Wystarczyło kilka minut, żebyśmy przekonali się jak wspaniały jest gitarzysta prog-rockowego zespołu Thank You Scientist. Złapaliśmy go tuż przed odlotem jego samolotu, ale na szczęście nie był to problem, który przeszkodziłby nam w wyjątkowo inspirującej rozmowie…
Gitarzysta: Czy istnieje gitarowa kostka, bez której nie możesz żyć?
Tom Monda: Korzystam z sygnowanego modelu kostek Dunlop Flow, które powstały specjalnie dla Thank You Scientist. Muszę przyznać, że bardzo wygodnie leżą w dłoni. Przez ostatnie lata eksperymentowałem z różnymi kostkami i ostatecznie rozstałem się z tymi najdrobniejszymi w stylu „jazz”. Zauważyłem istotną różnicę w brzmieniu. Jeśli gram jakieś jazzowe koncerty odwracam kostkę Flow i gram grubszą stroną, dzięki czemu dźwięk jest bardziej „okrągły”.
Gdybyś miał wybrać tylko trzy efekty z twojego pedalboardu, które byś wskazał?
W porównaniu z instrumentarium moich niektórych znajomych, mam wrażenie, że moja „podłoga” jest wyjątkowo prosta. Nie wynika to z moich przekonań na temat efektów, ale z tego, że w trasie najlepiej sprawdzają się proste rozwiązania. Nienawidzę, kiedy sprzęt odmawia mi posłuszeństwa, a nie raz zdarzały mi się katastroficzne w skutkach awarie. Czasami mam wrażenie, że na jakimś etapie mojej kariery ktoś rzucił na mnie klątwę. Gdybym miał ograniczyć mój zestaw efektów wykorzystywanych w Thank You Scientist do minimum, wybrałbym wah (Digitech Whammy) oraz jakiś delay. Niedawno zrezygnowałem z dużej „podłogi” na rzecz multiefektu Line 6 Helix. Dzięki temu liczba sprzętu jaki zabieram na koncerty naprawdę się skurczyła. To bardzo wygodne rozwiązanie i, co ważniejsze, naprawdę sprawdza się w moim przypadku!
Czy grasz na jakichś innych instrumentach oprócz gitary (nie licząc oczywiście wokalu)?
Było kilka zespołów, w których grałem na basie jako muzyk towarzyszący. Potrafię też grać na shamisenie, czyli tradycyjnym, japońskim instrumencie 3-strunowym. Niestety w zespole nie ma zbyt dużego zapotrzebowania na jego brzmienie.
Umiesz czytać nuty?
Oczywiście. Dzięki tej umiejętności zarabiam na chleb, kiedy nie jesteśmy w trasie. Nie da się jednak ukryć, że od czasów college’u nie gram już tak często na koncertach, które wymagałyby znajomości nut. Bardzo cieszę się z posiadania tej umiejętności i wciąż z niej korzystam, kiedy robię coś okołomuzycznego poza Thank You Scientist. Moi uczniowie też często muszą wysłuchiwać ode mnie pogadanek na temat tego jak wiele można zyskać znając nuty.
Uważasz, że kable gitarowe mają znaczenie dla brzmienia? Czy masz jakieś szczególne preferencje w tym temacie?
Od lat korzystam wyłącznie z kabli Spencer. Miałem kiedyś przyjemność poznać Spencera McCoya, właściciela firmy, w Nashville. Zaproponował wówczas, że zadba o pełne okablowanie dla naszego zespołu. W przypadku tych przewodów naprawdę słychać różnicę w brzmieniu, jeśli porówna się je do popularnych kabli ze sklepów muzycznych. Cenię sobie również jakość ich wykonania.
Czy są na świecie gitarzyści, którym zazdrościsz talentu?
Oczywiście! Myślę, że każdy gitarzysta mógłby nauczyć mnie czegoś nowego. Ostatnio bardzo intensywnie studiuję technikę gry Teda Greene’a i Charliego Huntera.
Jaki jest twój ulubiony wzmacniacz i jakie ustawienia preferujesz?
Wszystko zależy od tego, jaki koncert gram. W przypadku Thank You Scientist moim faworytem jest Mesa Mark V, która idealnie sprawdza się w trasie. Dzięki trzem kanałom nie muszę szukać kompromisów w moim brzmieniu. Na małych jazzowych koncertach najczęściej korzystam z Fendera 60 Princeton Reverb.
Jakie jest twoje idealne ustawienie strun?
Nie jestem fanem bardzo niskiej akcji strun. Lubię, kiedy instrument wybrzmiewa a ja mogę się w tym odrobinę zatracić. Nieco wyższa akcja strun to również szerszy zakres dynamiki. Co ciekawe, w moim bezprogowcu wygląda to zupełnie inaczej. Tam akcja strun jest najniższa jak to tylko możliwe. Nie przesadzę mówiąc, że ustawiam tę gitarę na kawałek kartki z domowej drukarki. To osobliwy instrument, ponieważ właśnie niska akcja strun gwarantuje długie wybrzmiewanie.
Z jakich strun korzystasz?
Zazwyczaj są to 10-tki od D’Addario. W niektórych Fenderach i Vigierach zakładam 11-stki. Z kolei w bezprogowcu (również od firmy Vigier) i moim Gibsonie DC-150 korzystam z 13-stek. Fretless naprawdę zyskuje na grubych strunach!
Komu zawdzięczasz swoje początki z gitarą?
Myślę, że wszystkiemu winny jest wujek, który uczył grać na gitarze mojego młodszego brata. To wówczas zdecydowałem, że też chciałbym spróbować się z tym instrumentem. Chwilę później, mój brat przerzucił się na perkusję, ale do dziś pamiętam, że słuchałem, jak grał riffy Led Zeppelin i czułem, że to jedna z fajniejszych rzeczy na świecie.
Jaka gitara była twoim pierwszym obiektem pożądania?
Bez wątpienia był to Ibanez Jem. Steve Vai to jeden z moich pierwszych gitarowych idoli. Oczywiście było to jeszcze zanim odkryłem jazz i przeszedłem na ciemną stronę mocy.
Mógłbyś wskazać najlepszy koncert jaki zagrałeś?
Myślę, że każdy koncert jaki gram jest dla mnie tym najlepszym. Granie na żywo przypomina mi o tym, że jestem prawdziwym szczęściarzem, który może zarabiać na życie dzięki muzyce. W tej branży jest dużo rzeczy, które mogą łatwo zdołować kogoś, kto za wszelką cenę próbuje zrobić karierę. Osobiście zawsze staram się pamiętać o tym, że samo granie muzyki jest już wystarczającą nagrodą.
To może chociaż jakiś koncertowy koszmar?
Przechodziłem kiedyś straszne zatrucie pokarmowe i w trakcie choroby musiałem zagrać koncert. Musiałem siedzieć na krześle, bo nie byłem w stanie ustać na nogach. Kręciło mi się w głowie, a w połowie występu zacząłem mieć problemy z widzeniem. Od razu po zagraniu ostatniego dźwięku zeszliśmy ze sceny i nasz skrzypek zawiózł mnie do szpitala.
Najważniejsza muzyczna lekcja?
Nigdy nie przestawać się uczyć.
Czy wciąż zdarza ci się ćwiczyć?
Oczywiście. Jeśli tylko nie mam innych zobowiązań, cały dzień potrafię spędzać z gitarą w dłoniach. Niestety, bardzo często spotyka się to z dużym niezrozumieniem ze strony mojej dziewczyny i moich psów.
Rozgrzewasz się jakoś przed koncertami?
Tak. Znam kilka świetnych ćwiczeń zarówno na lewą, jak i na prawą rękę. Dawno temu poznałem je dzięki mojemu nauczycielowi gitary klasycznej. Nie potrafię tego wyjaśnić w rozmowie, ale chętnie nagram wam kiedyś filmik. Bardzo lubię ćwiczyć przy dźwiękach sonat Bacha. Wolno i uważnie gram wówczas partie skrzypiec. Moim głównym problemem jest to, że za bardzo daję w kość swoim palcom. Cała sztuka polega na tym, żeby podczas rozgrzewki wydobyć z instrumentu jak najwięcej dźwięków, nie męcząc przy tym ręki. Jeśli zaczynam od zbyt wysoko zawieszonej poprzeczki, kończy się to tym, że gram „za mocno”. Po części wiąże się to z pewnymi urazami prawej ręki, które musiałem swojego czasu przepracować.
Gdybyś mógł założyć wymyślony zespół z dowolnymi muzykami, tymi żyjącymi i tymi, którzy już odeszli, kogo byś wybrał?
Thank You Scientist to mój wymyślony zespół. Mamy na pokładzie muzyków, których uwielbiam słuchać. Gdybym jednak miał dać się ponieść fantazji, postawiłbym na współczesnych artystów: Thundercat na basie, Justin Brown na bębnach i Chris Potter na saksofonie. Muszę jednak zaznaczyć, że może minąć godzina i wymienię zupełnie inne nazwiska. Na świecie jest zbyt wielu wspaniałych muzyków!
Kto jest twoi zdaniem gitarzystą wszech czasów?
Myślę, że nie ma kogoś takiego. Istnieje zbyt wiele różnych technik grania i zbyt wiele indywidualności, żeby wrzucać to wszystko do jednego worka. Jeśli jednak muszę wskazać jedno nazwisko, wybrałbym Billa Frisella, którego mogę słuchać całymi dniami.
Jest jakaś piosenka innego wykonawcy w której chciałbyś zagrać partię gitary?
Jest ich zbyt wiele, żebym mógł wymienić jedną.
Z której piosenki jesteś najbardziej dumny?
Myślę, że moją największą dumą są wszystkie numery, które wymyśliłem w ostatnim czasie.
Dlaczego właśnie one?
Nasza najnowsza płyta zatytułowana „Terraformer” popchnęła nas w bardzo ciekawe i nowe rejony muzyki. Tytułowy utwór nagrałem na bezprogowej gitarze Vigier, która towarzyszy mi od początku istnienia Thank You Scientist. Na tej płycie udało mi się wycisnąć z niej zupełnie nowe techniki gry. Jestem dumny z tego, że moje riffy weszły w skład skromnego dziedzictwa tego pięknego instrumentu.
Za co chciałbyś zostać zapamiętany?
Za mój świeży, miętowy zapach.