Gildas Le Pape (Satyricon)
Wywiady
2011-12-28
Gildas Le Pape - francuski gitarzysta w norweskim Satyricon opowiedział nam o swoich gitarowych początkach, urokach Kraju Fiordów i miłości do jazzu.
Spotkaliśmy się przypadkiem na tegorocznym Hellfest, na... postoju taksówek. Była mniej więcej 2:30 w nocy, temperatura w okolicach zera, a nam właśnie zwiała sprzed nosa taryfa, wypchana po brzegi Anglikami. W oczekiwaniu na kolejne auto, zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Gildas jest Francuzem, który od kilku lat mieszka w Oslo, a do tego gitarzystą. "Tak, a gdzie grasz?". "Tu i tam" - odpowiedział wymijająco. "OK, ale gdzie konkretnie". "Między innymi w Satyricon...". Nie pozostało nam nic innego, jak tylko umówić się na wywiad. Trwało to długo, ale w końcu się udało.
Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z gitarą?
Powiedziałbym, że stało się to właściwie przez przypadek. W szkole mogliśmy wybierać między różnymi zajęciami pozalekcyjnymi - sport, gry i takie tam. Zdecydowałem się na gitarę, kiedy miałem 9 lat, po prostu, żeby sprawdzić, jak to będzie. Szybko to polubiłem, więc grałem dalej. Wkrótce potem, mniej więcej po roku, powoli zacząłem samodzielnie odkrywać całe bogactwo muzyki.
Kto był dla ciebie gitarowym wzorem?
Kiedy zaczynałem, nie miałem żadnego wzorca. Szybko jednak cofnąłem się w swoich poszukiwaniach do rocka późnych lat ’50 i ’60. Moim ulubionym zespołem był wtedy The Beatles. Później odkryłem Ramones, a jeszcze później AC/DC. Jeśli więc miałbym wymienić kogoś konkretnego, myślę, że moim pierwszym gitarowym bohaterem był Angus Young.
Brałeś lekcje, uczęszczałeś do szkoły muzycznej, czy jesteś samoukiem? Krążą różne opinie na temat przydatności profesjonalnego muzycznego kształcenia. Co sądzisz na ten temat?
Nigdy nie uczęszczałem do konserwatorium, ale nie jestem 100% samoukiem. Na początku, przez jakieś 3-4 lata, chodziłem na zajęcia do miejskiej szkoły muzycznej. Tam załapałem podstawy, ale prawie wszystkiego nauczyłem się samodzielnie, grając w domu do płyt. Musiałem wtedy (i wciąż muszę) zagrać każdy kawałek, który lubiłem. Siadałem więc, spisywałem transkrypcję i grałem. Gdy skończyłem 18 czy 19 lat, a granie pochłaniało mnie w coraz większym stopniu, zainteresowałem się solówkami i podobnymi rzeczami. To wtedy zacząłem uczyć się z instruktażowych filmów video. Kiedy nieco później odkryłem jazz, wziąłem parę lekcji u kilku utalentowanych gości. Mój muzyczny rozwój nie przebiegał w typowy sposób, ciężko więc wypowiadać mi się w kwestii zalet czy minusów edukacji muzycznej. Miałem okazję grać z wieloma niesamowitymi muzykami, którzy nie mieli pojęcia, czym jest akord A7. Wydaje mi się jednak, że nie jest źle, kiedy potrafisz odpowiednio nazwać to, czym zajmujesz się na co dzień.
Czy pamiętasz jeszcze (a może nawet wciąż masz) swoją pierwszą gitarę?
No pewnie! Pierwsza była gitara klasyczna, a wkrótce po niej dostałem pierwszego elektryka, tanią kopię Stratocastera. Nadal mam obydwie.
Kiedy się poznaliśmy, powiedziałeś, że jesteś "profesjonalnym gitarzystą", a nie gitarzystą tego czy innego zespołu. Myślę, że w ten sposób, zapewne w pełni świadomie, podkreśliłeś, że nie chcesz dać się zaszufladkować ani przywiązać do konkretnej stylistyki. Mam rację?
To prawda. Nie ograniczam się tylko do ekstremalnego metalu, zacząłem uważać się za gitarzystę sporo wcześniej przed dołączeniem do Satyricon. Jestem cholernie szczęśliwy, że gram w Satyricon. Kiedy usłyszałem ich po raz pierwszy, gdy miałem 15 czy 16 lat, z miejsca stali się moją ulubioną metalową kapelą. Występowanie razem z nimi wciąż jest dla mnie super sprawą i pewnie mógłbym się z tym teraz obnosić, ale prawdę mówiąc nie uważam się dzisiaj za metalowca, choć wciąż lubię niektóre zespoły z tej stylistyki. Powiedzmy, że w tej chwili bardziej kręci mnie jazz oraz niektóre gatunki rocka.
Co Francuz robi w Norwegii? Czy znalazłeś się w Oslo w związku z pracą w Satyricon, czy z innego powodu?
Przeprowadziłem się do Oslo, kiedy dostałem zajęcie w Satyricon; dzięki temu granie w kapeli stało się prostsze, ale za tą decyzją stały jeszcze inne powody. Kiedy skończyłem we Francji studia lingwistyczne, próbowałem łączyć pracę tłumacza (wolnego-strzelca) z graniem muzyki, jednak po pewnym czasie poczułem, że muszę wykonać jakiś konkretny ruch. Zacząłem myśleć o wyprowadzce z kraju. Od dawna byłem w kontakcie z ludźmi ze Skandynawii, nie tylko przez muzykę, więc dalej sprawy potoczyły się całkiem naturalnie.
Dobrze odnalazłeś się w tym kraju? Nie przeszkadzają ci różnice klimatyczne, długie zimy i inne jedzenie?
Nie da się ukryć, że jedzenie w Norwegii do najlepszych nie należy. Przede wszystkim, trudno tu znaleźć świeże, surowe produkty, których jakość byłaby porównywalna z tą, do jakiej przywykłem we Francji. Jeśli jednak chodzi o pozostałe kwestie, jestem tu całkiem szczęśliwy. Bardzo lubię norweski klimat i tutejszą przyrodę, zwłaszcza północnej Norwegii, gdzie byłem już kilka razy. Jest po prostu fantastyczna!
O skandynawskim systemie, ułatwiającym start początkującym muzykom (np. sale prób świetnie wyposażone w instrumenty, etc.) krążą niemal legendy. Jak porównałbyś to z sytuacją we Francji, czy tam młodzi muzycy mają jakiekolwiek wsparcie ze strony władz samorządowych albo organizacji społecznych?
Nie znam sytuacji w szczegółach, ale bez wątpienia we Francji młodzi muzycy czy początkujące zespoły raczej nie mają co liczyć na pomoc i wsparcie. W porównaniu z Norwegią, Francja to duży, a przy tym wyraźnie biedniejszy kraj. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miał tam dostęp do jakichkolwiek udogodnień, nie licząc tych, które uzyskałem dzięki kontaktom czy znajomościom z odpowiednimi ludźmi. Teraz od czasu do czasu prowadzę gitarowe warsztaty w Oslo i okolicach, miałem więc okazję przekonać się na własne oczy, jak dobrymi warunkami i sprzętem dysponują tu młodzi muzycy.
W jaki sposób trafiłeś do Satyricon? Czy twoja rola ogranicza się tylko do grania w zespole na żywo czy masz jakiś wpływ na działalność kapeli? Czy Satyr brał pod uwagę twoją opinię (albo Steinara, który gra z nim znacznie dłużej), kiedy powstawał materiał na "The Age of Nero"?
Kiedy Satyricon szukał gitarzysty, po prostu skontaktowałem się z nim przez e-mail. Poleciałem do Oslo, żeby wziąć udział w przesłuchaniu, i w rezultacie, przyjąć tę posadę. Zostałem zatrudniony jako gitarzysta koncertowy, co generalnie oznaczało, że miałem występować z kapelą na żywo, ale bez udziału w procesie komponowania materiału. Teraz moja pozycja w zespole zaczęła się zmieniać. Jestem zaangażowany w pre-produkcję nowego albumu oraz wezmę udział w jego rejestracji, co bardzo mnie cieszy. Jeśli chodzi o "Age of Nero", odpowiedź brzmi: nie. Album został skomponowany przez Sigurda, nie mieliśmy okazji wyrazić swojej opinii na temat poszczególnych kawałków czy aranży. Większość utworów usłyszałem po raz pierwszy dopiero, gdy płyta została już nagrana.
Na żywo sprawiacie wrażenie doskonale zorganizowanej i perfekcyjnie współpracującej maszyny (wasze synchroniczne machanie głowami robi wrażenie). Ćwiczycie to regularnie z zespołem? Jakie relacje panują między Satyrem i Frostem a tobą i resztą sesyjnych muzyków?
Szczerze mówiąc, tego typu prób mieliśmy raczej niewiele. Momenty synchronicznego headbangingu, o których wspomniałeś, są ustalane wcześniej. Reszta wychodzi całkiem naturalnie. Co do relacji w zespole, mógłbym określić je jako kombinację przyjaźni i profesjonalizmu. Przede wszystkim, skupiamy się na pracy, ale zdarza się nam również wyskoczyć razem na obiad. Steinara znam lepiej niż pozostałych, z różnych powodów, zaczynając choćby od tego, że obydwaj jesteśmy gitarzystami...
Czy miałeś jakieś trudności w opanowaniu materiału Satyricon? Trudno raczej uznać twórczość tego zespołu za szczególnie skomplikowaną pod względem technicznym.
Z jednej strony chciałbym się zgodzić, że kawałki Satyricon nie są szczególnie skomplikowane, ale z drugiej, nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek odtworzył je prawidłowo. Myślę więc, że chyba jednak nie są aż tak łatwe do zagrania, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Większość materiału oparta jest na rockowych strukturach, co wymaga nie tylko typowych, 'metalowych' umiejętności, ale także wyjątkowego wyczucia timingu, z czym wielu muzyków grających ekstremalny metal nie radzi sobie zbyt dobrze. Nauka i odgrywanie utworów nigdy nie stanowiły dla mnie problemu. Jako zespół, przede wszystkim koncentrujemy swoją uwagę na jak najwyższym poziomie wykonawczym, a naszym zasadniczym celem jest doskonałe brzmienie kapeli jako całości.
Za to Spiral Architect to zupełnie inne podejście do techniki. Szczerze mówiąc, nie tylko nie miałem pojęcia, że z nimi grasz, ale nawet nie wiedziałem, że ten zespół jest wciąż aktywny. Domyślam się, że trafiłeś tam dzięki znajomości ze Steinarem?
Póki co, pełnię w Spiral Architect rolę muzyka sesyjnego. Zaangażowali mnie na koncert, jedyny, który zagrali w ubiegłym roku. Przypuszczam, że przyjaźń ze Steinarem okazała się pomocna, ale przede wszystkim jestem fanem tego zespołu i myślę, że po prostu pasuję do niego jako muzyk. Miałem już wcześniej okazję grać z Larsem i pamiętam, jaki był zdziwiony, gdy przekonał się, jak wiele riffów Spiral Architect potrafiłem odegrać. Znałem wcześniej także pozostałych chłopaków z kapeli, więc to dość naturalne, że kiedy potrzebowali kogoś do pomocy, zwrócili się właśnie do mnie.
Co dzieje się teraz pod tym szyldem? Możemy liczyć na nowy album, w końcu od wydania debiutu minęło już 12 lat...
Niestety, nie mogę wypowiadać się na ten temat. To nie moja rola. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej przyszłości materiał sygnowany logo Spiral Architect ujrzy światło dzienne.
Jak odnalazłeś się w stylistyce Spiral Architect? To znacznie bardziej techniczna muzyka. Próbujesz przemycać do zespołu swoje doświadczenie związane z grą jazzu?
Nie, raczej nie. Grałem sporo technicznego stuffu, kiedy byłem młodszy i zanim zacząłem interesować się jazzem. Zresztą, nie ma większych muzycznych podobieństw między jazzem, a tym, co gram w Spiral Architect. Już wcześniej miałem opracowanych większość kawałków zespołu. W końcu, jak już mówiłem, jestem jego fanem!
W ten sposób dotarliśmy do jazzu, który, jak podkreślasz, daje ci najwięcej satysfakcji. Dlaczego? Co znajdujesz w tej muzyce, czego brak innym gatunkom?
Masz rację. Kocham jazz, kocham improwizację. Zdecydowanie bardziej koncentruję się na rozwoju swojego własnego stylu w dziedzinie jazzu niż w innych gatunkach. To dla mnie bardzo ważne. Uwielbiam wyzwania i to właśnie jazz jest gatunkiem, który dostarcza mi ich najwięcej.
Jazz i metal. Czy wszechstronność to klucz do rozwoju gitarowego warsztatu? Czy, twoim zdaniem, granie oznacza ciągłą naukę?
Nie sądzę, żeby wszechstronność była aż tak ważna dla rozwijania gitarowych umiejętności. Bez wątpienia jednak będzie pomocna, jeśli zamierzasz żyć z grania, a nie tworzysz hitów! Wielu wymiataczy jest doskonałych tylko w tej jednej szufladce, którą opanowali. Moim zdaniem, na pewno dobrze jest posiadać umiejętność odnajdywania się w różnych stylach oraz słuchać zróżnicowanej muzyki. Wokół zawsze znajdzie się coś, czego warto się nauczyć.
Zajmujesz się przede wszystkim swingiem i hard bopem. Nie jestem ekspertem, ale hard bop nie kojarzy mi się szczególnie z gitarą, a bardziej z saksofonem czy fortepianem. Ponadto, to raczej domena czarnoskórych muzyków?
Tak, to prawda, że gitara nie jest instrumentem szczególnie eksponowanym w jazzie. Zdecydowanie jednak hard bop, i generalnie, jazz to dziedziny nie tylko czarnoskórych muzyków. Hard bop wywodzi się z be-bopu i, jak słusznie zauważyłeś, to w tej chwili mój ulubiony styl jazzowy. Zaczynałem od gypsy jazzu i szkoły Django Reinhardta. Zagłębiam się także w swing. To całkiem inny styl grania, z dużą ilością arpeggiów i innych specjalnych, unikalnych technik.
Grasz teraz w jakichś jazzowych projektach? Jak wygląda jazzowa scena w Oslo i generalnie w Norwegii? Co myślisz o takich projektach, jak Shining, który zwłaszcza ostatnim albumem zrobił prawdziwą furorę.
Udzielam się w trio, z którym czasem koncertujemy w Norwegii. Gramy gypsy jazz w klasycznym zestawieniu: dwie gitary i kontrabas, ale mamy też w repertuarze sporo współczesnych utworów, mój styl jest więc również nowocześniejszy niż typowy gypsy jazz. W tej chwili kompletuję również skład mojego hard bopowego kwartetu. Norweska scena jazzowa jest nie tylko całkiem aktywna, ale też mocno awangardowa. Shining był kiedyś powiązany z jazzem, ale nowy album nie ma już z tą stylistyką nic wspólnego. Jak dotąd, widziałem ich dwa razy na żywo, chłopaki potrafią przyłoić...
Czy któryś z gitarzystów jazzowych szczególnie cię inspiruje? Widziałem w sieci film, na którym prezentujesz próbki sweepingu w stylu Franka Gambale.
Rzeczywiście, Frank Gambale jest jednym z moich ulubionych gitarzystów, i choć nie przepadam za fusion jazzem, on akurat wciąż mnie zadziwia. W tej chwili mógłbym wymienić jeszcze Pata Martino i Wesa Montgomery'ego. Bardzo lubię także George'a Benso, Biréli Lagrene oraz Serge Kriefa.
Sporo grasz jako gitarzysta sesyjny. Jakie są, twoim zdaniem, zasadnicze blaski i cienie tej roboty?
Podstawowa zaleta to możliwość doskonalenia tych stylów, z którymi zazwyczaj ma się mniej do czynienia na co dzień. Poza tym, to także dobra okazja do poznawania nowych ludzi. Prawdziwym wyzwaniem jest konieczność opanowania nowego materiału w naprawdę krótkim czasie, ale jeśli o mnie chodzi, właśnie to lubię. Nie widzę właściwie żadnych złych stron tego zajęcia. Jeśli tylko nie przerażają cię misje niemożliwe do wypełnienia, wszystko jest w porządku!
W naszym magazynie częstokroć prezentujemy postaci gitarzystów, który brali udział w rejestracji setek płyt; słychać ich partie w wielkich przebojach, współpracowali z prawdziwymi gwiazdami, ale ich nazwiska potrafi wymienić jedynie garstka wtajemniczonych. Czy odnalazłbyś się w takiej roli?
Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale generalnie dla mnie najważniejsza jest muzyka, a nie bycie na świeczniku. Oczywiście, zawsze przyjemnie jest być rozpoznawalnym, zwłaszcza, jeśli jakiemuś zajęciu poświęciłeś większą część życia, i osiągnąłeś na danym polu sukces. Gdybym chciał zyskać sławę, musiałbym odpuścić sobie zapewne granie zarówno black metalu, jak i jazzu.
Którą z sesyjnych fuch wspominasz najgorzej?
(śmiech) Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie!
Powiedz parę słów o swoich gitarach. Na jakich instrumentach grasz w Satyricon, a jakich używasz do grania jazzu?
Jestem endorserem ESP, gram na customowej gitarze z mostkiem Floyd Rose i przetwornikami EMG sygnowanej przez Jeffa Hannemana. To niesamowity instrument, z pewnością najlepsza metalowa gitara, jaką kiedykolwiek miałem, o bardzo wyrównanym i agresywnym brzmieniu. Jestem także endorserem EMG oraz Dunlopa. Drugą gitarą, na której gram w Satyricon, jest LTD Jeff Hanneman, tańsza siostra tej, o której mówiłem przed chwilą. Do jazzu używam Epiphone Emperor Regent, wyposażoną w struny z płaską owijką. Znakomita gitara i przy tym dość tania. Ma świetne brzmienie, zarówno akustyczne, jak i po przepuszczeniu przez wzmacniacz. Gra mi się na niej bardzo wygodnie.
A reszta sprzętu? Wzmacniacze, efekty, etc.
W Satyricon używam głowy Mesa Boogie Dual Rectifier, multiefektu BOSS i dosłownie kilku innych zabawek. W Spiral Architect korzystam z systemu MIDI Rolanda w połączeniu z procesorem efektów Rolad VG-99. Zamocowałem przetwornik MIDI w mojej ESP LTD MH-1000. Czasem używam jakichś pożyczonych efektów, ale generalnie preferuję raczej prosty zestaw.
Zaliczasz się do grona sprzętowych maniaków? Interesują cię nowinki ze świata gitary?
Nie, nie za bardzo. Staram się wiedzieć, co w trawie piszczy, ale to wszystko. W tej chwili zastanawiam się nad zmianą kostki. Przez ponad 10 lat używałem kostek Dunlop Jazz III, ale w okolicach marca, za radą pewnego znanego jazzmana, zacząłem wypróbowywać inną markę. Zmiana wpłynęła na brzmienie wprost niewiarygodnie! W tej chwili wciąż je testuję.
Jesteś Francuzem, próbowałeś już wina marki Wongraven? Sigurd kończy podobno kurs enologiczny. Próbowałeś wykazać mu wyższość win francuskich nad włoskimi? (śmiech)
Tak się składa, że nie piję wina. Zawsze kiepsko się po nim czuję, przynajmniej po czerwonym. Dlatego, szczerze mówiąc, raczej nie rozmawiamy na ten temat.
Co powiedziałbyś na koniec młodym adeptom gitarowego rzemiosła?
Słuchajcie tylu płyt, ilu tylko zdołacie, najlepiej w każdej możliwej stylistyce.
Dzięki za wywiad!
To ja dziękuję. Pracuję obecnie nad rozwinięciem mojej muzycznej obecności w Internecie, sprawdź więc za jakiś czas, co u mnie słychać.
Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka