Jego charakterystyczny, melodyjny styl gry oraz niesamowita wszechstronność i umiejętności techniczne spowodowały, że jest jednym z najbardziej rozchwytywanych muzyków sesyjnych i najczęściej nagrywanym gitarzystą w Australii.
Nagrywał i występował z takimi gwiazdami jak: Delta Goodrem, Kelly Rowland, Madden Brothers, Jessie J, Ricky Martin, Keith Urban, Lionel Richie, Seal, Will-I-Am, Kylie Minogue, Ronan Keating, Roachford, Mica Paris i wieloma innymi. Jego styl gry najlepiej można określić jako funky-fusion, a jego tajniki można zgłębiać na lekcjach z serii Masterclass. Jednak Michael to nie tylko wirtuoz gitary ale przede wszystkim niespotykanie miły i kochający swoją rodzinę facet. Rozmawiamy o inspiracjach, pracy muzyka sesyjnego, udziale w wielkim show i arsenale sprzętowym jaki zgromadził na potrzeby tych wszystkich sesji.
Przemysław Marciniak: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z muzyką?
Michael Dolce: Rozpoczęła się w bardzo wczesnym wieku, gdy miałem 5 lat. Moi rodzice kupili mi ukulele. Patykiem zgiętym w łuk, który miał przypominać smyczek, grałem na ukulele jak na skrzypcach. W wieku 6 lat dostałem swoją pierwszą gitarę w rozmiarze ¾ z nylonowymi strunami jako prezent na Boże Narodzenie. Byłem bardzo podekscytowany, ale jednocześnie trochę zawiedziony, ponieważ ta gitara była za duża na to, żeby podłożyć ją pod podbródek i grać na niej jak na skrzypcach. Ale szybko bardzo ją polubiłem. Gdy dorastałem, mój tata grywał hobbistycznie na gitarze, a ja uwielbiałem obserwować go trącającego struny. Bardzo lubił wtedy i tak pozostało nadal, grywać włoskie ludowe melodie z regionu Kalabrii. Obserwowałem go przy tym i wychwytywałem akordy, które grał. Spędzałem długie godziny w swoim pokoju ćwicząc, a później przy różnego rodzaju spotkaniach rodzinnych tata zmuszał mnie do gry na gitarze przed zgromadzonymi członkami rodziny – sam wtedy śpiewał. Stało się to rodzinną tradycją, którą cały czas podtrzymujemy. Dorastając nie lubiłem grać w obecności innych osób, ale teraz cieszę się, że tata zmuszał mnie do tego. Patrząc z perspektywy, było to najlepsze możliwe wprowadzenie do gry przed widownią na żywo. Zaszczepiło mi to głód gitary i pasję gry na tym instrumencie na całe życie.
Ile miałeś lat kiedy zacząłeś grać na gitarze i jakie były twoje pierwsze inspiracje?
Rozpocząłem w wieku 6 lat. Mój tata miał wtedy największy wpływ na moją grę, a moja mama zabierała mnie w tamtym czasie na cotygodniowe lekcje gry na gitarze. Napisałem piosenkę na swojej płycie zatytułowaną „If it wasn’t for you” – dedykowaną dla mojej mamy aby jej za to podziękować. Lekcje odbywały się w miejscowej szkole i gdzie nauczyłem się podstaw gry muzyki z nut. Tamtejszy nauczyciel był moim pierwszym źródłem inspiracji i wzorem do naśladowania. Obserwowanie go przy grze, gdy mi akompaniował, było dla mnie zawsze punktem kulminacyjnym każdej lekcji. Uczyliśmy się wtedy czytać i grać proste piosenki, takie jak „Wipe Out” zespołu The Safaris i „Try A Little Kindness” Glenna Campbella. W młodym wieku słuchałem płyt mojego taty z muzyką takich wykonawców jak Johnny Cash, Elvis, Jim Reeves, Chuck Berry, jak również muzyki włoskiej. Zawsze też otaczała mnie muzyka melodyczna, przyjemna dla ucha. Miałem to szczęście, że jeden z moich wujków wprowadził mnie w świat piosenek zespołu The Shadows. Miał wspaniałą kolekcję ich muzyki, a jej słuchanie zachęciło mnie do grania ich melodii ze słuchu. Hank Marvin był moim wielkim źródłem inspiracji. Pamiętam, jak zobaczyłem okładkę jednej z płyt, na której zespół trzymał w dłoniach czarno-białe gitary firmy Burns. Chciałem być taki jak oni do tego stopnia, że moja pierwsza gitara też musiała być czarno-biała. Ich muzyka nadal mnie inspiruje, jest to muzyka z klasą, unikalna, pełna urzekających melodii o pięknej strukturze.
Jako nastolatek poznałem twórczość Joe Satrianiego. Cały czas pamiętam, co pomyślałem, kiedy po raz pierwszy usłyszałem „Surfing with the Alien”: to nie jest gitara, gitara tak nie brzmi. Cały czas czerpałem z jego muzyki. Jej atutem były wyraziste melodie, do których można było śpiewać i to niewiarygodne brzmienie, którego nigdy dotąd nie słyszałem. Potem odkryłem instruktażowe filmy wideo REH i poznałem gitarzystów takich jak Vinnie Moore, Paul Gilbert, Richie Kotzen, Tony Macalpine i Malmsteen. W tamtym okresie moje zainteresowanie grą poszczególnych gitarzystów wynikało z chęci poprawy techniki gry. Czytałem artykuły w magazynie Guitar Player. Większość wypowiadających się tam muzyków twierdziła, że ćwiczą grę na gitarze przez 8 godzin dziennie. Zacząłem robić to samo i tak właśnie rozwinąłem swoją technikę gry. Wraz z zakończeniem mojego zainteresowania okresem neoklasycznym, moje zainteresowania zaczęły przesuwać się bardziej w kierunku gitarzystów o większej wrażliwości jazzowej takich jak Brett Garsed, Frank Gambale, Scott Henderson, Allan Holdsworth, Robben Ford, Larry Carlton, Don Mock, Pat Martino czy George Benson. Słuchanie tych muzyków wyostrzyło mój słuch muzyczny pod kątem gatunku zwanego fusion-jazz. W tamtym okresie dużo nauczyłem się też słuchając muzyki takich zespołów jak U2, Midnight Oil, Stryper i Choir Boys. Wszystkie te zespoły mają niesamowitych gitarzystów, dla których najważniejsze są niesamowicie brzmiące partie gitarowe i melodie.
Twój styl gry jest unikalny. Grając mieszasz różne gatunki: jazz, fusion, funky, ale również blues, country, a nawet rock. Czy jest to świadomy zabieg?
Nigdy nie robiłem żadnych planów związanych z moim graniem. Choć zaoszczędziło mi to wiele czasu (śmiech). Za wyjątkiem lekcji gry na początku, z pierwszym szkolnym nauczycielem i 6 lekcji z drugim nauczycielem, jestem przede wszystkim samoukiem. Sam odkrywałem jak odnajdować tonalności w czasie improwizowania akordami i jak szukać nut, które dobrze brzmiały dla moich uszu. Sporo grałem do muzyki The Shadows z ich wczesnego okresu i improwizowałem do tego swoje własne melodie. Robiłem tak, aż zauważyłem, że są chwyty, które powtarzają się na całym gryfie. To spostrzeżenie ostatecznie pomogło mi opracować moje własne akordy. Wtedy dopiero zainteresowałem się też innymi stylami muzycznymi i utworami. Opracowałem na swój użytek sposób wizualizacji gryfu, ale ponieważ wtedy jeszcze nie miałem podstaw teoretycznych, po prostu grałem.
Zawsze uwielbiałem słuchać wszystkich tych stylów muzycznych, które wymieniłeś w swoim pytaniu. Moje podejście do nauki gry jako nastolatka polegało na naśladowaniu takich gitarzystów jak George Benson, Frank Gambale, Brett Garsed, Scott Henderson, James Burton, Robben Ford i łączeniu tego z wypracowanym przeze mnie sposobem gry. Byłem leniwym uczniem. Nigdy nie potrafiłem przymusić się do zapisywania melodii nuta po nucie; po prostu wyłapywałem to, co wydawało mi się ciekawe w ich grze i wykorzystywałem w swojej. Zawsze przy tym wydawało mi się, że nie gram tak jak oni i, że nie brzmię tak jak oni, co było nieustannym źródłem frustracji, ale dzięki temu nauczyłem się akceptować moje własne podejście do muzyki i rozwijać swój własny styl. Stworzenie czegoś, co nazwiemy własnym stylem powinno przyjść naturalnie, nie powinno wynikać z jakiegokolwiek przymusu. W tamtym czasie nie miałem możliwości poprosić innych gitarzystów o rady – nie znałem nikogo z branży osobiście, a dorastając nie miałem też dostępu do Internetu, co skutkowało tym, że grałem po prostu swoje i nie przejmowałem się tym, co grali inni. Nie wiedziałem nawet, czy uczyłem się odpowiednich rzeczy i czy grałem je właściwie.
Czy miałeś w swoim życiu muzycznym jakiegoś mentora, który zasadniczo wpłynął na twój styl gry?
Pierwszym gitarzystą i mentorem był dla mnie mój drugi nauczyciel: Dieter Kleeman, niewiarygodny gitarzysta. Był ambasadorem marki Ibanez i w tamtym czasie prowadził warsztaty gitarowe będąc wówczas jedynym, który grał utwory Joe Satrianiego dokładnie tak jak na płytach. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Otworzył przede mną świat muzyki fusion i funk, ułatwiając zrozumienie tego, że istnieje różnica pomiędzy zwykłym graniem improwizowanym a graniem przemyślanym, mającym na celu uzyskanie wyrafinowanych dźwięków. Przed spotkaniem z nim średnio rozumiałem zagadnienie tonacji i miałem tylko podstawową wiedzę na ten temat. Moja technika była fragmentaryczna i nie wiedziałem, jak wykorzystać ją w improwizacjach, szczególnie podczas grania muzyki pop lub funk w zmiennych tempach. Pokazał mi jak to powinno wyglądać. Jego melodie wydawały się nie mieć końca – nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Gdybym miał wskazać na punkt zwrotny w moim graniu, to miał on miejsce w czasie tych lekcji. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby osiągnąć taki poziom.
Odkryłem muzykę Brett’a Garseda, który nie miał wtedy żadnych gitarowych filmów instruktażowych. Jedyną dostępną rzeczą był zapis wideo z koncertu, który Brett zagrał ze sławnym australijskim piosenkarzem Johnem Farnhamem. Dosłownie zdarłem taśmę z tym nagraniem. Jego podejście było inne od wszystkiego co znałem. Grał muzykę pop, ale jednocześnie stosował technikę legato na wysokim poziomie. Było to zadziwiające: działało doskonale i nie powodowało, że utwór brzmiał fragmentarycznie. Brzmiało to bardzo melodyjnie. Wiele razy odtwarzałem to wideo, żeby zobaczyć, czy uda mi się zagrać jego solówki. Brett jest gitarzystą, który miał zdecydowanie największy wpływ na moją grę. Chciałem brzmieć jak on i być muzykiem sesyjnym takim jakim on był. Nadal wszystko to co gra robi na mnie ogromne wrażenie. Jest jednym z tych gitarzystów, którzy mają wielki wpływ na dzisiejszych muzyków fusion funkowych. Jestem bardzo dumny, że teraz mogę nazywać go moim przyjacielem. Często spotykamy się, gdy jest w Sydney lub, gdy ja jestem w jego rodzinnym Melbourne. To bardzo mądry człowiek, opowiada niewiarygodne historie i ma serce ze złota. Zawsze potrafi mobilizować i jednocześnie być źródłem inspiracji. Szanuję każde jego słowo, a dał mi wiele cennych rad przez te wszystkie lata.
Twój debiutancki album „Everything ‘til Now” jest pełen wyjątkowej atmosfery i melodii, a do tego słychać tam wiele różnych technik gitarowych. Jak powstawały utwory na ten album?
Cały album został napisany na gitarze akustycznej. Powód dla którego lubię pisać utwory na gitarze akustycznej jest jeden: gitara akustyczna wprost zmusza do wymyślania chwytliwych melodii i budowania wyrazistej struktury utworu. Pozwala skoncentrować się na samym utworze, co jest dla mnie ważne. Nie dodawałem partii gitar elektrycznych i partii pozostałych instrumentów do momentu opracowania perkusji, gitary basowej i klawiszy. Wszystkie utwory zostały napisane w przeciągu 3 tygodni i nagrane w różnym czasie w okresie 9 miesięcy.
Ta płyta to przekrój rozmaitych stylistyk, a jednak brzmi bardzo spójnie. Jak udało Ci się to osiągnąć?
Zawsze chciałem swój pierwszy album poświęcić źródłom inspiracji i stylom muzycznym, które przez te wszystkie lata uwielbiałem grać, stąd tytuł mojego albumu „Everything till now”, „Wszystko do teraz” - wszystko, co uwielbiam grać do chwili obecnej. Pomimo tego, że album jest zróżnicowany stylistycznie, fuzja tych elementów tworzy mój własny styl. Nie próbowałem grać country jak muzyk country’owy lub fusion jak jakaś legenda fusion. Grałem te utwory w najlepszy możliwy dla mnie sposób i dlatego właśnie odbierasz ten album jako spójny stylistycznie. Zawsze dobrze jest być wiernym sobie!
W nagraniu tego albumu wzięło udział wielu doskonałych muzyków sesyjnych z Twojego kraju. Jak udało Ci się zebrać taki zespół?
Wszyscy oni to moi bliscy przyjaciele. Pracujemy razem od wielu lat i wspólnie gramy w czasie tras koncertowych z wieloma artystami. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego zestawienia: niesamowici muzycy a jednocześnie moi przyjaciele. Jedyna niedogodność z tym związana polegała na tym, że musiałem czekać aż wszyscy będą mieli czas (śmiech). Dlatego nagranie tego albumu trwało aż 9 miesięcy.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem Twoją muzykę od razu się nią zachwyciłem. Masz jakiś tajny przepis na tak melodyjny, lekki styl, a jednocześnie nieprzewidywalny sposób łączenia dźwięków?
Każdy ma swój własny sposób pisania. Mój sposób polega na kładzeniu głównego nacisku na melodię. Oprócz pisania akordów na gitarze akustycznej zawsze też wyśpiewuję tworzoną melodię i nagrywam ją przez mikrofon. Wracam do tego, co zostało nagrane, uczę się tego i nagrywam w wersji na gitarę akustyczną jako ścieżkę wzorcową. Jeśli dany utwór sprawdzi się bez aranżacji, to może być już tylko lepszy po dodaniu do niego partii instrumentalnych. Uwielbiam drążyć dopóki nie mam poczucia, że tworzona melodia mnie zadowala. Nie interesują mnie półśrodki: melodia musi być chwytliwa i przemawiać do mnie. Następnego dnia zawsze słucham nowo napisanego utworu ze świeżym spojrzeniem, żeby sprawdzić czy nadal mi się podoba. Jak widzisz, słuchanie w młodości melodyjnej muzyki odcisnęło na mnie swoje piętno.
Czy zwracasz dużą uwagę na teorię podczas grania, czy po prostu dajesz się porywać emocjom?
Nigdy nie miałem wystarczającej wiedzy, gdy chodzi o stronę teoretyczną. Musiałem uczyć się i ćwiczyć żeby opanować gryf i stworzyć własny sposób zapamiętywania dźwięków danej tonacji. Mam swoje własne teorie i dziwactwa, którymi się posługuję, i które sprawdzają się w moim przypadku, a które dla osób postronnych nie mają najmniejszego sensu. Dopiero mniej więcej 6 lat temu zacząłem uczyć się o tym, co gram. Zmusiłem się do tego, żeby móc przekazywać tajniki mojego warsztatu innym gitarzystom, którzy uczęszczają na zajęcia w prowadzonych przeze mnie warsztatach i lekcjach na Skype’ie. Wszystko robię „na ucho” i grając nigdy nie zastanawiam się nad teorią. Zdecydowanie wolę dać się ponieść emocjom, kiedy improwizuję lub, gdy po prostu gram jakiś utwór. Moje piosenki pisane są metodą prób i błędów. Testuję sekwencje akordów do momentu, aż według mnie zabrzmią dobrze. Nie ma w tym procesie żadnej teorii.
Jesteś również nauczycielem i od dawna prowadzisz kursy mistrzowskie „Funk Fusion”, które cieszą się wielkim zainteresowaniem. Czego starasz się nauczyć swoich studentów?
Tak, od 5 lat przekazuję tajniki swojego warsztatu muzycznego w postaci klas mistrzowskich dla australijskich gitarzystów z terenu całego kraju. Prowadzone przeze mnie zajęcia oparte są na moim osobistym podejściu do stylu funk fusion i wprowadzaniu uczniów w tajniki improwizacji opartej o jeden powtarzany akord. W taki sposób nauczyłem się improwizować i to chcę przekazać innym. Czuję, że granie z elementami improwizacji opartej na powtarzaniu jednego akordu daje silne podwaliny i pomaga tworzyć własną bibliotekę pomysłów, dzięki czemu gdy potem grasz ze zmianami akordów, pomysły przychodzą szybciej. Mam nadzieję sfilmować zajęcia w ramach klas mistrzowskich tak, żeby ludzie na całym świecie mogli mieć dostęp do nich na mojej stronie internetowej. Obecnie mam nowy temat, który wejdzie w sierpniu: „Melodic Choices”. Przedstawię w ich trakcie moje koncepcje dotyczące prostych sekwencji akordów w muzyce fusion i gry ze zmianami akordów z wykorzystaniem wielu melodycznych tonalności molowych.
Prowadzisz też indywidualne lekcje przez Internet. Jak wygląda taka lekcja i czym różni się od zajęć prowadzonych w ramach klas mistrzowskich?
Lekcje internetowe prowadzone za pomocą Skype’a to lekcje prywatne dla pojedynczych uczniów. Są opracowane dokładnie pod kątem potrzeb konkretnego człowieka. Natomiast klasy mistrzowskie to zajęcia dla grup uczniów, w czasie których realizowany jest jeden konkretny temat.
W swojej karierze grałeś i nagrywałeś z wieloma znanymi wykonawcami, jak wygląda taka praca gitarzysty sesyjnego?
Miałem to szczęście grać przez te wszystkie lata z wieloma wspaniałymi muzykami. Są pewne elementy, które przyczyniają się do utrzymywania na stałym poziomie liczby kontraktów w charakterze muzyka sesyjnego. Zawsze przestrzegałem następującej zasady: „Nieważne ile propozycji otrzymujesz, ważne z ilu możesz skorzystać.” Bycie wszechstronnym, granie w różnych stylach poszerza możliwości znalezienia pracy. Od najwcześniejszych etapów mojej kariery zawsze miałem świadomość konieczności wybierania właściwych dźwięków do danej sytuacji. Zawsze stawiałem sobie za cel granie na najwyższym możliwym poziomie. Upewniałem się, że rozumiem, czego się ode mnie wymaga i byłem gotowy podążyć w zadanym kierunku nie traktując niczego osobiście, niezależnie czy chodziło o grę na żywo czy w studio. Wewnętrzna intuicja, podpowiadająca nam jaką partię mamy grać, to niezbędny atrybut. Świadomość tego co muzycznie dzieje się wokół nas i umiejętność zrozumienia, jakie jest twoje miejsce w zespole to podstawy. Osobista wiarygodność, umiejętność okazywania szacunku, umiejętność docenienia innych, punktualność – to dla mnie najważniejsze rzeczy. Trzymałem się tego przez okres całej swojej kariery i nadal przestrzegam tych zasad.
Od siedmiu lat jesteś w programie The Voice, jak do niego trafiłeś?
Mam wielki szacunek dla Scotta Aplina z The Voice Australia, reżysera muzycznego i klawiszowca. Darzę go przyjaźnią. To jemu zawdzięczam możliwość gry w programie The Voice. Przez wiele lat jeździliśmy razem w trasy koncertowe i nagrywaliśmy płyty z wieloma artystami. Za pierwszym razem, gdy zaproponowano mi granie na gitarze w The Voice Australia, odrzuciłem tę propozycję. Ale dyrektor muzyczny naprawdę chciał mnie widzieć w zespole The Voice. Dopiero po 3 miesiącach udało mu się przekonać mnie do przyjęcia tej propozycji i nadal decyzja ta była dla mnie źródłem stresu. Taki program to występy w bardzo dużym napięciu: dużo utworów i krótki czas na ich opanowanie. Gramy średnio 250 kawałków w ciągu jednego sezonu. Potrzeba wielkiej koncentracji, by pokonać nerwy i grać na luzie, a przy tym cały czas uważać, żeby nie robić błędów. Jestem w tym programie 7 rok i jestem bardzo wdzięczny za tę możliwość.
Jak wygląda udział i praca w tak dużym projekcie?
Program The Voice Australia trwa 5 miesięcy, a w połowie tego okresu jest pięciotygodniowa przerwa. Wszystkie rundy filmowane są na żywo przed publicznością w studio, a następnie odtwarzane w telewizji kilka miesięcy później. Zaczynamy w styczniu od rundy z „przesłuchaniami w ciemno”, do którego musimy w ciągu 3 tygodni opanować 130 utworów. Nagrania muzyki i wykonawców trwają 4 dni. Następnie przechodzimy do kolejnych rund, nokautów i bitew, na które razem składa się 50 kawałków i mamy około 2 tygodni na ich nauczenie. W maju wchodzimy na żywo na antenę ogólnokrajowej telewizji na okres 5 tygodni, przedstawiając 1 program co tydzień. W okresie przed każdym programem na żywo zespół bardzo długo ćwiczy. Pracujemy wtedy średnio od 60 do 80 godzin tygodniowo. Utwory i oznaczenia tonacji przygotowywane są przez dyrektora muzycznego. Przygotowuje on również aranżacje i skraca każdą piosenkę do wersji dwuminutowej. Następnie dyrektor muzyczny wysyła je do transkrybentów, którzy przygotowują partytury dedykowane dla każdego pojedynczego instrumentu, a następnie tak przygotowane partytury przekazywane są zespołowi. Dostajemy również wersje mp3 oryginalnych utworów, żebyśmy mogli sprawdzić partie instrumentalne i zagrać właściwie. Ja niezbyt dobrze radzę sobie z czytaniem nut, więc żeby nauczyć się swojej partii muszę mocno polegać na słuchu. A potem używam partytury już tylko jako źródła wskazówek.
Czy występy w programie The Voice z wykonawcami tej klasy co Lionel Richie, Kylie Minogue czy Seal są dla ciebie dużym wyzwaniem?
W chwili, w której gra się dla tych artystów w programie, tak naprawdę nie myśli się o tym, z kim się gra, jest to po prostu część programu, w którym bierze się udział. Dla mnie najbardziej ekscytującym momentem było, gdy grałem utwór „Easy” z Lionelem Richie. Kiedy wracam pamięcią do tamtych chwil, zdaję sobie sprawę, ile mam szczęścia mogąc grać takie kultowe utwory, napisane przez tych wielkich artystów. Były momenty, kiedy musiałem nauczyć sławnych jurorów z programu pewnych gitarowych partii, których potrzebowali podczas własnych występów. Kiedyś dałem lekcję gry na gitarze Sealowi. Musiałem go nauczyć wstępu do utworu „Dream On” Aerosmith. Mam zdjęcie z tego wydarzenia.
Udział w The Voice to również wielki sukces komercyjny i wydawniczy, złote oraz platynowe single i albumy. Podobno jesteś najczęściej nagrywanym gitarzystą w swoim kraju?
Przez te wszystkie lata grałem na bardzo wielu krążkach wydanych tutaj w Australii. Na ten dorobek składają się płyty wydane przez różne wytwórnie płytowe, a także komercyjne single dla telewizji i radia. Przez ostatnich 7 lat ten dorobek obejmuje w większości utwory nagrane w programie The Voice. Dodatkowo, oprócz samego programu mamy też oddzielną umowę z Universal Records. Co tydzień, gdy program jest puszczany na żywo zespół wchodzi do studia i nagrywa pełne wersje piosenek, które zawodnicy wykonują w danym tygodniu. Zespół instaluje się w studiach nagraniowych wytwórni Universal i nagrywa wszystko za jednym razem, w stylu Nashville. Straciłem rachubę, w ilu utworach grałem i ile zostało wydanych, może pewnego dnia, kiedy będę starszy moje wnuki policzą je dla mnie (śmiech).
Zaprezentowałeś ostatnio swój najnowszy utwór „Most Days’, wykorzystany w klipie promującym nową serię AZ gitar Ibanez, a w sierpniu zostanie wydany twój nowy mini-album. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tym projekcie?
Wydawanie nowej muzyki zawsze jest ekscytujące. „Most Days” zostało napisane dla uczczenia współpracy z firmą Ibanez. To wydarzenie zainspirowało mnie do dalszego pisania nowej muzyki z myślą o wydaniu nowego mini-albumu. Ten mini-album będzie składać się z 4 lub 5 utworów. Inaczej niż w przypadku mojego pierwszego albumu, który jest mieszanką stylistyczną, ten mini-album będzie w warstwie kompozycyjnej bardziej jednorodny stylistycznie.
Twoja rodzina jest dla ciebie bardzo ważna. Jak, przy takiej liczbie zajęć, znajdujesz czas dla swoich najbliższych?
Tak, rodzina jest dla mnie wszystkim. Dlatego na tej płycie są piosenki dla wszystkich moich najbliższych: dla mojego taty „Frankie Boy”, dla mojej mamy „If It Wasn’t For You”, dla mojej córki „Isabella” i dla mojej żony „Always In My Heart”. Mam niezwykle wyrozumiałą żonę, która zawsze wspiera mnie i cały czas pomaga mi podejmować decyzje dotyczące ogólnie mojej pracy i ofert; szanuje to, co robię. Moje obciążenie pracą jest bardzo duże, szczególnie, gdy rusza program The Voice. Dzieci dorastały w czasie, gdy zaczęła rozwijać się moja kariera, więc rozumieją, na czym ona polega i uwielbiają przychodzić na występy i oglądać The Voice. Zawsze próbuję ograniczać liczbę tras koncertowych, żeby częściej być w domu.
Porozmawiajmy teraz trochę o sprzęcie. Mnie zawsze będziesz kojarzył się z Charles Cilia Tele, ale od jakiegoś czasu jesteś endorserem gitar Ibanez – jak doszło do tej współpracy?
Charles to mój drogi przyjaciel i jeden z najlepszych specjalistycznych twórców gitar na świecie. Zrozumiesz to, jeśli zagrasz na jego gitarach. Zbudowane są z precyzją i finezją. Produkt finalny wygląda i brzmi jak sprzęt klasy światowej. To samo odnosi się do przetworników gitarowych. Zawszę pozostanę wierny tym gitarom, bo wiele dla mnie znaczą. Wspaniałą rzeczą jest nasza trwająca 20 lat przyjaźń. Wspomagaliśmy się powoli budując nasze kariery.
Co ciekawe, Charles mocno poparł moją decyzję dołączenia do zespołu Ibanez Guitars. O przyłączeniu się do takiej firmy jak Ibanez marzyłem od wieku nastoletniego. Dlatego jestem bardzo dumny, że mogę reklamować ich nową linię gitar z serii AZ i grać na nich. Ibanez Australia zaprosił mnie do wypróbowania prototypu gitary AZ w październiku 2017 roku. Miało to miejsce zanim ta nowa gitara została zaprezentowana podczas targów NAMM w Anaheim w USA. Kiedy tylko wziąłem ją do ręki wiedziałem, że jest to gitara dla mnie. Łatwo było na niej grać i brzmiała wspaniale. Używam jej od od ponad 7 miesięcy i sprawdza się w różnych stylach. Jest to niezwykle wszechstronna gitara. Mam też model Ibanez Talman, którego zobaczyć można w klipach na YouTube. Gra się na niej z wielką lekkością. Moja przygoda z gitarami firmy Ibanez dopiero się rozpoczyna, ale mam nadzieję na nawiązanie silnej, stałej współpracy i stworzenie w nadchodzących latach dużej ilości muzyki w oparciu o te instrumenty.
Jednakże nie są to twoje pierwsze gitary Ibanez. Widziałem w sieci twoje zdjęcie sprzed wielu lat z modelem RG. Miałeś wtedy bardzo długie włosy…
(Śmiech) Jak znalazłeś to zdjęcie? To prawda, jako nastolatek miałem kilka gitar Ibanez. Model Ibanez RG-750 był moim pierwszym. Kupiłem tę gitarę ponieważ mój drugi nauczyciel miał taką. Choć w jego rękach brzmiała znacznie lepiej (śmiech). Miałem też model Ibanez 540S i Ibanez GB- 10, sygnaturę George’a Bensona.
Jesteś również ambasadorem marek takich jak Tasman Guitar, Fractal Audio, GHS czy Hawk. Dlaczego je wybrałeś?
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że pochopnie nie zmieniam marek, których sprzętu używam. Każdą reklamowaną markę wspierałem przez minimum 14 lat i mogę je policzyć na palcach jednej ręki. Nie jestem zwolennikiem wspierania danej marki tylko dlatego, że dostanę sprzęt za darmo. Wolę odrzucić taką ofertę niż skazać się na używanie czegoś, co mi nie odpowiada. Tasman Acoustics dało mi coś, czego żadna inna firma akustyczna nie mogła mi zaoferować: mój własny sygnowany przeze mnie projekt. Nie ma nic lepszego niż coś, co od podstaw jest zrobione dla ciebie i według twojej własnej specyfikacji. Standardowy sprzęt akustyczny firmy Tasman jest bajecznie dobry, dodaje pasmu tyle głębi, a jednocześnie potrafi zachować niewiarygodną gładkość dźwięku. Sprzęt Fractal Audio to jakość sama w sobie. Dla mnie to oni obecnie wyznaczają trendy w projektowaniu wzmacniaczy. Struny firmy GHS były oczywistym dodatkiem do moich reklamowych zobowiązań. To jedyne struny, których używam od wieku nastoletniego, więc otrzymanie od nich propozycji współpracy potraktowałem jako przyjemność i zaszczyt. Firma Hawk Picks to najnowsza reklamowana przeze mnie marka. Nigdy specjalnie nie dobierałem kostek do gry, zawsze po prostu grałem kostką standardowej wielkości i kształtu. Dlatego też, kiedy zaoferowano mi kostki firmy Hawk Picks nie mogłem uwierzyć, jak mocno ułatwiły mi one granie. Te piórka nigdy się nie ścierają, co oznacza, że zawsze ma się do dyspozycji kostkę o tym samym kształcie i krawędzi, a do tego brzmią przepięknie. Używam modelu TB6.
Jakiego sprzętu używasz w czasie programu The Voice?
Mój wzmacniacz w pierwszym sezonie The Voice to 100-watowy head typu plexi firmy Bogner oraz paczka 2x12 na Celestion V30 tej samej firmy. Używałem z tym zestawem różnych stompboxów. Dźwięk był znakomity, ale według mnie nie był wystarczająco uniwersalny. W programie The Voice gramy tak wiele różnych stylistycznie rzeczy: Jazz, Country, Rock, Pop, Soul, R&B, ballady akustyczne, itp. Dlatego po pierwszym sezonie zacząłem szukać czegoś bardziej uniwersalnego. Wypróbowałem Fractal Axe Fx mark 2 i okazało się to doskonałym rozwiązaniem. Wygląda doskonale i co ważniejsze, brzmi wspaniale, szczególnie, kiedy używamy go w systemach odsłuchu dousznego. To stereofoniczne niebo (śmiech). Sygnał wchodzi bezpośrednio w stół z pominięciem kolumny i mikrofonu, a do tego na scenie nie ma żadnych monitorów. Zebrałem ponad 4000 ustawień w 6 lat. Lubię tworzyć dedykowane ustawienia dla każdej części piosenki: zwrotki, refrenu, łącznika i wstępu, itd. W jednym sezonie używam 14 różnych gitar. Wszyscy korzystamy też z iPad’ów do czytania muzyki i sterowników nożnych do zmiany stron. To wspaniały sposób na utrzymanie porządku w programie od strony wizualnej.
Czy masz jakieś inne zainteresowania oprócz muzyki?
Mam specjalny piec na drewno, do pieczenia pizzy na podwórku za domem, który zrobiłem 12 lat temu. Bardzo zależy mi na przygotowywaniu doskonałej pizzy. Używam w tym celu wszystkich neapolitańskich składników. (śmiech)
Rozmawiał: Przemysław Marciniak
Zdjęcia: Jordan Roach