Rozmawiamy z Popcornem, gitarzystą zespołu Acid Drinkers, który niedawno wydał album "Peep Show".
Minęło już trochę czasu od lipcowego koncertu na Jarocinie, który zagraliście w hołdzie dla Lemmy’ego. Chciałbym spytać jak wrażenia po tym występie?
Granie tych riffów to czysta przyjemność. Mogę chyba powiedzieć, że te kompozycje działają jak muzyka lecznicza. Dla mnie, ogromnym zaszczytem było przypomnienie tych utworów jarocińskiej publiczności. Tym bardziej, że przeżywaliśmy to wydarzenie w doborowym towarzystwie. Możliwość dzielenia backstage’u z zespołem Slayer to przeżycie mistyczne. Tuż przed wyjściem na scenę chłopaki urządzili sobie krótką sesję fotograficzną. Podczas robienia zdjęć Tom Araya wykrzyknął swoje charakterystyczne "Slayer!". To szokujące, móc usłyszeć ten wokal po raz pierwszy na żywo, bez jakiegokolwiek mikrofonu.
Długo musieliście się przygotowywać, czy kawałki Motorhead macie w jednym palcu?
Mieliśmy wówczas sporo pracy ponieważ zbiegło nam się kilka terminów. Nasz dzień składał się właściwie z dwóch części. Najpierw, do godziny 18 siedzieliśmy w Perlazza Studio u Perły i nagrywaliśmy gitary na nową płytę. Później, przychodziła pora na próby z kawałkami Motorhead. Jeśli chodzi o znajomość tych utworów, robota poszła łatwo i przyjemnie. "No Class" to jeden z pierwszych numerów, które w ogóle graliśmy z Acid Drinkers, krótko po założeniu zespołu w 1986 roku.
Ilu jest takich artystów dla których gotowi bylibyście zagrać "tribute"?
Przede wszystkim, wskazałbym kapele, które w latach osiemdziesiątych wywarły na nas największy wpływ i zainspirowały do tworzenia muzyki. Oczywiście byliby tam również artyści, którzy zainspirowali nas później. Szczerze mówiąc nie mamy ograniczeń stylistycznych. Najchętniej gramy po prostu dobrze brzmiące riffy.
Rockowe kapele z tak długim stażem na scenie, w końcu powoli łagodnieją. Po przesłuchaniu "Become a Bitch" mam wrażenie, że w waszym przypadku jest odwrotnie. Czy możemy się spodziewać najmocniejszej płyty Acid Drinkers w historii?
Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nie da się ukryć, że na nowej płycie na pewno jest moc i bezkompromisowość. Jest jednak wiele innych ciekawych smaczków, dlatego można uznać, że album otwiera zupełnie nowy rozdział w historii Acid Drinkers.
Był jakiś konkretny impuls, który sprawił, że postanowiliście pójść. w nieco brutalniejszą stronę?
Wydaje mi się, że nasze płyty w naturalny sposób, sinusoidalnie zmieniają klimat. Zaczynaliśmy od mocnego materiału. Później przyszła pora na coś bardziej klasycznego. Wszystko zmieniało się z płyty na płytę. Najwyraźniej teraz nadszedł odpowiedni moment aby postawić na "czad".
Do której płyty z waszego dorobku porównałbyś "Peep Show"?
Słuchając gotowych numerów miałem czasami skojarzenia z "Are You A Rebel" albo "Infernal Connection". Ważnym elementem nowej płyty jest jednak brzmienie i właśnie ze względu na nie, nie mogę wskazać tu jedynego, właściwego odniesienia.
Skąd wziął się ten tytuł?
Początkowo, myśleliśmy o tym aby materiał ukazał się pod nazwą "Joyful Apocalypse". Ostatecznie, Titus zaproponował coś, co znacznie lepiej oddawało wulgarny charakter tego albumu. "P.E.E.P. Show" zostało napisane w taki sposób nie bez powodu. To skrót od Paralysing, Enthusiastic, Energetic Power Show.
Jakie wytyczne dostał Jacek Miłaszewski z którym pracowaliście w studio przy miksach płyty? Na pewno mieliście jakieś odniesienia jeśli chodzi o brzmienie…
Właściwie od początku mieliśmy jedno założenie: postawiliśmy na dźwięk z pieca, który udało uzyskać się w studio. Bez reampingu i nakładania innych przesterów. Jacek jest bardzo świadomym realizatorem, dlatego zawsze doskonale wie, jakich częstotliwości brakuje i czego jest za dużo. Przez cały czas komunikowaliśmy się za pomocą platformy Slack. Mieliśmy też wgląd w najnowsze wersje miksów i cały czas mogliśmy na bieżąco dodawać swoje uwagi.
To już czwarty album, który nagrywacie z Jankielem. Dopełniacie się gitarowo? Jak wyglądała Wasza współpraca w studio?
Przy poprzednich płytach świetnie nam się razem pracowało. Sprawdzaliśmy kto lepiej czuje dany motyw i "wbijaliśmy" ślady na zmianę. Niestety, tym razem Jankiel wskoczył na wyższy level "olewu", przez co straciliśmy łączność i właściwie nie było miejsca na jakąkolwiek współpracę. Przy nagrywaniu gitar pomagali mi więc Ślimak i Perła. Maciej, jako producent, ogarniał całość projektu i miał decydujący wpływ na brzmienie i ostateczny kształt riffów. Bardzo ważne było dla mnie ogromne zaangażowanie Perły. Jego porady były bezcenne i właśnie dzięki niemu w studiu panowała bardzo dobra atmosfera. Cały materiał udało się zrobić w kilkanaście prób na których Jankiel niestety w ogóle się nie pojawił. Wykorzystaliśmy więc głównie pomysły moje i Ślimaka. Parę rzeczy dorzucił też Titus. (Jankiel nie jest już gitarzystą Acid Drinkers - przyp. red.)
Nie chcę pytać o to, z którym z gitarzystów Acid Drinkers grało ci się do tej pory najlepiej, bo to tak jakby pytać dziecko, którego rodzica kocha bardziej. Mogę chyba jednak zapytać o specyfikę pracy z poprzednikami Jankiela. Były jakieś cechy, którymi wyróżniali się gitarzyści Acidów sprzed lat?
Oryginalny skład jest najważniejszy, dlatego w pierwszej kolejności muszę wymienić Litzę. To ponadprzeciętny twórca ze świetną osobowością. Perła udźwignął pustkę po Litzy i skomponował mnóstwo ambitnych numerów. Z kolei dzięki Lipie, zaczęliśmy stroić gitary w dropie na stałe, a nie tylko okazjonalnie. Olas był kapitalnym człowiekiem i super muzykiem. Muszę przyznać, że bardzo mi go brakuje.
Jaki sprzęt gitarowy pojawił się w studio? Zmieniło się coś w twoim instrumentarium?
Perła polecił nam piec Orange Thunderverb który otrzymaliśmy dzięki Aleksandrowi Domagalskiemu z firmy Arcade Audio. Gruby i selektywny przester z lamp 6L6 nie przykrywał naturalnego brzmienia z dechy, dzięki czemu mogliśmy wykorzystywać wiosło, które w tych warunkach sprawdza się najlepiej. Mam tu na myśli Gibsona Les Paula. Jacek Stróżyński z naszej ekipy "road crew" udostępnił nam swojego Custom Shopa z 1980 roku. Z kolei Kris z zespołu Chupa pożyczył Gibsona Standard. To wiosło również pochodzi z lat 80. W każdym nagraniu słychać dwie gitary w lewym i prawym kanale. W partiach solowych grałem na dimebagowym Washburnie, którego parę lat temu podarował mi Wacek z Decapitated. To świetne, sportowe wiosło z wajchą. Niektóre motywy nagrywałem też na nieśmiertelnym Flyingu. Wszystkie gitary ustawia nam Maciej Rzeczycki, który prowadzi serwis lutniczy Tone Zone. Kondycją wzmacniaczy zajmuje się Rafał Igiel. Podczas nagrań, ważnym elementem był również software’owy tuner Petersona: iStrobo. Dzięki niemu, na dużym ekranie iPada można łatwo kontrolować strój.
Eksperymentujesz z brzmieniami czy trzymasz się już jednej, wypracowanej drogi?
W studio testuję różne możliwości jednak na trasie wolę sprawdzony i ograny sprzęt. W warunkach koncertowych najlepiej sprawdzają się: Mesa Dual Rectifier, Gibson Flying V i od niedawna, kolumna Hesu. Ostatnio zainteresował mnie też system MIDI, który pozwala na używanie wzmacniaczy o prostej budowie przy jednoczesnej możliwości podpinania efektów. Niewykluczone, że niedługo zmienię swój zestaw sceniczny…
Bez problemu grasz na żywo wszystkie riffy, które pojawiają się na nowej płycie czy jednak potrzebujesz trochę czasu na ćwiczenia?
Niektóre zagrywki faktycznie przygotowuję w warunkach domowych. Granie z całą kapelą to jednak zupełnie inna historia. Zwykle potrzeba nam około 2 tygodni prób, żeby przypomnieć sobie materiał i porządnie go ograć.
Zdarza ci się w ogóle jeszcze ćwiczyć w tradycyjny sposób, czy częste granie na żywo i wizyty w studio zastępują ci treningi z metronomem?
Staram się ćwiczyć najczęściej jak tylko mogę. Traktuję to jako medytację. Od 3 lat świetnie gra mi się na wzmacniaczu "The Beast" od Adama Labogi. To najlepszy sposób osiągnięcia lampowego przesteru w każdych warunkach. Dzięki wbudowanemu symulatorowi głośnikowemu, podłączam piecyk bezpośrednio do karty dźwiękowej albo interfejsu iRig, bez konieczności wpinania wszystkiego w kolumny. To ratuje mnie od sztucznego, pluginowego brzmienia, dając jednocześnie komfort posiadania studia w telefonie. Pracuję w takich programach jak Logic Pro, Amplitube oraz GarageBand. Za metronom służy mi EZ Drummer. Kiedy przygotowywałem materiał na nową płytę, często towarzyszył mi Gibson Firebird, którego sprezentował mi Daniel Stachniuk z kapeli Myly Ludzie.
Rozmawiał: Bartłomiej Luzak