MARKBASS Compressore

Rodzaj sprzętu: Efekty

Pozostałe testy marki MARKBASS
Testy
2011-11-26

Markbass to włoska firma, której nazwa pochodzi od imienia założyciela – Marco De Virgiliisa. Ten pasjonat elektroniki, muzyki i gitary basowej zaczął tworzyć swe pierwsze konstrukcje pod koniec lat 80.

Dekadę później, we współpracy z Ernie Ballem, założył firmę Audiophile, gdzie eksperymentował z głośnikami neodymowymi. Jednakże strzałem w dziesiątkę okazała się dopiero kolejna marka, powołana do życia w roku 2001 – Markbass.

Mister Compressore

Efekt ukryty jest w pomalowanej na barwy firmowe obudowie o szerokości 170mm, głębokości 145mm i wysokości 60mm. Sercem kompresora jest lampa ECC81. Na górnym panelu znajduje się sześć potencjometrów pozwalających na sterowanie parametrami urządzenia. GAIN kontroluje poziom wejściowy sygnału płynącego z naszego instrumentu od zera do 16dB. THRESHOLD ustawia poziom, od którego dźwięk będzie poddawany kompresji, w zakresie 03mVp-1,8Vp. RATIO określa jak bardzo sygnał będzie skompresowany – tutaj operujemy od 1:1 do 1:∞ (tzw. hard limiter). Kolejną gałką – ATTACK – ustawimy szybkość z jaką zacznie działać efekt od 2 do 50 milisekund. RELEASE kontroluje z kolei, jak szybko kompresor puści, w zakresie 100-750 milisekund. Ostatni z potencjometrów – VOLUME – nie wymaga chyba wyjaśnień. Fabrycznie Markbass Compressore wychodzi w pudełku, w którym oprócz instrukcji znajdziemy dedykowany mu zasilacz 12V. To miła niespodzianka.

Przesłuchanie Włocha

Testowany efekt celowo otrzymał włoską nazwę „compressore” – w obecnym zalewie chińskiej tandety firma chce podkreślać europejskie pochodzenie produktów. Biorąc do ręki włoski kompresor momentalnie uderza nas jakość użytych do jego budowy materiałów oraz wykończenie detali. Od razu widać, że nie mamy tu do czynienia z zabawką ukrytą pod marketingowymi sloganami. Po podłączeniu czekamy chwilę aż lampa widoczna w środku zacznie się jarzyć i sprawdzamy, czy efekt podtrzyma pierwsze, dobre wrażenia. Gramy pierwsze nuty i... W tym miejscu rozczaruję zapewne żądnych krwi – testowany kompresor jest naprawdę znakomity i po jego załączeniu w tor sygnałowy aż chce się grać. Praca efektu sygnalizowana jest diodą znajdującą się pomiędzy gałkami ATTACK i RELEASE – im mocniejsza jest kompresja, tym jaśniejsze jej światło. Posmak jaki Markbass Compressore dodaje do barwy można określić jednym słowem – jedwab. Czuje się to pod palcami – niezależnie od tego czy gramy riffy, akordy czy solówki, lampowy układ delikatnie podkreśla nuty, uwypukla niuanse artykulacyjne i zwiększa sustain. Brzmienie jest użyteczne praktycznie w dowolnej konfiguracji potencjometrów i pozbawione sterylności, co nie jest przecież regułą wśród kompresorów. Co ciekawe, próba podłączenia kostki Markbassa do gitary elektrycznej także kończy się sukcesem – Compressore pięknie wyciąga funkowe podkłady i komplementuje solówki grane na przesterze. Robi to przy tym delikatnie i naturalnie, dzięki zastosowaniu w układzie kompresji lampy ECC81. 

Słowo na wyjście

Jakkolwiek projektowany z myślą o basie, to ze względu na jakość użytych tu technologii, kompresor może być stosowany do gitar i jakichkolwiek innych instrumentów elektrycznych i akustycznych, zarówno w studiu jak i na scenie. To zdecydowanie dobra wiadomość dla kogoś, kto zamierza wydać na niego ciężko zarobione pieniądze. Gitarze basowej efekt dodaje trzeciego wymiaru i uwiarygadnia jej miejsce w miksie. To z kolei wpływa pozytywnie na nas, muzyków i na to co gramy. Jednym słowem, Markbass Compressore to pomocnik, którego naprawdę warto mieć pod ręką.

Testował: Janusz Wistaszek 
Tekst: Krzysztof Inglik 
Audio: Janusz Witaszek

DANE TECHNICZNE:
kontrolery: GAIN, THRESHOLD, RATIO, ATTACK, RELEASE, VOLUME
przyłącza: INPUT, OUTPUT, POWER (DC 12V)
lampa: ECC81
wymiary: 170/145/60mm
waga: 750g
DOSTARCZYŁ: Konsbud Audio 

Wynik testu
Dystrybutor