Absolwent Akademii Muzycznej w Łodzi (dyplom 2011), a wiec osobnik, który posiada pełne prawo by tytułować się muzykiem, kompozytorem, a nawet edukatorem potocznie zwanym profesorem. W wymiarze artystycznym bliżej mu do impresjonistycznego malarza niż socrealistycznego rzeźbiarza, bo kolorami buduje swoją przestrzeń muzyczną.
To szerokie spektrum (Jazz / Rock / Klasyka), spowodowało, że szybko wykształcił własny styl z ekspozycją wirtuozerskich skłonności wykraczający poza estetykę fingerstyle. Zmaterializowanym efektem tej determinacji stał się wydany w lutym 2024 roku album "Eternal Flow" co stało się prowokacją do artystycznych dywagacji, a nawet śmiałych spekulacji na temat kondycji gitary w dzisiejszym tiktokowym świecie. Ale nim dotrzemy do meritum sprawy to wcześniej musimy sięgnąć do początków, więc czas zadać mistrzowi pierwsze, poznawcze pytanie.
Kuba, opowiedz nam proszę w teleexpresowym skrócie o swoich początkach wyłuskując najważniejsze wątki ze swojej dotychczasowej ekspansywności, oraz określ obecny stan faktyczny, czyli mówiąc innymi słowy powiedz nam proszę to, czego o tobie jeszcze nie wiemy.
Z wykształcenia jestem muzykiem klasycznym, choć nigdy nie czułem się przywiązany do jednego gatunku muzycznego, czy sposobu grania na gitarze. W trakcie i po studiach grałem już w różnych zespołach, głównie rocka. Wiele lat współtworzyłem zespół Solution, w którym rozwijałem się nie tylko jako muzyk, ale twórca. Oprócz tego przewinęło się wiele składów, wiele gatunków muzyki, od country, pop, muzykę latynoską (gram również na charango i cavaquinho) do akustycznej, klasycznej muzyki z elementami jazzu. Bardzo lubię również pracę muzyka sesyjnego, bo to jest dla mnie sposób na poszukiwanie różnych barw gitarowych, rozwój muzykalności i warsztatu. Poza tym uczę gry na gitarze.
Tommy Emmanuel, Martin Taylor, Preston Reed czy może inny równie zacny inspirator miał wpływ na twoją przyjaźń z gitarą, a może to wcale nie był gitarzysta?
Wiesz, początki z gitarą zaczęły się jak u wielu w moim pokoleniu – Metallica, Led Zeppelin, itp. Pierwsza była gitara akustyczna, ale zaraz doszła elektryczna, a po 2 latach poszedłem do szkoły muzycznej. Wiele lat fascynowali mnie artyści tacy jak Jeff Beck, The Allman Brothers Band, Dream Theater czy Pat Metheny ale również muzyka klasyczna czy filmowa. A z takich typowych fingerstylowców, to szczerze nie wiem, John Butler i choćciężko go określić fingerstylowcem ale Pat – fascynujący muzyk wiecznie szukający nowych rozwiązań i barw na instrumencie, rozszerzający jego możliwości od wielu dekad.
Tworząc swoją przestrzeń muzyczną stosujesz szerokie spektrum środków wyrazu, bo jak pokazuje twoja debiutancka płyta nie stronisz od brzmień elektronicznych, czasem ambientowych zestawiając je z naturalnością instrumentów smyczkowych. Gdzie więc przebiega granica twoich fascynacji dźwiękiem jako czystą formą?
Zdecydowanie brzmienie, dźwięk, barwa i współbrzmienia fascynują mnie podczas procesu twórczego. Czasem jakiś nietypowy akord, czasem brzmienie z jakiegoś pluginu, który wykorzystuję do produkcji elektronicznej sfery mojej muzyki inspirują mnie na tyle, że muzyka tworzy się praktycznie sama. Często lubię przełamać piękne dźwięki czymś nietypowym, przypadkowym czy nawet lekko – powiedzmy – brzydkim. Lubię się bawić dźwiękiem i poszukiwać nieszablonowych brzmień, ale utwory są tak skomponowane, że jakbym miał zagrać je na samej gitarze, bez wsparcia innych instrumentów i elektroniki, to i tak się obronią.
W twoim CV przeczytałem, że tworząc muzykę na album czerpałeś inspirację z ścieżek dźwiękowych filmów takich jak “Interstellar”, ”Władca Pierścieni”, ”Diuna”, a także z twórczości takich artystów jak: Ólafur Arnalds, Pat Metheny, Dhafer Youssef, Antonio Jobim czy The Cinematic Orchestra. To bardzo sugestywne wzorce bo uwrażliwiają na świat czyniąc go bardziej przyjaznym.
Zdecydowanie, zawsze szukałem w muzyce piękna, ale nie zawsze takiego oczywistego, również kręcą mnie bardzo pokręcone brzmienia typu Animals as Leaders, Polyphia, muzyka brazylijska, latynoska czy bałkańska. Gdzieś z każdego gatunku muzyki staram się coś wpleść do muzyki czy to harmonię, brzmienia, czy rytmikę. Na końcu liczą się dla mnie emocje jakie wywołuje na słuchaczu dany utwór.
Wsłuchując się w twoje kompozycje z albumu „Eternal Flow”, których jest w sumie 10, urzekł mnie nie tylko ich rozmach i dojrzałość, ale pedantyczność warsztatowa zarówno od strony wykonawczej jak i inżynierii studyjnej. Ile czasu przygotowywałeś to dzieło?
Pomysł nagrania płyty przyszedł mi do głowy około października 2021, ale realne pracę zacząłem w 2022. Część utworów stworzyłem już kilka ładnych lat temu na inny skład, ale je totalnie przearanżowałem lub przerobiłem na potrzeby płyty. Inne powstawały już po podjęciu decyzji o nagraniu tego albumu. Trochę się zeszło z tym od skończenia pierwszego utworu do momentu, gdy wreszcie złapałem w ręce swój krążek, ale trzeba było godzić jakoś prace nad płytą z innymi obowiązkami.
Utwory są powiązane tematem „Eternal Flow” – Wiecznego Przepływu, ujawniającym związek między przeszłością, teraźniejszością a przyszłością, oraz złożone połączenia między ludźmi. Trochę skomplikowana koncepcja.
I tak, i nie. Jak sobie popatrzymy, to każda nawet najbardziej nowatorska rzecz ma gdzieś korzenie w przeszłości. Jedno umiera po to, żeby drugiemu dać życie – Eternal Flow. Jeden z utworów – It’s All Right Here w skrócie jest o tym, że z jednej strony eksplorujemy kosmos nie patrząc na to jak niszczymy planetę, na której mamy wszystko co potrzebne, a z drugiej – o tym, że większość z nas ma tak, że chce czegoś, czego nie ma, a nie do końca docenia to, co jest obok.
Line up jest międzynarodowy, więc przedstaw swoich gości specjalnych, którzy wzięli udział w nagraniach.
Do współpracy zaprosiłem same bliskie mi osoby. Zacznę może od naszych polskich muzyków – w 6 utworach w produkcji pomógł mi nieoceniony Nikodem Sikorski świetny klawiszowiec, pianista i producent. Od niego trochę podpatrzyłem patentów i dużo się nauczyłem żeby później móc dokończyć krążek samemu. W dwóch kawałkach zdecydowałem się na użycie wiolonczeli, którą nagrał mi Maciek Baran z zespołu The Cellos. Kolejne solo nagrał mi mój przyjaciel, który, mimo że się urodził na Ukrainie, to mieszka w Polsce od prawie 20 lat – Denys Ostrovnoi na saksie sopranowym. Skład kompletuje najbardziej egzotyczny gość – mój brazylijski brat Vini Moraes, który nagrał swoje partie bębnów z Meksyku, a nagrywał go inżynier dźwięku z Argentyny. Więc w sumie w jednym z utworów – Energy&Matter – brali udział ludzie z łącznie 5 krajów.
Większość albumu opiera się na ekspozycji gitary akustycznej, ale w ten salonowy pejzaż dźwiękowy postanowiłeś wpleść również gitarę elektryczną. Czyżbyś czuł niedosyt humbuckerów?
Haha, P-90 w moim przypadku, zazwyczaj. Przede wszystkim nie chciałem, żeby mój album był jednowymiarowy, chciałem uniknąć powtarzania tego samego tricku w każdym utworze i sprawić, żeby moja muzyka była bardziej zróżnicowana. Ale generalnie to racja, uwielbiam również grać na elektrycznej gitarze i dzielę czas w miarę równomiernie między akustyczną i elektryczną. Tu gram 2 solówki jedną na moim barncasterze zrobionym przez Piotrka Jełowickiego z Lance Guitars i druga na Fenderze CS Michael Landau przez Labogę DS.-100. Wszystkie gitary akustyczne nagrałem na swoim ukochanym Furchu Millenium 25-CR, klasyczne są od pracowni lutniczej Ernest i Paweł Malinowscy.
Na rewersie opakowania widnieje informacja, że nagrania zostały zrealizowane w Dolby Atmos, czyli technologii uprzestrzennienia dźwięku, co rodzi pytanie: czy tradycyjny tor stereo jest już za ubogi, by konkurować z odsłuchem wielokanałowym w docieraniu do twoich gitarowych niuansów.
Absolutnie nie, po prostu stwierdziłem, że ponieważ moja muzyka jest dość przestrzenna i filmowo brzmiąca, to kinowa technologia Dolby Atmos może uwypuklić jej zalety, dodać coś dla koneserów, dla ludzi szukających trochę poszerzonych wrażeń, ale słuchanie w tradycyjnym stereo nie ujmie nic temu materiałowi.
Trochę mnie uspokoiłeś twierdząc, że nie będę musiał instalować głośników w suficie (śmiech). Oczywiście trochę poczytałem i dowiedziałem się, że system Dolby Atmos to bardzo detaliczne narzędzie pozwalające na możliwość przesyłania teoretycznie nieskończonej ilości ścieżek audio, które dynamicznie kierowane są do konkretnych głośników. W praktyce oznacza to że jesteśmy osaczani dźwiękami z każdej możliwej strony, bo dochodzą one do uszu nie tylko z przodu, z tyłu czy z boków jak w tradycyjnym kinie domowym, ale również z góry, co sprawia, że np. efekt padającego deszczu ma być bardziej naturalny, niżbyśmy osobiście stepowali z Gene Kellym w deszczowej piosence (Singin’ in the Rain). Jak zatem przebiega proces nagrywania gitary w tym systemie, co mnie szczególnie interesuje jako zardzewiałego stereocholika z ubiegłego stulecia.
Nie musisz nic instalować, ale możesz (haha). A tak na serio to nagrywanie instrumentów dalej działa standardowo, cała magia dzieje się w procesie miksu i masteringu, ale szczerze mówiąc techniczne detale zostawiam Michałowi Kupiczowi, który obrabiał moją muzykę. W dużym skrócie, najpierw zrobiliśmy miks i mastering w stereo, a potem ze stemów Michał rozrzucił to na dźwięk przestrzenny Dolby Atmos.
Pomijając technologię, to co mnie urzeka od pierwszych taktów na albumie "Eternal Flow" to jego symfoniczno-terapeutyczny walor, jakby był antidotum na uprzedmiotowienie codzienności. Przede wszystkim dominuje na nim nienachalna estetyka dająca słuchaczowi nieograniczone pole wyobraźni. Czy odbierasz już pierwsze pozytywne reakcje na swoje dzieło, które ukazało się na płycie CD dosłownie kilka dni temu.
W sumie to trafiłeś w punkt i nie jesteś chyba pierwszą osobą, dla której ta muzyka jest pewnego rodzaju terapią czy odskocznią od wszystkiego co się dzieje. Nie jest to muzyka stworzona, po to żeby się czymś popisać. Myślę, że jest to dla mnie szansa na pokazanie innej strony mojej osobowości, takiej jaki jestem sam ze sobą, gdy nie ma innych ludzi wokół. Tak, dostaje dużo pozytywnych reakcji, myślę, że zaskoczyłem trochę osób tym co stworzyłem. Chciałem stworzyć coś oryginalnego, innego i z tego co słyszę, to mi się udało. Wiele osób opisuje mi jaki film widzą oczyma wyobraźni słuchając tej muzyki, bo taka w sumie natura tej płyty.
Jakie masz oczekiwana w związku z ukazaniem się "Eternal Flow" i czy planujesz adekwatne do jakości tego materiału koncerty.
Tak, w skrócie złożyłem już skład, teraz muszę się zająć organizacją koncertów, próbami i promocją. Sporo roboty jak na jedną osobę, ale jakoś dam radę. Nie chciałem się spieszyć, bo dużo wymagam od siebie i nie chciałbym dać słuchaczowi czegoś mniej niż świetnej jakości. Zapraszam na stronę internetową www.kubadudek.com gdzie będę informował o tym, gdzie i kiedy się odbędą koncerty.
Nie jest łatwo w natłoku gigantycznego przepływu informacji odnaleźć dziś własny, stabilny status artystyczny o czym ostatnio szeroko w redakcyjnym wstępniaku pisał redaktor naczelny Magazynu Gitarzysta. Jak ty postrzegasz kondycję muzyki a zwłaszcza gatunku, który starasz się zaszczepić na krajowym rynku.
Zdecydowanie gitara i muzyka gitarowa zeszła do niszy, ale w pewnym względzie w dobrym tego słowa znaczeniu, widać, że wbrew temu co przewidywano muzyka gitarowa absolutnie nie umiera a wręcz się pięknie rozwija, wystarczy popatrzeć na rozwój djentu czyi środowiska fingerstyle, ale również ilości młodzieży, która się zgłasza do mnie na lekcje. Natomiast fakt jest taki, że coraz ciężej o wsparcie większej wytwórni i zainteresowanie szerszej publiczności, gdy nie ma się koneksji czy popularności na mediach społecznościowych. Mówię to nie tylko w kontekście mojej muzyki, ale też tego co obserwuje u innych artystów. Natomiast wierzę, że ciężka praca i szukanie swojej drogi koniec końców przynosi owoce.
Dziękuję za rozmowę i życzę ci aby ta piękna muzyka trafiła na wrażliwego sojusznika.
Dzięki wielkie! Pozdrawiam wszystkich czytelników!
FOT. Konrad Baczyński