Z blues-rockowym, teksańsko-luizjańskim żywiołem rozmawiamy o żółtych piórkach, tropieniu basisty Gov’t Mule, słuchaniu przemawiającego Boga, walce z instrumentami, miłości do „burstów” i kilku innych rzeczach…
Gitarzysta: Czy istnieją jakieś piórka gitarowe, bez których nie możesz żyć?
Lance Lopez: Kocham kostki Jim Dunlop Tortex – te żółte, o grubości 0,73 milimetra. Używam ich od 1989 roku. Kiedy byłem dzieciakiem, kiedy dopiero zaczynałem przygodę z gitarą, grałem wyłącznie kostkami Fendera, ale nie były zbyt trwałe. Spotkałem Franka Hannona i Tommy’ego Skeocha z zespołu Tesla, kiedy byli u szczytu swojej kariery, gdzieś w latach osiemdziesiątych – po koncercie, który grali w Shreveport dali mi całą garść kostek. To były Tortexy i odtąd tylko tych piórek używam. Oczywiście eksperymentowałem z innymi na przestrzeni tych wszystkich lat, ale potem zawsze wracałem do Tortexów.
Jeśli musiałbyś pozbyć się wszystkich swoich efektów za wyjątkiem trzech – które byś zostawił i dlaczego?
Czy tuner się liczy? Człowieku, mam tak wiele wyczesanych kostek overdrive, że wybór jest bardzo trudny. Uwielbiam starą szkołę, więc niech to będzie Mojo Hand FX Rook Overdrive, Vertex Boost i Bogner La Grange. Wszystkie one mają nieco odmienny charakter przesterowania i to w nich najbardziej lubię.
Czy jakikolwiek inny instrument masz opanowany na tyle dobrze, aby grać na nim w zespole?
Poza gitarą, gram sporo na basie z różnymi zespołami w okolicach Teksasu i Luizjany. Gram na basie z dzieciakami, którym mentoruję – zespół nazywa się Salvation From Sundown. Mam też od lat poboczny projekt: Wes Jeans Trio. Granie w tym ostatnim to bardzo fajne doświadczenie, ponieważ samodzielnie produkuję płyty i komponuję większość materiału, a wśród tego właśnie linie basowe. Jest to ciężkie, blues-rockowe trio, więc muszę się wczuć w sznyt Jacka Bruce’a, Felixa Pappalardiego, Tima Bogerta i Johna Paula Jonesa. Zwykle używam basówki Thunderbird Bass, która mi pasuje ze względu na ciężkie, gardłowe brzmienia, a także przez moją słabość do gitar Firebird. Mój dobry kumpel – Jorgen Carlsson – który jest basistą Gov’t Mule, zawsze podrzuca mi jakieś cenne rady, więc korzystam i idę jego tropem.
Jeśli ktoś postawi nuty przed twoim nosem, będziesz potrafił je przeczytać?
Nie umiem czytać a’vista. Zwykle potrzebuję chwili, żeby się przebić przez zapis nutowy. Zawsze podziwiałem kolesi, którzy potrafią grać nuty z biegu i jednocześnie nie stracić feelingu. Steve Lukather i ja rozmawialiśmy na ten temat niedawno i czuję, że jest to aspekt, w którym mógłbym się trochę podszkolić.
Czy przewody gitarowe naprawdę są takie ważne? Jakiej marki aktualnie używasz?
Są mega ważne! Obecnie gram na Wireworld Cables, zaprojektowanych przez Davida Salza. Używam modelu Wireworld Micro-Eclipse – te kable są fantastyczne. Mają przewodniki Ohno Continuous z odlewanej miedzi oraz srebrne kontakty we wtyczkach. Całość chroniona jest izolacją Composilex 2. To co jest najbardziej niesamowite w tych kablach Wireworld to ich przewodniki DNA Helix, wykorzystujące pole elektromagnetyczne do przepychania sygnału. Nigdy wcześniej nie słyszałem czegoś podobnego.
Czy jest jakiś gitarzysta – w teraźniejszości bądź przeszłości – o którego grę jesteś choć odrobinę zazdrosny?
Totalnie kocham Davida Grissoma z Austin. Zawsze chciałem grać tak jak on. Ten gość ma idealne proporcje wszystkich tych składników: rocka, bluesa, country, Americany… Nigdy nie gra zbyt wiele i nigdy zbyt mało, a jego brzmienie jest wprost niewiarygodne. Ale nie nazwałbym tego „zazdrością” – raczej „podziwem”.
Wyobraź sobie, że twoje studio staje w płomieniach – którą z gitar byś uratował?
Byłby to mój True Historic R9 Les Paul: ‘Barton Creek Burst’. Jak tylko przybyłem do Austin, dostałem ten instrument od Gibsona. Wysłałem wiadomość wraz ze zdjęciem do Billy’ego Gibbonsa, który odpisał: „Nie spuszczaj tego wiosła z oczu!” Kiedy Bóg przemawia – ty słuchasz (śmiech), więc staram się trzymać tę gitarę zawsze przy sobie.
Jaki jest twój ulubiony wzmacniacz i jak go ustawiasz?
Bogner Helios 100 – kocham ten wzmacniacz. Jest oparty na konstrukcji 1968 Super Lead 100, ale ma te wszystkie modyfikacje, które Reinhold Bogner wykonał dla lubiących Plexi gitarzystów, takich jak Eddie Van Halen czy Jerry Cantrell. To co w nim najbardziej lubię to mały przełącznik z tyłu, dzięki któremu możesz szybko przejść od JTM-45 do SLP 100. Mogę na nim grać zarówno w małej, jak i dużej sali. Na mniejszych scenach używam kolumny 2x12, załadowanej głośnikami Vintage 30 i Creamback 65. Na większych stawiam paczkę 4x12 z głośnikami Creamback 65 i Creamback 75. Pytałeś wcześniej o efekty i to, bez których mógłbym żyć? Ze wzmacniaczem Helios 100 nie potrzebuję żadnych efektów. Jestem perfekcyjnie ukontentowany samym wpięciem mojego Les Paula lub Firebirda prosto w jego panel i patrzeniem jak się zaczyna jarzyć.
Jaką akcję strun ustawiasz w swoich gitarach?
Nie lubię już walczyć z instrumentami. Przeszedłem przez to wszystko kiedy byłem młody – grube struny, wysoka akcja i tak dalej. Ale potem odkryłem, że jedynym długofalowym skutkiem są kontuzje dłoni. Obecnie lubię ustawiać średnią lub niską akcję i pozwalać instrumentowi wykonać część roboty. Oczywiście w gitarach do gry slide akcja strun nadal musi być wysoka.
Jakich strun używasz?
Używam i od lat używałem strun Ernie Ball Slinky. Grubości mieszczą się w zakresie od 009 do 011, ale ostatnio najczęściej zakładam komplety Super Slinky 009. W innych gitarach mogą to być Regular Slinky 010, a w gitarach do gry rurką mam Power Slinky 011. Lubię te nowe sety Ernie Ball Cobalt, ale przeważnie korzystam z oldschoolowych modeli.
Kto był twoją pierwszą inspiracją w grze na gitarze?
Elvis Presley i Scotty Moore. Mój ojciec był razem z Elvisem w wojsku – stacjonowali w Niemczech. Byli dobrymi przyjaciółmi. Kiedy miałem trzy lub cztery lata, tata pokazał mi zdjęcie ’68 Comeback Special, gdzie Elvis ubrany jest w czarny, skórzany garnitur, a wszyscy siedzą wokół, grają na gitarach i opowiadają sobie historie. Kiedy zobaczyłem ten obrazek, od razu poczułem, że granie na gitarze to coś, co chcę robić do końca życia.
Jaka była pierwsza gitara, którą naprawdę zapragnąłeś?
Les Paul z 1959 roku. Kiedy miałem 10-11 lat, zobaczyłem film Led Zeppelin „The Song Remains The Same”. Jimmy Page z Les Paulem to obraz, który pamiętam do dziś. Kocham sunbursty od samego początku, to się nigdy nie zmieniło. Uwielbiam wszystkie rodzaje gitar: Straty, Tele, SG i inne… Ale „bursty” kochałem zawsze bardziej niż cokolwiek innego.
Jaki był twój najlepszy koncert, który kiedykolwiek zagrałeś?
Jednym z najlepszych był niewątpliwie Nottodden Blues Festival w Norwegii, na którym w 2016 roku wystąpiliśmy z grupą Supersonic Blues Machine. Na jednej scenie spotkałem się z legendami gitary takimi jak Billy Gibbons, Steve Lukather, Walter Trout czy Robben Ford. To była niesamowita noc.
...A co było największym scenicznym koszmarem?
Rozpoczęcie dużego koncertu z gitarą, która ma kompletnie rozstrojone struny.
Co było najcenniejszą muzyczną lekcją, jaką kiedykolwiek w życiu odebrałeś?
Zawsze bądź wsparciem dla swoich kolegów na scenie i sprawiaj, aby inni muzycy brzmieli wspaniale. Tego się nauczyłem od moich największych, muzycznych mentorów: prawdziwy artysta – szczególnie jeśli jest liderem – sprawia, że każdy muzyk stający z nim na jednej scenie brzmi świetnie.
Czy nadal ćwiczysz?
Absolutnie! Cały czas. Zawsze staram się wymyślić jakieś nowe riffy, albo patenty solowe i pracować nad moim brzmieniem. Zawsze staram się być lepszy niż jestem w danej chwili. Nigdy nie próbuję być lepszym od innych – chcę być lepszy od samego siebie.
A co z rozgrzewkami przed koncertami?
Jeśli przed występem mam trochę czasu, gram sobie wprawki i ćwiczę skale, aby rozluźnić i rozgrzać dłonie. Zwykle są to schodzące pentatoniczne patenty, składające się z pięciu i sześciu nut, a także wchodzące patenty, składające się z sześciu i ośmiu nut. Przed graniem sprawdzam także, czy struny są w dobrym stanie, odpowiednio naciągnięte i stroją. Zwykle na główce mam Snarka, którego zdejmuję tuż przed wyjściem na scenę. Dzięki niemu mam pewność, że wszystko będzie w porządku, kiedy uderzę akord pierwszego kawałka.
Gdybyś mógł stworzyć zespół swoich marzeń – z kim dzieliłbyś scenę?
Wow, naprawdę nie mam pojęcia… Chciałbym zagrać z Bad Company – czy moglibyście zadzwonić do Paula Rodgersa i powiedzieć mu, że powinnismy spróbować?
Nie zwracaj proszę uwagi na głupotę tego pytania, ale musimy zapytać: Kto jest najwspanialszym gitarzystą jaki kiedykolwiek żył?
Jimi Hendrix. Kropka. Ale to akurat wszyscy wiemy (śmiech).
Czy jest jakieś solo innego artysty, o którym marzysz, by wyszło spod twoich palców?
„Be Careful With A Fool” zagrane przez Johnny’ego Wintera. Razem z tamtym składem – Unc (John Turner, bas), Tommy (Shannon, bębny) – Johnny wymiatał. Naprawdę utożsamiam się z tym co tam zagrał i bardzo mi jego brakuje. Ten numer to esencja tego, czym jest teksański blues-rock.
Czy jest jakieś solo lub utwór, z którego w swoim dorobku jesteś szczególnie dumny?
Naprawdę lubię solo w „Down To One Bar’ z płyty „Tell The Truth”. Uwielbiam to brzmienie: gruby, tłusty Les Paul na przystawce pod gryfem. To był LP podpięty do Bognera Brixton z paczką 2x12 Greenback. Myślę, że to jedno z najlepszych brzmień, jakie kiedykolwiek nagrałem.
Za co chciałbyś być zapamiętanym?
Za to, że wybrałem los ciężko pracującego muzyka, próbującego utrzymać przy życiu blues-rockową tradycję. A także za to, że przekazuję tę pałeczkę młodszym pokoleniom.
Co ty i twój zespół planujecie w najbliższym czasie?
Przygotowujemy trasę wspierającą sprzedaż nowej płyty: „Tell The Truth” i mamy nadzieję wszystkich was zobaczyć na jednym z koncertów.