Unikam wartościowania nagranych przeze mnie płyt na lepsze i gorsze czy mniej i bardziej ważne, natomiast zawsze będę wyróżniał nagrania dokonane pod muzycznym przewodnictwem Grzegorza Ciechowskiego, mojego nieodżałowanego mentora i przyjaciela. Lubię przytaczać anegdotę o początkach naszej współpracy. Graliśmy wspólny koncert w Drawsku Pomorskim - Chłopcy z Placu Broni i Republika. Po koncercie Grzegorz usłyszał mnie w roli akompaniatora podczas biesiady hotelowej i zaufał mi do tego stopnia, że niedługo później zaprosił mnie do nagrania płyty Justyny Steczkowskiej, a potem do paru innych równie ważnych projektów. Przede wszystkim zawdzięczam mu to, że całą moją młodzieńczą nadprodukcję różnych pomysłów gitarowych potrafił wyselekcjonować i wyłowić te idee, które wnosiły wiele do jego koncepcji, a których ja często nie potrafiłem na bieżąco odpowiednio ocenić. Podczas pracy z nim zawsze eksplodowałem tysiącem różnych pomysłów. Grzegorz pomagał mi w wyborze tych właściwych fraz i pod tym względem był producentem niebywale kreatywnym o wielkim wyczuciu i muzycznym smaku, był wręcz geniuszem twórczym. Do dzisiaj za swoją najlepszą gitarową płytę uważam "Grzegorza z Ciechowa", album bazujący na polskim folku, który był dla mnie pewnego rodzaju poligonem doświadczalnym. Nagraliśmy go już kilkanaście lat temu, więc oczywiste jest, że dzisiaj skorzystalibyśmy zapewne z innych loopów, a być może część rzeczy zrobilibyśmy inaczej, jednak podpisuję się pod każdym dźwiękiem, który na tej płycie zagrałem. Była to dla nas wielka zabawa, ale także wyzwanie artystyczne. Gram tam tappingami, ciężkimi przesterami, straszę Floydem, gram też fragmenty fraz jazzowych, techniki flamencowe, wielogłosy itp. Grzegorz takie podejście akceptował i stymulował, bawiło go to równie mocno jak mnie. Ten krążek jest bardzo witalnym kalejdoskopem muzycznym. Od 14 lat towarzyszę na scenie i w studio Grzegorzowi Turnauowi. Z nim z kolei nagrałem najbardziej wysmakowane i finezyjne albumy. Grzegorz jest artystą tak niebywale twórczym i tak szeroko widzącym muzykę - zarówno symfonicznie, jak i jazzowo, jazz-rockowo - że trudno czasem nadążyć za jego sposobem myślenia, harmonizowania czy frazowania. Niejednokrotnie wymaga to przestrojonych gitar, kapodasterów, gruntownej analizy i przemyślenia opalcowania, tak więc granie z Grzegorzem jest z pewnością niemałym wyzwaniem dla gitarzysty. Szczególnie na początku kosztowało mnie to wiele wysiłku. Jestem bardzo szczęśliwy i spełniony, mogąc realizować się w muzyce Grzegorza Turnaua. Od czterech lat mam przyjemność występować z nim w kameralnej formie duetu. Nie ukrywam, że jest to kolejny stopień trudności, ale i olbrzymia satysfakcja dla instrumentalisty. Przez 10 lat współtworzyłem Brathanki. Rok temu, szukając nowej drogi gitarowej, świadomie opuściłem tę grupę i jestem zadowolony z tego, że chcąc się nadal rozwijać, dzisiaj robię już zupełnie inne rzeczy. Niemniej jednak nie mogę deprecjonować ważnych dźwięków, które tam zostawiłem. Jestem współautorem największych przebojów grupy i autorem znacznej części aranży. Pozostawiłem po sobie na płytach niemało fajnej gitarowej muzyki. Zauważyłem nawet, że Czytelnicy waszego magazynu analizują i dokonują transkrypcji moich "brathankowych" solówek. Jest mi niezwykle miło z tego powodu. Nigdy nie ukrywałem, że pod płaszczykiem wesołego folku kryje się sporo trudnej (pod względem wykonawczym) gitarowej muzyki. Większość zespołów, z którymi grałem na przestrzeni dwudziestu lat, była dla mnie ważna, nie chciałbym nikogo pominąć, ale - choć może to kogoś zdziwić - pragnę wyróżnić Chłopców z Placu Broni, czyli zespół, z którym zobaczyłem pierwsze prestiżowe, wielkie i profesjonalne polskie sceny. Z dużą przyjemnością wspominam również czas spędzony w grupie Edyty Górniak, gdzie z kolei grałem z moim do dzisiaj niedoścignionym gwiazdorskim dream teamem: Żaczkiem, Dąbrówką i Sztabą, a także z Anią Szarmach, Kasią Cerekwicką i Krzyśkiem Pietrzakiem w chórku. Nawet jeśli zabrzmi to odrobinę nieskromnie, twierdzę, że ciężko zgromadzić na scenie równie mocną ekipę. Istotnym i mocno osobistym, choć okazjonalnym, projektem są dla mnie Giganci Gitary, gdzie gram z moim wieloletnim przyjacielem Ryszardem Sygitowiczem i legendarnym Mietkiem Jureckim.