Wywiady
Jakub Węgrzyn i Hubert Kalinowski (HellHaven)

Spektakularne recenzje najnowszego krążka "Anywhere out of the World" myślenickiej formacji Hellhaven, wciąż jeszcze wybuchają dookoła kapeli.

2017-04-25

Nic w tym dziwnego, bo gdy wydaje się tak niesamowity, nieszablonowy i zaskakujący krążek, trudno oczekiwać by nawet najbardziej zgorzkniali krytycy nie zgubili szczęki gdzieś podczas słuchania tego skandalicznie wręcz dobrego materiału.

W recenzji "Anywhere out of the World" głowiłem się, czy Hellhaven to szaleńcy czy geniusze. A może mariaż? Właśnie o tym, jak różne muzyczne światy spajają się w granicach jednego projektu rozmawiałem z dwoma gitarzystami kapeli, reprezentującymi dwa odmienne, gitarowe światy - uczniem klasycznej szkoły gitary spod kostek Davida Gilmoura i Steva Lukathera - Jakubem Węgrzynem oraz miłośnikiem nowoczesnego prog-metalu w stylu Johna Petrucciego - Hubertem Kalinowskim.

Logo
Kiedy pisałem o waszej nowej płycie zastanawiałem się czy jesteście tak genialni, czy tak szaleni. To jak to z wami jest?


Logo
Jakub Węgrzyn: Może zacznę trochę kontrowersyjnie, ale moim zdaniem genialni muzycy to tacy ludzie, którzy nie tylko potrafią stworzyć dobry materiał, ale również dobrze go sprzedać. Jestem trochę bezwzględny w tym podejściu. My na razie stworzyliśmy dobrze rokujący materiał. Także do muzyków genialnych jeszcze nam trochę brakuje. Co do szaleństwa - zgadzam się, na tej płycie jest go sporo. Szaleństwem jest nasz eksperyment podzielenia płyty pomiędzy trzech autorów muzyki, gdzie wspólnym mianownikiem jest instrumentarium i przez lata wyćwiczony, wspólny styl gry. Takie małe matematyczno-muzyczne działanie dało zaskakująco dobry efekt. To był nasz najważniejszy cel - nie zanudzić słuchacza. Stworzyć dzieło, do którego trzeba będzie wrócić kilkukrotnie, aby zasmakować każdego jej elementu.


Logo
Pomiędzy debiutanckim "Beyond The Frontier"  a "Anywhere out of the World" minęło pięć lat. W świecie, gdy muzyka ma krótki okres ważności, dość ryzykownie długa absencja. Co się z wami działo?

Logo
Wręcz przeciwnie. Coś się dziwnego podziało w dzisiejszych czasach. Artyści i wytwórnie przyzwyczaili nas, że płyty produkowane są co rok. Słuchacz nie zdąży w pełni zapoznać się z jednym krążkiem artysty, a już serwuje się mu następne wydawnictwo. Przy obecnej ilości zespołów mam wrażenie, że średnio nowa płyta wychodzi raz na tydzień. Istne szaleństwo. Po co ten pośpiech ? Czy muzyka to wyścig zbrojeń? Kto więcej wyda płyt, ten wygrywa? Nie da się stworzyć dzieła pełnego, jeżeli przed skończeniem prac nad jedną płytą już trzeba myśleć o kolejnej. Dlatego właśnie działaliśmy zupełnie na odwrót. Po "Beyond The Frontier" daliśmy sobie rok czasu na odpoczynek od ciężkiej pracy. Zaczęliśmy się bawić nową muzyką. Potem każdy z nas zaczął pisać bez pośpiechu swoje utwory, projekty. W momencie, kiedy muzyka nabrała charakteru, na co trzeba było czasu, zdecydowaliśmy o rozpoczęciu wspólnych prac nad całym materiałem. I to właśnie zajęło 5 lat. Bardzo dobry okres czasu. Po stokroć wolę wydać dobrą płytę raz na 5 lat niż przeciętną co dwa.


Logo
Hubert Kalinowski: Pięć lat to dużo, fakt, ale doskonale rozumiem ten okres patrząc na zmiany składu i wiele innych czynników. Wiem tyle, że odkąd przyszedłem do HellHaven zauważyłem dużą konsekwencję w dążeniu do celu. Widać było determinację. W ciągu tych dwóch lat zrobiliśmy kilka dobrych numerów na ten album i realizowaliśmy małymi kroczkami nasz cel. Udało się to wszystko fajnie posklejać, mimo różnych zawirowań i czasem trudności czasowych i organizacyjnych. Jest to na pewno sukces, który wynika z typu ludzi, którzy tworzą ten zespół i dobrej atmosfery w kapeli. Podkreślę tutaj, że chłopaki naprawdę dają radę. Kuba, Sebastian i Marcin to prawdziwy trzon tej kapeli. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z tak dobrymi muzykami. Każdy jest naprawdę dobry na swoim instrumencie, tak jak na przykład Marcin na basie, który świetnie zgrywa się w sekcji rytmicznej z bębnami i gra naprawdę fajnie technicznie, czy Sebastian, który wokalnie jest jedyny w swoim rodzaju i posiada świetny głos. Kuba to z kolei naprawdę bardzo dobry gitarzysta. Cieszę się też z obecności mojego bardzo dobrego kumpla Pawła Czartoryskiego na bębnach, z którym miałem okazję grać w innych projektach, i który również postanowił bardzo aktywnie zaangażować się w HellHaven. Ten gość wpasował się w nasze szeregi idealnie i wymiata na bębnach jeszcze lepiej niż kiedyś.


Logo
Wasz drugi krążek, "Anywhere out of the World", jeszcze nie ostygł. Kiedy czyta się jego recenzje, wszyscy zwracają uwagę, że dzieją się tam tak nieprawdopodobne niesamowitości, że trzeba zbierać szczękę z podłogi. Czy byliście świadomi, że możecie wywołać taki efekt?


Logo
Nie do końca. Myślę, że w trakcie prac nad płytą większość muzyków boryka się z tym samym problemem, czyli zatraca możliwość samooceny. W ciągu 5 lat pracy dziesięciokrotnie zmieniały się moje poglądy co do tworzonej przez nas muzyki. Raz jedne utwory były moimi faworytami, raz inne. Pokazuje to też, jak bardzo plastyczna była nasza praca w ciągu tego czasu. Jak wiele się zmieniało. Tak naprawdę to, co tworzymy jest dla nas do końca wielką niewiadomą, chociaż oczywiście od początku byliśmy pewni tej muzyki. Pewni pod jednym kątem - jest to nasza muzyka, nasza interpretacja i świetnie się bawimy słuchając ostatecznie wyników naszej wspólnej pracy.


Logo
Album jest bardzo fajny, ale tak szczerze, to ja do recenzji i krytyków podchodzę z dużym dystansem. Nie uwłaczając profesji, nie tworzę muzyki aby zaspokoić krytyków. Nie zmienię także zdania na temat jakości kawałków pod wpływem opinii innych. Jestem również słuchaczem i mam swój gust, wiem co dla mnie jest dobre i czego lubię słuchać. Gdyby wiele wielkich kapel zachłysnęło się wspaniałymi recenzjami lub na odwrót, załamałoby się krytyką, nie byliby tu gdzie są teraz. Weźmy jako przykład Black Sabbath. Fatalne recenzje pierwszych, najbardziej kultowych płyt wydawałoby się zaprzeczają ich ogromnemu sukcesowi. Nie można przesadzać w żadną ze stron.


Logo
To zaskakiwanie słuchacza zaczęło się już na debiucie, "Beyond The Frontier". Tam też było pełno zmian temp, napięć i melodii. Możemy mówić, że taki jest styl Hellhaven?


Logo
Kiedy byłem bardzo raczkującym muz… a gdzie tam muzykiem. Kiedy byłem młodym chłopakiem z instrumentem w ręce, moim marzeniem było stworzenie muzyki w formie książki. Nie rozumiałem nigdy, dlaczego w jednym utworze ciągle kopiowane są te same pomysły, riffy, aranże. Po co powtarza się cztery razy refren? Ta moja ówczesna niewiedza, niedouczenie muzyczne, wykształciło we mnie specyficzny styl pisania utworów. Staram się tworzyć je w taki sposób, aby przypominały książkę - w książce nie znajdziecie przekopiowanego rozdziału tylko dlatego, że jest fajny i nośny. Kolejny rozdział może mieć nawiązanie do poprzedniego, ale nigdy nie jest identyczny. Takie samo podejście mam do muzyki. Po co powtarzać do znudzenia jeden i ten sam refren, zwrotkę, jak można nadać temu inny wymiar, bawić się schematem "pytanie-odpowiedź", bawić się koncepcjami… oczywiście są od tego wyjątki. Mimo wszystko udało nam się połączyć zabawę dźwiękiem i zachować jednak tą piosenkową formę. Nie chcemy być samolubni i grać tylko dla siebie. Przecież głównie gramy dla ludzi i to nas cieszy.


Logo
Dużo moich inspiracji czerpię z muzyki filmowej, klasycznej czy elektronicznej. Melodia jest dla mnie największą siłą w muzyce. Jestem ogromnym fanem soundtracków z Władcy Pierścieni, Harry’ego Pottera czy Gwiezdnych Wojen właśnie przez wspaniałe melodie, które w magiczny sposób wchodzą do głowy i nie chcą wyjść. Coraz bardziej doceniam siłę prostoty. Może właśnie dzięki zainteresowaniu muzyką filmową.


Logo
A jak właściwie komponuje się takie potwory jak chociażby "Res Sacra Miser"? Przecież tu jest i teatr i death metal, nawet opera. Czy to Najder ciągnie was w te bardziej "aktorskie" momenty, gdzie może się zmagać ze swoim wokalnym ADHD?


Logo
Jeżeli chodzi o ciężar, to faktycznie Sebastian jest specjalistą od takich wycieczek. Ja nie przepadam za takim ciężarem, ale to jest właśnie świetny przykład przyjętego, niepisanego prawa naszego zespołu - nie hamujemy się nawzajem. Wczoraj Sebastian chciał podróż w stronę death metalu, jutro ktoś będzie miał pomysł na połączenie rocka progresywnego z rapem. Dlaczego nie? Muzyka to zabawa, która nie powinna mieć żadnych granic. Groteska, elektronika i muzyka poważna? Świetnie! Róbmy to!


Logo
Queen nagrywali "Bohemian Rhapsody" podobno dwa tygodnie. Jak to było z waszym "Res Sacra Miser"? Praca w studiu musiała być tytaniczna by to wszystko do siebie pasowało?


Logo
Pracę nad albumem podzieliliśmy na cztery etapy: 1. Tworzenie własnego materiału w domowym studio; 2. Wybór najlepszych projektów spośród wielu propozycji i wspólna praca nad ich ostatecznymi aranżacjami; 3. Sesja nagraniowa; 4. Miks i mastering.
Na każdym z tych etapów utwory były dopieszczane i przekształcały się w to, co można dzisiaj usłyszeć na naszej płycie. W samym studio spędziliśmy pół roku czasu, na co przypada w sumie około 30 dni siedzenia non-stop. Ostatnio dotarłem do statystyk mojego programu DAW, który wypluł mi około 700 godzin pracy od końca 2014 roku i to tylko nad trzema projektami. To około 90 ośmiogodzinnych dni pracy. Ktoś powie - szaleństwo! Przesada! Gdzie tu przyjemność? Już odpowiadam - przyjemność jest, gdy czytam recenzje. Warte każdej minuty spędzonej nad materiałem. Bardzo dużo czasu zajęła również strona techniczna, czyli dobór sprzętu, mikrofonów, ustawień paczek, brzmień wzmacniaczy, etc. Samych próbek mikrofonów nagraliśmy chyba ze 150. Mogliśmy to zrobić, bo mieliśmy czas. I to właśnie był klucz do sukcesu.


Logo
Poza tym to mocno zintelektualizowana płyta. Baudelaire i Einstein na opakowaniu, Wergiliusz w tekstach, sporo łaciny. Jak wy widzicie sens tej płyty w odniesieniu do tekstów Sebastiana? O czym gracie?


Logo
Sebastian to marzyciel, który, jak mówi sama nazwa płyty, często ucieka tak w swoim życiu jak i w swoich tekstach daleko "poza ten świat". Jest w tym świetny, dlatego nie odbieramy mu tej roli i pozwalamy mu na wszystko, jeżeli chodzi o aspekt liryczny. Myślę, że jego teksty są też odskocznią od tego całego burdelu, który dzieje się tu, w naszym kraju, w naszej polityce, w Europie i ogólnie na świecie. Nasze pokolenie jest zmęczone. Coraz więcej z nas myśli o ucieczce, co najmniej w sferze metafizycznej. Tą płytą właśnie tak wymykamy się z objęć rzeczywistości. I to w szczególności dzięki tekstom Sebastiana.


Logo
Sebastian jest tekściarzem bardzo wysokiej próby. Angażuje się w to co robi i chwała mu za to. Sam od niego uczę się zainteresowania wieloma aspektami sztuki, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Dzięki niemu zaczynam czytać, oglądać wiele ciekawych dzieł, które przedtem nie zostały przeze mnie zauważone. Jego teksty bardzo mnie ciekawią i zawsze proszę go o wyjaśnienie idei za nimi stojących, bo często są bardzo intrygujące.


Logo
Monika Piotrowska po raz kolejny stworzyła wam fantastyczne grafiki na album. Jej prace kapitalnie nadają klimat waszej muzyce.

Logo
Z jej pracami spotkaliśmy się w trakcie projektowania grafik na "Beyond The Frontier". Od razu złapaliśmy kontakt i rozpoczęliśmy współpracę. Co ciekawe, my jako zespół nie mieliśmy żadnego wpływu na to, jak grafiki będą wyglądać. Oddaliśmy jej pełną władzę nad koncepcją graficzną. Zasada działania była prosta - tak samo dla poprzedniej płyty jak i tej obecnej - nie mówiąc co chcemy oraz czego oczekujemy przesłaliśmy jej taśmy demo naszej muzyki. Monika stworzyła rysunki do każdego z utworów, stworzyła okładkę, grafiki dodatkowe. Rysowała wszystko w czasie rzeczywistym słuchając naszych utworów. Coś wspaniałego. Nie spotkałem się jeszcze nigdy z takim przypadkiem, aby rysunek tak bardzo odzwierciedlał to, co można usłyszeć. Jej praca i nasza muzyka to twór nierozłączny, a płytę należy interpretować jako całość tylko w taki sposób. Chciałoby się powiedzieć, że słuchanie naszej muzyki bez podziwiania jej prac, jak i oglądanie jej prac bez akompaniamentu muzycznego HellHaven mija się kompletnie z celem.


Logo
To może teraz się przyznajcie, który z was tak lubi sweep picking, bo kilkakrotnie na krążku pachnie Malmsteenem?


Logo
To ja sobie skoczę zrobić herbatę, a Hubert opowie coś więcej na ten temat (śmiech)


Logo
Techniczny rozwój gry na gitarze to coś co zawsze mnie kręciło. Akurat sweep-picking i granie arpeggio tą techniką wrosło w mój styl nieodwracalnie. O dziwo, dla mnie początki nauki tej techniki nie wywiodły się wcale z tych popularnych wirtuozów jak Malmsteen.  Judas Priest - "Painkiller" to była płyta, na której Glenn Tipton i KK. Downing używali takich bajerów w kilku numerach. Siadłem i ćwiczyłem (śmiech). Na płycie w solówkach użyłem bardzo różnych technik gry. Ciekawym przykładem jest druga solówka z "Overview Effect" zagrana na gitarze bezprogowej, w którą przerobiłem moją pierwszą gitarę. Jestem gitarowym samoukiem i uwielbiam się rozwijać więc wybieram do nauki to co najfajniej brzmi, jak również staram się wymyślać sam różne patenty, które mogą ciekawie zabrzmieć.


Logo
A kto was ukształtował jako gitarzystów?


Logo
Brian May, David Gilmour, Steve Lukather, Mike Oldfield. Bez nich nie zostałbym muzykiem, bez nich też zapewne nie tworzyłbym takiej muzyki jaką tworzę. Nauczyli mnie nie tylko podejścia do instrumentu, szacunku do muzyki, ale również pokazali jak wiele trzeba pracy włożyć w to co się kocha. Nic nie przychodzi za darmo. O wszystko trzeba walczyć. I przeważnie na każdy wzlot przypadają co najmniej dwa upadki. Ci panowie dali mi wielką lekcję muzycznego życia. A co najważniejsze - im dłużej gram, tym więcej widzę, ile jeszcze mi do doskonałości brakuje. Gitara ma dawać subtelne tło, być akompaniamentem całości. Spajać utwór, łączyć motywy. Być nierozerwalnym spektrum utworu, ale nie dominować nad całością. Nie można jednym instrumentem odebrać miejsca pozostałym. Tak interpretuję gitarę. Dlatego staram się nią tworzyć dobre tło, które współgra z perkusją, basem, wokalem. Solówki ? Owszem. Zgrabne, minimalistyczne, w odpowiednich momentach. I wcale to nie jest tak, że utwór musi mieć solo. W wielu naszych utworach nie ma solówek. Po prostu tam nie pasują i tyle.


Logo
Kiedy byłem młodszy na pewno duże wrażenie wywarli na mnie klasyczno - heavymetalowi gitarzyści takich kapel jak Judas Priest czy Iron Maiden. Uczenie się ich riffów i solówek zajęło mi sporo czasu w czasach gimnazjalnych. Dopiero później zobaczyłem tych wszystkich wymiataczy jak Steve Vai, John Petrucci, Michael Romeo, Jeff Loomis, Rusty Cooley, Jason Becker, Paul Gilbert czy Yngwie Malmsteen. Na moim MP3 zaczęły w czasach licealnych pojawiać się zespoły prog-metalowe tj. Symphony X, Nevermore czy Dream Theater, także pierwszą trójką gitarzystów stali się dla mnie Michael Romeo, Jeff Loomis i John Petrucci. To było dopiero wyzwanie! Wracając do sweep-pickingu, to Jeff Loomis z solo z początku kawałka "Psalm Of Lydia" z płyty "This Godless Endeavor" mnie rozwalił. Musiałem to umieć! Aktualnie strasznie podobają mi się tacy goście jak Bumblefoot ze swoim niesamowicie alternatywnym i nowatorskim podejściem do muzyki i instrumentu. Ten człowiek pozwolił mi zrozumieć, że muzyka i dźwięki, które gram na gitarze zawsze powinny najpierw zabrzmieć w mojej głowie, a dopiero potem zostać zagrane na gryfie. Wzorem feelingu i brzmienia jest dla mnie Andy Timmons. Bardzo lubię też Steva Lukathera, a jeśli chodzi o polskich gitarzystów zawsze będę stawiać na Kubę Żyteckiego z Disperse. Klasa światowa! Osobiście lubię grać solówki i lubię słuchać solówek na koncertach. Ten element dodaje dużo żywiołu do grania na żywo i wnosi tak potrzebną w tych czasach nutę rock’n’rolla. Przyznam, że zawsze nie mogę się doczekać momentu koncertu, kiedy zagram takie solówki jak końcowe z "Res Sacra Miser" czy pierwsze w "First Step Is The Hardest". Taka już natura gitarzysty, którego marzeniem jest wychodzić na scenę przed dużą publiczność i dać się ponieść emocjom. Jeśli moje marzenie ma się spełnić warto ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Może kiedyś uda mi się osiągnąć w miarę zadowalający mnie poziom.


Logo
Kiedy patrzę na wasz sprzęt to dostrzegam pewien podział na klasycznego Węgrzyna, z czarnym, gilmourowym stratocasterem i bardziej nowoczesnego, prog-metalowego Kalinowskiego, wycinającego na siedmiostrunówce. Dobrze to widzę? Jest taki podział w zespole na piewców nowoczesności i miłośników klasycznie prog-rockowego brzmienia?


Logo
Na pewno tak trochę jest. Każdy z nas ma inne podejście do instrumentu, do muzyki, do interpretacji gitarowej. I to jest świetne, bo z Hubertem działamy trochę jak Yig-Yang - każdy z nas wnosi coś innego do zespołu, nawzajem się jednak uzupełniając. Co najważniejsze - nie ograniczamy się. Wręcz przeciwnie. Hubert jest gitarzystą co najmniej o klasę lepszym ode mnie i dla mnie to świetna możliwość na jeszcze większy rozwój. Można mieć swoje podejście do instrumentu ale ogromną lekcją jest spróbować poznać podejście do grania innego gitarzysty. Wielu cennych rzeczy można się nauczyć. Ale coś w tym podziale jest. Póki co to ja zajmuje się bardziej klimatem i tłem, a Hubert jest mistrzem solówek i grania widowiskowego.


Logo
Fakt faktem gramy zupełnie inaczej, ale to dobrze, bo możemy się czegoś ciekawego od siebie nawzajem nauczyć. Czasem kontrast daje ciekawe efekty. Siedmiostrunowa gitara to coś co także stało się nieodłączną częścią mojego stylu i bez tej siódmej struny czuję się nieco ograniczony.


Logo
Pytam również dlatego, że przecież ewidentnie widać pachnące orientem, odnoszące się do klasycznych struktur "They Rule The World" napisany przez Ciebie Jakub, z drugiej nowoczesny, dreamtheaterowy prog-metal "Overview Effect" (winszuje riffu!), w którym maczał palce Hubert.


Logo
Właśnie o tym mówię! Z jednej strony bardzo różne na pierwszy rzut oka utwory, napisane przez dwóch gitarzystów o różnych gitarowych poglądach, a z drugiej strony utwory, które bez pracy każdego z zespołu nie miałyby tak spójnego, ostatecznego wyglądu. To świetny przykład, jak kluczowym aspektem w zespole jest praca… zespołowa. Możesz być najlepszym mistrzem gitary, ale jeżeli chcesz poznać co drzemie w zespole, nad utworem trzeba pracować wspólnie. Od zawsze byliśmy zespołem przez duże "Z", a na tej płycie praca zespołowa osiągnęła apogeum. Praca zespołowa to pierwszy z dziesięciu przykazań HellHaven.


Logo
Te numery doskonale obrazują różnicę w podejściach do muzyki i grania gitarowego. Świetnie, że na albumie jednego zespołu znajduje się miejsce na dwa tak różniące się od siebie kawałki. Może to jest właśnie siła tej płyty: różnorodność. Połączenie wyobraźni trzech ludzi mających za cel przekazanie zupełnie innych muzycznych światów, znajdujących w pewnym miejscu swój wspólny mianownik. Bardzo się cieszę, że "Overview Effect" znalazło się na tym albumie, bo jest to utwór, dzięki któremu w pewnym sensie nasze drogi się zeszły.


Logo
Opowiedz Jakub o swoich gitarach.


Logo
Pierwsza gitara, Flame LP za 500 zł. Dawno już porzucona, leży u Marcina (basisty Hellhaven - przyp. red). Obiecał mi, że jej nie sprzeda, a ja ją kiedyś odkupię i zamontuje sobie za szkłem w domu (śmiech). Drewno było już tak wygięte, że nie szło jej nastroić. Wtedy po spędzeniu całych wakacji na pracy kupiłem sobie pierwsze profesjonalne wiosło, które służy mi po dziś dzień - Gibson SG. Z miłości do klasyki i do cięższych brzmień. Wybrałem ją trochę na ślepo. Nie jestem fanem ogrywania tysiąca gitar przed zakupem. Lubię się zaskakiwać. Moja miłość do Gibsona trwa do dzisiaj. To na niej zarejestrowałem partię gitar do utworów "Overview Effect" oraz "First Step Is The Hardest", które wymagały przestrojenia się do "H". Można ją w tych utworach zobaczyć i usłyszeć na naszych koncertach. Gibson daje radę. Jego brzmienie w niższym stroju jest powalające. To moja gitara do ciężkiej roboty. Moją gitarą główną na dzień dzisiejszy jest piękny czarny Fender Stratocaster z humbuckerem (tryb HSS). W połączeniu z nowoczesnym Marshallem JCM2000 daje mi potężny wachlarz brzmień, które są mi potrzebne do bardzo zróżnicowanej muzyki HellHaven. Granie jazzowe, funkowe, delikatny ambientowy rock, przestrzenne gilmourowskie klimaty czy nawet ciężkie progmetalowe riffy. To wszystko jest w zasięgu tego sprzętu. I co najważniejsze - Fender to nie wyścigówka. Tutaj trzeba skupić się na każdym dźwięku z osobna. To wymagająca gitara, którą darzę ogromnym szacunkiem, bo odpowiednio operowana potrafi wydać z siebie piękne brzmienia. I trzeba być bardzo cierpliwym, ale wynagradza to w pełni.


Logo
Widzę, że podzielamy miłość do stratów. (śmiech) Hubert, a Twój siedmiostrunowy smok, to co to za jeden?


Logo
Aktualnie gram na Ibanezie UV70P, którego kupiłem w zeszłym roku i jestem zaskoczony paletą brzmień i uniwersalnością. Niesamowita gitara, która ma w sobie coś magicznego. Wcześniej grałem na Schecterze Demonie 7FR, którego przez lata wykorzystałem do granic możliwości, i któremu wiele zawdzięczam. Do nagrań używam też Deana przerobionego na bezprogówkę i Indie LP oraz elektroakustyka LAG T300DCE. Najważniejsza dla mnie w gitarze jest jej uniwersalność i wygoda dlatego tak bardzo jestem zadowolony z Ibaneza, ponieważ nie jest to typowy "szatan" mimo 7 strun. Ta gitara ma w sobie wiele cech, które pozwalają odnaleźć się w praktycznie wszystkich gatunkach muzycznych.


Logo
Poza tym pod co podpinacie gitary?


Logo
Jestem fanem nieprzekombinowanej formy, ale opanowanej w 110%. U wielu gitarzystów zauważyłem, że lubią kupować efekty jak kobieta buty i suma summarum wykorzystują je może w 20-40%. Ja skupiłem się na kilku najważniejszych kostkach ale wykorzystanych w pełni. Używam kostek "technicznych", czyli tych, które nie zmieniają zbytnio brzmienia a trzymają wszystko w ryzach, czyli Tuner (najważniejsza rzecz!), MXR Dyna Comp, Boss Noise Suppressor NS-2 oraz prosty EQ do polerowania końcowego. Moimi podstawowymi efektami są Digitech Digidelay współpracujący w pętli z Bossowskim Digital Reverb RV-6. Te dwie kostki, odpowiednio ustawione potrafią zdziałać cuda. Od prostych, delikatnych powtórzeń i pogłosu po kosmiczne historie niczym z opowiadań o Pilocie Pirxie. Dodatkowo w pedalboard mam zawsze wpięty Digitech Whammy, którym eksponuje swoją miłość do poczynań Briana Maya oraz dodaję orkiestrowy charakter swojej gitary. Na koniec święty Graal każdego gitarzysty - Ibanez Tube Screamer. Fenomenalnie osadza w miksie live części solowe, z kanału czystego robi ciepły crunch i zbliża trochę do brzmień ze stajni SRV. Trzy gałki a odpowiednio ustawiony jest w stanie zastąpić cały kombajn. Całość wpięta jest do głowy Marshall JCM2000 TSL 60 połączonej z 2x12 Celestion G12T-75. Gitarowa brać nie przepada za JCM2000 TSL 60, ale prywatnie uważam, że brak respektu do tego wzmacniacza wynika z nieumiejętnego jego ustawienia. Spędziłem nad nim wiele godzin, a razem z prostą kostką EQ daje mi tak szerokie spektrum możliwości wybrzmienia, że i tak nie wykorzystuję go w 100%. W tej głowie schowane są brzmienia od całych progrockowych lat 70-tych, przez heavy metal lat 90 aż po nowoczesne, ciepłe ciężkie granie na obniżonym stroju. A wszystko w moim ulubionym ciepłym paśmie środka.


Logo
Ja gram na Marshallu Valvestate 8240 Stereo Chorus, który brzmieniem według mnie bije mnóstwo drogich lampowych wzmacniaczy. Z efektów używam FlashbackDelaya od TC, TubeScreamera Mini jako booster do gainu, z kolei RC Boostera jako volumebooster w pętli. Oprócz tego bramki szumów Behringera oraz Equalizera również tej firmy. Do nagrań używam także PODa Line 6 HD300.


Logo
Hellhaven ruszy wiosną w trasę? Czy dużo problemu sprawia wam przeniesienie tak rozszalałych utworów ze studia na scenę?


Logo
Dla nas jakość granych przez nas koncertów jest największym priorytetem. Koncert to zwieńczenie całej wieloletniej pracy. Płyta to tylko przedsmak tego, czego słuchacz może się spodziewać po zespole. Stąd dużo ćwiczymy i cały czas rozwijamy swój warsztat. Skutkuje to tym, że z koncertu na koncert stajemy się coraz lepsi, a i nasze utwory, pomimo tego, że są nowe i ciągle świeże, również ewoluują wraz z upływem czasu. Myślę, że przez to każdy koncert różni się od pozostałych. Granie naszej muzyki nie jest proste. Trzeba się bardzo skupić aby okiełznać ten, na pierwszy rzut oka, chaos. Dlatego raczej nie biegamy po scenie i nie wygłupiamy się zbytnio. Uważam, że nasza muzyka jest skierowana do ludzi, którzy na koncerty przychodzą głównie w celu wysłuchania muzyki a nie skakania pod sceną. Chociaż oczywiście każda forma interakcji na drodze widz-zespół jest dla nas bardzo budująca. Każdy koncert rządzi się innymi prawami. Na jednych ludzie siedzą spokojnie i przeżywają razem z nami, nuta po nucie… na innych wszyscy skaczą, z widowni leje się wulkan nieokiełznanej energii. To również świadczy o tym, jak bardzo szeroko poszliśmy w koncepcji muzycznej. Udaje nam się trafić w gusta na pierwszy rzut oka być może przeciwstawne…

Koncerty - jest ciężko na rodzimym rynku. Zawsze powtarzam tutaj, że na temat koncertów trzeba byłoby napisać osobny wywiad, osobny artykuł. Powiem tylko w skrócie - robimy co możemy aby dotrzeć do fanów w całej Polsce. Śledźcie proszę nasz profil facebookowy. Tam zawsze są najświeższe daty koncertów i wszelakich wydarzeń.

Rozmawiał: Grzegorz Bryk