Kiedy dowiedziałem się, że przyjdzie mi porozmawiać z Biffem Byfordem z zespołu Saxon miałem mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłem się na możliwość podyskutowania o albumie "Call to Arms", który jak się po kilku przesłuchaniach okazało jest naprawdę solidnym kawałkiem heavy metalu.
Wiedziałem jednak, iż Biff nie należy do najbardziej wylewnych frontmanów w branży i wyciągnięcie od niego kilku zdań na jakikolwiek temat jest niekiedy mieszanką szczęścia i dobrego humoru samego muzyka. Tym razem jednak bogowie metalu byli po stronie Magazynu Gitarzysta. Biff opowiedział nam o nowym krążku, swoich wieloletnich doświadczeniach scenicznych i planach na 2012 rok.
Czym różni się wasz najnowszy album
"Call to Arms" od poprzednich wydawnictw? Na czym tym razem skupiliście swoją uwagę?
Dużo ciekawych rzeczy dzieje się w warstwie tekstowej. Starzy fani zauważą również, że muzycznie krążek ten jest bardziej agresywny od kilku ostatnich albumów. Jest tu sporo dźwięków jakie można było usłyszeć w latach 80-tych. Zależało nam na powrocie do klimatu płyt z tamtego okresu. Dzięki temu materiał stał się surowy i oszczędny sam w sobie. Czysty i prosty przekaz nabrał bez tych wszystkich ozdobników klarowności.
Istnieje również wersja dwupłytowa tego albumu. Na drugi krążek trafił pewien bardzo ciekawy zapis koncertowy o ile się nie mylę?
Jakiś czas temu znaleźliśmy na strychu kilka zapomnianych przez Boga taśm z koncertem z Donington zarejestrowanym w 1980 roku. Fakt ten ucieszył nas tak bardzo, iż postanowiliśmy dorzucić te nagrania do naszego nowego krążka w wersji rozszerzonej. Jest to fajny prezent nie tylko dla weteranów, ale i nowych entuzjastów zespołu, którzy chcieliby zaznajomić się z naszymi wcześniejszymi dokonaniami.
Czy zatem nowy album jest w tym wypadku większą gratką dla nowych czy wieloletnich fanów Saxon?
Obie frakcje znajdą tu coś dla siebie. Jestem o tym w zupełności przekonany. Zebraliśmy do tej pory kilka naprawdę pochlebnych recenzji i jak do tej pory nie spotkałem się jeszcze z jakąś dramatycznie mało przychylną opinią (śmiech).
Ciekawe jest to, że na wasze koncerty przychodzi już tak naprawdę trzecia generacja fanów. Czy dostrzegasz jakieś różnice pomiędzy nimi? Czym różnią się fani Saxon dzisiaj, od tych sprzed chociażby 30 lat?
Rzeczywiście na koncertach widujemy całkiem sporo młodych ludzi. Jest też zawsze grupa starych wyjadaczy, którzy towarzyszą nam od wielu lat. U tych pierwszych można zauważyć niekiedy trochę więcej ekscytacji, ale w gruncie rzeczy wszyscy reagują tak samo. Jednoczy ich pasja do muzyki, którą gramy i świetnie jest móc to obserwować ze sceny. Na koncertach pojawiają się już całe rodziny. Rodzice przyprowadzają swoje dzieciaki, żeby posłuchały kawałków, którymi oni żyli w swojej młodości. Równie miło jest obserwować napływ młodych dziewczyn na naszych koncertach (śmiech).
Czy po tych wszystkich latach tworzenie muzyki jest równie ekscytujące i zajmujące jak kiedyś? Traktujesz to w kategorii pracy i przyzwyczajenia czy pasji?
Ze wszystkiego po trochu. Niewątpliwie jest to praca i pewien styl życia, na który zdecydowałem się wiele lat temu. W tej chwili Saxon znowu trafia na listy przebojów i do prasy, więc jest to dla nas bardzo ekscytujący etap. Świetnie jest móc spojrzeć wstecz i docenić fakt, iż po takim okresie nadal istniejmy na rynku muzycznym. Czasami wiąże się to z bardzo ciężką pracą i mnóstwem wyrzeczeń, ale kiedy przychodzi etap spijania śmietanki cała ta przeprawa okazuje się warta poświęconej jej energii.
Niektórzy wokaliści są jak wino. Z wiekiem ich głos staje się w moim przeświadczeniu coraz lepszy. Wystarczy spojrzeć na Jamesa z Metalliki czy Bruce’a z Iron Maiden. Podobnie sprawa się ma również z tobą. Czy w jakiś sposób pracowałeś nad swoim głosem?
Jest to chyba tylko kwestia wieku. Nigdy jakoś specjalnie nie poświęcałem czasu na ćwiczenia wokalne i nie robiłem nic wyjątkowego, aby mój głos się poprawiał. Rzeczywiście niektórzy wokaliści brzmią po latach znacznie lepiej ale nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje. Może jest to kwestia maniery i dokładnego poznania skali swoich możliwości. Wiem, że dzisiaj jestem dużo bardziej zrelaksowany kiedy wchodzę na scenę niż kiedyś i nie zastanawiam się nad tym jak mam coś zrobić. Wszystko wychodzi naturalnie i nie wymaga analizy.
Sporo również dzieje się na waszym kanale YouTube. Czy ta nowoczesna forma komunikacji z fanami dobrze wam służy?
Serwisy taki jak YouTube, Facebook, czy nawet nasza własna strona internetowa nabrały w ciągu ostatnich lat bardzo dużego znaczenia, dlatego nie mogliśmy sobie pozwolić na zlekceważenie ich potencjału. Nie wymaga to od nas jakiegoś specjalnie dużego nakładu pracy, a pomaga w komunikacji z ludźmi zainteresowanymi naszą muzyką. Internet stał się świetną platformą promocyjną dla muzyki i bardzo dobrze nam służy.
Twierdzisz, iż tworzenie muzyki wiąże się z dużym nakładem pracy. Jak zatem mają się do tego trasy koncertowe, które dla wielu są istnym wampirem energetycznym? Czy trudno jest podczas takiej trasy utrzymać równe tempo i poziom zaangażowania?
Zmęczenie trasami koncertowymi odczuwałem już 30 lat temu (śmiech). Dzisiaj jest tak naprawdę trudniej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak można się łatwo domyślić lat nam nie ubywa, a pewne problemy zostały dodatkowo spotęgowane przez nieubłaganie mijający czas. Kilku miesięczne tournee jest i zawsze było trochę jak bieg z przeszkodami. Doświadczenie nauczyło nas jednak radzić sobie z pewnymi sytuacjami i czerpać przyjemność z każdego kolejnego koncertu.
Co zatem planujecie robić po tym koncertowym maratonie promującym "Call to Arms"?
Na pewno spędzimy kilka tygodni w domu na zasłużonym odpoczynku. Potem zasiądziemy do nowego materiału, którego pierwsze szkice powstają już od kilku dobrych miesięcy i kolejna sesja koncertów na festiwalach. Jest jeszcze kilka innych ciekawych planów na 2012 rok, ale jak na razie nie mogą one ujrzeć światła dziennego (śmiech).
Czy w jakimś momencie waszej kariery zdarzyło się wam nagrać materiał, który po przesłuchaniu w całości odrzuciliście? Wielu muzykom brakuje dzisiaj zdrowej dawki samokrytycyzmu i mało kto decyduje się na tak drastyczne rozwiązania. Jak było w waszej sytuacji?
Cały czas wyrzucamy jakiś materiał. Jesteśmy bardzo krytyczni jeśli chodzi o naszą muzykę i nie pozwalamy sobie na bylejakość. Jeśli jakiś utwór nie brzmi tak jakbyśmy sobie tego życzyli lub nie podoba się ludziom zaangażowanym w jego tworzenie to z miejsca ląduje w koszu.
Miałeś już okazje posłuchać albumu Lou Reeda i Metalliki?
Słyszałem tak naprawdę tylko jeden utwór do tej pory i nie mam jeszcze wyrobionej opinii na ten temat. Każdy muzyk na pewnym etapie swojej kariery był chyba zafascynowany kiedyś Lou Reedem. Wiem, że zbiera on wiele miażdżących recenzji, ale musiałbym go przesłuchać w całości, aby móc cokolwiek konstruktywnego na jego temat powiedzieć. W teorii taka kolaboracja powinna zadziałać, ale skoro nagromadziło się nad tym projektem aż tyle czarnych chmur, to coś chyba nie poszło zgodnie z planem.
Muzyka jaką tworzycie w Saxon jest bardzo zorientowana na gatunek, w którym się poruszacie. Czy czujesz się przez to w jakiś sposób ograniczony? Wyobrażasz sobie któregoś dnia wyjść poza ramy heavy metalu i zmieszać wasze brzmienie z czymś nowocześniejszym?
Nie sądzę aby kiedykolwiek coś takiego miało miejsce. Co innego jeśli byłby to jakiś gościnny występ na płycie innego artysty, ale osobiście nigdy nie wydamy czegoś co nie będzie heavy metalem. Ten właśnie gatunek lubimy grać i słuchać, dlatego nie widzę potrzeby zmiany kierunku zespołu. Saxon to ciężkie gitary i mocny wokal i nic tego nie zmieni. Nasi fani wiedzą czego się po nas spodziewać, a my nie mamy zamiaru ich zawodzić. Każdy wygrywa i wszyscy są zadowoleni.
Rozumiem zatem, że nie macie problemu z szufladkowaniem was pod hasłem - heavy metal?
Zdecydowanie nie. Saxon już dawno temu przeszedł z ciężkiego rockowego grania na coś co przyjęło się z czasem nazywać heavy metalem. Pragnę wierzyć, iż gdzieś po drodze w jakimś stopniu nawet pomogliśmy zdefiniować ten gatunek, dlatego nie mamy najmniejszego problemu z klasyfikowaniem nas pod tym właśnie szyldem. Mamy przy tym sporo melodyjnych piosenek, które są dość komercyjne jak na twórczość Saxon. Do takich zaliczyłbym chociażby utwór "747". Taki jest jednak nasz styl i mamy szczęście go kultywować już od tylu lat.
Z uwagi na staż samego zespołu znacie się już jak łyse konie. Czy podczas kolejnych tras koncertowych nie masz już ochoty zmienić towarzystwa (śmiech)?
Jeszcze się nie pozabijaliśmy i nic nie wskazuje na to, aby kiedyś miało do tego dojść (śmiech). Dzisiaj mieliśmy małą kłótnie odnośnie kilku drobnych błahostek, ale generalnie żyjemy w symbiozie i szybko rozwiązujemy wszelkie nieporozumienia.
Czego najchętniej lubisz się napić przed lub po koncercie?
Często wypijam kieliszek czerwonego wina zanim wyjdziemy na scenę. To samo po koncercie tyle, że w dużo mniej kontrolowanych dawkach (śmiech). Chłopaki preferują natomiast piwo na scenie, więc każdy jest zadowolony.
Słuchałeś ostatnio jakiegoś dobrego albumu?
Szczerze powiedziawszy nie mam na to za bardzo czasu. Jeśli już trafia się chwila wytchnienia to najczęściej puszczam stare płyty AC/DC, Judas Priest czy Deep Purple. Nie znaczy to jednak, że stronię od nowych wydawnictw i zespołów. Lubię to co dzieje się na scenie szwedzkiej i brytyjskiej. Nie tylko w zakresie heavy metalu ale również progresywnego rocka, którego jestem wielkim fanem. Nie ograniczam się do jakiegoś jednego specyficznego gatunku. Słucham tego co akurat wpadnie mi w ucho.
Wolisz teraz grać dla większej publiczności, czy występować na bardziej kameralnych imprezach?
Tak długo jak ludzie czerpią przyjemność z słuchania naszych piosenek, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Jeśli między tobą a publiką jest dobra atmosfera to przestajesz się zastanawiać nad tym dla ilu ludzi grasz.
Na przełomie lat pojawiło się wiele zespołów metalowych, które z jakiś przyczyn nie trafiły do mainstreamu. Co takiego powinien posiadać zespół, aby móc zapisać się na kartach muzycznej historii?
W pierwszej kolejności potrzebna jest oczywiście dobra piosenka. Nie mniej ważny jest sam skład zespołu, który powinien być czymś więcej niż tylko grupą ludzi występujących razem na scenie i odpowiednia obsługa techniczna. W sprawach biznesowych i marketingowych warto mieć ponadto przy sobie osoby, którym można zaufać. Trzeba pamiętać, że mimo wszystko granie muzyki to również biznes, o który ktoś musi zadbać. Nie da się wszystkiego załatwić samym talentem. Nie bez znaczenia jest również szczęście. Trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie.
Który album w waszej dyskografii oceniasz najwyżej?
Moje zdanie na ten temat zmienia się tak naprawdę każdego dnia. Podczas trasy promującej "Call to Arms" graliśmy kilka piosenek z "Power & The Glory" i chyba to jest mój obecny faworyt. Dobrze wspominam ten krążek i nadal świetnie gra się z niego kawałki. Oczywiście nasze najnowsze wydawnictwo jest też w tej chwili jednym z moich ulubionych zważywszy na to, iż stanowi treść owej trasy. "Call to Arms" to właściwie jeden z najlepszych albumów jakie nagraliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. Prace nad nim przebiegały w bardzo zdrowym tempie i generowały sporo dobrej energii. Podoba mi się to jak jest nagrany i co sobą reprezentuje. Posiada dużo mocy i oddaje nasze nastawienie do życia, czego nie udało nam się uchwycić na kilku poprzednich krążkach.
Czy masz jakiejś dobre wspomnienia związane z Polską?
Strasznie dobrze nam się tu gra za każdym razem kiedy wpadamy. Są takie kraje w których publika reaguje wyjątkowo żywiołowo i Polska jest jednym z nich.
Michał Lis