O najnowszej płycie Azarath "In Extremis" rozmawiamy z gitarzystą zespołu Bartem.
Milczeliście sześć długich lat. Zapewne po części było to spowodowane zaangażowaniem Inferno w Behemoth. Co jeszcze złożyło się na taki stan rzeczy?
Licząc daty wydania to 6 lat, a dokładnie 5,5 roku. Faktycznie album był gotowy już w 2016 r., jednak trochę czasu zajęło nam znalezienie odpowiedniej wytwórni. Później jeszcze ustalenie daty wydania, no i nie było szans na zmieszczenie się w 2016 r. Materiał mieliśmy w większości skomponowany w okresie 2013 - 2015, na początku 2016 skończyliśmy ostatnie numery i w marcu 2016 weszliśmy do Custom34 Studio by nagrać bębny. Z drugiej strony, my się nigdy nie śpieszymy, nie mamy żadnej presji wewnętrznej jak i ze strony wytwórni. Jesteśmy w pełni niezależni i wchodzimy do studia, gdy jesteśmy już w 100% pewni i zadowoleni z materiału.
Nie znam zespołu, który po wydaniu nowej płyty nie powiedziałby, że właśnie stworzył najlepszy album w karierze. Zaskoczysz mnie czymś w tej kwestii? "In Extremis" to najlepsza płyta Azarath?
Z każdej płyty jesteśmy dumni, zarówno najnowszej jak i każdej poprzedniej. Oczywiście każde nowe wydawnictwo zawiera najlepszą muzykę, jaką w danej chwili byliśmy w stanie stworzyć. W przypadku większości riffów poruszamy się jednak w tych samych skalach, zakresach dźwięków i podobnych aranżacjach, co w pewnym stopniu na pewno nas jakoś definiuje.
"In Extremis" wydaje się bardziej brutalnym i bezpośrednim albumem Azarath w porównaniu do "Blasphemers' Maledictions". Zgodzisz się z tym?
Z pewnością. W mojej opinii ten album muzycznie dryfuje pomiędzy “Infernal Blasting", “D.I.E.", a “Praise the Beast", ale z aranżacyjną świadomością z “Blasphemers’ Maledictions". Nawet jeden ze znajomych stwierdził, że gdyby nie inna barwa wokalu, to niektóre numery mogły śmiało znaleźć się na “D.I.E."
Łatwo zauważyć, że tym razem serwujecie mniej melodyjnych solówek, które były dość charakterystyczne dla "Blasphemers' Maledictions". Czy takie było założenie od początku?
Tu akurat nie było żadnych założeń. Solówki, w zdecydowanej większości, zostawiamy zawsze na sam koniec nagrań, by rejestrując je czuć już ducha całego numeru, z nagranymi wszystkimi instrumentami, włącznie z wokalami.
Azarath i Behemoth to dwa różne światy, ale w "The Slain God" słyszę pewne echa Behemoth. Ty też?
Absolutnie nie. Słyszałem już taką opinię, odnośnie wokali kończących ten numer, i porównanie tego do Behemoth. Chyba ta osoba nie słyszała wcześniej wokali Maniaca z Mayhem, np. na “Grand Declaration of War". To jest adekwatne porównanie wokalne. To po pierwsze, po drugie riffy też na pewno nie są echem Behemoth, gdyż moje inspiracje to zupełnie inne zespoły (śmiech)
"Blasphemers' Maledictions" ukazał się nakładem Witching Hour, ale wraz z nowym albumem wróciliście do Agonii. Filip lepiej zadba o promocję?
Z pewnością! To już widać, po tym co się dzieje obecnie. WHP było dobrą wytwórnią dla nas w czasie "Blasphemers' Maledictions", w tym czasie działali bardzo prężnie, ale potem jakoś wszystko wyhamowało. W obecnej chwili Agonia to na pewno najprężniej działający polski label, co więcej, jako jedyna z europejskich firm, z którymi rozmawialiśmy, nie miała żadnych zastrzeżeń co do formatów wydania albumu (m.in. grubość bookletu, kalki itp), ponadto zaproponowała dwie dodatkowe wersje LP. Z Agonią mieliśmy deal na jeden album przy “Praise the Beast", współpraca przebiegała bez zastrzeżeń, nie mieliśmy więc żadnych obaw by wrócić pod ich skrzydła.
W jednym z wywiadów dla naszego bratniego Magazynu Perkusista, Inferno powiedział, że nie ma ciśnienia na wyrwanie Azarath z undergroundu: "W Azarath bardziej chodzi o satysfakcję, spełnienie i realizację samego siebie na gruncie muzycznym i ideologicznym". Jak Ty to postrzegasz?
Azarath to nasza pasja, nie sposób na życie. Dzięki temu możemy pracować tak jak chcemy, kiedy chcemy, z kim chcemy. Nie pracujemy pod żadną presją. Tworząc muzykę musimy przede wszystkim zadowolić samych siebie, nie ma opcji byśmy nagrali coś, z czego obaj nie będziemy w pełni zadowoleni, usatysfakcjonowani. Poza tym metal, a już na pewno ekstremalny metal zawsze będzie muzyką niszową, undergroundową.
W zespole nie ma już Necrosodoma. Co się stało i czy miało to jakiś wpływ na pracę nad "In Extremis"?
Nie miało żadnego wpływu na płytę, ponieważ rozstaliśmy się już po nagraniach albumu. Co się stało... Zarówno my jak i Marek nie widzieliśmy już możliwości wzajemnej współpracy, nie działało to jak należy z punktu widzenia obu stron i tyle, w skrócie.
Necrosodom doskonale wpasował się w Azarath, a jego partie wokalne stały się jednym z Waszych atutów. Myśleliście już o zastępstwie?
Oczywiście. Mieliśmy już jedną bardzo dobrą opcję, niestety z powodów zdrowotnych osoba ta musiała zrezygnować. W chwili obecnej jesteśmy umówieni na tzw. “przesłuchania" z paroma osobami i mam nadzieję, że już wkrótce wszystko będzie wiadome.
Jak tym razem rozłożyły się prace nad nowym materiałem, dalej za riffy odpowiadasz Ty wraz z Inferno?
Taki układ funkcjonuje od “Infernal Blasting" i nam pasuje. Jesteśmy strasznymi cenzorami naszych dźwięków, zawsze pracę zaczynamy od gitar i bez zbędnego gadania odsiewamy pewnie setki riffów (śmiech). Przyjmujemy oczywiście opinie i pomysły innych, ale to my jesteśmy odpowiedzialni za całokształt muzyki Azarath i krytykę bierzemy również na swoje klaty.
Azarath to zespół chyba wciąż niespełniony koncertowo. Czy są szanse na zmianę tej sytuacji?
Koncertujemy tyle ile możemy. Z jednej strony nie jesteśmy już jakimś młodym zespołem, który będzie grał wszędzie za darmo. Z drugiej strony wiele propozycji musimy niestety odrzucić, z powodów innych zobowiązań naszych muzyków. I dotyczy to zarówno naszego składu, jak i muzyków sesyjnych.
Swego czasu kojarzony byłeś z gitarami polskiej marki Kamecki. Czy coś się zmieniło w tej kwestii? Skąd ten wybór?
Zaczęło się od zakupu od naszego basisty Piotrka Ostrowskiego (ex-Lost Soul, obecnie też gitarowy techniczny w Behemoth) używanej siedmiostrunowej gitary Black 7 Custom, w moim ulubionym kształcie a la “Ironbird". Później, po paru latach pojechałem z Piotrkiem do Pawła Kameckiego i już osobiście zamówiłem sobie Black 6 Custom. Bardzo dobrze mi się na tych gitarach gra, idealnie mi pasują. Obie z aktywnym pickupem EMG.
Postrzegasz się bardziej jako twórca muzyki czy gitarzysta? Śledzisz gitarowe nowinki?
Zdecydowanie jako twórca. Nie jestem żadnym wybitnym gitarzystą, nie śledzę też raczej żadnych nowinek, chyba że akurat czegoś szukam dla siebie.
Opowiedz o swoim sprzęcie - wzmacniacze, efekty, etc.
Wzmacniacze dwa - klasyczny Peavey 5150 I, w sumie używany ostatnimi laty tylko w studiu oraz Line 6 Spider Valve HD100 Bogner, który wożę na koncerty. Dzięki temu, że mogę korzystać z delaya, reverba itp. bezpośrednio z heada Line 6, to z kostek używam tylko Tunera i Noise Gate Bossa. Tak mi jest najwygodniej koncertowo. Oczywiście, w przypadku koncertów, na które lecimy, zabieram ze sobą jeszcze kostkę Delay Bossa i dopalacz BB. Paczka, jaką posiadam to Peavey 5150, wersja Straight. Nagrywając płytę kombinujemy zawsze z różnymi piecami, tym razem obie gitary nagrywaliśmy na głowach Splawn, oraz paczkach Orange i Mesa.
Czego Wam życzyć na koniec?
By nic nas nie zatrzymało (śmiech)
Rozmawiał: Szymon Kubicki