Wywiady
Anthony Gomes

Gitarzysta, wokalista, kompozytor, szef wytwórni Up 2 Zero Entertainment, filozof, historyk bluesa, wykładowca, publicysta, filantrop, laureat European Blues Award 2017 w kategorii najlepszy muzyk koncertowy…

2018-11-20

Jego dyskografia liczy 12 autorskich albumów, w tym rockowy „New Soul Cowboys” (2009). Prywatnie przemiły człowiek, obowiązkowy, terminowy, otwarty, uśmiechnięty, cierpliwy i zawsze konkretny czyli ideał godny naśladowania. Kanadyjczyk z urodzenia, Amerykanin z wyboru mieszkający aktualnie w St. Louis w stanie Missouri w Stanach Zjednoczonych. Jego muzyczne fascynacje oscylują wokół dokonań takich mistrzów jak: B.B. King, Jimi Hendrix i Eric Clapton, których otacza wielką atencją. Jego styl to Fusionblues, bo w równym stopniu cywilizuje błękitny gatunek co kultywuje jego klasyczne walory. Występował w 18 krajach dzieląc scenę z takimi gigantami jak: B.B. King, Buddy Guy, Robert Plant, Joe Bonamassa, Heart, Jonny Lang, Sammy Hagar, 38 Special, Robert Cray i Kenny Wayne Shepherd, Kenny Neal. W 1988 roku wydał debiutancką płytę „Blues in Technicolor”, pełną gitarowego ognia i nowatorskich pomysłów, wnosząc do dziedzictwa kulturowego świata bluesową duszę i rockowe serce.

Znam i podziwiam Anthony Gomesa od lat, ale dopiero w 2017 roku na festiwalu Jimiway miałem zaszczyt go spotkać oko w oko, co poniekąd było głównym celem mojej podróży do Ostrowa Wielkopolskiego. W opinii wielu uczestników, Anthony zagrał tam najlepszy koncert, a konkurencja była naprawdę mocna, bo zarówno Duke Robillard jak i Kenny Neal to przecież wybitni artyści, no ale oni nie mieli w składzie basisty Carltona Armstronga.

Po koncercie umówiliśmy się na śniadanie w hotelu by od strony kuchni sprowokować ponowny przyjazd do Polski. Wciągnąłem nawet do spisku redaktora naczelnego magazynu Gitarzysta, budząc go brutalnie telefonem ze snu, by wirtualnie przybił piątkę z artystą, co Anthony docenił i odwzajemnił w charakterystyczny dla siebie elegancki sposób. Wówczas to rozpoczęliśmy rozmowę, którą teraz po 9 miesiącach finalizujemy, gdy okoliczności przyjazdu Antka na festiwal Satyrblues stały się już faktem wymarzonym i potwierdzonym.

Gitarzysta: Anthony, jakie były twoje muzyczne początki? Ile miałeś lat gdy zacząłeś grać na gitarze?

Anthony Gomes: Miałem 14 lat kiedy ojciec podarował mi na urodziny gitarę. Stwierdził, że ponieważ dobrze sobie radzę zarówno w szkole jak i w sporcie to niezłym pomysłem będzie dodanie jeszcze czegoś. Zakochałem się w niej bez pamięci! Na początku myślałem, że jestem już za stary żeby zostać profesjonalnym muzykiem, po prostu cieszyłem się z pierwotnej radości jaką dawała mi gra na gitarze. Z czasem muzyka stała się też moim miejscem ucieczki od codziennych problemów. To nie był dobry czas dla mojej rodziny. Matka zachorowała na schizofrenię i paranoję, a jeden z pracowników ojca w małej agencji nieruchomości zastrzelił w sądzie kilka osób i na ponad dekadę stał się najbardziej poszukiwanym przestępcą w Kanadzie. Groził również mojej rodzinie, a to jeszcze tylko pogarszało stan matki.

Gdy z chłopca stawałem się mężczyzną, starałem się słuchać i grać jak najwięcej muzyki. Odkryłem wtedy jaką ma moc, jak dużo może powiedzieć o życiu i miłości, jak pozwala zrozumieć wiele emocji. Muzyka nauczyła mnie jak to jest mieć złamane serce i jak trzymać się, gdy nie wszystko idzie po mojej myśli. Na początku słuchałem hard rocka ponieważ była to jedyna gitarowa muzyka jaką można było usłyszeć w radio. Podróż do krainy bluesa zacząłem od Ozzy’ego Osbourna i Whitesnake, dojrzałem na Led Zeppelin i Hendrixie, by dotrzeć w końcu do B.B. Kinga.

Brzmienie twojej gitary, świetna technika i ekspresja na scenie przywołują na myśl największe legendy gitary. Czy mogę postawić tezę, że równie bliska jest ci muzyka, którą gra Buddy Guy jak i Steve Vai?

Tak, to doskonałe stwierdzenie! Uwielbiam każdą dobrą muzykę gitarową bez względu na gatunek. Mimo, że gra Steve'a Vaia nie zawiera zbyt wiele bluesa, to jest niesamowita i słuchając jej staram się wchłaniać jej najlepsze elementy. Jeżeli rozmawiamy o gitarzystach z tamtej epoki to warto wspomnieć też o Eddiem Van Halenie, w jego grze słyszę dużo bluesa, ale oczywiście obaj muzycy są fantastyczni. Za to mistrzem w przekazywaniu emocji i ekspresji jest Buddy Guy. Najważniejsze jednak jest to żeby wciąż słuchać, poszukiwać i uczyć się. Jeżeli nie będziemy tego robić to blues popadnie w stagnację.

 

 

Twierdzisz, że “The blues is old, but not tired”. Czy rzeczywiście jeszcze nie wszystko zostało zagrane? Jaką przyszłość widzisz dla bluesa? W którym kierunku zmierza ta muzyka?

Właściwie od kiedy pojawił się Beethoven, wszystko zostało już zagrane. Każda melodia, każda progresja akordowa, wszystko to stało się własnością publiczną. Ciekawostką jest, że zacytowane stwierdzenie znalazłem na bardzo starym albumie Raya Charlesa z późnych lat pięćdziesiątych. Byłem w szoku, że już wtedy postrzegano bluesa jako coś „starego”. Jak stary w takim razie blues jest dzisiaj? Ale żeby lepiej to zrozumieć, wystarczy posłuchać fantastycznych płyt z lat sześćdziesiątych, kiedy blues już był uważany za „zgrany” gatunek. Album B.B. Kinga „The Thrill Is Gone” zawierał na przykład elementy symfoniczne, coś czego próżno szukać w archaicznym bluesie z Delty Mississippi. Buddy Guy i Jimmi Hendrix zaczęli eksperymentować ze sprzężeniami gitary i efektami. Brytyjczycy pokazali Ameryce nowy blues pod postacią The Beatles, Rolling Stones, Yarbirds, Led Zeppelin i Free. Czyli nie aż tak źle jak na – wydawałoby się – skostniały gatunek muzyki. Oni zadawali sobie wtedy to samo pytanie co my teraz. Będąc artystą trzeba myśleć sercem, jak robili to właśnie B.B. King i Hendrix w swoich czasach. Zawsze znajdą się przeciwnicy zmian, postępu ale oni zostaną zakopani w pyłach przeszłości. Najbardziej ekscytujący w tym wszystkim jest fakt, że nikt tak naprawdę nie wie w jakim kierunku to wszystko zmierza – a ja nie mogę się doczekać aby się o tym przekonać! Mogę jedynie obiecać, że pozostanę wierny muzyce bez względu gdzie mnie zabierze i nie zważając na to co myślą o tym gatunkowi puryści.

Dzieliłeś scenę z największymi sławami bluesa. Powiedz proszę, którą z legend wspominasz szczególnie miło?

Pamiętam jak grałem z B.B. Kingiem na jego osiemdziesiątych urodzinach. Po mojej solówce odwrócił się do mnie i uśmiechnął – poczułem się wtedy jak syn, z którego ojciec jest naprawdę dumny. To był jeden z najwspanialszych momentów w moim życiu. B.B. King jest moim bohaterem i głównym powodem dla którego zakochałem się w bluesie.

Czy jest obecnie jakiś muzyk, z którym chciałbyś nagrać płytę lub zagrać koncert?

Jest tak wielu wspaniałych gitarzystów, z którymi chciałbym poimprowizować i nauczyć się czegoś nowego. Uświadomiła mi to rozmowa z Jeffem Beckiem, on otworzył mi oczy, pokazał jak wiele wciąż mnie omija. Bardzo chciałbym poznać muzyczną wizję Ritchiego Blackmore’a, Erica Claptona, Jimmiego Page’a czy Steve’a Croppera. Uwielbiam też grać z muzykami, z którymi na co dzień jestem w trasie.

Wierzysz, że muzyka ma uzdrawiającą moc. Opowiedz nam o założonej w 2010 roku fundacji „Music Is the Medicine” i jej działalności.

Dziękuję, że o to pytasz. Music is the Medicine jest fundacją non-proft, która zajmuje się leczeniem i wpływaniem na ludzi za pomocą muzyki w namacalny sposób. Uczymy na przykład gry na gitarze weteranów wojennych z zespołem stresu pourazowego. Jeden z nich nie odzywał się od kilku lat, ale przemówił kiedy zaczął grać na gitarze. Pomostem, który umożliwił komunikację okazała się muzyka. Razem z firmą Apple pomagamy też dzieciom dotkniętym autyzmem ze szpitala St. Jude’s tworząc stanowiska do słuchania muzyki. Zbieramy pieniądze na nagłośnienie dla chóru ze szpitala w Montrealu, w którym śpiewają pacjenci cierpiący na paranoję i schizofrenię, jest mi to szczególnie bliskie ze względu na chorobę mojej matki. Chór ten często z nami występuje i gwarantuję, że jest to bardzo poruszające przeżycie. Obecnie zbieramy na wyposażenie studia nagraniowego w montrealskim szpitalu, aby pacjenci mogli realizować w nim swoje płyty, to naprawdę wielki przełom w ich terapii. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej, sprawdźcie proszę stronę www.musicisthemedicine.org

 

 

Dużo koncertujesz i na trasach na pewno zdarzyły Ci się ciekawe historie…

Pytasz właściwie o każdy dzień z trasy. Ponieważ gramy wszędzie, od więzień po fabryki słodyczy, to codziennie mamy wiele drobnych zaskakujących i dziwnych zdarzeń. Najważniejsza jest dla nas możliwość dzielenia się darem jakim jest muzyka z ludźmi na całym świecie. Mamy ten przywilej że spotykamy fantastycznych ludzi, którzy często też zostają naszymi przyjaciółmi na całe życie, ciężko sobie to wyobrazić wykonując inny zawód.

Jesteś wykładowcą na C.P. University of Toronto. Jakiej rady udzieliłbyś młodym adeptom gitary? Wielu z nich na początku swojej drogi stawia tylko na technikę. Czy to dobry kierunek?

Emocje są najważniejszym elementem. Technika może oślepiać swym blaskiem, ale to emocje poruszają ludzi. To nie oznacza, że nie warto ćwiczyć – to są dwie strony medalu. Więc jeśli grasz emocjami, podciągnij technikę, jeżeli jest odwrotnie – zacznij szukać emocji. Sam jestem gitarzystą stawiającym na emocje i muszę dużo pracować żeby nie być niechlujnym. Uwielbiam to uczucie, kiedy dzięki ćwiczeniom technicznym czuję, że mogę włączyć następny bieg, wskoczyć na wyższy poziom. Dobra technika jest jak duży zasób słów. Masz możliwość opowiedzieć barwniej swoją historię. Pamiętaj tylko, żeby to była dobra historia – to tam kryje się sztuka.

Jak wyglądała twoja muzyczna edukacja? Co dało Ci najlepsze rezultaty?

Ciężka praca daje najlepsze rezultaty. Możesz wziąć niezliczoną ilość lekcji, możesz zobaczyć z bliska najlepszych gitarzystów, ale bez ciężkiej pracy nic z tego nie będzie. W tej branży liczą się tylko trzy rzeczy: ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia!

 

 

Jakiego sprzętu używasz na scenie i w studiu nagraniowym?

Gram na Fenderach i Gibsonach. Od dwóch lat używam też wzmacniaczy profilujących Kemper. Uważam je za przełomowe urządzenie, największą innowację od czasu wynalezienia gitary elektrycznej. I mówię to jako miłośnik starego, dobrego, oldschoolowego brzmienia analogowego: na moje uszy Kemper robi co trzeba. Oczywiście klasyczny, rozkręcony Marshall będzie brzmiał lepiej z paczki, ale tylko do momentu kiedy przyłożymy tam mikrofon. Wtedy Marshall przestaje być sobą i jest tylko tym co zbierze mikrofon… wtedy właśnie na prowadzenie wysuwa się Kemper, duplikując możliwie najlepszą wersję tego brzmienia.

Opowiedz nam coś o swoim zespole. Zauważyłem, że nie ma w nim już świetnego basisty Carltona Armstronga?

Większość ludzi widzi zespół na scenie przez dwie godziny. Nie widzą co dzieje się każdego dnia podczas pozostałych 22 godzin. Kiedy kogoś nagle zabraknie w zespole przypuszczają, że ma to związek z tymi 2 godzinami grania, myślą że jest jakiś konflikt muzyczny lub personalny. Najczęściej jednak tak nie jest. Często problemy zdrowotne lub sprawy rodzinne sprawiają, że trzeba się rozstać. W przypadku Carltona powód jest dość prozaiczny: ponieważ koncertujemy w rejonie bardzo oddalonym od jego miejsca zamieszkania, jego udział w trasie był nieuzasadniony logistycznie i finansowo. Wiesz, nie jest problemem, że grasz codziennie, ale kiedy grasz 3 koncerty i wracasz do domu, musisz brać te aspekty pod uwagę.

 

 

Twój ostatni album „Electric Field Holler” ma już 3 lata, kiedy możemy spodziewać się nowego wydawnictwa? Jak taka przerwa wpływa na Ciebie jako twórcę?

Już niedługo, pod koniec jesieni ukaże się nowy album zatytułowany „Peace, Love and Loud Guitar”. (Album ukazał się 19 października - przyp. red.) Jest właśnie na etapie miksów. Trzyletnia przerwa wydaje się długa, ale gdy tak jak my, sporo koncertujesz, nie masz czasu na nagrania. Album będzie pełny surowej blues rockowej energii. Jestem z niego naprawdę dumny.

Skoro mowa o pracy i trasach koncertowych to co Anthony Gomes robi gdy nie gra na gitarze? Hoduje węże, ściga się na torze F1, buduje rakietę, projektuje stroje, czy może nurkuje w oceanie?

Nie grać na gitarze? O nie, za bardzo to kocham. Jestem szczęśliwym człowiekiem, którego pasja jest też sposobem na życie! Moja kariera zajmuje mi tak wielką cześć czasu i życia, że kiedy tego nie robię prowadzę bardzo nieekscytujące życie – chodzę do kina, na spacery czy na zakupy. Wiem to bardzo nie rock ‘n’ rollowe, ale zachowanie równowagi w życiu też jest bardzo ważne.

Dziękujemy za rozmowę Anthony!

Ja również dziękuję. Uwielbiam polską publiczność za ich pasję do życia i muzyki. Zapraszam wszystkich fanów na koncerty w Polsce już niedługo.

rozmawiają: Victor Czura & Piotr Zajdel (Tension Zero)
zdjęcia: Stephen Jensen