Steve Hackett
Legenda progresywnego rocka, niegdyś członek formacji Genesis, gitarzysta o rozpoznawalnym brzmieniu, wynalazca techniki tapping, którą rozwinął później Eddie Van Halen, wirtuoz gitary elektrycznej i klasycznej Steve Hackett wystąpił po raz kolejny w Polsce, tym razem w ramach inowrocławskiego festiwalu rocka progresywnego Ino- -Rock. Sprawiający z początku wrażenie zamkniętego w sobie Hackett okazał się przemiłym rozmówcą.
Zauważyłem, że gdy obserwuję kogokolwiek, kto bierze do ręki gitarę, zawsze zagra on coś, czego ja nie potrafię, i co zawsze jest dla mnie zaskoczeniem. Na przykład patrząc na okładkę magazynu "Gitarzysta", widzę na niej Steve’a Howe’a, który zamiast układać palce w typowy dla siebie sposób, robi to w ten sposób, że palce wyginają się nieco inaczej, tak że przypominają kwadrat. Gdy z kolei obserwujesz kogoś takiego jak Segovia, widzisz, że łuk jego ręki nie jest jakimś zwykłym wygięciem. To są drobne sprawy, ale nauczenie się ich zajęło mi całe lata.
Oczywiście dobrze jest, grając na gitarze lub komponując na niej, myśleć jak klawiszowiec albo skrzypek i próbować zastosować aspekty gry na tych instrumentach w swojej grze. Ja bardzo często myślę o tych instrumentach, gdy gram na gitarze. Staram się w ten sposób zróżnicować brzmienie gitary klasycznej, na przykład grając blisko mostka, uzyskuję brzmienie zbliżone do brzmienia klawesynu. Gitara klasyczna jest instrumentem akustycznym i pozwala na osiągnięcie wielu brzmień. Myślę, że o gitarzyście akustycznym można powiedzieć wiele już na podstawie jednego zagranego przez niego dźwięku i jego barwy. Gdy bierze się do ręki gitarę elektryczną, jest już inaczej, bo dodanie przesteru powoduje wzrost ilości składowych harmonicznych w dźwięku.
Inne czynniki też grają rolę: siła dźwięku, słuchanie barwy wzmacniacza - to pozwala na dokonywanie wielu wyborów, które mają wpływ na ostateczny efekt. Ważny jest też sposób wydobycia dźwięku przez prawą rękę. Często zapominam o tym, gdy gram zaaranżowane partie, ale kiedy improwizuję, zawsze o tym pamiętam, zwłaszcza o dodawaniu tonów harmonicznych. Pracowałem kiedyś z Brianem Mayem, który często lekko przydusza dźwięki, dodając do nich tony harmoniczne i umiejętnie operując głośnością - to wszystko bierze się z palców, a nie ze wzmacniacza.
Była taka amerykańska grupa Boston, której utwór "More Than A Feeling" miał wstęp na wspaniale brzmiącej gitarze 12-strunowej. Oczywiście trudno mi jest zmienić technikę, którą grałem przez całe życie, tak więc kostki używam głównie w czasie nagrywania.
Połączenie Bacha i Segovii sprawiało, że ożywał we mnie mit o Orfeuszu. Gdy mityczny Orfeusz zaczynał grać, ożywały skały, drzewa zaczynały słuchać, a strumienie płynęły w przeciwną stronę - cała przyroda zatrzymywała się jak zaczarowana. Ta koncepcja mitycznej interpretacji urzeczywistniła się dla mnie w tym, co razem zrobili Bach i Segovia - oni dwaj jako zespół, mimo że dzieliły ich ponad dwa stulecia. Tę koncepcję próbowałem rozwinąć, gdy nagrywałem własną wersję "Ciaccony" Bacha. Jest to bardzo długi utwór oryginalnie napisany na skrzypce solo. Podczas pracy nad płytą "Tribute" nagrałem go jako pierwszy, na początku sesji. Znasz ten utwór?
Poza tym zdawałem sobie przy tym sprawę, że moim celem jest stworzenie doskonałego nagrania studyjnego, a nie doskonałej wersji live. Nie zamierzam grać tych utworów na żywo, ponieważ musiałbym spędzić kolejne 50 lat, nie robiąc nic innego, jak tylko ćwicząc te utwory. Inny powód jest taki, że mam obecnie dość słabą lewą rękę - wiele lat temu miałem wypadek, przez co mam uszkodzony nerw. Gdy gram na gitarze elektrycznej i robię wibrato palcowe, opuszczam rękę, a czasem gram bez opierania kciuka o gryf. Aby grać Bacha na żywo, trzeba mieć olbrzymią technikę i duże ręce, większe od moich, no i więcej siły - to właśnie brak siły mnie ogranicza. Nagranie "Ciaccony" zajęło mi trzy tygodnie, pracując każdego dnia. Było to bardzo trudne, bo nieustannie zmienia się tu tempo.
Wyszła z tego bardzo przyjemna kombinacja brzmień. Grał też w niektórych fragmentach na 6-strunowej gitarze akustycznej i gitarze typu sitar, czasem też na gitarze elektrycznej przez symulator głośników Leslie. W wielu momentach gramy obaj łącznie na czterech gitarach, które brzmią jak jedna. Jeśli pamiętasz, taki był właśnie jeden z celów we wczesnym Genesis - aby stworzyć wielowarstwowe unikalne brzmienie z udziałem gitar akustycznych i elektrycznych.
Robert Lewandowski