Sebastian Kucharski (Ketha)
Sebastian Kucharski jest basistą zespołu Ketha, który wydał swój drugi w dyskografii album. „2nd Sight” to płyta przepełnione połamanymi tempami i interesującymi rozwiązaniami rytmicznymi. Przede wszystkim pokazująca, że muzyka metalowa nie musi być banalna i kiczowata, a intrygująca i inspirująca do dalszych poszukiwań dźwiękowych. Rozmawia: Jacek Walewski Pochodzisz z muzykalnej rodziny. Jak Twoi rodzice odnosili się do faktu, że wybrałeś właśnie gitarę basową i do tego muzykę o dość ostrym brzmieniu?
Powiem Ci szczerze, że rodzice zawsze mi kibicowali. Nie wiem, czy było im smutno, że zrezygnowałem z gry na pianinie, ale mój ówczesny nauczyciel się chyba rozpłakał (śmiech). Zastosowałem taką taktykę, że po każdej lekcji w dzienniczku – tak, tak, dzienniczku! – znajdowało się sformułowanie: „uczeń nieprzygotowany”. Któregoś w końcu dnia poszedłem oświadczyć, że „gram na basie i to będzie mój instrument”(śmiech). Żywot pierwszej basówki dokonał się w garażu u kolegi, „bo żeśmy trochę polutowali”. Rodzice po prostu powiedzieli, że nie dostanę nowego basu, bo mam na czym grać, więc musiałem ich jakoś przekonać (śmiech). Wyobraź sobie tą radość, kiedy za jakiś czas ojciec zaskoczył mnie tekstem „jedziemy po bas, widziałem taki czerwony” – mało się z radości nie pofajtałem (śmiech). Moja mama zawsze słucha nagrań z nutką wyrozumiałości, a ta wyrozumiałość przy Ketha kończy się w momencie, gdy Maciek zacznie śpiewać (śmiech). Zwykle wtedy jest rozprawka na temat „głośna i ciężka muzyka wyzwala złe emocje” – kiedyś bywał dym, z tego powodu, ale ostatecznie nie mam większych nałogów i staram się trzymać pion moralny (śmiech). Tu muszę sprostować wszystkie domysły: NIE ŚPIEWAMY O SZATANIE!!!
„2nd Sight” – tak brzmi tytuł nowego albumu Ketha. Album zaskakuje interesującą syntezą metalowej agresji z wręcz jazzowymi aranżami utworów. Poza tym mało jest zespołów, które tak jak Wy, w inteligentny sposób wykorzystują inspiracje polskiego Kobong czy szwedzkiego Meshuggah do stworzenia muzyki może i zbliżonej do twórczości tych zespołów, ale jednak mającej sporo nowych pierwiastków.
Widzisz, tu się trochę za innych wypowiem – my już od dawna nie słuchamy nałogowo ciężkiej muzyki. Myślę, że ta fascynacja mija z ogólniakiem (śmiech), a może stary dobry death metal umarł, reszta jest durna i wtórna (śmiech). Wątpię czy ktokolwiek z nas „inspiruje się” Meshuggah – w pełnym znaczeniu. Kiedyś słuchaliśmy, to prawda. Kobong wiecznie żywy – tu masz rację, ale z „2nd Sight” poszliśmy w zupełnie innym, naszym kierunku. Ja wiem, że ten materiał sporo czasu był przygotowywany. Gdy z Tobą ostatni raz rozmawiałem, wszystko miało być pięknie, a zestarzałem się o rok (śmiech). Dużo zawdzięczamy sobie nawzajem, dużo Peterowi, który czuwał nad brzmieniem w miksie, Szymonowi Czechowi także. Ten album jest już na tyle dojrzały, żeby go w końcu wydać. Jak tylko Wawrzyn nagra beczki na obecnie przygotowywaną EP-kę, siadamy z Maćkiem i nagrywamy struktury, Już mam nawet ludzi pozapraszanych, więc może nie potrwa to aż tyle (śmiech). To jest styl Ketha, myślę że gdyby któregokolwiek z nas tu zabrakło, nic takiego nie mogłoby powstać.
Czy więc punktem przełomowym dla Ketha było powstanie obecnego składu i odejście Waszego poprzedniego wokalisty Rafała Piotrowskiego do Decapitated?
Kurde, to pytanie raczej do reszty chłopaków, bo jeśli powiem „to dzięki mnie”, będzie trochę słabo (śmiech). Tak naprawdę myślę że z Wawrzyńcem w tym zespole jesteśmy tam gdzie ma być sekcja, czyli dlatego jest zawsze nierówno (śmiech). Dokładając swoją partię odkryłem, że jednak się wszyscy mentalnie liżemy po… twarzy (śmiech). Co do Rafała – zdecydowanie rozstaliśmy się w pozytywnych nastrojach i myślę, że nie ma między nami kwasu. Decapitated to zapracowany band, przy takiej intensywności koncertowania trudno byłoby wymagać, żeby Pan Piotrowski ogarniał wszystkie składy. Rafał jest wokalnie „stworzony” do grania w takim młócącym zespole. Vogg ma łeb do muzy, wiedział co robi. Jakie jest obecne Decapitated to słychać na ostatnim krążku. Wracając do Ketha – sądzę że dla nas podstawą jest kwartet i wątpię żeby ktokolwiek mógł Maćka zastąpić wokalnie czy instrumentalnie. To właściwie był przełom – gramy znów we czterech.
Materiał na „2nd Sight” powstał jednak pierwotnie z Rafałem na wokalu. Czy nie myśleliście, by wydać jako bonus także utwory nagrane z nim?
Myślę, że Rafał realizuje się w Decapitated, a „nowa” Ketha, jak zresztą słyszałeś, jednak odbiega stylistycznie i od debiutu, i od tego jak moglibyśmy brzmieć wokalem Decapitated (śmiech). Wokale Rafała zostały w niektórych „chórkach”, ponieważ on swego czasu też dołożył starań do „2nd Sight”. Technicznie jest także bardzo dobrym metalowym gardłem i niektóre partie naprawdę warto było zostawić. Bonusowo jest plan uwolnienia śladów z płyty, żeby kumaci chętni popełnili remix, na swój sposób i nutę. Najlepsze pewnie dodamy do wspominanej już EP-ki.
Właśnie! A jak idą pracę nad owianą tajemnicą EP-ką?
(Śmiech) EP-ka w sumie nie jest już spowita żadną tajemnicą – chyba że jedyną jej tajemniczością jest „jeszcze nie powstała” (śmiech). Mamy już porobione struktury, ogrywanie tego materiału zajmie myślę około dwóch tygodni. Inny temat to same koszty rejestracji materiału, które wydajemy jak zawsze – z własnej kieszeni. To, kiedy będziemy finansowo gotowi, żeby wejść na nagranie to już poniekąd osobna kwestia. Zaprosiliśmy trochę zacnych gości, ale tutaj też powstaje kwestia ewentualnych honorariów – chyba że ci ludzie zrobią to za symboliczne pieniądze, po znajomości albo „dla sztuki”. Gitary i wokale najpewniej będą w sprawdzonym Tone Industria. Bardzo dobrze nam się tam pracuje i współpracuje. Nie do końca rozstrzygnęliśmy, gdzie i kto będzie realizował nagranie perkusji. Bas nagram zapewne samodzielnie, tak jak w przypadku tego albumu. Mix i master zapewne w składzie już wypróbowanym.
Jak Ty podszedłeś do tworzenia swoim partii basu na nowym albumie? Jakich efektów i sprzętu użyłeś?
Partia basu była na „2nd Sight” nagrywana dość długo, nie było tak, że znałem materiał, że miałem go w całości „ograny”. Z racji tego, że Ketha jest kapelą rozjazdowo-dojazdową, dużo rzeczy ogrywamy dopiero na koncertach (śmiech). Do nagrania użyłem Preampu Navigator Edena oraz basu Tobias Growler. Jest to jeden z najlepszych instrumentów do nagrywania w niskich strojach – tak uważam, a jedynym sensownym rozwiązaniem w basówce jest Bartolini (śmiech). Wczesne basy Growler nagrywają się całkiem jak obecne MTD USA, jednak to bardzo niedoceniane wiosła. Sygnał z DI był wpuszczony na czystą kartę UX2 i tak poszedł do miksu. Ustawiłem też nieznaczną kompresję. Teraz kilka słów do niedowiarków (śmiech): - Posłuchajcie „2nd Sight” i zobaczcie jak brzmi! Przy nagrywaniu liczy się jaki masz instrument i jaki preamp, liczy się to, czy wiesz jak chcesz brzmieć i takiego brzmienia szukasz w gratach, z palca, nie szukasz go w miksie. Gdy bas był słuchany w studio wszystkim szczęki opadły, że tak można nagrać go „chałupniczo". W miksie został okraszony wtyczką Ampega i chyba przeszedł jeszcze przez kompresor LA. Peter jest mega kumatym kolesiem, jak powiedzieliśmy „ma być krówka” (bas który się ciągnie – przyp. jw.) to zrobił krówkę, ale dodał trochę czołgu (śmiech).
Prace nad „2nd sight” Ketha trwały dosyć długo. W czasie sesji nawiązaliście współprace w kilkoma znanymi muzykami m.in. Maćkiem Miechowiczem (ex-Kobong, Neuma) czy Voggiem z Decapitated...
Maciek Miechowicz to jest człowiek z którym szczerze chciałbym współpracować na stałe (śmiech) – dla mnie wielki wizjoner gitary. Zagrał „parę dźwięków” w naszych kilku numerach i nagle zrobiła się przestrzeń, powietrze (końcówka Blob chociażby). On nam w studio nagrywał gitary i wokale, to jest mega gość, bardzo spokojny i pozytywny człowiek – wszystkim polecam z nim współpracę. Co do Wacka, zagrał u nas gościnnie…. na akordeonie (!) w jednym z przerywników.
Sami podchodzicie do tworzenia muzyki w taki sposób, by nie kopiować innych zespołów. Jak więc podchodzisz do formacji, które stale nagrywają płyty z tą samą muzyką i kopiujące inne kapele?
Mnie się przykładowo Slayer zawsze podobał i kocham ten band właśnie dlatego, że wciąż gra tak samo! (śmiech) Tak naprawdę to śliski temat, bo Korn nagrywając dubstep popełnił błąd – ale to moja subiektywna ocena. Z drugiej strony w Rosji jest klon Korna, którego Polacy mogą im zazdrościć, kto wie czy nie lepszy niż oryginał! (śmiech). Proces twórczy bywa skomplikowany. Nie do końca wychodzimy z jakichś założeń, Ketha jest raczej syntezą naszych muzycznych zainteresowań i wzajemnego przenikania się charakterów (śmiech). To dobrze, że akurat brzmimy po swojemu. Całość wypływa też z naszego poglądu na dźwięki, jakiejś wizji, w jaki sposób „powinno” to zagadać. W muzyce liczy się przede wszystkim pomysł, dopiero później pada pytanie o środki (śmiech). Kiedy po wielu miesiącach stawiania czoła przeciwnościom, po masie wyrzeczeń trzymam w ręce krążek „2nd Sight”, to odpalając go na CD wiem, że było warto!
Wspomniałeś o Kornie. A co sądzisz o „Lulu” czy ostatnim Morbid Angel?
Lou Reed znaczy? Szczerze, miałem nadzieję że płyta będzie dobra. Nie jestem wielkim fanem nowych dokonań Metallica – na „Load”, no, może na „Re-Load” skończyłem swoją przygodę z tym bandem. Nie siedzi mi ta płyta chociaż długo się przekonywałem. Połączenie melorecytacji Reeda z metallicowym graniem i czasem wokalem to pomysł raczej na zaserwowanie czegoś „dla zabawy” albo „bo to się sprzeda, będzie awangardowo”. Target nie dla mnie. Jeśli pytasz o Illud Divinum Insanus to znam ten album bardzo pobieżnie może dlatego, że jest strasznie słaby (śmiech). Morbid miał fajne płyty takie jak “Blessed Are The Sick”, “Covenant”, polubiłem nawet kontrowersyjny „Heretic”. Trochę abstrahując od Morbid Angel – nie masz wrażenia, że w muzyce metalowej idzie się w szybkość? Posłuchaj Nile, Hate Eternal. Moim zdaniem powinno się wracać do „istoty” takiej muzyki? Czy czas dokonań Malevolent Creation, starego Obituary czy prostego, ale za to skocznego, Benediction minął bezpowrotnie i każdy chce grać trochę meszugowo? (śmiech). Żeby nie było że tylko narzekam (śmiech) – uwielbiam nowy album Primusa! Brzmi całkiem jak „Antipop”!
Fajnie, że wspomniałeś o istocie muzyki. Odnoszę podobne wrażenie, że często techniczni muzycy zapominają o pewnym feelingu. Wam na „2nd Sight” udało się moim zdaniem uchwycić połączenie technicznego grania z charakterystycznym, „dziwnym” klimatem...
Ja się zawsze śmieję jak słyszę tekst: w metalu musi być „groove”. Groove moim zdaniem nijak się ma do metalu, przynajmniej przywykłem do rozumienia tego słowa w kategoriach funky. Gdy mówisz „dziwny klimat” to masz racje, choć jest on raczej „swoisty” i mam nadzieję, że w ten czy w inny sposób będzie gościł na kolejnych wydawnictwach. A dla nas najważniejsza jest muzyka, man. Wszystkie inne sprawy, mam wrażenie, przemijają. Nie wiem nawet czy jesteśmy technicznym składem. Prawda jest jednak taka, jak już gdzieś powiedziałem – my się z nikim nie ścigamy, gramy swoje. Czy to się ludziom podoba, czy nie – mam nadzieję, że trafiamy w gusta chociaż niektórych odbiorców.
Oprócz Ketha współtworzysz także Rape On Mind. Ponoć kończycie już prace nad nowym materiałem.
No właśnie… z Rape On Mind moja współpraca się zakończyła. Z Orcusem i Bartkiem jesteśmy dalej kumplami i to się nie zmieni, jednak zdecydowałem się z pozamuzycznych powodów zrezygnować ze współpracy. Zarejestrowałem na wydawnictwo Rape partię basu, na tym samym sprzęcie co Ketha. Koncepcja brzmienia była tutaj inna wyjściowo, nie ukrywam że ciekawi mnie rezultat.
Na Youtube można znaleźć Twoją basową interpretację „Kołysanki Rosemary”. Skąd taki pomysł?
Kiedyś nagram ten kawałek po ludzku, bo trochę słabo słychać. Za to w wykonaniu Możdżera z Makowiczem jest przecudowny. Ciekawiło mnie, w jaki sposób i czy w ogóle da się go przetransponować na bas. W trochę innej tonacji, ale jakoś się udało. Zrobiłem już transkrypcję nutową i nagrywam przykłady, dobrze będzie wypuścić go w eter dla szerszego grona.
Co sądzisz o płycie „Komeda” Leszka Możdzera? Wielu zarzuca mu, że potraktował utwory Komedy ze zbyt dużą dosłownością.
Ci, co Możdżerowi cokolwiek zarzucają są po prostu albo zawistni, albo głusi, albo muzyka to kwestia gustu – tak to nazwę. Dla mnie Możdżer jawi się jako wybitny pianista, żeby nie było, że idolizuję. Za pierwszym razem ta płyta nie trafiła np. do Maćka Janasa, który mi pisze „pan nie traci czasu”. Ale go nie posłuchałem – i okazało się że był cios. Maciek pisze potem w mailu „pomyliłem się”. Płyta genialna, podoba mi się „kwadratura” niektórych pochodów ale i aksamitność i dynamika z jaką Możdżer gra te dźwięki. Album świetny, bezwzględnie.
Wspomniałeś mi niedawno, że szykujesz także nowy projekt ze swoją dziewczyną. Jaką dokładnie muzykę zamierzacie grać? Sądząc po jej wokalu będą to bardziej jazzowe rejony muzyczne.
Tym pytaniem niejako wymuszasz we mnie pewne obietnice (śmiech), a dalsza część wywiadu powinna być raczej o miłości, niż o basówce i niskich dźwiękach (śmiech). Monika, to jest ewidentnie jeden z najlepszych „tematów” jakie mnie w życiu spotkały i mam nadzieję że Cię kiedyś na nasz ślub zaproszę (śmiech). To jest cudowna osoba i mega zdolna i pozytywna. Monia zaśpiewa partię na EP Ketha, jesteśmy z Maćkiem jej głosem zachwyceni. Sam Kręt (Monika ma tak na nazwisko) planuje jakiś skład z Pendem (Pendowski), wcale się nie obrażę, gdy mnie tam nie będzie (śmiech). W tej chwili pracujmy nad jej materiałem wspólnie z Tymkiem Miłowanow, Mateuszem Modrzejewskim z The Cookies i Pawłem Jędrzejewskim, zajebistym pianistą, który się w paru projektach udziela. Postawiłem na pozytywnych ludzi, którzy robią dobre dźwięki, nie ma sensu gwiazdorzyć (śmiech). Możliwe że same bębny nagra w studio Rafał Klimczuk z Pink Freud, ale to w sumie kwestia uzgodnień. Co to będzie za muzyka? W styczniu albo w lutym planuję dokończyć realizację pierwszego kawałka, może teledysk wyjdzie, podeślę Wam do oceny (śmiech).