Puławski Dom Zły to prawdziwa perełka w katalogu Unquiet Records i jeden z nielicznych polskich zespołów, który w kategorii mariażu sludge metalu ze wściekłym hc, aspiruje do miana prawdziwej sensacji.
Skład „Domu” to jednak wyjadacze znani m.in. z The Feral Trees czy Kaldera, tym razem stawiający nieco śmielsze kroki w stronę rogatego. Na temat debiutanckiej EP i spraw związanych z zespołem rozmawialiśmy z gitarzystą grupy – Grześkiem Naporą.
Grzegorz Pindor: O Twoim zespole dowiedziałem się z jednego z najbardziej kuriozalnych, scenowych for dyskusyjnych w sieci i aż sam się dziwiłem, że w dobie bandcapa i masowego polecania na Facebookowych tablicach, ktoś nie sprzedał mi Was wcześniej. Najpierw myślałem, że ten Dom Zły to dobra nazwa punkowego zespołu.. A tu proszę, nie dość, że teksty ponad przeciętną, z głośników bucha jak nie ostry hardcore to sludge metal a i melodie są przemyślane. Słowo "zaskoczenie" najlepiej opisuje Wasz zespół. Jestem jedyny, czy docierają do Was podobne reakcje?
Grzegorz Napora: Dom Zły jest na tyle młodym projektem, że dużo ludzi o nim nie słyszało, nawet ze 'sceny'. Jest dziś dużo dobrych zespołów w Polsce radzących sobie całkiem nieźle i prezentujących wysoki poziom. Można się pogubić i nie zauważyć wielu zespołów, nawet w dobie Internetu, który bardzo ułatwia poszukiwania ciekawych projektów muzycznych. Nie ukrywam, że jest grono osób, które nie kryją zaskoczenia naszym istnieniem. Tym bardziej, że gramy mało popularne dźwięki i pochodzimy z małej miejscowości na wschodzie Polski.
Ale Puławy same w sobie nie są anonimowe. Dom Zły to wypadkowa osób udzielających się w innych zespołach, a najważniejszym z nich jest Kaldera. Wiele te projekty łączy, zwłaszcza brzmieniowo. Czy tamten rozdział został całkowicie pogrzebany?
Kaldera nie miała tyle szczęścia co inne moje projekty. Nie miała go do ludzi. Na dziś ten projekt nie istnieje. Mam pomysł, aby w lepszych czasach do niego powrócić. Nigdy nie ukrywałem, że był to zespół najbliższy mojemu sercu. Może jeszcze ujrzy światło dzienne. Łącznikiem projektów Dom Zły, Hidden World czy The Feral Trees jest Mariusz Antas, basista i ja. Puławy to małe miasto, mamy hopla na punkcie robienia muzy i łatwo nam to przychodzi, może ze względu na staż z tym związany, więc korzystamy z chwili. Wspólnym mianownikiem wszystkich zespołów są neurotyczne i melancholijne aranżacje w niskich strojach i smolistych brzmieniach. Nie oznacza to wcale, że jesteśmy ponurakami. Wręcz przeciwnie. Zapraszam na wspólny z nami wypad busem na koncert, straszni z nas wtedy neurotycy.
Skoro o koncertach mowa, jak dotąd mieliście komfort gry z zespołami z podobnej orbity, zresztą, wasz wydawca sam gra w kapeli o dość zbliżonej stylistyce. Macie trochę szczęścia, bo niejeden zespół o dużym potencjale okazywał się być za bardzo metalowy dla hardcore’owców i za bardzo punkowy dla metalowców…
Jak do tej pory tych koncertów dużo nie zagraliśmy. Na dobrą sprawę wcale nie ma dużo propozycji koncertowych. Ten rok już raczej zamknęliśmy, szykujemy się na nowy. Jest pomysł, aby zrobić na wiosnę małą trasę po Polsce. Myślę, że Dom Zły również ciężko „zaszufladkować” Lewitujemy między różnymi stylami. Nasze korzenie muzyczne są szerokie, choć większość z nas wywodzi się ze sceny hc/punk. Metalowcy i punkowcy powinni być zadowoleni.
Czy granie ciężkiej muzyki wciąż traktujesz jako formę buntu, wyrażenia niezadowolenia i sposobu na diagnozę pewnych zjawisk, czy czysto artystycznie? Masz poczuć, ze "uszło" z Ciebie to, co siedzi w głowie?
Tworzenie muzyki, nagrywanie i granie koncertów zawsze traktowałem bardzo poważnie. Oczywiście, zawsze była w tym doza zabawy. Bunt ciągle pozostał. Jest on bliżej nieokreślony i zmienia się w zależności od warunków atmosferycznych panujących w naszym kraju. Łączę obie formy, ponieważ artyzm też jest formą buntu. Staram się to robić najlepiej jak potrafię. Mam jeszcze wiele do zagrania. Powinno się udać.
Kim zatem są "Psy" i czy aby na pewno świat kończy się na rozstaju dróg? To ostatnie nurtuje mnie najbardziej.
Krzysztof, wokalista, jest chyba kynofobem, boi się psów. Utwór opowiada o zjawisku strachu, o tym co jest nieznane. W życiu zawsze jest ten moment kiedy dochodzimy do przysłowiowego 'rozstaju dróg' i nie wiemy, którą drogą podążyć. Której drogi byśmy nie wybrali, dotychczasowy świat, w którym żyliśmy, skończy się. Krzysiek najlepiej wie, co chciał przedstawić nam w tym tekście.
Muszę w końcu zapytać o sam Dom Zły. Czy to film zrobił na Was tak dobre wrażenie, czy to gra słów?
Ten film na większości zrobił dobre wrażenie i nie mam tu na myśli tylko naszego zespołu. Utwór „Dom Zły” zawiera to sformułowanie. Uznaliśmy, że to ciekawa nazwa i przyklepaliśmy. Wojtkowi Smarzowskiemu też się spodobało.
Mnie również (śmiech). Wspomniałeś wcześniej o smole i specyficznym brzmieniu, które towarzyszy Twoim zespołom. To dlatego za sound odpowiedzialny jest numer jeden polskiej czerni i gruzu - Haldor Grunberg?
Dotychczasowe produkcje z reguły nagrywaliśmy u naszego nadwornego realizatora i producenta Marcina Klimczaka, przyjaciela a po godzinach klawiszowca The Feral Trees. To właśnie on nagrał dwa numery Kaldery które znalazły się potem na splicie z Czernią wydanym przez Antenę Krzyku. Tym razem chciałem spróbować kogoś innego. Haldora znam już jakiś czas, parę razy udało się nam wspólnie koncertować. To było oczywiste, że nowy materiał będziemy realizować właśnie u niego. W Polsce gra on dziś pierwsze skrzypce w produkcji takich żużli. Nagrywa teraz Behemotha. Radzi sobie całkiem nieźle więc dlatego wybór padł na niego. My jesteśmy zadowoleni.
EP-ka zawiera jeden numer, który miał ukazać się pod szyldem Kaldery. Czy to rodzaj pośmiertnego hołdu dla tego zespołu?
Można tak powiedzieć. W Domu Złym czasami zwalniamy tempa, nie chcieliśmy się do tego odcinać. Utwór „W noc” leżał na półce a Kaldera już nie istniała. Postanowiliśmy więc go zarejestrować. Poprosiłem Haldora aby dograł drony w tym utworze. Wyszło całkiem ponuro i grobowo, czyli tak jak lubię.
Grób to domena nie tylko realizatora, jakiego sprzętu używaliście w trakcie sesji?
Prawie całego sprzętu, na którym gramy. Gitary nagrywaliśmy na dwóch wzmacniaczach jednocześnie, Orange Rockerverb 100 Mk II oraz Marshall JCM 2000 DSL 100. Kolumny gitarowe to Orange PPC412 i Matamp 612 od Haldora. Czyli ciężkie szafy. Łukasz, gitarzysta, nagrywał na Gibsonie SG Faded, ja na ESP Ltd 500. Stroimy się dosyć nisko, A# drop, pozostało z Kaldery. Może nie jest to idealny strój do szybkich pochodów, ale nam to siedzi. Wszystkie gitary zostały nagrane na boostrze Lehle, którego cały czas używam. Do basu mieliśmy head Orange AD 200 i lodówkę Ampega. Ostatecznie nagraliśmy na Mesa Boogie 400+ Haldora. Podpięliśmy jeszcze parę zabawek i wyszło naprawdę fajnie. Grzesiek, perkusista, nagrywał na swoim zestawie Ludwig z 24" centralą. Mieliśmy problem z werblem który w ogóle nie siedział. Sięgnęliśmy więc po Ludwiga Supraphonic i od razu wszystko siadło. Wiadomo, klasyk do grania blastów. Zaraz po nagrywce Grzesiek sprawił sobie taki werbel.
Jakieś różnice w ustawieniach na żywo?
Dokładnie to samo. Łukasz podpina Marshalla JCM 2000 pod kolumnę Marshall 1960 JCM 900. Jej na nagranie nie braliśmy. W przyszłości chciałbym dorzucić do każdej gitary po combie lub wzmacniaczu z kolumną. W Hidden World gram na dwóch wzmacniaczach i dwóch kolumnach. Wierz mi, że potem nie chce Ci się grać na jednym. Tylko kto to będzie nosił?
Czyli jak zabukuję was na festiwal, to przyjedziecie wielkim busem? (śmiech) A nie chciałeś spróbować gry z Fractalem albo Axe-FX? Tak jest wygodniej...
Oczywiście, że przyjedziemy... Moim Chryslerem z przyczepą. Mój znajomy używa Fractala. Widziałem go w akcji i robi robotę. Ja jestem typem mocno analogowym. Windowsa w życiu nie przeinstalowałem, boję się takich komputerowych zabawek. Im mniej kręcenia gałami tym lepiej. Od paru lat gram na wzmacniaczu Orange Rockerverb 100 MkII. Bardzo prosty wzmacniacz, dwa kanały z reverbem. Nie posiada nawet potencjometru „Presence”. Zero jakiś bzdur. Sam z siebie brzmi rewelacyjnie i dzisiaj nie zamieniłbym go na żaden inny wzmacniacz. Grałem na bardzo różnych headach. Ten na razie wygrywa. Nagrywałem na nim Kalderę, Hidden World, The Feral Trees, Dom Zły i jeszcze inne projekty. Kiedy realizatorzy w studiu czy na scenie widzą Orange zawsze są zadowoleni. Do tego kolumna Orange PPC412. Pieprzony bunkier, do tego jeszcze w kejsie. Nikt nie chce tego nosić, nawet ja. Jak dla mnie to najlepsza kolumna 412.
Przestery zawsze pochodzą ze wzmacniacza. Pod nogą, w pedalboardzie mam Volume Pedal Ernie Ball oraz Lehle Sunday Driver - booster, o którym wspominałem. Moim zdaniem lepszy niż Maxon OD808, którego też posiadam. Czysty boost, nie zmienia brzmienia. Dalej to Musket Fuzz od Blackout Effectors, bramka Decimator, tremolo Boss TR-2. Jest jeszcze MXR 90 Phaser. Na końcu dwa delaye: Electro Harmonix Hazarai oraz nowy nabytek, który moim zdaniem niszczy wszystko - Earthquaker Devices Dispatch Master. W zależności od projektu, z którym gram zmieniam ustawienia pedalboardu. W The Feral Trees efekty modulacyjne wpinam w FX loop. W Hidden World gram na dwóch wzmacniaczach, wiec muszę je spiąć spliterem. Pomaga mi w tym Lehle Little Dual. Jest jeszcze E-Bow. Czyli na dobra sprawę nie ma w tym wygody. Zawsze najdłużej się rozkładam i składam. Uważam, że brzmienie „musi ważyć”. Stara szkoła.
Chyba jesteś bardziej sprzętowym nerdem niż Ci się wydaje. Koledzy podzielają Twoja fascynacje? (śmiech)
Jestem strasznym sprzętowcem. Większość chłopaków nie wie o czym do nich mówię. Najważniejsze, że brzmi. To druga połowa sukcesu. Tą pierwszą jest sama gra na gitarze. Chyba większość gitarzystów i nie tylko ich ma ten sam problem co ja. Moriah Woods, wokalistka The Feral Trees, którą udało mi się zarazić bakcylem sprzętowym podziela moje zdanie i pasję w rozwijaniu i kreowaniu nowych brzmień. Łukasz, gitarzysta Domu, a także Weedcraft, też jest fanem tego typu rzeczy.
Wydaje mi się, czy mocno się nakręciłeś kiedy zapytałem o sprzęt? Ile w takim razie masz gitar?
Ileż można rozmawiać o polityce? Gitar jest pięć. Trzy Gibsony: Les Paul Traditional, SG Standard oraz Midtown Custom z Bigsby. Ta ostatnia to najnowszy nabytek specjalnie do The Feral Trees. ESP LTD EC-500 używam w Domu Złym. Dobry przecinak na aktywnych EMG. Jest jeszcze Ibanez GRX. Leży w domu nieużywany.
Mam nadzieję, że trasa, o której mówiłeś wypali i będzie można ten arsenał zobaczyć na własne oczy. Na koniec chciałbym abyś podsumował ten rok - która płyta kompletnie Cię zniszczyła, kto wydał największego gniota i jakie nadzieje towarzyszą Ci na nadchodzące 12 miesięcy?
Amenra - Mass VI. Najwolniejszy i chyba najbardziej dojrzały album Belgów. Jestem psychofanem tego zespołu, więc cóż mogłem innego napisać. Chelsea Wolf z „Hiss Spun”. Trochę „Abyss 2.0”, choć „Abyss” podobała mi się bardziej. Zaczynam chrupać nowego Converge. Z Polski nowy album Blaze of Perdition oraz 71 tonman. Z tym ostatnim mieliśmy okazję grać w Olsztynie. Najnowszy album chłopaków z Wrocławia "Earthwreck" to kawał naprawdę dobrego łomotu. Na gigu wyświetlają wizualizacje z filmem „Begotten”. Nie dla ludzi o słabych nerwach. Gniota pewnie ktoś wydał, ale nie słyszałem. Pisząc ten wywiad słuchałem Nixes, czyli projektu Ani Rusowicz i jej męża. Określają to jako neo hippie. Ciekawe. Dawid Ryski, perkusista Hidden World i The Feral trees podrzuca mi czasem takie projekty. Nie samym sludgem człowiek żyje. Mam plan, aby w nowym roku nagrać nowy projekt z Dawidem Ryskim w klimatach szwedzkiego rock’n’rolla. Z Domem Złym pracujemy nad nowym matexem. Może uda się przypomnieć z The Feral Trees. Jest co robić.