Zaglądamy pod maskę tej metalowej maszyny, żeby dowiedzieć się, jak wyglądał proces kreacji "Ostatniego bohatera"…
Minęło już 12 lat od kiedy Myles i Mark napisali razem swój pierwszy utwór. Przez ten czas wydarzyło się dużo, Alter Bridge nagrał kilka płyt, zagrał na paru kontynentach, a nazwisko Tremonti jest gorące w branży gitarowej. Niemniej jednak zespół nie był postrzegany jako "pierwszoligowy" i nie był wymieniany jednym tchem z czołówką metalowego mainstreamu. Wszystko zaczęło się zmieniać na przestrzeni ostatnich dwóch lat - grupa zyskała lojalnych fanów po obu stronach Atlantyku, zdobywając także europejskie stolice muzyki. Co jest więc kluczem sukcesu Alter Bridge?
Wydaje się, że jest nim zespołowe tworzenie muzyki - Myles i Mark dogadują się ze sobą jak mało kto i to właśnie w tym duecie pojawia się prawdziwa magia. "Kiedy wszystko idzie tak jak trzeba, zaczynam rozumieć po co to robię" - rozpływa się Mark - "Łączymy z Mylesem nasze pomysły i nagle wszystko zaczyna pracować jak w szwajcarskim zegarku. To daje mi ogromną satysfakcję, bo razem nasze riffy brzmią dwa razy lepiej niż każdy z osobna." Myles nie zaprzecza - "Taki zespołowy model tworzenia muzyki sprawia, że każdy z nas czuje się jej częścią."
Kiedy tematyka związana z heroizmem i przywództwem zawitała do tego projektu?
Myles: Bardzo wcześnie, ponieważ płyta powstawała dość szybko, a wokół aż huczało od dramatycznych wieści z całego świata. Tematyka związana z liderami, ludźmi potrafiącymi poprowadzić innych, pojawiła się więc naturalnie. Jesteśmy ludźmi, więc to co siedzi nam w głowach łatwo przenosi się na to co tworzymy.
Czy głowa zajęta jakąś konkretną tematyką to coś co pomaga w pracy - inspiruje - czy raczej coś co przeszkadza?
Każdego dnia mam nadzieję, że inspiracja się pojawi. Nie ma bowiem nic trudniejszego od napisania dobrego tekstu bez niej. Kiedy źródełko z pomysłami jest suche, a ty próbujesz na siłę coś napisać, to nie jest zbyt komfortowa sytuacja. Tym razem pomysły sypały się jak z rękawa, pisało mi się bardzo łatwo i skończyłem teksty długo przed czasem. Dzięki temu mogłem zająć się szlifowaniem solówek, czego właściwie nigdy wcześniej nie robiłem. Zawsze miałem na głowie nienapisane teksty. Tak więc tym razem ta krążąca w moich myślach tematyka okazała się bardzo pomocna.
Utwór tytułowy oraz "This Side Of Fate" pokazują Twoje oblicze "fusion"…
...Tak, zdecydowanie można to usłyszeć - sporo dźwięków przejściowych i chromatyki we frazach. Część z tego to język jazzu, a część to efekt słuchania Steve’a Morse’a. Wydaje mi się, że ozdabianie fraz chromatyką zawdzięczam właśnie jemu. Także mój kumpel Ian Thornley z Big Wreck lubi wtrącać w solówkach chromatykę - on też był dla mnie inspiracją.
Mark: Od pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy wiedziałem, że Myles jest świetnym gitarzystą. Cały czas wywierałem na niego presję, aby grał więcej solówek, bo niewykorzystanie takiego talentu byłoby czystym marnotrawstwem.
Mark i Elvis Baskette naciskali na mnie, żebym grał tego więcej. Opierałem się jednak, ponieważ wierzę, że układ, gdzie śpiewam w 2/3 utworu, a pozostałą 1/3 Mark wypełnia solówką, jest idealny. Poza tym dobrze jest, kiedy uwaga publiczności zostanie na chwilę chociaż odwrócona od wokalisty i skupiona na kimś innym. Z drugiej strony granie solówek to jest coś co kocham - od tego zaczynałem swoją przygodę z gitarą - więc zmiana podejścia przy "The Last Hero" była dla mnie czystą przyjemnością.
Jaki cel mieliście - jako gitarzyści - kiedy zaczynaliście pracę nad płytą? Czy chcieliście wypróbować lub skupić się na jakimś nowym aspekcie?
Właściwie to od lat skupiony jestem na jednym i tym samym. Przez pierwszą dekadę mojego grania na gitarze kopiowałem innych, ale potem zacząłem już wymyślać swoje własne rzeczy - patenty, opalcowania, zagrywki - ćwiczyłem je do momentu, aż staną się automatyczne. Kiedy patrzę na gryf widzę dźwięki akordowe, skale, dźwięki przejściowe… Obecnie 100% mojej uwagi poświęcam temu jak wykorzystać ten potencjał, jak w interesujący sposób wydobyć z gryfu melodie i znaleźć coś co będzie tylko moje.
Moim głównym celem było nagranie solówek i trzymanie kciuków, aby mi się to udało. Wcześniej musiałem wymyślić 18 solówek na inne moje projekty, więc myślałem sobie: "Mam nadzieję, że będę miał wystarczająco dużo pomysłów, bo muszę nagrać jeszcze z 11-12 solówek na nowy album Alter Bridge." Staram się stosować podejście wokalne i tak tworzyć solówki, aby wyjęte z kontekstu utworu i zagrane bez akompaniamentu nadal brzmiały jak pełnoprawna kompozycja. Uwielbiam wprowadzać do partii gitary fragmenty melodii zaśpiewanych przez wokalistę i potem to rozwijać. Lubię kiedy solo ma strukturę - początek, rozwinięcie i zakończenie - nie cierpię natomiast, kiedy solówka jest tylko połączeniem kilku różnych licków. Szukam w grze emocji i jeśli ich nie znajduję, to pytam Mylesa: "Hej, chciałbyś spróbować tu zagrać, ja tego zupełnie nie czuję?" A on bez słowa wchodzi w to - tak jak ostatnio w "Crows On A Wire" - i całkowicie ratuje sytuację.
Utwory komponujecie bardzo szybko, ale partie solowe brzmią jakby były doskonale przemyślane. Jak zwykle przebiega proces tworzenia solówki w Alter Bridge?
Już na etapie przedprodukcji wiem dokąd zmierza piosenka. Zaczynam myśleć o solówce i nie odpuszczam, dopóki nie zamknę tematu. Czasem zabiera mi to aż tydzień, a innym razem wystarczy jedna noc - wtedy jestem najszczęśliwszym facetem na Ziemi. Zwykle wymyślenie partii solowej zabiera mi trzy dni - kładę dzieciaki spać około 21:00 i siedzę codziennie do 4:00 rano. W tym czasie ogrywam podkład jakieś 150 razy, za każdym razem rejestrując to co gram i podejmując decyzję, czy jest tam coś co chcę zatrzymać i dalej rozwinąć. Najtrudniejszym momentem jest dla mnie sam początek. Kiedy już mam początkową frazę, łatwiej jest mi improwizować z tego miejsca i zobaczyć gdzie mnie wyobraźnia zaniesie. Zwykle najpierw wymyślam początek i koniec solówki, a potem wypełniam luki w środku. Potem jeszcze może się to zmienić w studio, kiedy podczas nagrywania pojawi się jakiś nowy, niespodziewany pomysł. Improwizowane solówki mają w sobie pewną nieuchwytną magię, ale najczęściej nie udaje się tego powtórzyć i wywołać tego samego efektu.
Wasz system zespołowego komponowania także jest unikalny. Mark kataloguje swoje pomysły jako możliwe intra, przejścia czy refreny. Czy Ty - Myles - robisz to samo zanim usiądziecie razem w jednym pokoju?
Dokładnie tak. To jest system, którego używamy obaj od dawna. Kiedy komponuję do innych projektów, zwykle próbuję stworzyć zarys całości i przyjść na sesję z czymś gotowym. Ale w Alter Bridge jest inaczej - zbieram sterty pomysłów: tutaj wstępy, tutaj przejścia, tutaj jakieś wstawki, a potem spotykam się z Markiem i próbuję mu te swoje pomysły ożenić. Do jego wstępu dodaję swoją zwrotkę lub odwrotnie. Inspirujemy się wzajemnie i sprawdzamy, gdzie nas ten proces zaprowadzi.
Jak więc sprawiacie, że te różne pomysły dwóch różnych muzyków pasują do siebie tak idealnie?
To właśnie jest fascynujące. Najlepszym przykładem jest "This Side Of Fate", gdzie Mark przyniósł zwrotkę i refren grane palcami. Ja z kolei wyciągnąłem partię gitary, która brzmiała niemalże jak Queen - musiałem jedynie delikatnie dostosować strój i tonację, aby to połączyć. Tak powstał szkielet tego utworu i wydaje mi się, że działo się to za pośrednictwem Skype’a.
Starasz się aby to wszystko pasowało, więc modyfikujesz lekko tempo, albo strój gitary. Nie zawsze się to jednak udaje, bo zdarza się, że riff jest zbyt wolny, albo zbyt szybki - myślałeś, że będzie pasował idealnie do danego utworu, ale w rzeczywistości rujnuje cały klimat i trzeba z niego zrezygnować, co zawsze jest ciężką decyzją.
Środkowe sekcje Waszych kompozycji dość często są perełkami samymi w sobie - tak jak w "Cradle To The Grave", czy w "Twilight". Ta część kompozycji często sprawia twórcom kłopot. Czy Wasze unikalne podejście jest tu pomocne?
Kluczem jest tu dystans. Kiedy przysłuchujesz się pomysłom prezentowanym przez partnera, możesz spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. Zupełnie nie umiem wyjaśnić, dlaczego jedna fraza powoduje gęsią skórkę, a druga zerową reakcję. Być może kiedyś zbudują komputer, który to wszystko przeanalizuje, ale dopóki to nie nastąpi, będzie to dla mnie wielką tajemnicą. Tak czy inaczej słuchając Marka zachowuję się w pewnym sensie jak fan, który przychodzi na koncert ulubionego zespołu i słucha muzyki po raz pierwszy. Jeśli riff poruszył we mnie czułe struny, to pojawia się reakcja, czyli moja muzyczna odpowiedź, uzupełnienie. Odpowiadając więc na pytanie: tak, to zdecydowana zaleta takiego modelu pracy.
Zawsze dawaliśmy z siebie wszystko, aby most był najlepszą częścią piosenki. To musi być moment kulminacji energii całej kompozycji. Kiedy słucham muzyki, nie chcę czekać tylko na refreny, które powtarzają się cyklicznie i odchodzą - chcę posłuchać mostu, który pojawia się tylko raz. Zwykle jest to najciekawsza część utworu.
Stroje alternatywne są zwykle efektywnym sposobem na urozmaicenie procesu twórczego. Czy przy nowej płycie pojawiły się jakieś nowe?
W "For Cradle To The Grave" wykorzystałem strój, który chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Punktem wyjścia było Open G o pół tonu niżej, ale ze struną B przestrojoną do Bb, co daje tonację G moll. Spodobało mi się, taki strój to kupa zabawy.
W "Twilight" użyłem stroju DADGAD po raz pierwszy. Zawsze uważałem, że wymyślenie solówki w stroju alternatywnym jest interesującym wyzwaniem. Ludzie czasem dziwią się: "Czy nie doprowadza cię to do szału?" Ale ja uważam to za błogosławieństwo, bo dzięki inaczej nastrojonej gitarze nie możesz powtarzać zagrywek, które masz pod palcami. Zmusza cię to do zagrania inaczej i to jest właśnie cała magia. Także w "My Champion" użyłem innego stroju - wszystko jest pół tonu niżej, a szósta struna nastrojona jest o tercję wielką niżej niż zwykle, czyli: B G# C# F# A# D#. Podoba mi się taki strój, ponieważ prowokuje do używania pustych strun, co nadaje riffom charakteru rodem z lat 70. Z kolei w utworze "On This Side Of Fate" wykorzystałem strojenie, które wymyśliłem spontanicznie "na ucho" i sam jeszcze nie sprawdzałem, jakie to dźwięki. Tak czy inaczej jest to coś fajnego, bo z miejsca wymyśliłem garść riffów i solowych wstawek w tym stroju.
"Show Me A Leader" to chyba pierwszy kawałek w historii Alter Bridge, gdzie wykorzystałeś gitarę 7-strunową…
Tak. Jakiś czas temu wisiałem na telefonie z Mylesem, tocząc dyskusję na temat możliwych rozwiązań, które sprawiłyby, że kolejna płyta zabrzmi inaczej od poprzednich. Powiedziałem mu, że nigdy jeszcze nie wykorzystałem siedmiostrunówki. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego instrumentu, ale pomyślałem, że może warto wrócić do tematu i zobaczyć, czy przyniesie to jakąś nową inspirację. Wtedy on zaczął grać intro do "Show Me A Leader", a ja sobie spontanicznie dogrywałem do tego na siódemce. Nagle pojawiła się głębia - brzmienie jakiego jeszcze nie mieliśmy. Chociaż wykorzystywaliśmy już stroje z ostatnią struną opuszczoną do "B", tutaj było jeszcze ciężej. Spodobało mi się to - kiedy gramy kawałek na próbach, najniższa struna robi prawdziwą miazgę.
Czy musiałeś się jakoś specjalnie przestawiać i przyzwyczajać do siódemki?
W temacie gitary 7-strunowej moje granie jest nadal w stanie embrionalnym. Nadal się uczę jak wykorzystać wszystkie możliwości tego instrumentu. Na razie gram w normalnym stroju i traktuję to jak zwykłą szóstką z jedną struną ekstra. Ale żeby się głębiej wgryźć, trzeba pokombinować ze strojami alternatywnymi i to mnie właśnie martwi. Siódma struna w tym przypadku to kolejny element zaciemniający sytuację. Ale daję sobie czas na opanowanie tematu krok po kroku.