O tym czy muzyka instrumentalna różni się od tej, w której pojawiają się słowa, opowiedział nam Steve Khan, dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy amerykański gitarzysta jazzowy.
Gitarzysta: Co najbardziej przemawia do ciebie w muzyce instrumentalnej?
Steve Khan: Mój ojciec, Sammy Cahn, pisał piosenki więc dorastałem w domu pełnym muzyki. Przez całe dzieciństwo towarzyszyły mi kultowe kawałki z lat 40 i 50. Jednak kiedy po raz pierwszy usłyszałem jazz i instrumentalne utwory Freddiego Kinga, zrozumiałem, że to właśnie jest moja muzyka. Myślę, że podczas tworzenia moich interpretacji standardów, bardzo pomocny był fakt, że znałem ich teksty na pamięć bo leciały w domu praktycznie non stop. Lubię wyzwania i dokładanie cząstki siebie do piosenek innych. Tyczy się to wszystkich utworów jakie biorę na warsztat. Jeśli coś mi nie wychodzi to znaczy, że nie jestem jeszcze gotów na dany kawałek.
Jakie doznania niosą za sobą utwory instrumentalne, których nie dają słuchaczom piosenki z wokalem?
Problem polega na tym, że osoba, której puszczasz utwór instrumentalny na siłę szuka punktu zaczepienia, informacji na temat danej kompozycji. A przecież wystarczy otworzyć serce i umysł. To tam znajdziesz odpowiedź na pytanie, czy dany utwór potrafi cię poruszyć. Kawałki w których nie ma wokalu pozwalają słuchaczowi samodzielnie kreować temat danej kompozycji. Jeśli ktoś słyszy tam „piosenkę o miłości” to właśnie tym jest ten utwór, niezależnie od tego jakie intencje miał kompozytor!
Jakich praktyk unikasz w trakcie komponowania?
Nigdy nie tworzę muzyki z myślą o tym co może spodobać się masowemu odbiorcy. Każdy artysta ma jednak nadzieję, że jego twórczość trafi do jak największej liczby słuchaczy. Jeśli ktoś temu zaprzecza to albo jest głupi albo kłamie! Nigdy nie wiemy jak zareagują odbiorcy na naszą muzykę. Mam jednak wrażenie, że szukając sposobu na dotarcie do nich podczas procesu tworzenia, tracimy coś ważnego…
Czy typowa struktura popularnych piosenek sprawdza się również w muzyce instrumentalnej?
Utwór muzyczny zawsze przyjmuje jakąś formę lub strukturę albo przynajmniej posiada kontrastujące ze sobą elementy lub nastroje. Dobra piosenka nigdy nie będzie jednostajna od początku do końca. Trzeba jednak pamiętać, że muzyka, również ta jazzowa, nieustannie się rozwija. Artyści wciąż szukają nowych, oryginalnych sposobów na łamanie starych zasad i często tworzą abstrakcyjne interpretacje klasyki, w których nie wiadomo do końca o co chodzi. Wszystko zależy od gustu i wyczucia.
Na ile użyteczna jest dla ciebie wiedza z zakresu wokalistyki?
Jeśli masz zamiar interpretować jakiś standard, najprawdopodobniej przemówiła do ciebie jakaś jego wersja, którą ktoś zaśpiewał. Prawie wszyscy jazzowi artyści, których uwielbiam byli wielkimi fanami Nata „Kinga” Cole’a. Ja, zawsze chciałem interpretować melodie, niezależnie czy wolne czy szybkie, które miały w sobie miłość i głęboki szacunek. Miles Davis powiedział kiedyś coś w tym stylu: „Nie zagrasz dobrze ballady dopóki nie poznasz jej słów”. To chyba najlepsza pointa.
Od czego zaczynasz pracę nad nowym kawałkiem?
To zawsze było dla mnie najtrudniejsze. Myślę, że kompozytorzy pracujący z taką muzyką jak moja mają w sobie dużo odwagi. Cały czas przekonujemy samych siebie, że to co tworzymy jest niezwykle oryginalne, co oczywiście nie jest prawdą. Wszystko brzmi jak coś, co już kiedyś powstało. Trzeba jednak iść do przodu, zupełnie jakby tworzyło się coś w stu procentach nowego. Później okazuje się, że wielu z nas pisze kawałki, które brzmią jak nowe wersje utworów jakie komponowaliśmy w przeszłości. To przerażające i trochę niebezpieczne. Ciekawe, że pisząc utwory często nie zdajemy sobie z tego sprawy i dopiero inni zwracają nam na to uwagę. Często paraliżuje mnie strach, że to co skomponowałem nie jest wystarczająco dobre. Porzucam niektóre pomysły i zaczynam od zera. Na mojej ostatniej płycie, Backlog, nie ma żadnych oryginalnych melodii. Nie potrafiłem napisać, żadnego bluesa, z którego byłbym zadowolony.
W wielu piosenkach pojawiają się solówki, które zaczynają się nisko i są wolne, a później przyspieszają i kończą się wysokimi dźwiękami. Czy taka struktura sprawdza się w instrumentalnych utworach?
Krótkie solówki tego typu sprawdzają się w popie i muzyce R&B jednak takie kalkulacje nie pasują do mojej twórczości. Oczywiście współczesne techniki nagrywania pozwalają wypracowywać lepsze zakończenia dla solówek jeśli porównać je do improwizacji, jednak dla mnie liczy się przede wszystkim spójna historia składająca się z 3 elementów: początku, środka i zakończenia. Nie można też zapominać o dynamice!
Jakie brzmienia podobają ci się najbardziej?
To coś, co często się zmieniało. Kiedy nagrywałem pierwsze płyty w połowie lat 70, wszystko co zrobiłem dla Columbia Records było grane na przesterowanym Telecasterze. W kolejnej dekadzie, kiedy Anthony Jackson, Steve Jordan i Manolo Badrena nagrywali ze mną „Eyewitness”, przerzuciłem się na prostsze rozwiązania i nagrywałem na Gibsonie 335 z reverbem, gdzieniegdzie dodając prymitywny chorus. Od tego czasu, najważniejsze jest dla mnie podstawowe brzmienie i to na tym polu od lat staram się osiągnąć perfekcję.
Masz jakieś ulubione tonacje lub tempa?
Lubię wychodzić poza swoją strefę komfortu. Lubię stawiać przed sobą wyzwania. Właśnie dlatego lubię sytuacje, w których ktoś inny jest liderem a ty musisz się po prostu dostosować. Jeśli chodzi o tonację, to bardzo proste: musi służyć piosence!
Tonacje durowe czy molowe?
Wszystko zależy od nastroju i charakteru danej kompozycji. Jeśli podejdziesz do piosenki prawidłowo, tonacja będzie sprawą drugorzędną.