Wywiady
Joe Gosney (Black Peaks)

Druga płyta zespołu – „All That Divides” – zjednoczyła fanów progresywnych i alternatywnych odmian metalu oraz rocka. Podczas spotkania z Joe Gosneyem mieliśmy okazję porozmawiać o jego gitarowych patentach i dotychczasowych osiągnięciach grupy, którą z całą pewnością coraz częściej będziemy oglądali w roli headlinera na wielu muzycznych festiwalach…

2019-06-25

W Wielkiej Brytanii znalazłoby się kilka innych, młodych zespołów grających muzykę z pogranicza alternatywnego i progresywnego metalu, które gromadzą wokół siebie większe zainteresowanie słuchaczy, ale Black Peaks są na dobrej drodze do tego, aby stać się wyspiarską wizytówką tego grania. Ich drugi album, „All That Divides”, tylko umocnił nas w przekonaniu, że gdyby zespoły Mastodon i Mars Volta połączyły siły, powstało by naprawdę wspaniałe dzieło. Dziewięć utworów, które trafiły na nowy krążek Black Peaks to idealny balans ciężaru i melodii. Zadbał o to między innymi Joe Gosney, gitarzysta grupy, z którym niedawno rozmawialiśmy.

Wydany w 2016 roku, debiutancki album Black Peaks, zatytułowany ‘Statues’, bardzo szybko zwrócił uwagę słuchaczy. Rzadko się zdarza, żeby już od pierwszej płyty, zespół mógł pochwalić się tak niesamowitą i złożoną strukturą utworów. Grupa z Brighton podbiła serca Brytyjczyków i szybko wyruszyła na podbój kolejnych krajów Europy. Pozycja headlinera ubiegłorocznej edycji festiwalu 2000 Trees oraz supporty przed takimi gwiazdami jak Architects, System Of A Down i Prophets Of Rage potwierdziły również świetną koncertową formę grupy. Joe wyraźnie jednak podkreśla, że sukces nie wziął się znikąd. Ostatnie osiągnięcia grupy to wynik wielu lat ciężkiej pracy i szlifowania muzycznego warsztatu. „Zawsze bawi mnie, kiedy ludzie mówią, że bardzo szybko udało nam się wkupić w łaski branży muzycznej. Dla nas był to tytaniczny wysiłek. Każdego dnia angażowaliśmy się w każde, nawet najmniejsze decyzje związane z zespołem. Niezależnie od tego, czy chodziło o wzór plakatu, czy plan trasy koncertowej, dokładnie omawialiśmy wszystkie szczegóły.” – mówi Joe.

 

Jego muzyczna droga to odbicie tego co słyszymy na płytach Black Peaks: tu nic nie może być oczywiste. Mimo że jego powołaniem była gitara, wszystko zaczęło się od perkusji. To właśnie ten instrument sprawił, że jego riffy charakteryzują się specyficznym sznytem. Bębny ukształtowały jego podejście do muzyki i po dziś dzień stanowią świetny punkt zaczepienia podczas procesu tworzenia. „Dla mnie, liczy się przede wszystkim rytm. W wielu utworach po prostu przestrajałem gitarę do drop D i grałem chwyty barowe. Cały sekret tkwił jednak w prawej ręce. To ona odpowiada za właściwą rytmikę. Mam wrażenie, że w moim przypadku, lewa ręka zawsze musi gonić tą prawą. Żeby osiągnąć odpowiedni poziom wciąż muszę ćwiczyć. I nie da się ukryć, że moja lewa ręka potrzebuje praktyki znacznie bardziej…” – wyjaśnia Gosney.

Nie oznacza to jednak, że Joe stawia wyłącznie na rytm. Wręcz przeciwnie. To właśnie chęć odkrywania nowych melodii skłoniła go do tego, żeby sięgnąć po gitarę elektryczną. W dużym stopniu pomogła również fascynacja gitarowymi indywidualnościami, takimi jak Brent Hinds (Mastodon), Adam Jones (Tool) oraz Omar Rodrigues Lopez (Mars Volta). Wybierając tak wyjątkowych idoli nigdy nie można stać w miejscu. „Kiedy zaczynaliśmy tworzyć muzyczną tożsamość Black Peaks, graliśmy jeszcze bardziej pokręcone rzeczy niż Mars Volta. Nie było z nami jeszcze Willa (Gardnera – wokalisty grupy - dop. red.), więc wszystkie kompozycje w całości bazowały tylko na instrumentach. Mam wrażenie, że ciężkie brzmienia pojawiły się u nas dopiero razem z wokalem…. a raczej krzykami. Nasza muzyka cały czas się zmienia. Słychać to zarówno na drugiej płycie jak i w nowych numerach, które dopiero zaczęliśmy komponować. Założyliśmy sobie, że każda nasza płyta będzie inna od poprzedniej, najbardziej jak to tylko możliwe.”

Duży wkład w rozwój zespołu miał producent, z którym współpracowali – Adrian Bushby. W przeszłości pomagał on takim zespołom jak Muse czy Foo Fighters. To właśnie jego wskazówki pomogły znaleźć złoty środek pomiędzy zmianami rytmiki i dynamiki grania, które stały się znakiem rozpoznawczym Black Peaks. „Adrian to najciężej pracująca osoba z jaką kiedykolwiek pracowałem i nie dotyczy to tylko branży muzycznej, ale wszystkiego co kiedykolwiek robiłem w życiu. Każdego dnia wstawał przed 7 rano, robił wszystkim kawę i funkcjonował tak aż do 2 w nocy. Muszę przyznać, że działało to na mnie niezwykle motywująco. Kiedy widzisz, że ktoś poświęca tyle czasu na pracę, po prostu czujesz, że musisz dać z siebie wszystko. Adrian był również niezwykle pomocny w sprawach związanych z brzmieniem gitar. Nie jestem zbyt mocny jeśli chodzi o technologie, ale razem z nim, zawsze udawało nam się ukręcić to czego potrzebowaliśmy. Black Peaks brzmi na nowej płycie dokładnie tak jak powinno brzmieć Black Peaks. Wydaje mi się, że tak było z każdym albumem przy którym pracował Adrian. Dzięki niemu zespoły brzmią jak najlepsza wersja siebie.”

Podczas pracy nad ‘All That Divides’ Joe mógł przetestować wiele wspaniałych wzmacniaczy, takich jak Marshall Plexi, Diezel VH4 lub Orange Thunderverb. Największe odkrycie, którego dokonał podczas nagrań nie było jednak związane ze sprzętem. Chodzi o zmianę stroju, która stała się znakiem rozpoznawczym najnowszej płyty Black Peaks. Mimo że Joe gra najczęściej w D albo drop C, tym razem muzyk pokusił się o pewną drobną modyfikację, która okazała się mieć wielkie znaczenie dla charakteru jego riffów… „W utworze ‘Home’ przestroiłem pierwszą strunę o pół tonu w dół. Na płycie jest też piosenka w której obniżyłem „D” o cały ton. Bardzo często kostkuję w taki sposób, że struny nie są tłumione i mogą dłużej wybrzmiewać. Właśnie dlatego często przestrajam pierwszą z nich. Kiedy mam tam dźwięk odpowiadający tonacji utworu, uzyskuję bardzo ciekawy efekt. Gitara brzmi inaczej a oprócz tego mam więcej frajdy podczas samego procesu komponowania.”

Nieszablonowe podejście do techniki grania zaowocowało również wieloma riffami w których Joe faktycznie udowadnia, że to właśnie melodie połączyły go z gitarą. I choć świetnie czuje się w roli gitarzysty rytmicznego, muzyk nie odmówił sobie przyjemności zagrania kilku solówek na płycie ‘All That Divides’… „Gitara prowadząca nie jest może moim przeznaczeniem, ale zawsze staram się stawiać na takie rozwiązania, które będą najlepsze dla danej piosenki. Tak właśnie było z ‘Fate I & II’, czyli numerem, który zamyka płytę. Na materiale demo nie było tam żadnej solówki. Dopiero w studio doszedłem do tego, że utwór potrzebuje jeszcze jednej warstwy. Nagrałem ją i została. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach bardzo się od tego ucieka. Niestety, nic nie poradzę na to, że wychowałem się na muzyce w której solówki były elementem obowiązkowym. Czasami może nieco tandetnym, ale nie zawsze. Stwierdziłem, że każdą płytę nagrywa się tylko raz, więc dlaczego miałem sobie odmówić tej przyjemności?”

Studyjne albumy Black Peaks to jedno, ale fani pokochali ich przede wszystkim za występy na żywo. Ich koncerty to oszałamiający spektakl dźwiękowych przypływów i odpływów zdobionych ciężkimi riffami i wielowarstwową strukturą brzmień. Nie każdy muzyk z miejsca zostaje scenicznym zwierzęciem. Joe ma jednak doświadczenia, które zahartowały go w boju. W początkowych latach działalności Black Peaks pracował jako… muzyk weselny. „Nie da się ukryć, że grałem dużo gównianej muzyki, ale nauczyłem się również żelaznej dyscypliny. Występowaliśmy od 3 do 4 razy w tygodniu. Każdego wieczora trzeba było zagrać około 20 kawałków. Po takim treningu, nie ma już chyba problemu, którego nie byłbym w stanie rozwiązać na scenie. Świadomość tego, że dla wielu osób dzień ślubu jest tym najważniejszym w życiu, działała na mnie wyjątkowo motywująco. W trakcie wesel, nic nie miało się prawa zepsuć, a jeśli coś było nie tak, trzeba było natychmiast znaleźć rozwiązanie problemu. Musiałem jednak zrezygnować z tej roboty bo zorientowałem się, że przez nią spala się cała moja miłość do gitary. W życiu nie można sobie pozwolić na zbyt długie granie piosenek Razorlight (śmiech).”

 

Koncerty Black Peaks kryją jeszcze jedną tajemnicę. To niesamowite, że mając w zespole tylko jednego gitarzystę, można stworzyć tak wielowarstwową ścianę dźwięków. Kiedy zapytaliśmy Joe o ten aspekt ich twórczości, okazało się, że to wcale nie jego zasługa… „To akurat zasługa Dave’a, naszego basisty. Gra na moim starym wzmacniaczu Orange’a, do którego podaje sygnał podwyższony o jedną oktawę. Kiedy gram partie gitary prowadzącej, Dave odpala octaver i wypełnia brakujące częstotliwości. Myślę, że w tej kwestii mamy jeszcze sporo do dopracowania, więc musi minąć trochę czasu zanim wszystko zacznie się zgadzać w stu procentach.”

Black Peaks podchodzą tak do wszystkiego co wiąże się z ich zespołem. Upór i konsekwentne dążenie do celu to najlepszy sposób na sukces. Nikomu nie będziemy życzyć kariery weselnego gitarzysty, ale jak pokazuje przykład Joe, wszędzie można się czegoś nauczyć. Sam muzyk twierdzi, że dla Black Peaks, ostatnie pasmo sukcesów, to dopiero początek drogi… „Nie powiedziałbym, że wszystko przebiegało do tej pory bardzo powoli. Raczej równomiernie. Nie chcemy zabłysnąć i szybko zgasnąć. Mam nadzieję, że Black Peaks będzie się rozwijać przez następne 20 lat. W przeszłości grałem w wielu zespołach gdzie zawsze jedna osoba próbowała sterować innymi. Myślę, że taki schemat nigdy nie zdaje egzaminu. Wiele zespołów ma swojego lidera, ale wszystko działa dopiero wtedy, kiedy każdy angażuje się w projekt w równym stopniu.”

Joe Gosney pokazuje nam swoją gitarową zbrojownię!

TELECASTERY FENDER DELUXE SILVERBURST I PLAYER

„Z początku grałem na czarnym Telecasterze Elite z singlami, którego kocham za to jak skutecznie przebija się przez miks w niektórych kawałkach. Potrzebowałem jednak Tele z humbuckerami, żeby móc używać go w całym secie. Silverburst to chyba najpiękniejsza gitara jaką kiedykolwiek widziałem. Co więcej, to najlepsze wiosło jakie kiedykolwiek miałem. Świetnie trzyma strój i ma ten swój własny ‘vibe’. Jest też bardzo głośna, więc w domu gram na niej bez podłączania i uwielbiam to robić. A kiedy wepnę ją do pieca to krzyczy!”

FENDER ELITE TELECASTER

„Grałem na tym Tele sporo podczas ostatniej trasy. Gra równie dobrze co Silverburst – to solidna, rockowa maszyna. Co ciekawe, ma podstrunnicę z Pau Ferro. Nigdy wcześniej na takiej nie grałem, ale sprawdza się wyśmienicie.”

ORANGE THUNDERVERB 50 I ROCKER 30

„Mam te wzmacniacze od zawsze. Grają przyjemnym, ciepłym brzmieniem – szczególnie lubię w nich przester, który nie bzyczy a jest gruby i konkretny. Przełączam kanały za pomocą systemu BOSS ES-8. Mam je podpięte stereo i mogę jednocześnie zmienić w nich kanał z czystego na przesterowany.”



DIGITECH DROP - nr 1

„Korzystam tylko z interwału oktawy. Dzięki temu riffy grane pojedynczymi dźwiękami są grubsze, a całość brzmi mocniej.”

STRYMON TIMELINE - nr 2

„Przekopałem się przez wiele presetów: podwójne opóźnienia, odwrócone. Używam z tego sporo różnych rzeczy, a dzięki ES-8 mogę mieć bank dla każdej piosenki. Nie używamy podczas trasy klika, ale efekty są zsynchronizowane, o ile gramy równo (śmiech),”

STRYMON MOBIUS - nr 3

„Z Mobiusa biorę głównie chorus, ale także Leslie… Używam tego więcej i więcej w nowych kawałkach.

BOSS/JHS JB-2 ANGRY DRIVER - nr 4

Wykorzystuję obie strony tego efektu. Za pomocą ES-8 można przełączać w nim ustawienia, co się przydaje. W distortion wpuszczam sygnał z oktawą, co dodaje jej kąśliwości. Strona Blues Drivera ma dość nisko ustawiony DRIVE, ale rozkręcony VOLUME, więc funkcjonuje bardziej jako czysty boost do solówek.

TC ELECTRONIC MIMIQ DOUBLER - nr 5

Tę kostkę wykorzystuję w trybie stereo, co brzmi świetnie. Efekt delikatnie rozsuwa dublowane sygnały w czasie, dzięki czemu wszystko brzmi potężnie i szeroko. Mimiq włączony jest właściwie zawsze.”
Powiązane artykuły