Z gitarzystą, kompozytorem i założycielem zespołu Manchester rozmawiamy z okazji wydania nowej płyty zespołu -"Niezatapialny" - która ukazała się nakładem Hard Rock Pub Pamela Records.
Każda kariera muzyczna ma swój początek. Przychodzi moment, w którym dojrzewa postanowienie - chcę grać, chcę być muzykiem. Jak to było w Twoim przypadku? Skąd wziął się pomysł, aby Twoim naczelnym instrumentem została gitara?
Ja i mój brat, grający ze mną w różnych projektach, jesteśmy początkiem linii muzycznej naszej rodziny. Gdy miałem 10 lat, wujek kupił sobie gitarę akustyczną. Chociaż mój krewny wcale na niej nie grał, bardzo mi się ona podobała, to był taki pierwszy ślad, że to jest coś co mi pasuje i wtedy pomyślałem, że chcę być gitarzystą, to był absolutnie pierwszy moment.
Jako przyszły gitarzysta potrzebowałeś stosownego instrumentu, opowiedz coś na temat swoich gitar, tych pierwszych i tych, których używasz obecnie.
W latach osiemdziesiątych w Toruniu nastąpił wybuch punkrocka i zamarzył mi się zakup gitary elektrycznej. Dorabiałem sobie wtedy w zakładzie fotograficznym wuja, wywołując zdjęcia. Za pierwsze zarobione pieniądze zakupiłem straszną gitarę o nazwie Samba i właśnie na niej uczyłem się grać, jednak moim marzeniem była wtedy czeska Jolana. W tamtych czasach z przyczyn obiektywnych nie można było mieć prawdziwego instrumentu, więc taka Jolana stawała się szczytem pragnień. Dzisiaj za moją pierwszą gitarę Sambę oddałbym każde pieniądze. Wtedy musiałem sprzedawać jedną gitarę, by móc kupić drugą. W ten sposób w końcu nabyłem Jolanę. Ponieważ nie znałem się na instrumentach, w roku 1990 przy pomocy zarobionych w wakacje w Holandii pieniędzy stałem się właścicielem potwornie niedobrej gitary, której nazwy już nie pamiętam. Być może zbyt pochopnie oceniłem jakość tego instrumentu, gdyż nie zdawałem sobie sprawy, że kupując nawet najdroższą gitarę trzeba ją bezzwłocznie oddać w ręce zawodowego lutnika w celu ustawienia, wyregulowania. Pierwszą gitarą, o której można powiedzieć, że dało się na niej grać, był japoński Fender Stratocaster, który również uważałem za przeciętny instrument, gdyż nie pochodził z Ameryki. Dziś bardzo żałuję, że pozbyłem się tego wiosła i teraz z pewnością bym jej nie sprzedał. Obecnie dysponuję Gibsonem Les Paul Standard i uważam go za najlepszą gitarę na świecie, już nie muszę niczego szukać. Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym instrumencie, który zakupiłem po obejrzeniu koncertu zespołu Oasis - to Epiphone edycji Supernova, słynna gitara Noela Gallaghera z brytyjską flagą na desce. Gitara ta lepiej wygląda niż gra, ale wykorzystuję ją w większości teledysków zespołu Manchester i jest moją faworytką videoclipową.
Elektrownia gitarzysty rockowego to także wzmacniacze, efekty. Czy Ty jesteś zwolennikiem ściany wzmacniaczy i niezliczonej ilości dopalaczy kształtujących charakter Twojego brzmienia?
Jestem miłośnikiem brzmień typu vintage, dlatego mój wybór padł na wzmacniacze firmy Vox i Hiwatt. Nie jestem fanem pieców high-gain takich jak słynny Dual Rectifier Mesa Boogie. Kiedyś posiadałem Voxa wyprodukowanego w latach 70., który świetnie sprawdzał się w realiach studyjnych, natomiast nie wytrzymywał trudów trasy. Obecnie dysponuję nieco nowocześniejszą konstrukcją firmy Vox - jest to combo. Jeżeli chodzi o Hiwatta to chciałem mieć zestaw typu głowa plus kolumna. Mózgiem technicznym w moim zespole jest mój brat. Ja natomiast, co może się wydawać dziwne, nie zapamiętuję żadnych symboli, oznaczeń używanych przeze mnie pieców, dlatego nie potrafię ich precyzyjnie nazwać. Nie jestem też zwolennikiem rozbudowanego systemu efektów, mój ulubiony zestaw to gitara, kabel, wzmacniacz. Jedynym dopalaczem jakiego używam jest przester firmy Moog, konkretnej nazwy tego urządzenia oczywiście nie pamiętam. Dzięki niemu mogę ustawić sobie brzmienie, które jest nieosiągalne przy pomocy innych kostek. Jeżeli chodzi o modyfikowane barwy specjalistą jest tu mój brat, który posiada bardzo ciężki pedalboard.
Zespół Manchester, to nie jest Twoja pierwsza grupa. Wcześniej uczestniczyłeś w różnych innych muzycznych składach.
W latach 80. zakochałem się w punk rocku, później zachwyciłem się metalem - długie włosy, mocne gitary. Wtedy jeszcze nikt nie chciał ze mną grać, w zasadzie nie wiem dlaczego, więc zakładałem dużo różnych projektów, musiałem robić to sam, więc te zespoły szybko powstawały i upadały. Były to składy metalowe, w tamtym okresie nienawidziłem muzyki lekkiej. Pierwszym zespołem, o którym warto wspomnieć był zespół Toronto. Była to moja pierwsza profesjonalna grupa, z którą podpisaliśmy kontrakt z dużą wytwórnią i nagraliśmy płytę. Wystąpiliśmy kilka razy na festiwalu w Opolu. Gdy skończył mi się okres buntu zacząłem grać nieco lżejszą muzykę rockową. Jednak sentyment do dźwięków punkowo-metalowych pozostał do dziś i nawet grając już z zespołem Manchester planowałem założenie grupy grającej takie ostre dźwięki. To zamierzenie zostało zrealizowane w postaci płyty zespołu Aberdeen. W 2006 roku wraz z bratem Darkiem powołaliśmy do życia grupę Manchester, w której gram do dziś.
Każdy muzyk na pewnym etapie swojego rozwoju przeżywa jakieś fascynacje sławnymi artystami, czerpie inspiracje z ich twórczości. Jakich miałeś idoli?
Absolutnym topem, numerem jeden byli dla mnie James Hetfield oraz Kirk Hammett, oczywiście jako zespół Metallica. To były czasy, gdy każdy fan metalu posiadł komplet kaset magnetowidowych, między innymi koncert Ediego Van Halena z jego słynną solówką. Oglądałem to tyle razy, aż doszło do zniszczenia materiału źródłowego. Najczęściej słuchaną płytą była "Kill’em All". W sumie nie pociąga mnie wirtuozeria. Uważam się za gitarzystę rytmicznego. Podczas koncertu zajmuję się wykonywaniem podkładów gitarowych oraz pracą przy mikrofonie, niekoniecznie są to chórki. Nigdy nie interesowały mnie jakieś solówki, których nie nauczyłem się grać, może nie chciało mi się ćwiczyć, w związku z czym stwierdziłem, że jestem gitarzystą tworzącym podkłady rytmiczne. Oczywiście gitara jest instrumentem przy pomocy którego komponuję. Nigdy nie miałem ambicji do bycia wirtuozem, bardziej pociąga mnie kompozycja i sytuacje studyjno-nagraniowe. Zawsze wolałem skomponować jakąś nową piosenkę, niż zagrać w niej oszałamiające solo. Na koncercie jestem trochę odpowiedzialny za granie, ale głównie za to by koncert był pełen energii.
Przejdźmy do Twojej działalności studyjnej. W jaki sposób dokonujesz nagrań ścieżek gitarowych na płytach zespołu Manchester?
Zespół Manchester swoje projekty realizuje we własnej pracowni w Toruniu i dopiero gotowe ślady przesyła do Warszawy do zaprzyjaźnionego realizatora Szymona Sieńki, który obrabia i miksuje materiał. Nagrania śladów dokonujemy w programie Amplitube w klasyczny sposób - na dwa mikrofony. Pierwszy to oczywiście Shure SM57 oraz inny pasujący w danej sytuacji. Staramy się nie ingerować za bardzo w brzmienie poszczególnych ścieżek. Wszelkimi upiększeniami i korekcjami zajmuje się Szymon.
Obecnie promujecie najnowszy album grupy Manchester zatytułowany "Niezatapialny", który ukazał się nakładem Hard Rock Pub Pamela Records. Jak to odczuwasz? Czy są jakieś różnice w podejściu do materiału muzycznego między tą płytą a poprzednimi albumami?
Z Manchesterem nagraliśmy trzy płyty. Na pierwszej z nich napisałem prawie wszystkie teksty, oprócz jednego, na drugiej już tylko połowę, natomiast na trzeciej zdecydowana większość to teksty wokalisty, a ja napisałem tylko dwa. Moje teksty są raczej humorystyczno-prześmiewczo- -lekkie. Natomiast teksty wokalisty mają zabarwienie bardziej filozoficzne. Na pierwszych dwóch płytach jako kompozytor byłem autorem nie tylko linii melodycznych, ale także aranżowałem większość instrumentów. W przypadku płyty "Niezatapialny" aranżacje powstały przy udziale wszystkich członków zespołu. Jedynym hasłem, słowem monumentalnym mojej muzyki jest melodia. Jestem zakochany w melodii. Uwielbiam piękne melodie. Przebojowość moich utworów jest dla mnie ważna. W muzyce Manchester nie ma żadnej ideologii, nie chcemy zmieniać świata. Chodzi o to aby, napisać ładne piosenki, raczej humorystyczne niż ideologiczne - po prostu radość tworzenia. Zespół Manchester powstał w momencie kiedy wspólnie obejrzeliśmy występ Oasis i pospadaliśmy z krzeseł. Postanowiliśmy grać muzykę gitarową rodem z Wysp, która egzystuje pod nazwą britpop, jak dla mnie raczej jako brit rock. W momencie zainteresowania ze strony showbiznesu muzyka stała się bardziej popowa, były to wpływy producentów zewnętrznych. Najnowsza płyta jest jakby odejściem od nurtu stricte popowego i powrotem do naszych fascynacji brytyjskim graniem w stylu Oasis. Jest tu miejsce na bardziej surowe i szorstkie brzmienia typu crunch. Nie jest tak wygładzona jak album poprzedni, nie jest tak gładko radiowa. Materiał na ostatnią płytę został stworzony już dość dawno, jakieś 3-4 lata temu, więc czas aby ujrzał światło dzienne.
Wprawdzie nowa płyta jest jeszcze gorąca, bo premiera koncertowa odbyła się 18 marca w Hard Rock Pubie Pamela w Toruniu, ale myślami już jesteś przy kolejnym krążku.
W dniu koncertu promującego nową płytę podjęliśmy postanowienie, aby rozpocząć prace nad kolejnym, czwartym albumem. Złapaliśmy wiatr w żagle, jest nowa energia. Jednocześnie przestajemy się zastanawiać, jak stworzyć hit radiowy, jak dostać się na listy przebojów, chcemy robić muzykę taką, jaką w danym momencie mamy ochotę zagrać. Oczywiście muzyk nie jest do końca nigdy spełniony, ale czy możesz powiedzieć, że w jakimś stopniu osiągnąłeś satysfakcję ze swoich poczynań muzycznych? Jako muzyk jestem spełniony. To co udało mi się osiągnąć, może to nie jest jakiś mega szczyt, ale jest to naprawdę dużo. Pewne negatywne opinie z przeszłości, co do moich muzycznych umiejętności stały się motywacją do bardziej wytężonej pracy.
Wielu młodych muzyków nie tylko gitarzystów, którzy są na początku swojej przygody z dźwiękami nie do końca wie jakimi priorytetami się kierować stając u wrót showbiznesu. Na czym polega istota bycia artystą? Jak odkryć tę tajemnicę wskazującą właściwą drogę? Masz na to jakiś swój osobisty sposób?
Najważniejsza jest autentyczność, dobór współpracujących osób z podobną energią. Ja jako człowiek skazany na niepowodzenie, przez środowisko toruńskie, nie poddałem się. A dlaczego? Dlatego, że lubiłem chodzić na próby, lubiłem nagrywać muzykę, byłem cierpliwy i zawzięty, kochałem i kocham to co robię. Dla mnie to jest ta tajemnica.
SPRZĘTOLOGIA
• Gitary: Gibson Les Paul Standard, Epiphone Supernova Limited Noel Gallagher Series Union Jack
• Wzmacniacze: Vox AC 30 Handwired (Blue Alnico), Hiwatt DR 103 + Hiwatt SE 4123F Union Jack Set
• Kable: Laboga
Rozmawiał: Grzegorz Kabasa
Zdjęcie główne: Wojciech Zillmann