Tomasz Woźniak
Po Jarku Szubrychcie za napisanie biografii jednego z najpopularniejszych zespołów thrashmetalowych zabrał się inny krajowy dziennikarz, Tomasz Woźniak. Tym razem bohaterami książki nie jest są jednak muzycy Slayera, ale członkowie innej, równie interesującej formacji - Nevermore.
Ponieważ pomysł chwycił postanowiłem pójść za ciosem. W dalszej kolejności miały powstać podobne opracowania o Manilla Road i Nevermore. Pod koniec listopada 2009 roku zacząłem segregować, chronologicznie grupować i uzupełniać swoje materiały o ekipie Warrela Dane’a, a miałem tego "pod ręką" naprawdę sporo. Już wówczas powstał zarys bardzo obszernego opracowania. Dopowiem, że przed 2004 rokiem, czyli zanim wystartował Pure Metal, miałem prowadzoną - przez mego kuzyna Jarka Górskiego - stronę internetową poświęconą grupom Sanctuary i Nevermore. Przez cały okres funkcjonowania Czystego Metalu gromadziłem wszelkie materiały na temat kapeli z Seattle, wiele z nich zresztą ukazywało się w magazynie, dochodziły nowe wywiady, ciągle coś przybywało. Na początku 2010 roku zdałem sobie sprawę, że pod względem objętości nie zapełnię jednego a przynajmniej dwa, a może nawet trzy magazyny... i wówczas zaświtała mi myśl, aby spróbować przygotować książkę. Ale po kolejnym miesiącu intensywnego pisania niemal porzuciłem ten zamiar! Dlaczego? Bo nie wierzyłem w siebie, w swoje możliwości i pisarskie umiejętności, które - według mnie za wysokie nigdy nie były. Co innego pisanie na potrzeby internetowego portalu, czy nawet drukowanego magazynu, a co innego książka! Chciałem zrezygnować, gdyż uważałem, że nigdy nie uda mi się napisać choć w połowie tak dobrym i przystępnym "językiem", jak uczynił to Jarek Szubrycht w swojej książce, poświęconej Slayerowi, czy wspomniana już wyżej moja koleżanka Gosia, autorka pierwszej naprawdę dogłębnej biografii Paradise Lost. Ich prace po prostu chłonie się, daleko mi do takiego poziomu. Na szczęście dla dobra sprawy, że się tak wyrażę, do akcji z kilkoma mocnymi słowami wkroczyła Małgosia, w efekcie czego z jeszcze większym zapałem zabrałem się do pracy. Muszę w tym miejscu jeszcze powiedzieć, że ogromnego wsparcia przez znaczny czas powstawania książki udzielał mi mój kuzyn Jarek, tłumacząc wiele wywiadów i tekstów utworów Dane’a oraz parokrotnie przywoływana już tu koleżanka, dzięki której tak mocno zaangażowałem się w rozgryzanie i opisywanie warstwy lirycznej twórczości Warrela. Ostatnim dylematem czy też problemem była kwestia samego druku oraz oprawienia kartek. Szukałem wydawcy dla swojej książki oraz drukarni, która podjęłaby się druku możliwie najmniejszego nakładu. Z uwagi na brak funduszy postanowiłem, że składem i pierwszą korektą zajmę się sam.
Na początku maja 2010 odezwał się do mnie - po dość długiej przerwie Tomek Włodarczyk, obecnie mieszkający w San Francisco, jeden z moich najlepszych współpracowników z czasów "Pure Metal". Tomek wiedział od kilku miesięcy o tym, że piszę książkę, wspomniałem mu na samym początku prac nad "Wrogami rzeczywistości". To od niego dowiedziałem się o reaktywacji Sanctuary. Tomek zaproponował mi momentalnie wsparcie w wywiadach. Jeszcze w maju przygotowałem i wysłałem do Stanów trzy zestawy pytań, do Warela, Jeffa i Lenny’ego Rutledge’a lidera Sanctuary. Niestety do dziś nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie wiem czy te pytania dotarły do muzyków, czy utknęły gdzieś wśród osób pośredniczących. Jedno jest pewne - muzycy Nevermore z ogromnym entuzjazmem przyjęli wiadomość, że ktoś w dalekiej Polsce pisze o nich książkę. Jednak bezpośredniego kontaktu z żadnym z nich nie mam, choć wciąż o takowy się staram.
Kiedy już książka ukazała się, a jednym z jej nabywców okazał się wielki fan Nevermore - kolega Robert Grzesiak, autor pierwszego w Polsce artykułu o Sanctuary (z 1990 roku), kapeli z której powstało Nevermore, sprawy nabrały trochę innego wymiaru. Spotkaliśmy się dwa razy i Robert namówił mnie i przekonał do tego, by wesprzeć muzyków Nevermore, by ich twórczość choć trochę jeszcze rozpropagować. Jak to zrobić? Właśnie przez próbę dotarcia do możliwie największego grona odbiorców, do ludzi którzy nie uczestniczą w życiu for internetowych, na których pojawiły się tematy o książce, nie śledzą codziennie wiadomości na portalach czy serwisach poświęconych muzyce metalowej. Stąd większa promocja w Internecie, stąd będzie jeszcze próba promocji na łamach magazynów muzycznych.
Od siebie dodam, że cały pierwszy rzut "Wrogów rzeczywistości" (66 sztuk) w ciągu 1,5 miesiąca rozszedł się. Jest jednak możliwość dodruku praktycznie (prawie) dowolnej ilości egzemplarzy, a dolna granica nie naraża mnie na zbyt duże koszty i ryzyko, że zostanę w kilkudziesięcioma egzemplarzami "w ręku".
Dla największych maniaków Nevermore przygotowałem w formie uzupełnienia/dopełnienia drugą książkę, zatytułowaną "Wizjoner Dane", poświęconą lirykom i twórczości wokalisty i pisarza.
Odnośnie pierwszej części pytania, myślę że duże znaczenie miał fakt, że Nevermore zaistniało w okresie, kiedy klasyczne odmiany metalu zostały - przez media kreujące style i mody oraz wytwórnie płytowe - zepchnięte na margines sceny. Pierwsza połowa lat 90. XX wieku nie sprzyjała popularyzacji power/thrashu z nowocześniejszym brzmieniem i bardziej technicznym zacięciem. Amerykanie zaczynali w momencie, gdy uwaga większej części sympatyków ciężkich odmian rocka i metalu skierowana była już na inne gatunki. Nevermore w końcu zdobyło powszechny szacunek i uznanie, ale trochę to trwało, jednakże popularnością nie dorównało nie tylko tuzom, takim jak Slayer czy Megadeth, ale też kapelom, które zawsze kroczyły tuż, tuż, ale za czołówką. Mam tu na myśli Testament i Overkill. Myślę, że aspekt techniczny nie ma tu większego znaczenia, bardziej zwróciłbym uwagę na nietuzinkowy, bardzo zakręcony - zwłaszcza na pierwszych trzech płytach grupy - wokal, który pewną część odbiorców z pewnością odrzucał.
Najbardziej cieszę się jednak z mojego udanego powrotu w Tatry, po dziesięciu latach! Znów odżyłem jako "góral". Chciałbym już teraz każdego roku wracać w Tatry.
Jacek Walewski