Matt Bellamy (Muse)
Podajemy 10 powodów, dla których Bellamy, wywarł tak wielki wpływ na brytyjską scenę muzyczną. Genialne solówki, ciężkie riffy, sceniczny image i wyjątkowa gitara...
1 NIE BOI SIĘ MUZYKI KLASYCZNEJ
Gdyby zaprosić Zakka Wylde’a na koncert muzyki symfonicznej, pewnie zjadłby dyrygenta na śniadanie i użyłby batuty jako wykałaczki. Matt Bellamy ma zgoła inne podejście do tematu - otwarcie przyznaje się do inspiracji muzyką poważną. Czasami nawet włącza całe fragmenty klasycznych kompozycji do swoich utworów. Następnym razem, kiedy będziecie słuchać utworu "Plug In Baby", zwróćcie uwagę na intro. To ostre wejście to nic innego jak rockowa wersja "Toccaty i Fugi" Bacha w tonacji d-moll. Czy to bluźnierstwo? Jeśli tak, to bardzo udane...
2 JEGO SCENICZNE EMPLOI ROBI WRAŻENIE
Człowiek odpowiedzialny za image koncertowy zespołu Muse robi naprawdę dobrą robotę. Ale tak naprawdę nic nie jest w stanie przyćmić image’u samego frontmana. Kiedy zatraca się w muzyce i daje się ponieść scenicznym emocjom, nie można od niego oderwać wzroku. I nie chodzi o to, że krzyczy, skacze czy opiera jedną nogę na odsłuchu. A raczej o to, że jego szalona sceniczna energia nie da się okiełznać. Na przemian głaszcze i dusi swojego Mansona, jakby chciał z niego wycisnąć wszystko, co się da. Uderza w struny z niebywałą wręcz pasją. W każdym razie oglądanie go w akcji jest niezapomnianym przeżyciem. Niektórzy wieszczą nawet, że Bellamy jest nowym wcieleniem samego Hendriksa...
3 UDOWODNIŁ, ŻE ROCK NADAL ŻYJE I MA SIĘ DOBRZE
Na początku naszego stulecia na scenie królował ciężki sludge metal i tępawy rytmiczny rap, a szkocki zespół Travis starał się wskrzesić britpop. Poza tym na brytyjskiej scenie panowała totalna posucha. Wydawało się, że nic ciekawego się już nie wydarzy, jednak trwało to do momentu, kiedy ukazał się debiutancki album grupy Muse zatytułowany "Showbiz", na którym Bellamy odpalił swoje solówki jak rakiety zwiastujące nadejście nowych czasów. Stara, skostniała scena rockowa zatrzęsła się w posadach. Frontman Muse udowodnił, że życie nie kończy się na siódmym progu. Porywające tłumy partie gitarowe, choćby te z utworów "Sunburn" czy "Muscle Museum", sprawiły, że wszyscy nudziarze opowiadający o zasadach obowiązujących przy komponowaniu utworów pochowali się po kątach.
4 MA SUPER GITARĘ
W rzeczywistości ma kilka super gitar. Wszystkie te wyjątkowe instrumenty wyszły z pracowni brytyjskiego lutnika Hugha Mansona. Na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie instrumentów wyposażonych w bardziej zaawansowaną technikę niż ta, która pozwoliła wysłać na księżyc pierwszego człowieka. Wiosła Matta, między innymi jego emerytowane instrumenty Delorean czy Silver Manson, posiadają różne kombinacje układów Fernandes Sustainer, mają wbudowany efekt ZVEX Fuzz Factory i pad X-Y pozwalający kontrolować parametry dowolnych efektów bez odrywania rąk od gitary. Dla Bellamy’ego nie bez znaczenia jest też swoboda ruchów na scenie, którą mógłby zakłócić np. kontroler nożny...
5 NAGRAŁ NAJBARDZIEJ WYRAZISTY DEBIUTANCKI ALBUM OSTATNIEJ DEKADY
Pierwsza płyta zespołu Muse "Showbiz" ukazała się w 1999 roku. Wtedy, poza debiutanckim singlem Britney Spears "Baby One More Time", niewiele działo się na międzynarodowej scenie muzycznej, a muzyka gitarowa była w stanie prawdziwej stagnacji. Matt Bellamy, ze swoim niepowtarzalnym stylem gry i silną sceniczną osobowością, zabłysnął jak najjaśniejsza gwiazda. I choć niektórzy twierdzą, że Muse to niewiele więcej niż dobra kopia Radiohead, to jednak słuchając Bellamy’ego w akcji (chociażby w utworze "Muscle Museum"), od razu jest wiadomo, że jest to artysta naprawdę wyjątkowy.
6 ŁAMIE WSZYSTKIE ZASADY
Mieszanka rocka progresywnego, klasycznego metalu, muzyki elektronicznej i popu - teoretycznie nie wydaje się dobrym pomysłem... to trochę jakby muzycy Genesis jammowali do albumów "Hooked On Classics" z lat 80. Ale Mattowi wszystkie te gatunki komponują się ze sobą wręcz idealnie. Niewielu muzyków potrafiłoby z lekkiej i zwiewnej partii na pianinie w stylu Danny’ego Elfmana przejść od razu do ciężkiego i ostrego riffu gitarowego. Jednym z wielu dowodów na to, jak genialnie robi to Bellamy, jest utwór "New Born" z albumu "Origin Of Symmetry".
7 JEGO SOLÓWKI TO MAŁE DZIEŁA SZTUKI
Solówki Matta są tak pięknie skonstruowane jak gitary, na których gra. To pokaz najwyższego kunsztu pod każdym względem. Jego ekspresyjne partie solowe zazwyczaj zawierają motywy wymagające szybkiego kostkowania tremolo, szereg dźwięków wydobywanych poprzez przesunięcie krawędzią kostki po strunach, a także - a może przede wszystkim - twórczo i odważnie wykorzystane efekty. Matt ma wspaniałe wibrato i potrafi sprawić wrażenie, że jego solówki są spontaniczne, nawet jeśli zostały pieczołowicie dopracowane. Żeby się o tym przekonać, wystarczy obejrzeć na wideo koncertową wersję "Knights Of Cydonia".
8 JEGO POTENCJAŁ TWÓRCZY JEST NIESAMOWITY
Bellamy dysponuje nie tylko wspaniałą techniką gry na gitarze. Artysta doskonale czuje się także za klawiaturą fortepianu oraz przed mikrofonem - skala jego głosu obejmuje aż trzy oktawy (od a2 do a5), czego dowodem jest jego falset w piosence "Plug In Baby". Ale lista jego talentów jest znacznie dłuższa. To właśnie on jest głównym autorem kompozycji z repertuaru zespołu Muse, w tym takich klasyków, jak "Supermassive Black Hole", "Stockholm Syndrome" czy "Knights Of Cydonia". Tak, tak! My też mu zazdrościmy.
9 NAPISAŁ JEDEN Z NAJWAŻNIEJSZYCH RIFFÓW OSTATNIEJ DEKADY
Jeśli wziąć pod uwagę liczbę, w jakiej został zagrany w sklepach muzycznych, to riff z utworu "Plug In Baby" można śmiało uznać za najbardziej popularny riff ostatniej dekady. To po prostu "Sweet Child O’ Mine" i "Stairway To Heaven" naszych czasów. Kompozycja "Plug In Baby" (tak jak poprzednie) powaliła gitarzystów na kolana dzięki nowatorskiemu podejściu do gitary i przypomniała im, że surowy fuzz nie gryzie. Riff z utworu "Plug In Baby" brzmi wyjątkowo świeżo i oryginalnie, a przy tym sprawia, iż każdy, kto go posłucha, chciałby umieć grać na gitarze.
10 BELLAMY TO HENDRIX NASZEGO POKOLENIA
Nie jest bezpiecznie porównywać kogokolwiek do Jimiego Hendriksa, ale z Mattem Bellamym sprawa wygląda zupełnie inaczej. Ten gitarzysta traktuje feedback i efekty w taki sposób, jakby były one równoprawnymi instrumentami. Wypunktowuje solówki dziwacznymi kaskadami nieziemskich dźwięków, w których aż roi się od elementów charakterystycznych dla Jimiego Hendriksa. W rękach Matta gitara jest czymś więcej niż tylko instrumentem - jest przedłużeniem jego ciała i jego głosu. Poza tym Matt posiada bardzo rzadką kombinację talentów: poza tym, że jest gitarowym wirtuozem, potrafi tworzyć kompozycje, które mają wielkie szanse oprzeć się próbie czasu. Dokładnie tak jak Jimi...
Henry Yates, Ed Mitchell