FENDER Malibu S

Pozostałe testy marki FENDER
Testy
2006-06-02
FENDER - Malibu S

Są takie gitary, których nie zapomina się mimo upływu lat. Pojawiające się reedycje starają się pretendować do miana hitu jakim były ich pierwowzory. Czasem dzieje się to z lepszym rezultatem, czasem z gorszym.

O ostatecznym sukcesie i tak decydują gusta potencjalnych nabywców, a te niestety kształtują się w nieobliczalnym i zawrotnym tempie. Fender Malibu S to tegoroczna nowość w ofercie Fendera. Nowość, ale nie do końca. Pierwszy model o tej nazwie produkowany był już w latach 60. i zrobił wówczas niezłą furorę znajdując się w instrumentarium takich gwiazd jak Steve Stills, Johnny Cash, Gerry Garcia czy Eric Clapton. Był produkowany w USA i w odróżnieniu od późniejszych wersji posiadał przykręcany gryf. Reedycja nastąpiła w latach 80., produkcję przeniesiono jednak do Korei, zmieniając także szczegóły konstrukcyjne. Mimo to Malibu cieszyła się niesłabnącą popularnością. Model ten powrócił znowu po ponad 20. latach charakteryzując się klasycznym designem i konstrukcją będącą połączeniem dwóch poprzednich wersji. Czy i teraz zdoła podbić gusta następnego pokolenia gitarzystów?

BUDOWA

Fender Malibu S to instrument o zmniejszonej skali 24,75" (628,65mm), posiadający niewielkich rozmiarów pudło rezonansowe o tradycyjnym, zmniejszonym kształcie dreadnaught. Płyta wierzchnia została wykonana z litego świerku, tył z litego mahoniu, a boczki ze sklejki tego samego drewna. Korpus posiada czteroczęściowy binding podnoszący walory estetyczne. Mostek wykonano z palisandru i zaopatrzono w kompensowany strunnik. Zarówno zatyczki strun jak i sam strunnik zrobiono z plastiku - to niestety standard w tym przedziale cenowym. Mahoniowy gryf ma krótszą menzurę i jest także dużo węższy niż w standardowych instrumentach, a przy siodełku jego szerokość wynosi zaledwie 41mm. Może to sprawiać kłopoty w czasie gry oraz powodować grzęźnięcie palców, pomóc jednak może gitarzystom o małych dłoniach.

Siodełko jest plastikowe i niestety bardzo niestarannie ponacinane, przez co struny po prostu muszą się blokować przy strojeniu, a sytuację poprawić może jedynie własnoręczna ingerencja drobnym pilniczkiem. Gryf posiada wygodny profil V, przez co bardzo przypomina gitarę elektryczną typu Stratocaster. Palisandrowa podstrunnica jest ożyłkowana i posiada 20 stosunkowo cienkich progów. Nabite są one dość koślawo, a niektóre mają wręcz tendencję do wychodzenia z podstrunnicy. Główka to klasyczny kształt Fendera, zaopatrzona w logo firmy oraz sześć nieolejowych kluczy usytuowanych w jednym rzędzie.

Fender Malibu S został polakierowany bezbarwnym, poliuretanowym lakierem i wypolerowany na wysoki połysk. Wnętrze pudła również niczym nie zaskakuje. Wszystko wygląda estetycznie, schludnie, nigdzie nie widać resztek kleju. Przyklejona etykieta zdradza numer seryjny, model oraz oczywiście kraj produkcji - w tym przypadku jest nim Korea. Na początku wspomniałem, że ta wersja Malibu łączy elementy dwóch poprzednich. Jest tak w rzeczywistości - dobór drewna wzorowano na oryginale z lat 60., a sposób zamontowania gryfu - wklejenie - przeniesiono z wersji późniejszej, którą z testowanym egzemplarzem łączył także kraj produkcji. Choć Fender Malibu S to instrument akustyczny, to w innej wersji tego instrumentu jest dostępny układ elektryczny.

TESTUJEMY

Na początku duże słowa uznania należą się producentowi za materiały z jakich wykonano płyty wierzchnią i tylnią. Zastosowane lite drewno z pewnością przyczynia się do osiągnięcia niezłych rezultatów brzmieniowych. Lite drewno eksponuje częstotliwości niskiego środka, co potęguje wrażenie głośności instrumentu, sprawiając że zazwyczaj brzmi on mięsiście, z mocnym atakiem. Tak też jest i w tym przypadku. Pomimo, że gitara ma zmniejszoną skalę i niewielkich wymiarów pudło, brzmi naprawdę mocno ze sporą głośnością. Charakterystyczna konstrukcja sprawia, że bardzo specyficznie i ładnie odwzorowany jest środek pasma. Śpiewna, słodka barwa z pewnością nie ma odzwierciedlenia w innych klasycznych modelach. Dźwięk jest bardzo okrągły, ciepły i jak na tak niewielkie pudło - plastyczny. Ładnie wybrzmiewają flażolety i z racji mocnego środka naprawdę przebijają się dorównując bez problemu głośnością zwykłym dźwiękom.

Malibu S jest bardzo wrażliwy na artykulację. Niewiele siły trzeba włożyć w atak strun, aby gitara odezwała się pełną głośnością. Dość prędko jednak osiąga się pułap, po przekroczeniu którego głośność już nie rośnie, a pojawiają się jedynie odchyły stroju. No cóż, zmniejszona konstrukcja ma swoje ograniczenia, ale testowany model z pewnością nie został skonstruowany do realizacji mocnych, akordowych barw podkładowych. Gryf jest dość wygodny, co jest zasługą słynnego fenderowskiego profilu V, tak dobrze znanego z instrumentów elektrycznych. Dzięki temu podczas gry nieodparcie ma się uczucie trzymania w dłoniach Stratocastera. Ten sielankowy wizerunek niestety psuje akcja strun. W testowanym egzemplarzu, nawet po prawidłowym wyregulowaniu krzywizny gryfu, odległość strun od podstrunnicy była niemiłosiernie wysoka. Oczywiście można to poprawić przez podpiłowanie strunnika.

Gitara nie jest przeznaczona do mocnej gry akordowej, ale fabryczny setup jest lekkim nieporozumieniem. Taka akcja strun przekłada się oczywiście także na strojność. W tym przypadku również nie było najlepiej. Nie pomogło nawet kompensowane siodełko, gdyż instrument stroił średnio, a uzyskanie przewagi czysto brzmiących interwałów stało się właściwie niemożliwe. Podczas gry uwagę zwracały także niestarannie nabite progi. Niektóre, wychodzące z podstrunnicy nie zostały poprawnie dobite, a jedynie zeszlifowane z góry w celu uzyskania prawidłowej symetrii całości. Trzeba przyznać, że jest to bardzo pobieżne podejście do problemu, którego nie sposób wykluczyć przy produkcji masowej, podczas której brakuje czasu na dopracowanie szczegółów.

Taką samą niefrasobliwość wykazuje sposób wykonania siodełka gryfu. Tani plastik, z którego je wykonano, został ponacinany bez należytej staranności, z niektórych rowków sterczały jeszcze wióry. Oczywiście w efekcie tego gitara rozstrajała się w tempie błyskawicznym przy grze z mocniejszym atakiem, a przy strojeniu struny blokowały się utrudniając osiągnięcie zadowalających wyników. Jeśli już wspominamy o siodełku, to ponownie nasuwa mi się pytanie jakie dość często zadaję widząc tandetny materiał z jakiego je wykonano: czy zastosowanie kości lub innego zastępczego syntetyku byłoby dla producenta tak dużym problemem? Koszt wzrósłby dosłownie o kilka dolarów, a korzyści płynące z takiego rozwiązania są nieporównywalne. Cóż, powiem że nieznane mi są motywy takich działań i zupełnie nie rozumiem ignorancji w tej dziedzinie. Na nic przecież zda się nawet najlepsze lite drewno użyte do budowy, jeśli drgania strun przekazywane będą przez tani plastik...

Po tej garści skarg i zażaleń, dla przeciwwagi trochę superlatyw. Dla kogo jest Fender Malibu S? Zdecydowanie zadowolone będą osoby wybierające się w podróż. Instrument jest niewielkich gabarytów, co ułatwia transport. Jeśli ktoś ma niewielkie dłonie, również nie będzie zawiedziony wchodząc w posiadanie opisywanego modelu. Gorzej, jeśli ktoś ma duże dłonie - gra na pierwszych progach może być nieco kłopotliwa, a zmniejszona menzura da się we znaki w wyższych pozycjach. Bardzo charakterystyczny, rozpoznawalny sound będzie doskonałym uzupełnieniem barwowym w granych utworach. Mały litraż korpusu powoduje, że dźwięk jest bardzo "pudełkowy", przenikliwy. Będzie doskonale sprawdzał się w grze solowej przebijając się przez tłum instrumentów podkładowych. Także wszelkie zagrywki folkowe z pewnością zabrzmią dużo oryginalniej niż grane na pełnowymiarowych instrumentach. Akordy grane na Malibu S raczej brzmią nieprzekonywująco z racji słabo zarysowanych częstotliwości niskich, mogą być jednak niezłym uzupełnieniem miksu grając partie drugiego głosu.

PODSUMOWANIE

Pomimo wielu niedociągnięć Fender Malibu S pozostawia pozytywne wrażenia. Specyficzna konstrukcja i walory brzmieniowe, a przede wszystkim niewiele odpowiedników konkurencyjnych firm, sprawia że chce się mieć taki instrument we własnej kolekcji. Choćby po to, aby zagrać jedną solówkę, jeden motyw w utworze właśnie tym charakterystycznym brzmieniem. Stosunek jakości do ceny wypada na tyle dobrze, że zakup nie powinien się łączyć z jakimś poważnym wyrzeczeniem, a przede wszystkim mamy gwarancję, że dostaniemy instrument na miarę jego wartości. Ci, którzy szukają mocnego, szerokiego brzmienia akustycznego powinni raczej rozejrzeć się za pełnowymiarowym instrumentem. Testowany model zdecydowanie odbiega barwowo od klasycznego soundu. Trzeba jednak pamiętać, że w tym tkwi jego indywidualny charakter i naprawdę warto się z nim zapoznać.

Krzysztof Błaś

kształt pudła rezonansowego: pomniejszony drednaught;
płyta wierzchnia: lity świerk; płyta spodnia: lity mahoń; boki: mahoń;
mostek: palisander; gryf: mahoń; podstrunnica: palisander;
progi: 20 medium; menzura: 24,75" (628,65mm);
klucze: Fender Cast z zamkniętymi przekładniami;
wykończenie: lakier poliuretanowy o wysokim połysku;
kraj produkcji: Korea


Wynik testu
Wykonanie:
4
Brzmienie:
4
Jakość / Cena:
4
Wygoda:
3