Wywiady
Daniel Kesler (Only Sons, Redemptor)

Nasz wielokrotny rozmówca dał się poznać nie tylko jako inteligentny i cierpliwy muzyk dbający o wszelkie możliwe aspekty death metalu, ale przede wszystkim, jako człowiek z otwartą głową i niczym nieposkromioną chęcią rozwoju.

Grzegorz Pindor
2020-04-10

To ostatnie w ramach odskoczni od połamanego grania z powodzeniem realizuje w swoim najnowszym zespole Only Sons. W październiku ubiegłego roku, krakowski kwintet wypuścił swój drugi materiał, zatytułowany „Lions and Unicorns”.

Grzegorz Pindor: Spośród Twoich wszystkich dotychczasowych zespołów, to właśnie do Only Sons wracam najczęściej. Już przy pierwszej płycie zaskoczył mnie groove tych utworów i zrzucenie kajdan technicznego metalu. Death metal jednak nie odszedł w odstawkę, niedawno wrzuciłeś do sieci krótką zajawkę nowego Redemptor. Jak zatem wygląda proces twórczy w obu zespołach? Są momenty w których musisz się pilnować aby nie przekombinować?

Daniel Kesler: To dwa skrajnie różne zespoły. Z Only Sons gramy znacznie prostszą muzykę, z założenia chwytliwą, a utwory w swojej formie to piosenki. Zaś Redemptor to złożone harmonie i podziały rytmiczne oraz otwarte formy, niekiedy nastawione na ilość motywów następujących po sobie lub progresywność poszczególnych riffów. W OS opracowuję utwory wspólnie z Robertem, a Andrzej pisze teksty i aranżuje partie wokalne. Mamy pełny skład, gramy też regularne próby i koncerty. Zatem można powiedzieć, że jesteśmy zespołem z krwi i kości.

W przypadku Redemptor wszystkie utwory komponuję w domu na komputerze. Wspomniałeś, że coś ostatnio wrzuciłem... po 4 latach od nagrania "Arthaneum" zgadałem się z Michałem i Hubertem. Są pomysły, przewietrzone głowy. Uznaliśmy, że to odpowiedni czas żeby wrócić do gry. Sądzę, że warto czekać. Czasem się łapię na tym, że za bardzo próbuję kombinować. To tyczy się obu projektów. Staram się trzymać ram gatunkowych, tworzyć spójną tematycznie całość. Jeśli sam tego nie zauważam, to mam pewność, że nie umknie to reszcie zespołu.

foto: Justyna Kamińska

Wielu muzyków słusznie przyznaje, że to co najprostsze często stawia największe wyzwanie. Dużo czasu zajęło Ci przestawienie się na pisanie piosenek?

Nie ma czegoś takiego jak „przestawienie się na pisanie piosenek”. Albo się to czuje, albo nie. Niezależnie od tego czy masz do tego dryg, musisz nad tym pracować. Analogicznie do pracy nad opanowywaniem instrumentów. To w ogóle brzmi strasznie banalnie... ale tak jest. W końcu piosenka to prosty, przebojowy, wpadający w ucho utwór. Bardzo trudno jest napisać dobrą piosenkę. Może kiedyś się tego nauczę. Nadal czuję młodzieńczy pęd do grania dużo, ale bardziej myślę o tym co gram. Nasze „piosenki” to takie rozbudowane utwory. Pod tym względem bliżej nam do Kansas czy Blue Öyster Cult, a na dzisiejsze - Mastodon niż do Alice In Chains albo Down.

Mastodon to chyba najbardziej słyszalny zespół w waszej twórczości, dokładnie z czasu „Once More Round The Sound”. Z drugiej strony, nie boicie się obedrzeć z przesteru i metalowego brzmienia, o czym dobrze świadczy wasz akustyczny koncert, którego zapis można znaleźć na kanale Only Sons w YouTube. Podoba mi się, jak dobrze Andrzej (Nowak, wokalista – przyp.red) czuł się w tej nowej, intymnej wręcz roli na scenie. Czyj to był pomysł?

Mastodon pojawia się dość często w kontekście naszych nagrań. I nie mam z tym problemu, mam kilka ich płyt, których lubię słuchać. Rozumiem też to, że mówiąc o muzyce zawsze trzeba wszystko porównać do czegoś, każdy ma potrzebę szufladkowania. O ile dziwiły mnie takie porównania odnośnie epki, ponieważ w znacznym stopniu przeważają tam wpływy „klasyki” gatunku (Black Sabbath), tak w przypadku „Lions and Unicorns” jest to bardziej uzasadnione. Choćby ze względu na wcześniej wspomniane rozbudowane formy utworów.

Pomysł odważny, pierwszy akustyczny raz dla nas wszystkich. Inicjatorem tego wydarzenia był Jarek z zespołu Stonerror. Mamy dwa utwory, które wpisują się w ramy takiego występu: „Song for M” i „Bonfire”, resztę przearanżowaliśmy. Przygotowaliśmy też parę coverów: Down - Stone the Crow, STP - Creep i AIC - Nutshell... nie skłamię jeśli powiem, że przez 4 miesiące graliśmy próby tylko akustycznie, specjalnie pod ten występ. Każdy miał czas się oswoić. I masz rację, Andrzej czuł się świetnie w tej roli. Zresztą, klimat udzielił się każdemu. Sądzę, że to powtórzymy.

 

Z ciekawości, przy okazji naszej rozmowy odświeżyłem sobie ten koncert, i naszła mnie taka myśl, że być może ten jak i wiele innych występów będziemy mogli oglądać tylko w sieci. Obecna sytuacja na rynku jest bardzo dynamiczna i artyści w dobie epidemii muszą przenosić się do Internetu. Część póki co oferuje to bezpłatnie, inni i to już na polskim rynku, organizują płatne pokazy online. Rozważaliście to z Only Sons?

Jestem w stanie sobie wyobrazić to w jak trudnej sytuacji znalazło się wielu muzyków, organizatorów koncertów, właścicieli klubów etc. W tak trudnym czasie należy się wspierać, dlatego też przyłączam się do apelu: kupiłeś bilet na koncert? Nie oddawaj, poczekaj, kup merch od zespołu, sypnij parę groszy jeśli możesz. To niezwykle ważne, ponieważ dla wielu ludzi ta sytuacja może być początkiem końca kariery/biznesu. Dla nas granie nie jest źródłem utrzymania, każdy z nas ma pracę, a zespół traktujemy jako sposób na spędzanie wolnego czasu i realizowanie pasji, więc w naszym przypadku nie ma potrzeby pobierania opłat za koncert online.

Skoro już mowa o działalności online, ruszyłeś ze swoim autorskim profilem na Facebooku, gdzie swoją nieskrywaną sympatię do sprzętu muzycznego, przekuwasz w testy i recenzje produktów. Na ile ten blog, bo chyba tak można to nazwać, będzie realizacją własnej pasji, a na ile uzupełnieniem pracy zawodowej w Sound Service? Czy można to uznać za wyjście naprzeciw potrzebom klientów?

Zacznę od odpowiedzi na ostatnie pytanie: oczywiście, że tak. W obecnym czasie nie mamy możliwości w inny sposób dotrzeć do naszych kontrahentów. Sytuacja tego wymaga. Inna sprawa, że teraz każdy myśli o tym jak związać koniec z końcem. Problem mają ci, którzy do tej pory opierali swój biznes na sprzedaży bezpośredniej. Nadal mamy wiele sklepów muzycznych, takich z wieloletnią tradycją, które są na bakier z Internetem. A tutaj niestety, nie ma litości.

Taki „blog” to dla mnie świetne rozwiązanie, ponieważ nadal mogę prezentować nowe produkty: gitary, wzmacniacze i inne nowinki. W ten sposób mogę też dokumentować moją pracę i zaznaczać obecność naszych marek na rynku. Nigdy nie miałem czasu na takie aktywności, ponieważ oprócz tego mam inne obowiązki, w tym zarządzanie stronami na FB. Żeby nie było, że to tylko i wyłącznie praca… lubię to co robię, lubię grać i testować różne urządzenia. Tylko do tej pory nie miałem na to czasu.

foto: Do tańca, nie do różańca

Przy okazji wizyty Exodus i Testament we Wrocławiu, miałeś okazję organizować warsztaty Alexa Skolnicka oraz Gary’ego Holta. O ile w świecie instrumentów perkusyjnych, takie spotkania cieszą dużą popularnością nie tylko wśród samych muzyków, trudno o regularne meetingi z przedstawicielami sześciu i więcej strun. Jak oceniasz to wydarzenie i czy (kiedy sytuacja się ustabilizuje) są w planach kolejne?

Gitarzyści uwielbiają takie wydarzenia. Od początku mojej działalności ze szkołą gitarową Guitarmanic cyklicznie organizowałem różnego rodzaju eventy dla gitarzystów. Niektóre, mniejsze odbywały się w siedzibie Guitarmanic, a większe, takie jak warsztaty z Tosinem Abasi, czy Dni Gitary i Festiwal gitary, w różnych ciekawych miejscach w Krakowie: Dworek Białoprądnicki, kluby muzyczne. Nie jestem jedynym organizatorem warsztatów. Zachęcam do sprawdzenia „Bochnia Rocks”. Na scenie Kina Regis wystąpiło wielu znanych i cenionych muzyków. I jest tego więcej.

Na polskim fanpage gitar ESP można obejrzeć galerie i filmiki z wszystkich eventów dla gitarzystów, które zorganizowałem w ciągu ostatniego półrocza. Miałem już plany związane z zaproszeniem kolejnych artystów w tym roku, ale wyszło jak wyszło. Z pewnością, jak tylko wszystko wróci do normy będę nadal kierował swoje wysiłki w kierunku organizacji takich spotkań/warsztatów.

Przeważnie takie wydarzenia mają problemy natury logistycznej, teraz w dobie dobrej jakości połączeń internetowych i kamer (a nawet realizacji dźwięku już w live feedzie) może warto by się pochylić nad takimi warsztatami online? Z pomocą przychodzi tutaj Twitch, gdzie można spotkać wielu znanych muzyków, jak choćby Matta Heafy z Trivum, który z kanału zawierającego ścieżki playthrough, dema utworów czy testu sprzętu uczynił niemal źródło dochodów.

Udogodnienia: dobre połączenie internetowe, coraz lepsze kamerki, platformy streamingowe etc. - no i zgoda, ale nadal wielu ludzi ceni sobie kontakt z artystami „na żywo”. Chcą się z nimi przywitać, zrobić sobie zdjęcie i zamienić parę zdań. Przykład z warsztatów (a raczej luźnej posiadówki z gitarą, spotkania z fanami) Gary'ego Holta: wyszedł na scenę, przywitał się z ludźmi i grał absolutnie wszystko co chcieli usłyszeć. Jak sam powiedział pamięta riffy ze wszystkich utworów Exodus, zaprosił też fanów na scenę, dał im pograć na jego prywatnej gitarze. Tego typu wydarzenia to też nieodłączny element marketingu, relacji marka/artysta, o to chodzi w endorsementach (chociaż nie wszyscy muszą lub chcą to robić). Warsztaty online, kursy internetowe i koncerty są spoko. Obejrzałem sporo materiałów tego typu. W Guitarmanic też prowadzimy lekcje online.

Odniosę się jeszcze do Twojej obecności w social media, często zdarza Ci się nagrać materiał bez głębszego komentarza, z racji na jakość instrumentu samego w sobie. Odwróćmy kota ogonem, czy Ty skusiłbyś się na produkt po takim materiale? Na co zwracasz uwagę przy okazji testów – swoich, i kolegów z branży?

Jeżeli będę miał do zrealizowania materiał - recenzję, to oczywiście pokuszę się o komentarz. To samo w przypadku nagrania promocyjnego dotyczącego produktu, który wymaga fachowego komentarza.

Z pewnością będą takie publikacje na moim fanpage. Osobiście nie lubię, kiedy taka video recenzja/prezentacja ciągnie się w nieskończoność. Nie widzę sensu w przekazywaniu produktów do testów vlogerom, którzy tracą czas na rozwlekanie i kluczenie dookoła tematu lub ściemniają, że wiedzą o czym mówią. Widać, kiedy ktoś jest przygotowany, a kiedy „leje wodę”.

Ze mną jest inaczej, ponieważ założyłem bloga w celu dokumentowania mojej pracy i jest on w 100% poświęcony naszym markom. Jedno czego się obawiam, to ogrom tego wszystkiego, a konkretnie ilość produktów. Nie narzekam na nudę. Wydaje mi się, że nie przesadzę, kiedy powiem, że mógłbym się zamknąć na dwa lata w domu i codziennie kręcić materiały o poszczególnych markach, seriach i modelach.

foto: Do tańca, nie do różańca

Wolisz nowinki techniczne czy kolokwialnie mówiąc, wzdychasz do vintage’owego sprzętu?

Why not both? Uwielbiam nowinki sprzętowe. Ostatnio kolekcjonuję na kompie różne wtyczki, kilka mogę polecić: STL Tones, Neural DSP, Bias FX2, Two Notes - Wall Of Sound (podstawa za free), a do pisania bębnów SSD Drums (podstawowy set za free) i GGD Drums. Zebrać to do kupy, to wychodzi niezła suma. W ciągu ostatnich paru lat świat wirtualnych zabawek poszedł mocno do przodu. Do produkcji też coś by się znalazło, ale w tym temacie nie jestem specjalistą. Ciekawych czasów dożyliśmy. Kiedyś trzeba było wydać majątek w studio na to co teraz możemy mieć za ułamek tej sumy nie ruszając się z miejsca. Trzeba umieć to wszystko ogarnąć, ale wszystkiego można się uczyć, są organizowane różne kursy, jest bardzo dużo tutoriali w Internecie. Ostatecznie obróbką całości i tak powinien zająć się realizator.

Starocia też mnie pociągają, ale nie jestem typem kolekcjonera, trzymam tylko to co mi jest potrzebne. W kwestii koncertowego, czy próbowego backline przodują u mnie dość proste rozwiązania: lampowa głowa Laney - Tony Iommi + kolumna 4x12, a „podłogę” całą właśnie wyprzedałem i na nowo chcę zbudować. „Podłogę” z kostek, nie chcę multiefektów. O ile lubię wtyczki w warunkach domowych, tak nienawidzę używać cyfrowych multiefektów do grania w zespole. Ja wiem, że jest Kemper, Axe FX czy Helix. Sam na co dzień reprezentuję marki sprzętowe, które produkują efekty różnego rodzaju np. marka Zoom. To wszystko bardzo fajne zabawki, ale w graniu na żywo lubię brzmieć analogowo. Co ciekawe, nawet bramka szumów u mnie nie ma prawa bytu, nie znoszę.

Swoją drogą, skoro mowa o takim kontraście (nowe-stare) czym sugerujesz się przy doborze gratów do swoich zespołów?

Tym co gram. Wzmacniacz mam na tyle elastyczny, że nadaje się do każdego rodzaju przesterowanego grania. Potrafi być okrutnie wściekły nie przekraczając 2 na gałce Gain. No i nikt w Polsce takiego nie ma, przynajmniej ja nie widziałem, a poza tym to sygnatura Tony’ego Iommi. To mi wystarczy (śmiech)!

W Only Sons i Redemptor używam tego samego sprzętu, zmieniam tylko gitary. Niby sprzęt ten sam, a brzmienie skrajnie różne. Zmierzam do tego, że nie trzeba mieć stosu zabawek żeby modelować i bawić się brzmieniem. Ostatnio zacząłem kombinować z pogłosami, generalnie przestrzenią w utworach. Tutaj mam na myśli nowy materiał Redemptor, więc pewnie będę musiał wprowadzić modyfikacje do całego riga.

Jakiś czas temu pojawiła się dyskusja o graniu na Kemperach. Takie rozwiązanie kusi o tyle, że jest w miarę proste, a do tego bardzo skuteczne, ale ciągle ciężko mi wyobrazić siebie z takim sprzętem. To jakby jeździć Camaro Hellcat i zamienić go na Tesle S… no nie dla mnie. Chociaż kto wie, może za jakiś czas zmienię zdanie. Mam kolegów, którzy od wielu lat grają na tych samych gitarach i tych samych wzmacniaczach. Ja zmieniam sprzęt średnio co 4 lata, a gitary prawie każdego roku. Lubię próbować różnych rozwiązań. Mam za sobą też granie na „cyfrze”, jednak jak dotąd dalej jestem wierny „lampom”.

Muzycy grający na Kemperach czy Axe jako podstawową zaletę wskazują przede wszystkim wygodę. Co ciekawe, sprzęt ten znalazł główne zastosowanie w nowoczesnym metalu, z naciskiem na metalcore i djent. Ten ostatnich wycisnął z tego sprzętu chyba wszystko co się da i dziś przy dodatku odpowiednio zaprogramowanych backing tracków, nie tylko można brzmieć, ale i zagrać jak najlepsi. Cała sfera digital powinna być tylko narzędziem, czy pretekstem do maskowania niedociągnięć?

Dlatego, że jest to wygodne: waga, wszystko w jednym, ogrom możliwości. Zastosowanie tych sprzętów jest znacznie szersze. Myślę, że w tym momencie zawładnęło wszystkimi gatunkami muzycznymi, oprócz tych purystycznych jak jazz, czy blues.

Nic nie powinno być pretekstem do maskowania niedociągnięć. W przypadku zawodowych muzyków, bez względu na gatunek muzyczny, sprzęt jest świadomym wyborem, wiąże się z potrzebami. Tutaj raczej kwestia naśladowania profesjonalistów przez amatorów. Nie ma w tym nic złego. W końcu po to są sygnatury i endorsementy.

 

Zdjęcia: Tomasz Kantyka (główne), Justyna Kamińska, Do tańca, nie do różańca