Wywiady
Justin i Dan Hawkins (The Darkness)

Gitarzyści The Darkness: Justin i Dan Hawkins zdradzają nam czego przez 18 lat kariery nauczył ich rock’n’roll…

2018-06-26

Zespół The Darkness ugościł nas w Guildford, uniwersyteckim mieście znajdującym się na południu Anglii. Spotkaliśmy się z frontmanem grupy, Justinem Hawkinsem oraz jego bratem Danem, który w kapeli odpowiada za gitarę rytmiczną. Na spotkaniu pojawiła się również pewna urocza dama. Kiedy przybyliśmy za kulisy sali koncertowej G Live, Dan od razu przedstawił nam swoją Black Beauty: gitarę, która należała kiedyś do Jimmiego Page’a. Legenda głosi, że to jeden z najcięższych Les Pauli jakie kiedykolwiek wyprodukowano. W tym samym czasie Justin uśmiechnął się tylko, skupiając się na swoim pedalboardzie.

Już po kilku minutach spotkania, rodzinny trzon The Darkness skojarzył nam się z braćmi Young z AC/DC. Jeden, nieco z tyłu, stanowiący serce zespołu i trzymający pieczę nad rytmem; drugi szalejący ze swoją gitarą w świetle jupiterów, nie odpuszczający żadnej solówki. Właśnie ta niesamowita chemia, która łączy braci na scenie pozwoliła w ciągu zaledwie roku, trafić The Darkness z ciasnych zadymionych klubów na Camden prosto na główną scenę Reading Festival w 2004 roku. Niestety, rock’n’roll nie bierze jeńców. Z powodu uzależnienia Justina grupa zawiesiła działalność już dwa lata później. Na szczęście w 2011 roku, The Darkness wrócili. Bracia Hawkins opowiedzieli nam o swoich muzycznych preferencjach a także zdradzili kilka gitarowych tajemnic.

CHRZANIĆ EFEKCIARSTWO!

Justin twierdzi, że im mniej sprzętu pojawi się pomiędzy gitarą a wzmacniaczem, tym lepiej…

Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że cały sekret drzemie w palcach. Korzystanie z efektu wah może tylko rozleniwić gitarzystę. Nawet źle złapane dźwięki dają złudzenie efektownych zagrywek. Efekty udają, że na gryfie dzieje się coś niesamowitego a to wcale nie jest prawda. Zawsze irytują mnie efekciarskie zagrywki, które wybijają się z utworu. Wah ma dodawać ekspresji a wielu gitarzystów wykorzystuje go do tego, żeby tanimi sposobami podrasować swoje gówniane solówki. Zawsze starałem się poświęcać jak najwięcej czasu na naukę podstaw i poprawnego grania. Inspirowali mnie tacy gitarzyści jak Brian May, Angus Young czy Eddie Van Halen. Podziwiam też Dave’a Hawkinsa (nie jesteśmy spokrewnieni), który gra obecnie ze Stevem Harrisem w kapeli British Lion. Był lokalnym gitarzystą, który strasznie mi imponował gdy byłem jeszcze dzieciakiem. Udowodnił, że nawet jeśli pochodzisz z małej dziury zabitej dechami, jeśli masz talent wciąż możesz wiele osiągnąć!

NIGDY NIE PISZ TEJ SAMEJ PIOSENKI DWA RAZY!

Dan opowiada o tym w jaki sposób komponuje nowe piosenki.

Przy każdej płycie towarzyszyła nam ta sama zasada: nigdy nie pisać tej samej piosenki dwa razy. A przynajmniej nie na jednym albumie. Jeśli mamy już rockowy kawałek w średnim tempie, taki jak „Solid Gold”, nie próbujemy nawet brać czegoś podobnego na warsztat. Kiedy powstało znacznie szybsze i nieco bardziej thrashowe „Southern Trains”, robiliśmy to samo: oddalaliśmy się od pewnego schematu w poszukiwaniu czegoś innego. Dla mnie, punktem wyjścia do każdej kompozycji jest rytm. Może to być beat, który gra mi w głowie albo riff, który naprowadzi naszego perkusistę na to co chciałbym osiągnąć. A kiedy po sesji nagraniowej mamy już komplet szybkich kawałków, bierzemy się za takie numery jak „Why Don’t The Beautiful Cry” (śmiech). Kiedy nie mam pomysłów, po prostu zapinam kapodaster na gryfie i zaczynam grać. Rzeczy, które wymyślam, często zadziałałyby również na standardowym strojeniu ale takie rozwiązanie może być często bardziej inspirujące. Kapodaster sprawia, że inaczej myślę o graniu.

 

HARMONIE, HARMONIE, HARMONIE…

Justin opowiada o dodawaniu harmonii do swoich solówek.

Zaczynam od podkreślenia tercji i kwint. Jeśli nie brzmi to wystarczająco bogato, dodaję te interwały przeniesione o jedną oktawę w dół. Takie rozwiązanie też nie zawsze się sprawdza. Wówczas dodaję te interwały o oktawę wyżej od oryginalnych. A kiedy wciąż nie udaje mi się osiągnąć zamierzonego efektu, staram się podwoić liczbę dźwięków. Jeśli nadal nie jest wystarczająco grubo, umieść w panoramie dolne oktawy skrajnie na lewo, a górne skrajnie na prawo. Jeśli nawet to nie pomaga, po prostu się poddaję i szukam czegoś nowego.

STARY, NUDNY BLUES

Dan opowiada dlaczego romans z klasycznymi brzmieniami może być trudny

Nie lubimy krytykować innych artystów ale w świecie współczesnej muzyki jest coś co niesamowicie mnie rozczarowuje. Wciąż pojawiają się zespoły, które brzmią jak kopia The Black Crowes. To kapele, które utknęły w jednym miejscu jeśli chodzi o gitarowe schematy. Mam wrażenie, że to bardziej imitowanie niż tworzenie czegoś nowego. Nowatorskie podejście wcale nie musi wiązać się od razu z wymyślaniem własnych akordów. W bluesie jest pewna klisza, którą upodobała sobie duża grupa artystów. Oczywiście nie twierdzę, że nie lubię tej muzyki. Po prostu są rzeczy, które podobają mi się bardziej. Ludzie mogą np. myśleć, że Bon Scott był bluesowym wokalistą ale gość miał do zaoferowania znacznie więcej. Nienawidzę osób, które chcą być autentyczne a śpiewają jak starzy, przedpotopowi bluesmani. Jebać taką autentyczność! Jeśli artysta nie jest w stanie zaoferować mi czegoś „od siebie”, jest po prostu nudny.

GITARA PRZY KOLANACH

Justin wyjaśnia skąd podczas grania bierze się ból na jego twarzy

Dla mnie, podobnie zresztą jak dla wielu innych muzyków, bardzo ważną kwestią jest koordynacja. I absolutnie nie twierdzę, że opanowałem tę sztukę do perfekcji. Po prostu staram się jak najlepiej wykonywać moją pracę. Robienie postępów wymaga wiele wysiłku. Czasami żałuję, że nie zacząłem grać na gitarze jeszcze jako mały berbeć. To wtedy najszybciej chłonie się wiedzę i umiejętności. Równie ważna jest odpowiednia ekspresja. Jeśli grasz dźwięk i chcesz żeby zabrzmiał emocjonalnie, musisz skupić się na odpowiednim tłumieniu, kostkowaniu i vibrato. W takich sytuacjach zastanawiam się jak rozegraliby to dobrzy wokaliści. Bo przecież w pewien sposób, gitara jest moim głosem. Lewa ręka to struny głosowe a prawa to język i usta. Często lubię wychodzić poza swoją strefę komfortu obniżając gitarę na pasku, żeby granie nie było aż tak wygodne. W takich sytuacjach, czasami aż słychać mój ból wychodzący spod palców. Ta gitarowa agonia często przekłada się również na ekspresję mojej twarzy. Mimo to, lubimy nisko opuszczone gitary bo przecież właśnie tutaj dzieje się magia! Strzał z biodra? Ja robię to jeszcze niżej! Ale i tak mistrzem jest Dan. U niego są to już okolice kolan. Jeśli chodzi o mnie, lubię też grać w stylu Jeffa Healeya. Gość grał trzymając gitarę na kolanach gryfem do góry bo tak to czuł! Eksperymentowanie z ułożeniem instrumentu może być bardzo inspirujące. Nowa perspektywa pozwala lepiej zrozumieć gitarę. No i na koniec, kwestia koncertów! Kiedy odwracasz instrument do góry nogami wszyscy są w szoku „co ten gość odpierdala?!”.

LĘK PRZED SCENĄ I SOLÓWKAMI

Dan opowiada o swoich multiinstrumentalnych przygodach

Kiedy zaczynaliśmy, Justin w ogóle nie miał w planach grania na gitarze. Był frontmanem, któremu czasami zdarzało się wykonać jakąś solówkę. Wychodziły mu naprawdę dobrze a ja nie do końca czułem się na siłach, żeby je grać. I chyba właśnie dlatego cieszę się z tego jak sprawy potoczyły się później. Zaczynałem od gry na perkusji. Później opanowałem bas i już jako basista przeprowadziłem się do Londynu. Skończyłem w roli gitarzysty tylko dlatego, że mój poprzedni zespół nagrywał z dużym producentem i byłem jedyną osobą, która mogła sprawnie położyć riffy na nagraniach. Wciąż traktuję to bardziej jako skok w bok a nie awans. Zawsze trzymałem się gdzieś z tyłu. Przez pierwszy rok grania z The Darkness bałem się sceny. Dopiero później zauważyłem, że nikt nie zwraca na mnie uwagi a wszystkie oczy naszych słuchaczy zwrócone są na Justina. W ten sposób pozbyłem się moich lęków.

RÓBCIE SWOJE!

Justin tłumaczy dlaczego w muzyce należy iść pod prąd

Szkoda tracić czas na oddawanie szacunku innym artystom poprzez własną muzykę. Tworząc coś swojego trzeba odrzucić kanon i zapomnieć o ludziach, których się podziwia. Ludzie boją się próbować nowych rzeczy żeby te nie wywróciły przypadkiem ich zastanej rzeczywistości do góry nogami. Jeśli tworząc muzykę wychodzisz z założenia, że chcesz być jak drugie Queen, cóż… To pierwsze było całkowicie wystarczające. Już same ich single to kopalnia wpływów i inspiracji, do których musiałbyś dojść jeszcze zanim w ogóle usiadłbyś do komponowania swoich utworów. Jest tam flamenco i cała masa innych rzeczy. Te płyty, które dał nam prawdziwy zespół Queen są wystarczające. Najważniejsze to tworzyć nowe, niezwykłe rzeczy i nie oglądać się na innych. Jeśli pracujesz od 9 do 17 i każdego dnia nosisz czarny krawat, po wyjściu z roboty zawiąż go sobie na głowie i noś z dumą niczym bandanę!

DZIEDZICTWO ABBY

Dan opowiada jak muzyka pop ukształtowała go muzycznie

Nie chodzi tylko o to, żeby nauczyć się ulubionych riffów. Jeśli zrozumiesz jak napisane są inne piosenki, od ABBY po jakiekolwiek inne hity z list przebojów, odbierzesz cenną lekcję muzyki. Możesz to zagrać jak tylko ci się podoba ale musisz wiedzieć jak właściwie skonstruować utwór. Wspomniana ABBA miała na mnie ogromny wpływ. W ich utworach jest tyle harmonii gitar co w kawałkach Thin Lizzy. Tych drugich pokochałem właśnie dlatego, że przypominali mi… ABBĘ! Wszystko rozchodzi się o melodie i harmonie. Analizowaliśmy z bratem hity sprzed ostatnich 30 lat. Przez długi czas mieliśmy wspólną kolekcję płyt słuchaliśmy naprawdę różnych gatunków muzyki. Jeśli masz ograniczony umysł, wiele może cię ominąć.

CZYM JEST DOBRA PIOSENKA?

Justin opowiada o tym czego nie może zabraknąć w dobrej piosence

Myślę, że za sukcesami naszych piosenek stoją odpowiednie melodie. Mogę żartować, że wszystko rozchodzi się o „power-chordy”, ale Dan często gra na pełnych akordach. Zupełnie jak Malcolm Young, który umiejętnie dodawał tercje do rockowych riffów. AC/DC bazowali na tradycyjnych rock’n’rollowych melodiach, ale cały ich sukces drzemał właśnie w odpowiednich akordach. W The Darkness zawsze zależało nam na tym samym. Podróże w świat melodii musiały być pisane gitarą. Czasami robiliśmy to według schematów, a czasami nie. To ważne aby eksperymentować. Jeśli masz kilka „power-chordów” z bluesowym zacięciem a w dodatku nadal nie masz jeszcze tekstu, trudno traktować to jako piosenkę. To trochę jak recytowanie monologu…

NADMIAR MOCY

Dan tłumaczy dlaczego attenuator to w ich przypadku konieczność

Gramy na 100-watowych Marshallach więc redukcja mocy to w naszym przypadku konieczność. Urządzenia, które pozwalają na tłumienie sygnału robią ogromną różnicę. Dzięki nim, po tylu latach, w końcu jesteśmy w stanie uzyskać odpowiednie brzmienie na scenie. Bez attenuatora, nasz realizator nie jest w stanie odpowiednio nas nagłośnić kiedy korzystamy ze 100-watowych sprzętu. Na scenie jest po prostu za głośnio. To samo dotyczy naszych monitorów. Moim marzeniem jest 75-watowy wzmacniacz. Pięćdziesiątka jest za cicha, a setka to już trochę za dużo. I nie chodzi mi tu tylko o głośność. To trochę sytuacja bez wyjścia. Bez redukcji mocy możesz brzmieć dobrze na 100-watowym wzmacniaczu ale hałas jest zbyt duży. Na szczęście w końcu rozwiązaliśmy ten problem. Obecnie korzystam z Marshalla, Les Pauli Standard oraz pedału Diezel VH4, kostki Schaffer, replik kilku Tubescreamerów i paru innych zabawek. Istnieje duża szansa, że na kolejnej trasie będę miał już Voxa AC30, którego podrasował gość odpowiedzialny za cały sprzęt Briana Maya. To będzie miazga!

 

MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ

Justin tłumaczy dlaczego The Darkness ograniczają swoje instrumentarium do minimum

Mniej, często znaczy więcej. Staramy się nie przeginać. Wyjątkiem była piosenka „One Way Ticket To Hell (And Back)”, którą zainspirowała Ameryka Południowa ale chcieliśmy też dodać tam odrobinę azjatyckich smaczków i zachodniego sznytu, który zapewnił sitar. To kawałek o gościu z Anglii, który eksploruje świat zarówno w sensie geograficznym jak i emocjonalnym. Chryste, w tym kawałku jest nawet Fletnia Pana. Wydaje mi się jednak, że nie mamy na tyle wiedzy technicznej, żeby robić więcej takich kawałków. Prawdopodobnie od razu byśmy się pogubili. I mówiąc my, mam na myśli siebie. Chociaż Dan potrafi spanikować nawet przy pewnych częściach gitarowego gryfu (śmiech).

KRÓL AKORDÓW

Dan opowiada o tym co różni go od brata w kwestii grania na gitarze

Na gitarze nauczyłem się grać ze słuchu. Po prostu rozpracowywałem piosenki akord po akordzie. Kiedy słuchałem prawdziwych gitarowych wymiataczy, czułem, że do tego poziomu wiele mi brakuje. Natychmiast rezygnowałem z takiej muzyki i brałem się za prostsze rzeczy. W ten sposób nigdy nie opanowałem solówek ponieważ nie do końca wiedziałem jak je grać. Justin to co innego. On dokładnie potrafi zaplanować solo i wie jak je skończyć. W moim przypadku to czysta agresja. Próbuję grać jak najszybciej i jak najmocniej licząc, że zabrzmi to tak jakbym wiedział co robię. Zaczynałem od zupełnie innych instrumentów. Nigdy nie myślałem, że skończę jako gitarzysta. Nie znam żadnej innej skali niż ta jedna, którą pokazał mi Justin. Z tego co pamiętam, nazwał ją „skromną skalą bluesową”.

 

Powiązane artykuły