Wywiady
Cecilia Della Peruti

Twarz fenderowskich gitar American Professional Stratocaster, gitarzystka legendarnego Becka Hansena, szerzej znana jako Gothic Tropic, opowiada nam o swojej muzycznej karierze, ulubionych artystach i unikalnym plastikowym instrumencie, obok którego trudno jest przejść obojętnie...

2019-11-28

Mimo, że szkolne lata ma już za sobą, świat wyobraźni wciąż wydaje się być tym, w którym Cecilia Della Peruti przebywa najczęściej. „Wciąż zachowuję się jak dziecko. Wszystko mnie śmieszy i cały czas liczy się dla mnie przede wszystkim dobra zabawa. Nie bez powodu w naszym języku istnieje sformułowanie ‘gra’ na gitarze – zauważa Cecilia, gdy opowiada nam o kreatywnym podejściu do swojej pracy (w języku angielskim słowo ‘play’ oznacza ‘grać’, jak również ‘bawić się’ – przyp.red.).

Dla wielu muzyków mogłoby to zabrzmieć jak truizm, ale w przypadku naszej dzisiejszej bohaterki zabawa naprawdę przerodziła się w sposób na życie. Mimo młodego wieku Cecilia zdążyła powołać do życia Gothic Tropic, dołączyć do koncertowego składu Becka i zaangażować się w ogromną liczbę innych projektów i nagrań sesyjnych. A to wszystko jeszcze przed trzydziestką!

Magazyn Gitarzysta: Jak to się stało, że zaczęłaś pracować jako gitarzystka sesyjna?

Cecilia Della Peruti: To bardzo zabawne, że zostałam gitarzystką do wynajęcia. Wszystko przez to, że nie umiem odmawiać ludziom. Mimo, że bardzo dobrze odnajduję się w tej roli, od początku czułam, że chciałabym pracować również nad własnym materiałem. I właśnie tak powołałam do życia Gothic Tropic. Żeby było śmieszniej, nie ukończyłam żadnej szkoły muzycznej. Jestem absolwentką akademii sztuk pięknych. Zostałam dobrą gitarzystką, bo gitara to dla mnie najlepszy sposób wyrażania siebie. To ona pozwala mi pisać piosenki. Wymyślam coś, ale dopiero gra na gitarze pozwala mi zweryfikować, czy jest to wystarczająco dobre. Mam wrażenie, że większość muzyków robi na odwrót, ale u mnie najlepiej sprawdza się właśnie ten model.

Opowiedz nam o początkach projektu Gothic Tropic.

Wszystko zaczęło się w 2011 roku, kiedy powstała moja pierwsza EP-ka zatytułowana „Awesome Problems”. Był to solowy projekt, w którym chciałam po prostu dać ujście swoim muzycznym pomysłom. Wszystko nabrało jednak tempa i Gothic Tropic stało się czymś, co angażuje mnie po dziś dzień. Mam w sobie wewnętrzną potrzebę pisania i nagrywania piosenek. Na początku tworzyłam dużo kanciastych utworów w stylu proto-punk. Wydany w 2017 roku album „Fast Or Feast” był naturalną ewolucją tego stylu do nieco bardziej popowej wersji. Cały ten materiał świetnie oddaje mój stan psychiczny z tamtego okresu. Jest w tym dół, nostalgia i poczucie, że z każdym dniem wszystko układa się coraz lepiej.

Czy pracujesz obecnie nad nowym materiałem Gothic Tropic?

Zaczęłam nagrywać nową płytę z Carlosem de la Garzą. To bardzo wszechstronny człowiek, który tworzył z takimi artystami jak M83, Wild Belle i Paramore. Co ciekawe, pracował również z Justinem Meldal-Johnsenem, który podobnie jak ja, miał przyjemność grać z Beckiem. Właśnie wyszedł jego sygnowany bas Fender JMJ Road Worn Mustang. Okazuje się, że świat jest naprawdę mały.

Skoro jesteśmy już przy Becku. Jak to się stało, że dołączyłaś do jego zespołu?

Przy kompletowaniu mojego gitarowego sprzętu pomagał mi Erik Bailey, który bardzo często pracował jako techniczny Becka. Kiedy zapoznał się z Gothic Tropic i zobaczył, jak gram z innymi ludźmi, sam zaproponował, że może zorganizować mi przesłuchanie. Od razu się zgodziłam, ale nie sądziłam, że wspólne granie z Beckiem jest w zasięgu moich możliwości. Bardzo się cieszę, że wszystko odbyło się poprzez casting. Dzięki temu mam poczucie, że zdobyłam tę posadę dzięki własnym umiejętnościom.

Jak wyglądały twoje przygotowania do tego przesłuchania?

Rozmawiałam ze znajomymi, którzy próbowali wcześniej swoich sił w przesłuchaniach do zespołu Becka, ale odniosłam wrażenie, że wszyscy podchodzili do nich bardzo zestresowani. To prawda, że podczas tego typu castingów panuje nerwowa atmosfera. Nienawidzę tego, ale chyba właśnie dlatego staram się za bardzo nie stresować. To oczywiste, że chciałam dostać tę robotę, ale wiedziałam, że zdenerwowanie w niczym mi nie pomoże. Moja pewność siebie wynikała chyba z tego, że miałam już wtedy Gothic Tropic i nie było to moje być, albo nie być.

Jak ci poszło?

Naprawdę dobrze się bawiłam. Miałam wrażenie, że umówiliśmy się na zwykłą próbę zespołu. Po każdej piosence Roger (Joseph Manning Jr), Chris (Coleman) i Jason Falkner, czyli goście, których absolutnie uwielbiam, komplementowali to jak gram. Później sam Beck stwierdził, że te piosenki nigdy nie brzmiały lepiej. Wtedy poczułam, że chyba nieźle mi poszło (śmiech). W pewnym momencie zostaliśmy tylko ja i Beck. Grałam na pianinie, on śpiewał i czułam, że wszystko przebiega bardzo intuicyjnie i naturalnie.

Jaka atmosfera panuje w zespole Becka?

Wszystko odbywa się w sposób naturalny. Byłam zdumiona jak bardzo terapeutycznie Beck oddziałuje na zespół. W powietrzu panują pozytywne wibracje pod znakiem „zero stresu” w których bardzo dobrze się odnajduję. Pod koniec naszej pierwszej próby zaczęliśmy się trochę wygłupiać i jammować. W pewnym momencie pomyślałam, że mogę pozwolić sobie na krótką solówkę. To było chyba w utworze „E-Pro”. Gdy zaczęłam ją grać, Jason i Beck odwrócili się do mnie wyraźnie zadowoleni i podekscytowani tym nieoczekiwanym zwrotem akcji. Czułam się wtedy naprawdę świetnie.

 

Rezultaty są zawsze lepsze, kiedy muzycy mają szansę dzielenia się ze sobą kreatywnością…

Na szczęście u Becka jest to bardzo mile widziane. Każdy, kto ma w zespole jakiś nowy pomysł może go zrealizować. Zazwyczaj to ja pierwsza krzyczę „dajcie mi E-Bow, ja to zrobię!”. W numerze „Earthquake Weather” jest charakterystyczny motyw w stylu „Morricone fuzz”. Od razu zapragnęłam rozszerzyć mój pedalboard o efekty pozwalające uzyskać to specyficzne brzmienie. Beck był bardzo zadowolony z tego, że przejęłam inicjatywę.

Z jakich innych efektów korzystasz?

Jason Moser z R3D Electronics zrobił dla mnie własną wersję kostki Klon Centaur. Kto wie, może kiedyś uda mi się zdobyć oryginał. Mam też Small Stone od Electro-Harmonix oraz Swollen Pickle marki Way Huge. Posiadam również kilka kostek od EarthQuaker Devices. Zmieniam je w zależności od potrzeb. Jestem bardzo zadowolona z ich reverbu Afterneath.

Są momenty, w których wykorzystuję pedał DigiTech Whammy, ale nie ma ich znowu tak dużo, bo z tym efektem bardzo łatwo jest przedobrzyć. Lubię, kiedy jest ustawiony „na płytko”. Ten patent sprawdza się również w Gothic Tropic, kiedy w jednej z piosenek gram i śpiewam refren jednocześnie. Brzmi to trochę jak połączenie sampli z Celesty i gitary przepuszczonej przez oktawer. Nie posiadam prawdziwego sitaru, więc efekt sprawdza się również podczas charakterystycznych partii w numerze Becka pt. „Loser”. Mogę wówczas podnieść oktawę do góry. Jeśli chodzi o efekty to właściwie wszystko.

Czy wciąż towarzyszy ci Fender American Professional Stratocaster?

Tak, to gitara, z której korzystam najczęściej. Model, który posiadam jest w kolorze Antique Olive. W domu sięgam czasem po Jazzmastera, który brzmi równie dobrze.

Zwróciliśmy uwagę na gitarę z przezroczystego plastiku, która towarzyszy ci czasami na scenie. Możesz opowiedzieć o niej coś więcej?

Zrobił ją ojciec mojej przyjaciółki, który jest lutnikiem. Dziewczyna nazywa się Micayla Grace i gra na basie w zespole Alberta Hammonda Juniora. Dawno temu grałyśmy razem w kapeli Clear Plastic. Pokochałam ten instrument i Micayla pozwoliła mi go zatrzymać. Jakiś czas temu grałam na tej gitarze podczas jednego z koncertów. To świetny sprzęt dla osób, które szukają nowych, ciekawych i oryginalnych dźwięków przypominających coś nieuchwytnego. Właśnie dlatego tak bardzo lubię zabawki. Moja inna przyjaciółka, Adrien Young z King Tuff, sama robi efekty. Mamy tu naprawdę sporo kobiet, które ogarniają takie rzeczy, tworzą różne elektroniczne cuda i dzielą się swoją wiedzą z innymi.

Coraz więcej kobiet trafia również do gitarowego mainstreamu...

Podejście niektórych ludzi do tego tematu jest naprawdę zabawne. Kiedy zaczynałam tworzyć pod szyldem Gothic Tropic często słyszałam, że „jak na dziewczynę, jestem naprawdę niezłą gitarzystką”. Mogę z miejsca wymienić dziesiątki lasek, które są ode mnie sto razy lepsze. Gdy tylko słyszę ten wyświechtany frazes od razu odsyłam ludzi na YouTube, gdzie można znaleźć tysiące gitarowych wymiataczek.

Możesz wymienić kilka ulubionych gitarzystek?

Viv Albertine, Nancy Wilson, Joan Jett, Poison Ivy, Sister Rosetta Tharpe, Suzi Quatro, Courtney Barnett, Katie Harkin, Annie Clark (St Vincent), Kaki King, Joni Mitchell, Barbara Lynn, Ida Presti, Beverly Watkins... To wspaniałe, że branża gitarowa w końcu zaczęła aktywnie szukać kobiet, które mogą reklamować ich produkty. Jest to o tyle zabawne, że nie urodziłyśmy się wczoraj. Ludzie nie znali dobrych gitarzystek, bo twarzami gitarowego grania byli wyłącznie faceci. Czasami mam wrażenie, że niektórzy wciąż tkwią mentalnie w XIX wieku…

Kto jeszcze inspiruje cię muzycznie?

Karen O z Yeah Yeah Yeahs to jedna z moich największych bohaterek. Dostałam od niej maila w którym napisała, że „Fast Or Feast” było w piątce jej ulubionych płyt roku. Miałyśmy okazję się poznać, kiedy Beck grał trasę razem z Yeah Yeah Yeahs. Przedstawiła mnie wówczas jako „Cecilia z Gothic Tropic”. To było niesamowite, że nie nazwała mnie po prostu gitarzystką Becka. Goście z jej zespołu powiedzieli, że słuchali mojej płyty. Prawdopodobnie nie mieli pojęcia o tym, jak ogromny wpływ na mnie miało ich „Fever To Tell”. Karen O jest moją wielką inspiracją od czasów liceum. To samo tyczy się Annie Clark. Co ciekawe, miałam okazję spędzić z nią trochę czasu w trasie. To również moja wielka bohaterka.

Wsparcie od idola musi być czymś niezwykle pokrzepiającym…

W 2017 roku, kiedy Beck otwierał koncerty U2 na jubileuszowej trasie upamiętniającej wydanie „The Joshua Tree” Bono uderzył się o mój wzmacniacz, który był ustawiony w niewłaściwy sposób. Miałam poczucie winy, ale on tylko pokazał mi rockowe rogi palcami. Miałam wrażenie, że wszystko to zdarzyło się w zwolnionym tempie. Tego samego dnia usłyszałam od niego, że jestem świetną gitarzystką (śmiech).

Masz chyba bardzo napięty grafik zajęć…

Nie mam innego wyjścia, jeśli nie chcę do końca życia spać na materacu w kuchni. Choć nie da się ukryć, że jestem ostatnio mocno rozpieszczana. Z Gothic Tropic przemieszczamy się wypasionym Sprinterem i śpimy w całkiem niezłych hotelach. W przypadku koncertów z Beckiem latam samolotami. Mam wrażenie, że żyję teraz w dziesiątkach różnych rzeczywistości.

Jak myślisz, co jest twoim znakiem rozpoznawczym?

Nie licząc całego projektu Gothic Tropic, postawiłabym na to, że gram i piszę niezłe solówki, a moje piosenki są pełne chwytliwych melodii. Mój styl to przede wszystkim kreatywność, a nie technika. Lubię pracować z ludźmi, którzy wynajmują mnie jako artystkę, a nie jedynie gitarzystkę. David Byrne lub Prince wspierali muzyków, których naprawdę lubili. Daje to znacznie więcej satysfakcji i przynosi lepsze efekty. Wydaje mi się, że coraz więcej zespołów docenia muzyków, którzy z nimi współpracują, a nie są tylko wynajmowani. Takie rozwiązanie sprawdza się znacznie lepiej.

Z kim obecnie współpracujesz?

Nagrywam właśnie płytę z Danielem Luppim i Alexem Goosem. Myśleliśmy o tym, żeby nazwać ten projekt Bloodthirsty. Zaproponowałam tę nazwę, bo idealnie pasuje do klimatu z pogranicza muzyki Suicide, Morricone i Gainsbourga. Myślę, że wyjdzie nam z tego niezły mixtape. Daleko temu do materiałów jakie robię pod szyldem Gothic Tropic. Raperzy robią takie kolaboracje przez cały czas. Dlaczego nie mielibyśmy przenieść tego modelu współpracy na grunt rockowy? Kultura rapu oferuje ogromną wolność, w której można dzielić się swoim poczuciem humoru i umiejętnością opowiadania historii. Co ważne, nie ma w tym żadnej przesady, jeśli rozumiecie co mam na myśli. Fajnie jest przenieść coś takiego do świata rocka. W dzisiejszych czasach nie ma już zbyt wielu zabawnych, punkowych grup w stylu Angry Samoans. Myślę, że właśnie dlatego tak bardzo lubię muzykę Becka. Napisanie tak dobrych tekstów to wielka sztuka. Znalezienie odpowiedniego balansu pomiędzy humorem i storytellingiem bez popadania w zbyt dużą powagę lub banał jest naprawdę trudne. Wszystko musi działać w naturalny sposób. Artysta powinien utożsamiać się z tym co chce robić muzycznie i nie emanować nadmierną wrażliwością. Warto próbować nowych rzeczy, ale jeśli brakuje temu autentyczności, szybko zostanie zdemaskowany.