W ciągu tego roku o Scream Maker napisano wiele i niejednokrotnie nazwa stołecznej formacji wywoływała niemałą burzę.




Dla "skostniałych" fanów lubiących szablonowe produkcje, gdzie masz np. dziesięć jednorodnych stylistycznie kompozycji to może być ciężkie i nie tak łatwo przyswajalne, ale jak wspomniałem gramy głównie dla siebie tworząc najlepsze rzeczy na jakie nas stać. Przy okazji wierzymy, że jeśli kogoś trochę nudzi współczesna metalowa sieczka pt. kolejny klon Primal Fear/Gamma Ray/Iron Maiden itp. itd. to u nas znajdzie coś ciekawszego i bardziej oryginalnego. To głupio zabrzmi, ale serio jesteśmy bardzo samokrytyczni, jeśli chodzi o komponowanie, unikanie oczywistych podobieństw i szukanie ciekawych rozwiązań. Ocenę naturalnie zostawiamy słuchaczom.




Masz rację, że ten kraj - patrząc przez pryzmat rozwijającego się realnie rynku muzycznego - jest jak Amazonka dla eksploratorów. Faktycznie lubią ekstremalne granie, bardzo cenią i Vadera i Behemotha, ale paru też czasem skusi się na oldscholowy heavy metal. Zresztą, co jest dla mnie niewiarygodnie fascynujące, opowiem ciekawostkę: w kwietniu graliśmy tam duży festiwal, gdzie grały klasyczne bandy thrashmetalowe jak Onslaugut, potem grindcorowi niszczyciele, potem my, potem folkowy chiński band, a gwiazdą imprezy był legendarny Backstreet Boys. (śmiech) Powaga. Wszystko na jednej imprezie, dla dziesiątek tysięcy fanów muzyki, którzy naprawdę bawili się od rana do nocy. Chińczycy chłoną muzykę jak gąbka, pewnie za jakiś czas powstaną tam bardziej zauważalne subkultury itp. ale póki co to jest po prostu dziewicza ziemia, niewiarygodnie cenna zwłaszcza dla takich mikro zespolików jak nasz.




Byłbym zapomniał, ośmieliliśmy się jako pierwsi w Polsce odnieść realny sukces w kampanii crowdfundingowej, gdzie fani, totalnie obcy ludzie, dali nam w miesiąc ponad 30 tys., które zresztą uczciwie wydaliśmy na nowy album. Czy ktoś normalny Wojtkowi Smarzowskiemu zarzuci publicznie, że zebrał w crowdfundingu ponad milion złotych żeby skończyć Wołyń? Czy normalne jest krytykowanie tego, że młody zespół chce dać fanom dopracowany produkt, mieć na nagrania świetne HEAR Studio z analogowym sprzętem, mieć uznanego producenta, który nagrywa artystów pokroju Glenna Hughesa czy ludzi z Dio, Rainbow itp.? Tego nie da się zrobić, jak myślą niektórzy, za 2 czy 4 tysiące złotych. Włącz sobie zresztą na bardzo dobrym sprzęcie nasz nowy album i uczciwie porównaj brzmienie, mix i mastering z najlepszymi płytami z tego roku, z szuflady heavy metal. Zresztą powiem Ci szczerze, cieszy mnie ból dupy zazdrosnej konkurencji, która nakręca ten hejt, w który wierzą cymbały z niską samooceną, słuchający, co dziwne i w sumie fascynujące, prawie wyłącznie black metalu czy stonera.
Hejtowanie to zresztą zawsze najlepsza busola, że ktoś robi dobrą robotę. Z jednej strony to rozumiem, bo który nieudacznik czy zazdrośnik wytrzyma te wszystkie nasze konsekwentne "sukcesy" no, ale przyznasz że to zaściankowe i żałosne. Gdybym nie grał w Scream Maker zrobiłbym wszystko, żeby ich przeskoczyć i wręcz bym się tym inspirował. Skoro im się udało, to mogę i ja. Tak zareagowałby każdy normalny, ambitny człowiek. Wiadomo, że łatwiej w fotelu przed kompem, wygodnie wyciskać publicznie pryszcze z podobnymi do siebie nieudacznikami, czy wierzyć w brednie takich zawistnych miernot i marnować życie. Tak między nami, ci ludzie nam przecież nieświadomie pomagają bo np. jeden z naszych ostatnich dużych koncertów, to w sporej części również ich zasługa, ale to kiedyś opiszę w biografii (śmiech).
Pierwszy nakład nowej płyty rozszedł się w 3 miesiące, więc oby tak dalej. Reasumując, zazdroszczą nam zasłużenie, bo maja czego. Wiem, że to musi boleć, ten band gwarantuje ciekawe i ekscytujące życie, podróże, poznawanie super ludzi i spełnianie mega szalonych marzeń. A najfajniejsze, że to wszystko dzięki niemodnej, ale jakościowej heavy metalowej muzyce i dużej determinacji. My nie wypadliśmy sroce spod ogona, nie było tak że pierwszy koncert zagraliśmy z Kornem a drugi dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi jako gwiazda w Shanghaju - zanim zaczęło się zamieszanie wokół zespołu naprawdę ciężko na to wszystko zapracowaliśmy. Od chwili powstania Scream Maker w 2010 r., katowaliśmy się na próbach aranżując w nieskończoność dziesiątki numerów, aż uznaliśmy że warto wydać choćby epkę. Dzięki niej, jako totalny noname, doszliśmy do finału Antyfestu. W czasie czterech pierwszych lat funkcjonowania zagraliśmy z 200 koncertów po wszystkich możliwych norach borsuczych, gdzie czasem przychodziło ledwie 20 osób, a czasem i mniej. To była ciężka harówa, żeby dostać mikro szanse z Turbo, CETI, Ripperem Owensem, Blazem Bayley’em, Paulem Di’Anno, a potem Primal Fear, Tarią itd. W końcu to odpaliło, a kumaci ludzie to wszystko pamiętają i wiedzą, a innych nam nie potrzeba. Ja serio nie znam wiele bardziej samokrytycznych w podejściu do własnej muzyki zespołów niż my, czy precyzyjniej - ja. To przecież oczywiste, że naprawdę nie kupiliśmy tego grania z Motorhead, Saxon czy Slayerem itd. bo autentycznie nas wybierali, i to z masy innych polskich bandów, jacyś ludzie z managmentów, organizatorzy i promotorzy, którzy serio nie są naszymi dobrymi wujkami. Gdy np. nagle dostaniemy w 2017 r. ofertę supportowania zagranicznej gwiazdy na całej trasie po Europie czy Stanach, bo to jest teraz naturalny krok rozwoju dla tego zespołu, to wytwórnia musi wyłożyć na to kasę i to dużą, zdobyć też sponsorów bo to jest gigantyczna szansa na pójście do góry.
W taki sposób młody Maiden w 1980r. dostał się na trasę Kiss po Europie, tak grają od lat wszystkie młode bandy na Ozzfeście i takie są realia. Na co się tu obrażać, tak działa ten biznes. Hejter zawsze podświadomie zazdrości. W naszym przypadku ma czego. (śmiech)


Natomiast odpowiadając na pytanie, mnie motywuje ściganie się z najlepszymi i własną ambicją. Jeśli gitarzysta Megadeth czy sam Glenn Tipton bądź Wojtek Hoffmann mówi ci, że zagrałeś z zespołem świetny koncert, albo że jest pod wrażeniem śpiewania czy grania, to jest to fajna rzecz bo wiesz, że ci ludzie wiedzą co mówią i wiesz też, że nie muszą tego mówić żeby ci zrobić dobrze. Krytyczne opinie zawodowych muzyków mają również wpływ na rotację u nas w składzie, bo zależy nam na tym, żeby grali tu utalentowani i bardzo pracowici, kreatywni ludzie. Cenne są też uwagi producentów Alessandro Del Vecchio i Radka Kordowskiego, jeśli chodzi o aranżowanie naszej muzyki. Natomiast - mówiąc delikatnie - ani krytyczne uwagi jakichś złośliwców, ani pochwały fanów, dziennikarzy, świetne recenzje czy nawet opinie moich idoli, nie mają najmniejszego wpływu na mnie jako kompozytora, bo zwyczajnie wiem co chcę robić i to po prostu robię. To nie jest arogancja, naprawdę jestem bardzo pokorny na co dzień, ale to wewnętrzna pasja i wizja, może też intuicja sprawiają, że trzymam dobry kurs, i że zespół powinien ewoluować tak a nie inaczej.




Takim myśleniem praktycznie zawsze położysz dobry numer heavymetalowy, bo forma zabije treść, dokładnie jak w kinie klasy B. Wielu muzyków zapomina o tym, co wynika być może z jakichś kompleksów bądź innych rzeczy. My bardzo często analizujemy kompozycję pod kątem tego, czy riff refrenowy czy zwrotkowy, czy przejście bądź zbyt efektowna gra pałkera, za bardzo nie przyćmiewa roboty wokalisty, jeśli to robi to nie jest dobra kompozycja i to korygujemy. Podobnie, grając sola gitarowe - mimo że np. w "Foolin’" czy "Confessions" są to takie kuglarsko-efekciarskie szybkie rzeczy - co do zasady stawiamy na fajną melodię a nie jakieś tzw. midi metalowe, wieśniackie do bólu, matematyczne, sweepowe zagrywki czy "rumuńskie" skale, byle się tu jakoś popisać pseudo oryginalnością i teorią muzyki.
Z drugiej strony, szukając aktualnie gitarzysty, odebraliśmy już od września ponad 40 zgłoszeń. Kandydaci mieli ze słuchu ułożyć i zagrać numer "Black Fever" i póki co nikt nie zagrał go tak jak jest powinien, a większość tych kolesi naprawdę potrafiła dobrze grać na gitarze. Zawsze zależy nam na fajnym balansie w kompozycji i nie wiem na ile osłuchałeś nasze numery, ale w prawie każdym mamy coś czego naucza Eddie Van Halen tj. graj z dużym zapasem mocy i tylko zasygnalizuj w mikrofragmencie na co cię stać, ale niech to nigdy nie będzie sztuką samą w sobie, bo to jest dopiero bieda i gówniarstwo. My zresztą na epce i poprzedniej płycie chcieliśmy być może się popisywać, nawet jak nie za bardzo umieliśmy, ale zwyczajnie dojrzeliśmy. Modelowy przykład to nowy singiel Far Away gdzie solo główne zagrałby szympans i nikt mi nie chciał uwierzyć, że jako fan tych wszystkich efekciarskich czarodziejów gitary nagrałem takie coś.
Natomiast w końcówce numeru pod wokalami ukryte jest drugie solo, które jeszcze 4 lata temu byłoby wykorzystaniem wszystkich technik na zasadzie 'patrzcie i podziwiajcie bo ja ja ja', a teraz jest tam po prostu bardzo fajny nienachlany dialog melodyjnej gitary solowej z wokalem i dokładnie o takie coś chodzi w naszym graniu. Być może jakbym grał progresywnego rocka to bym sobie bardziej pofolgował i miał inny punkt widzenia, ale my jak dotąd jesteśmy prostym zespołem heavy metalowym. Nowy album, który powoli przygotowujemy, będzie na pewno sporym zaskoczeniem, ale bardziej w rozumieniu klimatu niż prób zdetronizowania Dream Theater. (śmiech)


Muzycznie świetnie byłoby dostać zastrzyk świeżej krwi i innego spojrzenia na granie bo wiadomo, że nikt z zespołu, a na pewno nie ja, nie jest alfą i omegą jako kompozytor. Dzięki temu można by było otworzyć się na nowe perspektywy. Również przy nagraniach tych wszystkich śladów gitar, które póki co rejestruję na płytach sam, inne brzmienie, inna "łapa" dałyby na pewno ciekawy efekt. Uwielbiam np. Jeffa Watersa z Annihilatora, ale być może, gdyby dopuścił do współkomponowania, jak np. Malmsteen, jakiegoś zdolnego wokalistę, to cały band by na tym jednak bardziej skorzystał. Jesteśmy prawdziwym zespołem, i mimo że z oryginalnego składu zostałem tylko ja nie ma tu jakiejś tyranii. Każdy ma swoje zdanie, które reszta musi szanować i szukać w razie awantur kompromisu, patrząc po prostu na dobro zespołu, choć wiadomo, że w sytuacjach krytycznych, nie da się, co do zasady, sterować łódką w parę osób, bo efekt będzie mizerny. Z naszym wokalistą potrafimy się naprawdę prawie pobić przy komponowaniu, bo w nieskończoność możemy próbować np. nowe melodie, nowe riffy w numerach itd., żeby efekt był jak najlepszy, a kompozycje bardziej spójne. To jest moim zdaniem dobra i wydajna postawa. Muszę wspomnieć, że nowy gitarzysta, jeśli ktoś jest zainteresowany, musi poza metalem w sercu, mieć też sporą odporność na stres, bo nie klepiemy się po plecach jak jakieś małe nadwrażliwe dzieciaki i nie za bardzo tolerujemy słomiany zapał i tzw. "jeżdżenie na gapę".
Nie wierzę, że zespół może nagrać dobry album, jeśli cały proces tworzenia, aranżowania i rejestrowani przebiega bezkonfliktowo - dla mnie to znak, że być może nie do końca wszystkim zależy. Pozdrawiam wszystkich czytelników i dzięki wielkie za ciekawe pytania. Stay heavy!!
Rozmawiał: Grzegorz Pindor