. Menzura gitary to standardowy rozmiar 25½ cala, czyli 648 mm. Nakrętka do regulacji naprężenia gryfu znajduje się przy końcu podstrunnicy, tuż obok przetwornika. Takie rozwiązanie nie wymaga luzowania strun ani używania specjalnego klucza - wystarczy nieduży klucz imbusowy albo wkrętak, który po włożeniu w otwory nakrętki pełni rolę dźwigni. Jak na gitarę Music Man, główka jest dość długa i ma blisko 15 cm. Jej front zdobi logotyp "Ernie Ball Music Man" oraz trzy znaczki charakterystyczne dla Annie Clark. Klucze w układzie 4+2 to olejowe przekładnie Schaller M6-IND z blokadą w formie śruby wkręconej od strony przekładni.

Mostek to konstrukcja St. Vincent Music Man Modern tremolo - zaczepiony na dwóch śrubach jednostronny wibrator z tradycyjnymi siodełkami z giętej blachy, zakrytymi do połowy ozdobną puszką. Tylna płytka zakrywająca sprężyny ma otwory do przewlekania strun i dwie większe szczeliny umożliwiające regulację sprężyn mostka bez konieczności jej demontażu. Układ elektryczny tworzą trzy mini humbuckery DiMarzio Custom w metalowych puszkach - dwa zamontowano na dużej białej płytce, trzeci umieszczony najbliżej mostka jest przykręcony bezpośrednio do korpusu. Obok mostka umieszczono pięciopozycyjny przełącznik ślizgowy, obok potencjometry głośności i barwy (250 kOhm + kondensator 47 nF w filtrze tonu), za nimi, blisko wierzchołka w boku korpusu gniazdo wyjściowe.

WRAŻENIA


Nie ukrywajmy - dla gitarzysty przyzwyczajonego do klasycznych, krągłych kształtów, model St. Vincent może być estetycznym wyzwaniem. A jednak stworzony przez Annie Clark projekt już po chwili urzeka swym tajemniczym pięknem. Zgoda - nie są to złote proporcje antycznej architektury, a jednak przedziwny sposób oddają ducha naszych czasów. Dla każdego, kto ma choć odrobinę artystycznej wrażliwości będzie jasne: Music Man St. Vincent to dzieło sztuki. Gitara świetnie leży w rękach, a kiedy założyć ją na pasek, wychodzi na jaw jej cała przemyślna ergonomia. Prawa ręka ustawia się momentalnie w idealnej pozycji i nie męczy podczas grania. Lewa… to przecież Music Man, każdy kto miał w rękach gitarę tej marki wie o czym mówię - delikatne, nowoczesne "C", nie spłaszczone, ale również nie stojące "kołkiem" w dłoni. Z pewnością efekt długich eksperymentów, dochodzenia do idealnego wzorca metodą prób i błędów. A więc czy jest wygodny - owszem, nie mogło być inaczej.

Gitara już na sucho odzywa się mocnym, sprężystym soundem, ale przecież "rokowania" to nie wszystko. Czas podłączyć Vincenta do prądu i sprawdzić czy powie prawdę... Jest mocno - Annie Clark nie gustuje w mięczakach i taki też jest jej sygnowany sound: trzy przystawki, które nikomu nie powinny się kojarzyć z trzema singlami. Sygnał z każdej z nich jest bezpośredni, bezkompromisowy, szlachetny zarazem. Wyczuwalny jest wyraźnie ów wyższy środek, który decyduje czy wiosełko będzie obecne w miksie czy w nim zginie (co niestety dzieje się z wieloma instrumentami o pickupach mocnych, ale za to w charakterystyce domowego hi-fi). Tutaj się to nie zdarzy. Jednocześnie obecność dołu z wyraźnie zakreślonym konturem i krystalicznej, acz zaokrąglonej - jak przystało na humbucker - góry daje uczucie kompletności brzmienia tego instrumentu.

Gitara, dzięki 5-pozycyjnemu przełącznikowi oferuje szereg brzmień, które da się wykorzystać w partiach czystych (gitara nie ginie z efektami modulacyjnymi), ale swą prawdziwą naturę pokazuje na drive’ach - pięknie, szlachetnie obsypuje się alikwotami i harmonicznymi, w zasadzie niezależnie od poziomu przesterowania. Właściwie pierwszym wnioskiem po testach tej gitary jest jej wielofunkcyjność i uniwersalność - to zwierzątko dopasuje się do dowolnej stylistyki muzycznej.

PODSUMOWANIE


Przy obecnym poziomie technologii dobre wykonanie instrumentu nie jest już sztuką. Instrumenty przestały dzielić się na kiepskie i dobre, ale dzielą się raczej na inspirujące i nie pozostawiające cienia emocji. Jest wiele klasycznych modeli, które mogły się już przejeść. Jeśli masz takie odczucia, St. Vincent wprowadzi do Twojego życia odrobinę ekstrawaganckiego artyzmu, rodem z ekskluzywnej, nowojorskiej galerii. Jednocześnie jest to świetny ergonomicznie, technicznie i brzmieniowo instrument, który w rękach sprawnego muzyka nie pozostawi złudzeń, kto rządzi na scenie. W tej rubryce rzadko dajemy same szóstki, ale tym razem nie może być inaczej.

 

Korpus: mahoń afrykański
Gryf: palisander
Podstrunnica: palisander
Progi: 22 high profile
Mostek: Custom St. Vincent Music
Man Modern tremolo
Menzura: 648 mm = 25,5"
Klucze: blokowane Schaller M6-IND
Układ elektryczny: DiMarzio Custom
Mini-Humbucking × 3, przełącznik
5-pozycyjny, VOLUME, TONE
Wykończenie: Vincent Blue


Wynik testu
Wykonanie:
6
Brzmienie:
6
Jakość / Cena:
6
Wygoda:
6
Dystrybutor