Maciej Meller (Quidam)
Wywiady
2012-05-31
W związku z premierą najnowszego albumu Quidam zatytułowanego "Saiko" rozmawiamy z gitarzystą zespołu Mackiem Mellerem.
"Saiko" swoją oficjalną premierę miał 16 kwietnia i jest dość szeroko komentowany w mediach. Z tego co zdążyłem zaobserwować płyta została bardzo ciepło przyjęta. Jak odbieracie to wszystko, co się wokół "Saiko" medialnie dzieje?
Mniej lub bardziej spokojnie sobie wszystko obserwujemy, czytamy opinie recenzentów i słuchaczy, ale i tak już nic nie możemy zrobić (śmiech). Bardzo nas cieszy entuzjazm wyżej wymienionych (w znakomitej większości), choć i bez tego mój stosunek do tej płyty nie uległby zmianie - uwielbiam ją (śmiech).
O zaletach płyty sam się przekonałem słuchając jej wielokrotnie ale ciekawi mnie czy dotarły do was jakieś krytyczne uwagi. Jeżeli tak to co najczęściej stawiane jest jako zarzut? Czy są tacy, którzy wytykają małą progresywność muzyki zawartej na "Saiko"?
Podpuszczasz mnie (śmiech). "Temat rzeka". To może być wszystko: banalne i płytkie teksty, prostota utworów i krótki czas trwania (!), brak melodii, solówek i długich kompozycji, chęć przypodobania się innym (czytaj: komercyjnym) mediom i publiczności. Czyli rzeczywiście brak progresywności. Tylko o co pytasz: czy zrobiliśmy postęp jako zespół, zagraliśmy coś innego, odważyliśmy się na udany eksperyment, czy nagraliśmy płytę według prawideł dziś obowiązujących w tym gatunku? Poczekajmy jeszcze trochę, a na pewno dowiemy się jeszcze czegoś ciekawego. Jedno jest pewne - album "Saiko" jest progresywny tylko jeśli rozpatrujemy go w kategorii "dyskografia Quidam". W każdym innym kontekście (w dwóch opisanych wyżej przypadkach) trzeba powiedzieć, że nie. Czy mi to przeszkadza? W ogóle.
Jaki cel przyświecał wam kiedy zabraliście się za komponowanie materiału na "Saiko"? Czy mieliście zamiar pokazać zupełnie nowe oblicze Quidam? Znudziła was dotychczasowa formuła?
W skrócie cel był taki, żeby pokazać zupełnie nowe oblicze Quidam, bo znudziła nas dotychczasowa formuła - trafiłeś w sedno (śmiech). Innymi słowy mówiąc, uznaliśmy, że pójście dalej sprawdzoną drogą "Alone Together" skaże nas na artystyczny gułag... Na początku próbowaliśmy robić nowe rzeczy sprawdzonymi metodami, ale wychodziły nam suplementy do w/w płyty, a to było zupełnie niesatysfakcjonujące. Lubię naszą poprzednią płytę, lubię grać te utwory na koncertach, ale czy to znaczy, że do końca życia mam być niewolnikiem jakiegoś magicznego "stylu Quidam"? Nie chcę, wolę próbować różnych rzeczy - nawet gdybym miał błądzić...
Na DVD "Strong Together" podczas grania na bis utworu "Wish You Where Here" Bartek Kossowicz mówi w pewnym momencie "czas na nową płytę". Czy rzeczywiście aż trzy lata zajęły wam prace nad "Saiko"?
I tak i nie. Musieliśmy właśnie trochę pobłądzić, żeby znaleźć jakąś inną niż dotychczas formułę. Ktoś wyszedł z tej mgły, zawołał resztę i wszystko zaczęło się krystalizować (śmiech). Najstarsze pieśni z tej płyty mogą mieć rzeczywiście ze 3 lata, choć na "Saiko" brzmią już pewnie inaczej niż wtedy. Dla mnie takim właściwym momentem rozpoczęcia były wakacje 2010, kiedy zaczęliśmy z Bartkiem komponować we dwójkę. Sporo zrębów kompozycji wtedy powstało. Kolejny przełom to nagranie na próbę "Haluświatów" z Robertem Szydło w kwietniu 2011 r. Potem wspólna decyzja o współpracy, ustalenie programu płyty, terminów nagrań itd. No i dalsza praca z producentem nad naszymi utworami, aż do pierwszej sesji w Lubrzy w październiku.
Kompozycje na "Saiko" są krótsze i jak na wasz styl prostsze a przy tym bardzo melodyjne. Nie ma też długich solówek, a utwory mają taką piosenkową budowę. Czy komponując je mieliście zamiar zainteresować szersze grono słuchaczy tym materiałem? Oczywiście nie mam na myśli, tego czy chcieliście zawojować listy przebojów, ale chyba łatka "Quidam zespół progresywny" nie ułatwia w szerszym dotarciu do mediów?
Nagrywając nową płytę zawsze chcemy dotrzeć do nowych słuchaczy i długość czy przystępność kompozycji (cokolwiek to znaczy) nie ma tu znaczenia. Jeśli chodzi o media, to pewnie zależy jakie i zależy często od konkretnej osoby. Ponieważ nie aspirujemy do Zetki, RMF-u czy Polsatu, to raczej nie mam z tym problemu.
Ponownie śpiewacie po polsku. Czy to trwała zmiana czy raczej jednorazowy eksperyment?
W sformułowaniu "trwała zmiana" podejrzewam jakąś wewnętrzną sprzeczność: jeśli zmiany byłyby trwałe to w przyszłości nie byłoby zmian... (śmiech). Czas pokaże, ale wydaje mi się, że póki co będziemy celować w język polski.
Jeden utwór po angielsku dlaczego? Czy nie pojawiły się tu i ówdzie zarzuty o brak spójności?
Jak pisałem wcześniej, zaczęliśmy pracę starymi sprawdzonymi metodami i Bartek też napisał pierwsze teksty po angielsku, m.in. "Walec". Kiedy podjęliśmy decyzję o pisaniu po polsku, on podjął próby przełożenia tekstu, ponieważ odpowiadała nam tematyka, pasująca do całości. Niestety efekty nie były zadowalające, a ponieważ utwór muzycznie i tematycznie doskonale pasował do reszty płyty postanowiliśmy zaryzykować umieszczenie go w wersji angielskiej. Osobiście nie sądzę, żeby było jakoś mniej spójnie, ale to indywidualna sprawa.
Jak dla mnie najbardziej kontrowersyjnym utworem na płycie, zwłaszcza w warstwie tekstowej, jest "Dodekafonix". Jaka była geneza powstania takiego właśnie tekstu?
To akurat w większości mój tekst, a właściwie zabawa słowem (śmiech). Geneza była taka, że rozejrzałem się tu i ówdzie dookoła, trochę poobserwowałem świat i siebie, a tekst sam się zaczął pisać. Po kilku napisanych frazach wpadłem na pomysł konstrukcji, ale też opisania sytuacji językiem pojęć muzycznych - stąd też tytuł. Muzyka tylko współgra z treścią: mroczne zwrotki o tym całym bałaganie, bridge stawiający pytania i "niosący" refren, który odpowiada, co jest ważne dla bohatera. Wiem, że ten tekst czasem budzi kontrowersje, ale niestety nie potrafię wyjaśnić przyczyny, dla mnie wszystko tu jest jasne...
Świetnie wypadają instrumentalne utwory mające w tytule pory roku. Jesteście lepsi od Vivaldiego on miał cztery pory roku a wy pięć (chociaż inna pisownia tytułu "Wiosna" i trochę inny charakter sugerują, że wyłamuje się on z tej serii). Skąd pomysł na takie właśnie formy muzyczne? Bo z całą pewnością nie są to "wypełniacze".
Kiedy zebraliśmy do kupy całość okazało się, że kilka utworów ma swoje naturalne rozwinięcia, w postaci instrumentalnych końcówek. Wyjątkiem może być chyba tylko "...lato", które nie wynika i nie nawiązuje jakoś specjalnie do "Haluświatów". W pozostałych natkniemy się na jakieś powtarzane motywy z piosenek je poprzedzających. Uznaliśmy, że są świetną okazją by w sposób zupełnie nieskrępowany sobie poszaleć. Wszystkie 5 fragmentów nagraliśmy "na setkę", a niektóre z nich ("jesień" i "przedwiośnie") zagraliśmy po raz pierwszy w studio. Ciekawe doświadczenie. Na pomysł tytułów wpadłem na końcu, kiedy była już ustalona kolejność i zobaczyłem, że "Wiosna" jest ostatnia. Znałem genezę tego tekstu i reszta instrumentalnych fragmentów ułożyła mi się w taką równoległą do całej płyty historię, której bolesną kulminacją jest "Wiosna" właśnie. Te nasze pory roku nie miały muzycznie ilustrować przyrody, ale raczej stan emocjonalny bohatera w danym momencie.
Pewnie jest jeszcze na to za wcześnie ale czy uważasz, że na kolejnych płytach Quidam podąży ścieżką zapoczątkowaną na "Saiko". Czy płyta ta była raczej jednorazowym "skokiem w bok"?
Każda nasza płyta jest inna i bynajmniej nie postrzegam ich jako "skok w bok". Tym bardziej "Saiko", którego koncepcja i samo nagrywanie było przez nas mocno przemyślane. Minęło 5 lat od ostatniej płyty, zmieniliśmy się, zmieniło się nasze otoczenie i nasza wrażliwość muzyczna, więc ostatnia płyta jest raczej konsekwencją tych zmian i zwyczajnie kontynuacją naszej muzycznej przygody. Nie sądzę abyśmy tak po prostu "poszli tą drogą" (śmiech). "Alone" było raczej podsumowaniem i zamknięciem pewnego etapu - w przeciwieństwie do "Saiko", które wydaje się otwierać więcej nowych dróg, jakie w przyszłości można jeszcze śmiało eksplorować. Z rzeczy pozamuzycznych, choć mających przecież ogromny wpływ na efekt finalny, samo zaproszenie do współpracy producenta było pomysłem, który chciałbym powtórzyć przy kolejnym wydawnictwie. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby był to znów Robert Szydło. Jestem pewien, że jeszcze sporo nieodkrytych dźwięków przed nami (śmiech).
Mam wrażenie, że instrumentów klawiszowych na "Saiko" jest zdecydowanie mniej niż na poprzednich płytach.
Wszystkiego jest mniej. Takie było jedno z założeń: mniej dźwięków, mniej nakładek. Dotyczy to właściwie wszystkich instrumentów: mniej jest gitar, fletów, nie ma chórków, a bębny i bas skupiają się bardziej na groove. Po pierwszych nieudanych próbach odświeżenia swojego grania, zaczęliśmy zastanawiać się, co zrobić, żeby było inaczej i bardziej dla nas jako artystów ekscytująco? Uznaliśmy, że jednym ze sposobów będzie wprowadzenie pewnych ograniczeń: eliminacja wcześniej dla nas charakterystycznych barw, efektów, patentów produkcyjnych, czy aranżacyjnych. M.in. wywaliliśmy loopy, stringi, leady mooga i kilka innych klawiszowych dźwięków, ale to co decyduje o "inności" to w moim odczuciu przede wszystkim inny miks, inne umieszczenie klawiszy w przestrzeni piosenek. To oczywiście zasługa Roberta i brzmienie, które uzyskał mnie się baaardzo podoba.
Materiał nagrywaliście m.in. w studio Recpublica w Lubrzy. Na ich stronie internetowej wyczytałem, że mają tam unikalny fortepian marki Fazioli czy ten instrument zabrzmiał na "Saiko"?
Oczywiście, grzechem byłoby go nie użyć! Połączenie tego fortepianu z pomieszczeniem głównym w Lubrzy brzmiało magicznie. Wystarczyło tylko usiąść, nauczyć się na tym grać (mówię całkiem serio!) i zarejestrować (śmiech). Zresztą całe studio RecPublica to obiekt najwyższej klasy, począwszy od samych pomieszczeń studyjnych, na socjalnych kończąc. Profesjonalny sprzęt, obsługa i komfort - i tak właśnie się tam czuliśmy.
Kto w zespole jest miłośnikiem tworzenia takich językowych ciekawostek czy wręcz nowych słów np. "surREvival", "bez półPRĄDU", "sPotykanie", tytuły na "Along Together" układające się w tekst itp?
Przeważnie to sprawka Piotrka Kosińskiego, choć pomysł tytułów układających się w zdanie na "Alone Together" należał do Marty Nowosielskiej, współautorki wszystkich tekstów na w/w płycie. Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że z Bartkiem także jesteśmy wielbicielami tego typu zabaw z językiem.
Czy chciałbyś, aby Steven Wilson był kiedyś producentem płyty Quidam? Innymi słowy czy też należysz to szerokiego grona zagorzałych miłośników jego talentu?
Raczej nie. Tzn. nie chciałbym, żeby produkował naszą płytę, a talent niewątpliwie ma (śmiech). W moim osobistym przekonaniu płyty, które produkuje są obarczone pewną "wadą": zbyt wyraźnie słychać, kto je produkował. W tym temacie bliższe jest mi podejście ludzi takich jak Rick Rubin (choć większości zespołów, które produkował raczej nie słucham na co dzień), czy choćby właśnie Robert Szydło. Mają duży wpływ na produkowane przez siebie płyty, ale słuchacz to bardziej czuje niż słyszy. Tak ja to odbieram.
Zawsze chciałem was o to zapytać. Jak dużym zabiegom pokoncertowym został poddany materiał dźwiękowy jaki słychać na DVD "Strong Together"? Czy jest to 100% tego co usłyszeli słuchacze będący wówczas na sali? A może tak właśnie brzmi Quidam na każdym koncercie?
Dograliśmy w studio brawa i śpiewy publiczności (śmiech). A tak poważnie to nie wiem, musiałbyś spytać Roberta Szydło, który robił miks tej płyty (tak się poznaliśmy zresztą). Wydaje mi się, że wyciął tylko niektóre przerwy między utworami, może coś podstroił (śmiech). No i wykręcił znakomity, "żywy" sound. Jeśli pytasz czy poprawialiśmy jakieś partie, to nie - jest tak, jak zagraliśmy i na DVD jest cały koncert.
Jak to jest z waszymi koncertami? Jak sprawdzam informacje na ten temat na waszej stronie internetowej oględnie rzecz ujmując nie jest tego dużo. Czy rzeczywiście rock progresywny to aż taka nisza?
Gramy tyle, na ile jest zapotrzebowanie, choć patrząc na frekwencję na niektórych koncertach, mogę śmiało napisać, że gramy za dużo (śmiech). Jest z tym problem, ale nie wiem, czy dotyczy to tylko tego jednego gatunku. Koledzy z Riverside wypełniają największe kluby Polski i Europy, mam dla nich duży szacunek. To jednak chyba wyjątek potwierdzający regułę...
Czy promocji "Saiko" będzie towarzyszyć jakaś dłuższa trasa koncertowa po Polsce?
Nie planujemy regularnej trasy, raczej weekendowe wyjazdy tam, gdzie ktoś nas zaprosi. Zaczniemy podczas 5 edycji festiwalu Ino-Rock, który wymyśliliśmy i mamy przyjemność współorganizować wraz z Rock-Serwisem i Kujawskim Centrum Kultury. 7 września w sali koncertowej szkoły muzycznej zagramy koncert w stylu Quidam + goście, a 8 września w teatrze letnim wystąpią Hipiersonik, Tune, Soen, Gazpacho i Hawkwind. Będzie świetnie - jak co roku. Jak się da, to więcej koncertów pogramy jesienią i zimą.
Jak długo po zmianie wokalistki docierały do was zdania słuchaczy, że jednak Quidam bez Emili Derkowskiej to już nie to samo? Czy zdarza się wam jeszcze usłyszeć opinie, że "Sanktuarium" z Emilią na wokalu było lepsze niż to z Bartkiem?
Obawiam się, że jeśli pamięć o Quidam przetrwa tak długo, to moje wnuki jeszcze będą zmagać się z tego typu pytaniami...
Bardzo często sięgacie po utwory klasyków rocka czasem gracie je w całości a czasem są to cytaty charakterystycznych fragmentów. Co dla mnie osobiście jest miłe są to również utwory polskich wykonawców (SBB, Budka Suflera). A jacy współcześni wykonawcy stanowią waszą inspirację?
Dla mnie osobiście co chwila ktoś inny, a w tej chwili do głowy przychodzi mi Mutemath, Jack White (szczególnie Dead Weather), Black Keys, Motorpsycho. I pewnie jeszcze sporo innych, musiałbym się dłużej zastanowić...
Ostatnio często różni wykonawcy wydają po latach swoje klasyczne płyty lub na koncertach odgrywają w całości taki materiał. Nie macie pokusy aby np. wasz debiut płytowy nagrać ponownie lub w całości wykonać go na koncercie?
Pewnie byłoby to ciekawe, ale trudne do udźwignięcia mentalnie... Jako zespół, ludzie i muzycy jesteśmy już w zupełnie innym miejscu, w dodatku baaardzo odległym od tamtej płyty. To trochę tak, jakby muzycy np. Genesis z Peterem Gabrielem mieliby dziś odegrać "Trespass". Byłoby co najmniej dziwnie (śmiech).
Oglądając wielokrotnie DVD "Strong Together" odniosłem wrażenie, że stanowicie niezwykle zgrany kolektyw. Widać tam radość z grania i wspólnego przebywania na scenie. A jak jest poza sceną? Czy poza nią stanowicie również zgraną paczkę przyjaciół?
Niestety, ostatnio gramy ze sobą coraz mniej, zobowiązania pozamuzyczne pochłaniają sporo czasu. Czy jesteśmy "zgraną paczką przyjaciół"? Raczej bardziej pasuje słowo "kolegów". Na gruncie prywatnym spotykamy się niezbyt często, raczej każdy ma swoje grono znajomych. Na pewno podczas wyjazdów zespołowych jesteśmy "zgraną grupą kolegów" i cieszyłbym się, gdyby to jeszcze mogło trwać...
Robert Trusiak