Dzięki smacznej kombinacji bluesa i jazzu nasz bohater z pewnością należy do grona najciekawszych gitarzystów, jakich mamy przywilej słuchać w tych czasach. Spotkanie z tym czarodziejem z krainy "Oz" może zdecydowanie odmienić każdego z nas.
Nie wszyscy wiedzą, że oprócz roli niezwykle utalentowanego gitarzysty jazz-fusion, Oz Noy jest również wytrawnym nauczycielem, który w ostatnim czasie wydał poprzez Musicians Institute w Los Angeles swój kurs online: „Twisted Guitar”. Jak się przekonacie podczas lektury wywiadu, adresowany jest on raczej do ambitnych gitarzystów. Oz opiera go bowiem na fundamencie jazzowej teorii, która – jak mówi – jako jedyna jest w stanie wznieść fortyfikacje naszej muzycznej wiedzy na tyle wysoko, aby obronić nas przed wszystkim co współczesna muzyka jest w stanie na nas rzucić. Jeśli chcesz poznać sposób na wyjście z twarzą z każdej sytuacji, czy jest to jam w lokalnym klubie czy praca w studio, Oz podpowie Ci rozwiązanie.
Wyjaśni także dlaczego wielu gitarzystów skręca w ślepe uliczki: „Głównym problemem nauczania gitary w tych czasach jest YouTube. Zachęca ludzi do obierania drogi na skróty, ale w studiowaniu muzyki żadne skróty na dłuższą metę nie działają…” mówi nam podczas wstępnej pogawędki. „Myślę, że 90% rzeczy na YouTube to gówno wyprowadzające ludzi na manowce. Nie jest to to czego powinieneś się uczyć i mam mnóstwo studentów, którzy przychodzą do mnie i po kilku minutach widzę, że próbowali iść na skróty. Mówię im wtedy: ‘To nie będzie działać, w ten sposób nie dotrzesz do miejsca, do którego się wybierasz.”
Gitarzysta: Gdzie w sieci mogą się udać gitarzyści z ambicjami, aby mieć pewność, że uczą się we właściwy sposób?
Oz Noy: Jest wiele wspaniałych miejsc, gdzie można się uczyć z właściwymi ludźmi, przykładowo Musicians Institute, TrueFire, My Music Masterclass… istnieją naprawdę dobre szkoły ‘online’ zatrudniające naprawdę kompetentnych muzyków, którzy mogą przekazać rzetelną wiedzę. Niestety wielu ludzi ma postawę typu: „Pokaż mi jak mogę zagrać tę solówkę Slasha.” Czy coś w tym stylu. Taka nauka nigdzie cię nie zaprowadzi. Dla mnie jest to sedno problemu. Osobiście nie uczę ludzi grać solówek – uczę ich koncepcji, dzięki którym mogą rozwinąć swój własny styl gry na gitarze. Jeśli koniecznie chcesz się nauczyć tego, co zagrali inni muzycy, powinieneś zrobić to samodzielnie. Jeśli chcesz grać jazz, samodzielnie rozpisz ze słuchu improwizacje Charliego Parkera. Jeśli chcesz grać bluesa, weź na warsztat muzykę BB Kinga.
Sądzisz, że wielu adeptom gitary brakuje podstaw?
Miałem i nadal mam wielu uczniów. Widzę ten sam problem u niemal wszystkich – brakuje im solidnych fundamentów. Nie rozumieją podstaw, więc nawet jeśli zdecydują się zagrać coś bardziej wyszukanego, z reguły nie brzmi to dobrze. Nie da się zabrzmieć wiarygodnie, jeśli nie wiemy skąd to wszystko pochodzi. Teoria wbrew powszechnej opinii naprawdę się przydaje, a najlepsza metoda jej zgłębiania prowadzi przez jazz. Nie musisz być muzykiem jazzowym, ani grać tego na co dzień, ale jeśli chcesz naprawdę zrozumieć jak te wszystkie puzzle się układają, jest to najlepszy sposób. Trzeba studiować teorię – akordy, prowadzenie głosów, skale, arpeggia, rytmy… To z tego właśnie składa się muzyka. Wiem, że może się to wydawać nudne i mało ekscytujące, ale tak właśnie jest.
John Williams powiedział kiedyś, że gitarzyści klasyczni spędzają tyle czasu na samotnych ćwiczeniach, że kiedy wreszcie grają w większych składach ich timing nie jest wystarczająco precyzyjny…
Musisz ćwiczyć z metronomem i wykazywać czujność, jeśli chodzi o rytm – to jest pięta achillesowa większości gitarzystów. Kiedy jesteś perkusistą lub basistą, cały twój świat opiera się na rytmie. Gitarzysta może ominąć ten temat i przejść od razu do bardziej zaawansowanych rzeczy, ale bez tego rytmicznego fundamentu, nigdy nie nauczy się dobrze grać. Wielu ludzi ignoruje ten temat, ale prawda jest taka, że bez ćwiczenia rytmiki, nie da się niczego osiągnąć. Naprawdę.
Czy zachęcasz uczniów, by grali z innymi muzykami tak często jak to tylko możliwe?
W rzeczywistości jedyną okazją, aby się przekonać jak brzmisz, są koncerty albo uczestniczenie w prawdziwej sesji nagraniowej w studio. Tylko tam widać jakie elementy twojej gry wymagają poprawy – czy jest to timing czy brzmienie. Rozumiesz o co mi chodzi? Kiedy siedzisz sobie w domku, grając do podkładów – to nie jest rzeczywistość. Być może jest to przyjemne, ale nie jest prawdziwe. Tak wiele teraz się dzieje: nasz świat jest w komputerze, a nie tam na zewnątrz tak jak kiedyś. Niektórzy myślą więc, że jeśli nagrają sobie w domu wideo i wstawią na YouTube, być może komuś to zaimponuje. W rzeczywistości nie jestem pewien, czy ci ludzie w prawdziwym świecie potrafiliby zagrać jeden cały koncert.
Jakie tematy obejmuje Twój kurs „Twisted Guitar”?
Kurs zaczyna się od pokazania jak we właściwy sposób ćwiczyć skale: durowe, molowe i dominantowe. Potem robimy wszystkie trójdźwięki i arpeggia, a także interwały, np. przeskakiwanie po skalach w tercjach, kwartach czy kwintach. Następnie opowiadam o prowadzeniu głosów, kompozycji i tego typu sprawach. Każda lekcja jest inna, ale generalnie uczę tematów, które są ze sobą powiązane. Studenci dostają kurs, a raz w tygodniu jest lekcja „na żywo”, gdzie wszyscy spotykamy się online. Jestem wtedy w swoim domowym studio i odpowiadam na wszystkie pytania, wyjaśniając im i demonstrując zagadnienia związane z kursem, albo coś nad czym aktualnie pracują i co ich interesuje. Jest to platforma interaktywna i myślę, że działa naprawdę dobrze.
Czy pracujesz z gitarzystami na każdym poziomie zaawansowania?
Powiedziałbym, że raczej nie jest to kurs dla początkujących. Przekazuję mnóstwo wiedzy, ale musisz także samodzielnie ciężko pracować. Nie śpieszymy się, ale jeśli pracujesz to możesz się rozwijać i dość szybko przejść na kolejny poziom.
Czy są pytania, które studenci zadają wyjątkowo często?
Pytają mnie zwykle o skale, o to jak je dobierać do konkretnych akordów. Przeważnie ma to związek z daną lekcją. Pytają mnie także o to jak skomponowałem ten czy inny utwór. Tego typu rzeczy. Na wideo gram z zespołem, wyjaśniając poszczególne koncepcje. Pokazuję im jak stosować w praktyce te pomysły dotyczące skal czy interwałów. To wideo, na którym występuję z zespołem, jest elementem wiążącym lekcje.
W jakie nowe projekty jesteś obecnie zaangażowany?
We wrześniu 2018 wydałem płytę projektu o nazwie „Ozone Squeeze”. To zespół, w którym gram w towarzystwie wokalisty i bębniarza. Wokalistą tym jest Rai Thistlethwayte, Australijczyk żyjący aktualnie w Los Angeles. Śpiewa, a także gra na klawiszach i basie. Bębniarz Darren Stanley pochodzi z Atlanty. Nagraliśmy wspólnie płytę dość odmienną od tego co zwykle robię – to coś w stylu popowej kapeli jam-session. Pracowałem też ostatnio nad nowym projektem, który ukaże się w połowie marca 2019: Boogaloo Experience Band. Napisałem z tej okazji sporo nowej muzyki.
Jakiego sprzętu obecnie używasz?
W tym temacie jestem dość stały. Całą „pirotechnikę” biorę ze sprzętu Line 6. Podstawą mojego brzmienia są jednak efekty takie jak Xotic AC/RC-OZ, Vemuram Oz Fuzz czy klasyczny Ibanez TS808. Doskonale się sprawdzają, więc się ich trzymam. Eksperymentuję z różnymi efektami, ale do tych zawsze potem wracam.
A backline?
Mam dwa stare Plexi: 50-watowy i 100-watowy, oba z 1968 roku. Głównie korzystam z tego mniejszego. Używam także wzmacniaczy Two Rock, które są niesamowite. To prawdopodobnie najlepsze nowe wzmacniacze na jakich kiedykolwiek grałem. Mam TS1 oraz Classic Reverb, które wykorzystuję na koncertach. Podczas nagrań opieram się na Two Rocku oraz Marshallu.
Nadal jesteś wierny Stratocasterom?
Mam te same dwa Straty – Fender Custom Shop ‘68 – zbudowane dla mnie jakieś dziesięć lat temu. Jeden ma klonową, a drugi palisandrową podstrunnicę. Używam ich naprawdę często. Ale mam także Telecastera ‘58 z Custom Shopu oraz Gretscha. Najnowszym dodatkiem jest Gibson, na którym gram coraz częściej: Collector’s Choice ’59 Les Paul. Na połowie płyty „Who Gives A Funk” zagrał Les Paul Goldtop, ale w najnowszym projekcie „Booga Looga Loo” używałem głównie tego nowego Gibsona.