Od czasu skromnego, deathmetalowego debiutu, we wczesnych latach 90, szwedzka grupa Katatonia urosła do rangi jednego z najważniejszych graczy na europejskiej scenie ciężkiego grania.
Gitarzysta grupy, Anders Nystrom opowiedział nam co nieco o swoim nieszablonowym podejściu do syntezowanej ściany dźwięku…
KLUCZ DO ŚWIATA MIDI
O tym jak gitarzysta zespołu Katatonia otworzył drzwi do świata syntezatorów…
Odpowiedź na pytanie, jak piszę partię klawiszy, jest super prosta - korzystam z przystawki MIDI w mojej gitarze! Wszystko co zagram zostaje przetranskrybowane na dźwięki w MIDI. Dzięki temu, jeśli uda mi się zagrać coś ciekawego, w łatwy sposób mogę wybrać odpowiedni plugin i poszukać właściwego brzmienia. Wcześniej korzystałem z Rolanda GK. Teraz w każdej gitarze mam zainstalowane przystawki Graph Tech Hexpander, które znacznie ułatwiają mi pracę. Chcę w jak najprostszy sposób przenosić moje umiejętności do świata elektroniki. Takie rozwiązanie wydaje się być idealne, biorąc pod uwagę, że gitara to mój główny instrument. W ten sam sposób nagrywam bas do materiałów demo. Gram partie na gitarze a następnie za pomocą odpowiedniej wtyczki ustawiam docelowe brzmienie.
NOWE TECHNOLOGIE RZĄDZĄ!
Trochę trwało zanim Katatonia odnalazła się w świecie nowych technologii…
Pierwszy raz po elektronikę sięgnęliśmy w 2001 roku na "Last Fair Deal Gone Down", jeszcze zanim w studiach nagraniowych pojawiły się porządne komputery. Musieliśmy robić wszystko w analogowy sposób, tworząc loopy i dopiero nagrywając. Musiałem połączyć dużo różnych szalonych pedałów efektowych, żeby stworzyć określone brzmienia. Wtedy nie było jeszcze software’owych wtyczek. Przez ostatnie lata dużo eksperymentowaliśmy. Nie wiedzieliśmy, na ile możemy sobie pozwolić z elektroniką. Płyta "Viva Emtiness", która wyszła dwa lata później, była przełomem jeśli chodzi o cyfrowe rozwiązania. Wszystkie demówki utworów były zrobione na komputerze. To wtedy odkryliśmy wtyczki i programy do tworzenia muzyki. Wcześniej musieliśmy synchronizować ścieżki z "klikiem" za pomocą MIDI. Nikt z nas nie jest klawiszowcem. Być może dlatego była to dla nas tak wielka rewolucja. Programowanie klawiszy było znacznie prostsze niż nagrywanie ich na żywo.
NA PEWNO NIE ZAGRASZ TAK SZYBKO
Anders wyjaśnia, że technika to nie wszystko…
Kocham metalowe frazesy, chyba jak każdy facet w tej branży. Dobrze jest jednak otworzyć głowę na coś więcej. Najgorzej kiedy wpada się w pułapkę konserwatywnego myślenia i nie widzi się świata poza wymiataczami z YouTube’a, którzy serwują nam zagrywki pt. "Na pewno nie zagrasz tak szybko". Warto odsubskrybować na jakiś czas ich kanały i zobaczyć co mają do zaoferowania inni gitarzyści. Trzeba umieć pisać dobre piosenki i znaleźć inspirację wewnątrz siebie. To super, że ktoś umie grać niewiarygodnie szybko ale co z tego, jeśli nie potrafi napisać dobrej piosenki. Dobry gitarzysta inspiruje się każdym gatunkiem muzyki. Zamiast podniecać się kolejnym wymiataczem z YouTube, posłuchaj Toma Morello a być może znajdziesz sposób na unikalne brzmienie. Niewielkie zmiany budują unikalną tożsamość gitarzysty.
NIETYPOWE POŁĄCZENIE
O tym jak nowe brzmienia i instrumentarium zmieniło charakter zespołu…
Za czasów "Viva Emptiness" oraz "The Great Cold Distance" nie korzystaliśmy z żadnych loopów podczas gry na żywo. Musieliśmy odtwarzać te wszystkie dziwne dźwięki za pomocą gitar. Spędziłem nad tym kupę czasu, testując każdy jebany efekt jaki tylko udało mi się zdobyć. Ustawiałem je w niewłaściwej kolejności, kompletnie gubiąc ich brzmienie i charakter. Korzystaliśmy wtedy z multiefektów Boss GT a ich brzmienie towarzyszyło nam jeszcze na rocznicowej trasie "Viva Emtiness". Połączenie metalu i miękkiego dźwięku melotronu było dla nas jak powrót do domu. Zabraliśmy ducha lat 70. do bardziej współczesnych miejsc. W ten sposób powstała recepta na Katatonię. Chcieliśmy, żeby te dwa elementy łączyły się ze sobą w szczególny sposób.
DUCHY Z TUNELU
O nieszablonowych dźwiękach, które pojawiają się na płytach Katatonii…
Niebezpiecznie jest myśleć, że wszystko co robisz na klawiszach musi się zgrywać w tonacji lub mieć melodię. To nieprawda. Zawsze myślimy o atmosferze jako takiej. Celem nadrzędnym jest wielkie brzmienie, któremu niekoniecznie musi towarzyszyć melodia. Mówimy na to dźwięki tunelowe… To musi brzmieć tak, jakby wiatr wlewał się do podziemnego tunelu metra: potężny i zimny. Trudno to opisać, jednak są to bardzo pożądane dźwięki. Mamy wspólny folder w którym zbieramy i tworzymy brzmienia tego typu. Nagrywamy odgłosy z systemów wentylacyjnych a później nakładamy na nie różne efekty. To coś, czego nie słychać później na płycie, jednak gdyby ich zabrakło, od razu poczulibyśmy, że nasza muzyka straciła swojego ducha. Na naszych sesjach z Pro Toolsa możesz znaleźć takie perełki jak "Tunnel Ventilation 29" (śmiech). To dźwięki, których nie da się nawet zanucić. To iluzja melodii. Tak naprawdę te dźwięki nie mają żadnej zorganizowanej struktury. Można to porównać do "duchów" granych na werblu: nie da się ich wyłapać ale można je poczuć.
PO PIERWSZE: SUSTAIN
Anders opowiada o sekretach niekończącego się wybrzmiewania…
Korzystam z systemu Fernandes Sustainer, dzięki czemu mój sygnał wybrzmiewa w nieskończoność. Przykładem niech będą takie utwory jak "Ghost Of The Sun" albo "Leaders". Ludzie nie zdają sobie sprawy, że to gitara generuje ten dźwięk ponieważ ledwo dotykam strun. Następuje sprzężenie zwrotne i sustain wydaje się nie kończyć zmieniając nawet wysokość tonu pod własne akordy. Emulowanie tego co potrafią klawisze to bardzo kreatywny element gry na gitarze. Wciąż eksperymentujemy, za każdym razem zadając sobie pytanie: Czy chcemy ciężkich gitar, które walą po uszach? A może jesteśmy gotowi poświęcić to na rzecz klimatu i atmosfery. Obecnie potrzebuję Sustainera w każdej gitarze z której korzystam. Bez niego czuję się jakbym był niepełnosprawny. Te wszystkie zawodzące smyki i dźwięki z tuneli wentylacyjnych to moje indywidualne brzmienie, które nadyma się aż dźwięk nie zapadnie się sam w sobie i zniknie pod tonami reverbów, delayów i flangerów. Nigdy nie możesz powiedzieć, gdzie dźwięk się kończy, a gdzie zaczyna!
MASSIVE ATTACK I DEPECHE MODE
O tym jak wyjście z metalowej bańki rozwija kreatywność…
Krister Linder, który śpiewa w naszym kawałku "Departer", to szwedzki guru jeśli chodzi o instrumenty klawiszowe. Grał na nich od początku lat 90. a jego muzyka miała na nas niemały wpływ. To pierwsza osoba o której myślę kiedy słyszę hasło "elektronika". Bardzo lubimy Massive Attack ponieważ tym co ich wyróżnia jest mroczny charakter ich twórczości. Ta muzyka ma w sobie opresyjną atmosferę, sprawia, że czujesz jakbyś odwiedził najdziwniejszy klub na świecie. To znakomity przykład tego, że muzyka elektroniczna wcale nie musi brzmieć jak techno. U Massive Attack wszystko jest idealnie przemyślane. Nie wiem czy to prawda, ale Jonas słyszał, że nagrywali swoje sample na płyty, które później na dwie sekundy wkładali do mikrofalówki. Dzięki temu, po ponownym odtworzeniu takiego krążka, udawało im się osiągnąć te wszystkie dziwne dźwięki. To bardzo analogowy sposób myślenia: spierdolić coś w fizyczny sposób, zamiast mieszać w plikach z poziomu komputera. Wyobraź sobie te wszystkie jedynki i zera w mikrofalówce! Czytanie takich ciekawostek niesamowicie inspiruje. Muszę też powiedzieć, że nie było chyba trasy Depeche Mode, którą bym przegapił. Katowałem ich "Music For The Masses" setki tysięcy razy. Ludzie o nich zapominają bo to taki wielki, oczywisty zespół. Jednak jaki ważny!
MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ
Anders opowiada o tym jak ważny w muzyce jest minimalizm.
Jedną z największych pułapek współczesnej produkcji muzycznej jest niekończące się dodawanie kolejnych ścieżek. Bardzo łatwo jest przedobrzyć, dlatego nagrywanie w ten sposób nie jest najlepszym pomysłem. Jeśli znajdziesz coś, co broni się samo w sobie, nie kombinuj i zostaw tak jak jest. Nie chcesz przecież ugotować czegoś co na koniec smakuje niczym. W studio stosujemy dietę odchudzającą: im mniej ścieżek tym lepsze brzmienie! Ludzie popełniają błąd myśląc, że dodawanie więcej i więcej może ulepszyć utwór. Jest dokładnie odwrotnie. Jeśli wyciszysz jakąś ścieżkę, nagle możesz odkryć coś zupełnie nowego. Skoro musisz dodawać kolejne warstwy aby coś zabrzmiało lepiej, być może podstawowy riff nie jest wystarczająco dobry? Jeśli tak, nic nie będzie w stanie go ukryć. Zawsze będzie brzmiał niezręcznie. Warto więc wypracować w sobie samokrytycyzm. Nie postrzegamy siebie jako ekspertów. Po prostu kochamy dobre piosenki i też chcemy umieć je tworzyć. Kiedy po raz pierwszy pomyśleliśmy o dodaniu elektroniki do naszej muzyki, dużo słuchaliśmy albumu "Pornography", The Cure. Ma bardzo prostą strukturę i zimne brzmienie. Właśnie dlatego na każdym etapie prac nad utworami cofamy się i sprawdzamy czy coś można usunąć, zamiast dodawać kolejną warstwę.
IDLE BLOOD ZRODZIŁO SIĘ SAMO
O "ciekawych" okolicznościach powstania utworu "Idle Blood".
To zabawne, ale intro do "Idle Blood" powstało tak naprawdę z niczego. Tak naprawdę nie wiedziałem co robię. Siedziałem przed telewizorem a moje palce same ułożyły się w riff. Kompletnie o tym nie myślałem. W pewnym momencie zdałem sobie po prostu sprawę z tego, jak bardzo podoba mi się to brzmienie, które zrodziło się z czegoś co nazywam kanapowym brzdąkaniem. Na początku w ogóle nie było tam klawiszy. Utwór opierał się na samej gitarze akustycznej. Wolałem nie ryzykować, tylko szybko nagrywać. Bardzo łatwo jest w ciągu sekundy zapomnieć coś co właśnie się wymyśliło. Zawsze mam przy sobie iPhona na wypadek, gdybym musiał coś nagrać. Pomysł dawno wyparowałby z mojej głowy zanim włączyłbym Pro Toolsa. W moim smartfonie mam obecnie około 500 nagrań. Zupełnie jak Kirk Hammett, z tą różnicą, że moje pliki archiwizowane są w iCloud!