Wywiady
Scott Henderson

Ani się obejrzałem a moja znajomość ze Scottem Hendersonem dobiegła dwóch dekad. Początek był trochę zaskakujący, przynajmniej jak dla mnie.

2016-11-08

Internet wówczas raczkował. Dzięki pracy w rozgłośni radiowej miałem dostęp do modemu i znalazłem w sieci prostą stronę Musicians Institute. Napisałem do ówczesnego szefa - Keitha Wyatta - prośbę o pomoc w pozyskaniu płyt, o których można było wówczas jedynie przeczytać w Guitar Playerze. Keith w swej dobroci przesłał mi kilka rarytasów, w tym "Reality Check" Tribal Tech oraz "Dog Party" Scotta Hendersona, a także umówił na wywiad z gitarzystą. Scott dał się wówczas poznać jako dowcipny rozmówca, z którym można długo gawędzić o muzyce i nie tylko...

Przez lata śledziłem jego karierę, wsłuchując się zarówno w ewoluującą muzykę Tribal Tech jak i analizując kolejne płyty solowe, czy projekty zrealizowane poza macierzystą formacją. Płyty Tribal Tech zawsze były takimi, na które się czekało zadając sobie pytanie - w którą stronę skręcą? Krążki autorskie Hendersona mogły z początku zadziwiać, bo serwował na nich… bluesa. Z drugiej strony grywając w innych projektach, tych bardziej zorientowanych na fusion, gdzie u boku miał wyśmienitych wirtuozów bębnów i basu, (mówiąc dosadnie) "dokładał do pieca". Ostatnie, coraz rzadziej wydawane albumy Tribal Tech, pełne były śmiałych eksperymentów i coraz lepszych solówek Scotta. Lecz równolegle ukazywały się jego kolejne nagrania solowe. W pewnym momencie tradycyjna, bluesowa formuła przeobraziła się na nich w amalgamat bluesa, rocka i fusion, dla których blues był mianownikiem, ale jedynie umownym. Artysta znalazł pomysł na swoją muzykę, coraz mocniej różnicując ją - co ciekawe, także w warstwie solówek - względem typowego fusion uprawianego przez Tribal Tech.

Scott, choć zabrzmi to jak banał, jest jak wino - im starszy, tym lepszy. Jego formuła "bluesowego grania z dużą ilością outside notes" (jak kiedyś to określił), przez lata okrzepła, dojrzała ciesząc uszy zarówno podczas samotnej kontemplacji utworów zarejestrowanych w studio, jak i na żywo, gdy gitarzysta grający w trio nie ma gdzie uciec, schować się za plamy klawiszy, odpuścić improwizację kosztem wokalisty lub oddając pole sekcji. Musi prowadzić instrumentalną narrację stopniując napięcie i zaskakując słuchacza. Inaczej zerwie nić łączącą go ze słuchaczem i po prostu przepadnie. Scott to potrafi, co udowadnia na koncertach oraz na swojej ostatniej płycie.

À propos płyt: podchodząc do nowych nagrań z rezerwą, która po latach jest chyba pochodną dziennikarskiej rutyny i ogólnego "zdziadzienia", muszę szczerze przyznać, że Scottowi zawsze udaje się mnie kupić. Nawet jeśli nie każda kompozycja wydaje się przemawiać do mnie dostatecznie dobitnie. Jego ostatni album "Vibe Station" przesłuchałem wiele razy. Nie jest może przełomowym dziełem w historii gitary, ale obecnie takich płyt już nie ma i na razie myślę - nie będzie. Są za to płyty budzące szacunek oraz sprawiające przyjemność słuchania i "Vibe Station" to właśnie taki krążek. Szczególnie, gdy nie bacząc na sąsiadów i domowników przestawi się potencjometr głośności mocniej w prawo. Wtedy muzyka nabiera przestrzeni, brzmienie gitar łapie oddech, dźwięki zaczynają układać się w obrazy - warto oddać się przyjemności słuchania takiej muzyki. Jak miewa się Scott Henderson w roku 2016? Oto zapis naszej rozmowy...

Logo
Przygotowując się do tej rozmowy uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy rozmawialiśmy przez telefon 20 lat temu. Jak podsumowałbyś te dwie
dekady?


Logo
Grałem wtedy z Tribal Tech. Zespół przestał grać około 2001 roku, ponieważ Gary Willis wyjechał do Hiszpanii. Rozpocząłem wtedy solową karierę, grając głównie w trio i właściwie odniosłem w tym formacie większy sukces niż z Tribal Tech. Mam na myśli to, że zagrałem więcej tras koncertowych i zrobiłem więcej płyt. Pierwsze trio założyłem wraz Kirkiem Covingtonem na bębnach i Johnem Humphreyem na basie. To był początek takiego grania, które teraz kontynuuję z Travisem Carltonem, synem Larry’ego na basie oraz Alanem Hertzem na perkusji. Grałem także w trio z Jeffem Berlinem na basie i Dennisem Chambersem na bębnach. Wcześniej zarejestrowałem też dwie płyty w trio ze Stevem Smithem na perkusji i Victorem Wootenem na gitarze basowej. Nagrałem też kilka albumów solowych, w tym płytę koncertową, więc byłem całkiem zajęty (śmiech).


Logo
Twoje projekty realizowane poza Tribal Tech zawsze budziły zainteresowanie fanów muzyki fusion. Które z nich, patrząc z perspektywy czasu, uważasz za udane od strony muzycznej?


Logo
Album HBC (Henderson/Berlin/ Chambers) jest dla mnie ciekawy, bo nie ma tam naszych utworów - cały repertuar to covery, m.in. Herbie Hancocka i Weather Report. Jest to hołd dla muzyków, przy których utworach dorastałem. Świetnie się bawiliśmy grając kompozycje, które miały wpływ na to, co gram obecnie. To doświadczenie naprawdę mi się podobało. Natomiast projekt ze Stevem Smithem i Victorem Wootenem nie należy do moich ulubionych.


Logo
Dlaczego?


Logo
Z pewnością nie chodzi o to, że nie są to wspaniali muzycy - bo są nimi przecież. Obie płyty nagrane zostały w ekspresowym tempie, a nie jest to podejście, które lubię. Firma płytowa wymyśliła ten projekt. Mieliśmy wejść do studia, szybko napisać 10 piosenek, nagrać tracki, dograć nakładki i zmiksować, a wszystko to w 10 dni. Patrzę na to teraz jak na jakieś warsztaty jazzowe. Kiepsko współpracowało mi się też z pozostałymi muzykami, bo mało angażowali się w proces pisania utworów. Spoczywało to w większości na moich barkach. Nie było mi łatwo i drugi raz nie postawiłbym się w takiej sytuacji. Nie lubię pracować pod taką presją, w pośpiechu i nie są to najlepsze rzeczy jakie w życiu nagrałem.


Logo
Na płytach i podczas tras grałeś z kilkoma świetnymi sekcjami, ale w wywiadach mówisz, że obecne trio z Alanem i Travisem to optymalny skład.


Logo
Tak, to naprawdę solidni instrumentaliści, dobrzy improwizatorzy i świetnie mi się z nimi gra.


Logo
Jakie są zatem Twoje wymagania w stosunku do basisty i perkusisty?


Logo
Muzyka, którą wykonuję ma niewiele wspólnego z Tribal Tech. W tamtej muzyce chodziło bardziej o patenty i popisy - była to bardziej strawa dla głowy niż dla ducha. W fusion takie granie jest OK, więc Tribal Tech grał wiele eksperymentalnych rzeczy, które trudno było nazwać. Obecnie nie potrzebuję już "zabójczego" perkusisty, dlatego nie angażuję żadnego z tych, którzy znani są głównie ze swoich popisów. Alan jest z San Francisco, siedzi bardziej w funkowej muzyce, takiej jak Tower of Power. Jest mocno zorientowany na groove. Oczywiście potrafi pozamiatać, ale zwykle chowa patenty do kieszeni, skupiając się na tym, by dawać solidny fundament i doprawiać to funkowym pulsem. Razem z Travisem tworzą najlepiej grającą sekcję z jaką dotąd pracowałem.


Logo
Czy ponowna współpraca z Gary Willisem mogłaby dojść do skutku? Miałby taki projekt dla Ciebie sens?


Logo
Prawdopodobnie nie, bo Willis zawsze chce być liderem grupy. Rozmawialiśmy już o tym. Willis jest tam gdzie jest ze swoją muzyką, ja jestem gdzie indziej ze swoją. Nie sądzę, by nasze muzyczne wizje znów się ze sobą zeszły. Jestem bardziej w bluesie i funky, niż we fusion i wymiataniu jak kiedyś. Nie gram już tylu nut co przed laty i myślę, że moja muzyka jest znacznie bardziej wyluzowana. Nie wiem… Wydaje mi się, że Willis nudziłby się teraz w moim zespole. Nie potrzebuję w zespole basisty wirtuoza.


Logo
Powiedziałeś wtedy, że nie uważasz się za jazzmana, czy za muzyka fusion, czujesz się bardziej bluesmanem, który gra za dużo nut spoza skali.


Logo
Tak, czerpię inspirację z muzyki o bardzo zróżnicowanej stylistyce i nie lubię, kiedy ktoś wsadza mnie do jednej szuflady stylistycznej, przyklejając na stałe etykietkę. Z pewnością w moim elementarzu zagrywek znajdują się elementy jazzu i be-bopu, bo uczyłem się jazzu. Ale jednocześnie nie znam zbyt wielu standardów i nie grałem na grubym, jazzowym pudle typu arch-top - nie uważam się więc za gitarzystę jazzowego, takiego jak Bruce Forman czy Kurt Rosenwinkel. Nie pasuję do tej szuflady. Bardziej osadzony jestem w rocku i bluesie, ale nie mogę znaleźć na siebie jednoznacznego określenia, bo rockmani nie grają takich nut jak ja. Jestem po prostu muzykiem, który ulegał różnym wpływom i nie waha się ich użyć, gdy pisze i wykonuje swoją muzykę. Nie umiem sam siebie nazwać.


Logo
Czytałem, że wciąż robisz transkrypcje utworów muzyków grających na instrumentach dętych.


Logo
Tak, wciąż czuję, że mam jeszcze wiele do zrobienia. Jestem wiecznym studentem. A jednocześnie fanem Chrisa Pottera, Joshuy Redmana i tych wszystkich nowoczesnych muzyków grających na dęciakach, których słucham i nie mogę opanować ciekawości, co on tam grają. Lubię więc robić transkrypcje ich utworów i analizować.


Logo
Która z takich transkrypcji była dla Ciebie najtrudniejsza?


Logo
Chris Potter zagrał solo w "Liberty City" na płycie Gila Goldsteina "Under Rousseau’s Moon: Live At The Blue Note". To jedna z najwspanialszych solówek, jaką w całości spisałem. Wiele z tej lekcji wyniosłem - to niesamowity instrumentalista.


Logo
Muzyka wzbogaciła się o takich innowatorów jak Allan Holdsworth, którzy proponowali zupełnie nieszablonowe progresje i voicingi akordów. Czy Twoim zdaniem gra akordowa w stylistyce fusion nadal rozwija się tak intensywnie?


Logo
Oczywiście. Przykładowo Kurt Rosenwinkel jest gościem, który robi to w interesujący sposób. A jeśli chodzi o mnie, to jak wiesz na płycie "Vibe Station" nie ma wokalisty. Na poprzednich krążkach były wokalizy, więc nie musiałem się martwić prowadzeniem melodii i akordów. Teraz cały ciężar spoczął na partiach gitary - jest zatem podobnie jak na koncertach. Mam swój własny styl prowadzenia melodii i akordów - dość często używam pustych strun, aby uzyskać dobrze brzmiące klastry, podobnie jak przy grze na fortepianie. Nie jest mi łatwo grać szerokich interwałów, bo moje dłonie nie są tak duże jak Allana Holdswortha - on osiąga to rozciągając po prostu palce na podstrunnicy. Ja robię to inaczej - korzystając z pustych strun, aby uzyskać efekt bliskiego prowadzenia głosów. Ten sposób gry opracowałem sam - granie w trio utworów bez wokalisty pomogło mi dopracować ten sposób gry.


Logo
Jak długo pracowałeś nad utworami na ostatnią płytę? Czy są efektem niekończących się jam sessions?


Logo
Mogę spędzić 2 tygodnie pisząc utwór, ale gdy jedziemy w trasę to zawsze on "rośnie" w stosunku do pierwotnej formy…


Logo
Rejestrujesz sobie kolejne wersje?


Logo
Nie, bo gramy praktycznie codziennie, więc gdy wracamy do domu i wchodzimy do studia, pamiętamy co wydarzyło się na trasie. Myślę, że Allan i Travis wnoszą do moich kompozycji swój osobisty wkład i to dlatego te utwory dojrzewają. Podobnie zresztą robiliśmy z Tribal Tech - staraliśmy się zagrać jak najwięcej koncertów zanim weszliśmy do studia, aby utwory były czymś więcej niż tylko pomysłem jednej osoby. W przeciwnym razie, kiedy nie pozwalasz innymi wnieść swojej osobowości, robi się z tego coś na kształt muzyki klasycznej. Nawet mnie jako kompozytorowi zdarza się grać trochę inaczej każdego wieczoru i bywa, że bardziej podobają mi się te nowe wersje niż pierwotna, którą sobie wcześniej wymyśliłem. To nie zdarzyłoby się gdybym nie wyjechał w trasę, dlatego koncertować, by muzyka rozwijała się i przeobrażała.


Logo
Zapraszasz czasem słuchaczy do studia nagrań?


Logo
Czasem zdarza się, że kilku kumpli siedzi obok, bo fajniej jest grać dla kogoś żywego, niż tylko dla urządzenia rejestrującego. Swój album koncertowy zarejestrowałem na przestrzeni czterech wieczorów z prawdziwą publiką. Jakkolwiek jednak przyjemnie jest grać i nagrywać na żywo, to podczas występów na scenie nie zawsze udaje się uzyskać odpowiednie brzmienie - to jest minus tej sytuacji. Stąd wielu artystów decyduje się na nagrywanie kilku wieczorów pod rząd, by mieć z czego wybierać. Jest jeszcze jeden aspekt - każdy robi się ciut bardziej nerwowy kiedy wie, że będzie nagrywany i nic nie będzie można zmienić, bo jest to koncert.


Logo
Jak sądzisz, czy w Twoim graniu jest więcej logiki czy intuicji?


Logo
Myślę, że intuicji jest znacznie więcej. Wydaje mi się, że każdy dobry improwizator jazzowy próbuje wyłączyć lewą półkulę i grać instynktownie. To jak poddanie się Mocy (śmiech). Nie możesz po prostu myśleć zbyt wiele, bo gdy to robisz, stajesz się swoim sędzią i egzekutorem - zaczynasz oceniać swoją grę, a zwykle działa na niekorzyść. Powinieneś po prostu wyrażać siebie, słuchać tego, co dzieje się wokół, reagować na to co się wydarzy, ale powinno być w tym więcej intuicji niż wyrachowania. Czasem nawet warto lekko "zwariować"...


Logo
...Czyli wyjść ze swojej strefy komfortu?


Logo
Dokładnie. Mówimy o tym - stawać na fiucie (śmiech). Każdy liczący się jazzman idzie w tę stronę i nie poprzestając na graniu rzeczy "bezpiecznych", próbuje rzeczy jeszcze nie odkrytych. W taki sposób rozwijamy się, a dzięki temu powstaje bardziej ekscytująca muzyka.


Logo
Grając na żywo boisz się błędów?


Logo
Żartujesz? Całą swoją karierę na nich zbudowałem (śmiech). Zawsze się mylę, na każdym koncercie. Dla nas to bardziej rodzaj komedii, niż czegokolwiek innego. Gdy próbujesz nowych rzeczy błędy są nieuniknione. Jeśli się nie mylę to dlatego, że nie próbuję nowych rzeczy, a to jest nudne. Owszem narzekamy na błędy, ale z większej perspektywy nie są one tak ważne. Dużo ważniejsze jest to, co miałeś do powiedzenia. Czy swoją grą opowiedziałeś ludziom historię, która im się spodobała? Jeśli publiczności spodobał się twój występ, to większość z nich nie zwróci nawet uwagi na jakiś tam drobny błąd, którym tak sobie zaprzątasz głowę.


Logo
Ale nie da się ukryć, że po prostu czasem gra się dobrze, a czasem koszmarnie...


Logo
Oczywiście, bywają koncerty kiedy wszystko samo płynie, ale bywa też tak, że muzyka brzmi płasko i atmosfera jest średnia. W moim przypadku - i myślę, że w tym wypadku mogę wypowiedzieć się w imieniu wielu muzyków - im lepsze brzmienie tym lepiej się gra. Gdy moja gitara brzmi dobrze, to znacznie lepiej mi się gra. Gdy pomieszczenie ma kiepską akustykę, wzmacnia wysokie tony lub dudni i brzmienie staje się okropne, to zwykle nie gram dobrze. Podobnie gdy muzyka z założenia ma być pełna interakcji, a nie słyszymy się nawzajem - wiadomo, że brak komfortu przeszkadza w graniu dobrej muzyki.


Logo
Przejdźmy do "Vibe Station" - ostatnio odkryłem, że tego albumu trzeba słuchać całkiem głośno w porównaniu do poprzednich Twoich płyt.


Logo
Tak, cieszy mnie, że o tym wspomniałeś, bo właśnie w taki sposób zrobiliśmy mastering…


Logo
… ta muzyka potrzebuje także przestrzeni, by oddychać. Ewidentnie potrzebne są do niej większe, bądź wydajniejsze kolumny.


Logo
Zgadza się. Nie chcę wymieniać nazwisk, aby nikogo nie urazić, ale uważam, że złym pomysłem jest dodawanie zbyt wielu wysokich tonów podczas masteringu tylko po to, by płyta brzmiała dobrze, gdy jest słuchana cicho. Kiedy podkręcisz bowiem głośność, takie nagrania kaleczą uszy. Dużo lepiej jest na zestawie stereo dodać wysokiego pasma, niż je obcinać podczas słuchania. Jeśli musisz skręcać soprany podczas słuchania głośniej, to psujesz brzmienie całej płyty. Staraliśmy się więc zmasterować tę płytę możliwie płasko - gdy podkręcasz głośność, czujesz się jak na koncercie. A kiedy słuchasz ciszej możesz zawsze dodać sobie wysokich tonów.


Logo
Głośniejsze słuchanie dodaje tej muzyce kolorów, a wszystkie detale stają się lepiej słyszalne…


Logo
… to zrozumiałe, bo takiej płyty nie powinno słuchać się na poziomie głośności rozmowy (śmiech). Przy takiej charakterystyce miksu podkręcenie głośności pozwala te detale wyłowić.


Logo
W tytułowym numerze prawdziwym smaczkiem jest Twoje solo. Pamiętasz jak powstawało i jak nad nim pracowałeś?


Logo
Nieeee (śmiejąc się), po prostu tak wyszło…


Logo
Za jednym podejściem?


Logo
Nie, bo zawsze szlifuję solówki dogrywając je i poprawiając. Mogę szczerze o sobie powiedzieć: jestem gościem, który gra całkiem dobrze przez jakieś 20 sekund, a potem zwykle walę coś okropnego (śmiech). W moich solówkach mam świetne momenty, ale i całkowite klopsy, których nie cierpię. Dlatego na płycie zastępuję kiepskie frazy jakimiś fragmentami z kolejnych podejść. Tworzę tu bowiem film, a nie teatr. Jeśli ktoś chce posłuchać mnie na żywo, to zapraszam do albumu LIVE. Gdy robię płytę studyjną to chcę być z niej dumny, dlatego zastępuję złe frazy lepszymi. Zupełnie jak podczas kręcenia filmu - tam też wybierasz najlepsze sceny, edytujesz je i robisz swój projekt. Nikt nie ma przecież potem pretensji, że film nie był nagrany za pierwszym podejściem.


Logo
Co zainspirowało utwór "Callhoun"? Chyba nie chodziło o perkusistę Living Colour?


Logo
Nie, to miasto w stanie Tennessee, z którego pochodzą moi rodzice. To małe miasteczko, jest tam taki lekko wiejski klimat, więc i utwór trochę w klimacie country.


Logo
Gitarzyści country to środowisko niezbyt dobrze znane u nas w Polsce. Masz wśród nich jakichś faworytów?


Logo
Pewnie - Brad Paisley jest wspaniały… Jeeezu, jest w country tylu świetnych muzyków - Danny Gatton, Steve Trovato, Albert Lee, Jerry Douglas - to tylko część z tych, których podziwiam. Być może są nieco niedoceniani, bo zwykle nie wychodzą poza swoje środowisko. Mieszkają i grają w Nashville jako sidemani, stąd fakt, że potrafią świetnie grać solo przechodzi czasem niezauważony.


Logo
Nagrywałeś klasycznym sposobem - czysty sygnał przez wzmacniacz i efekty dodawane w miksie jako pluginy?


Logo
Tak. Nie używam zbyt wielu pluginów, podobnie nie lubię nagrywać z wieloma efektami. Zwykle dodaję reverb, delay oraz wiele innych, specjalnych efektów dopiero później, podczas miksowania - to jest czas, by wyjść z czymś kreatywnym w temacie efektów. Gdy zrobisz to wcześniej i nagrasz od razu "na taśmę", to potem już tego nie zmienisz.


Logo
Na płycie użyłeś także sitaru, który przypomniał mi trochę brzmienia z płyt Tribal Tech.


Logo
Gram tutaj dokładnie na tej samej gitarze, której używałem do nagrań Tribal Tech. To elektryczny sitar firmy Jerry Jones - tani instrument, kosztujący 600 czy 700 dolarów. Ciężko złapać na nim odpowiednią intonację i łatwo się rozstraja. Brzmi jednak nieźle, więc nie potrzebowałem do niego żadnych dodatkowych efektów, po prostu wpiąłem się do wzmacniacza. Fajnie mi się na nim grało.


Logo
Gdy słuchałem tego i następnego utworu, zacząłem się zastanawiać - czy nie myślałeś kiedyś o zagraniu z drugim gitarzystą?


Logo
Nie tylko myślałem, ale nawet grałem wiele razy z innym gitarzystą. Występowałem razem z muzykami takimi jak Michael Landau, Larry Koonse, Steve Cardenas, Mike Miller, czy z legendarnym gitarzystą Joe Pisano... Daje to dużo radochy, ale nigdy nie rozważałem takiego projektu na stałe, bo osobiście najlepiej czuję się w trio.


Logo
Taki projekt mógłby być też "niebezpieczny". Słuchałem wielu nagrań duetów i nie zawsze są to ciekawe albumy.


Logo
Jedną z głównych rzeczy, które powodują, że album gitarowy jest dobry albo zły jest interakcja pomiędzy grającymi. Są albumy - tu znów nie chcę przywoływać nazwisk - na których od razu słychać, że gitarzyści po prostu nie wiedzą jak ze sobą wzajemnie współpracować. Mogą być genialnymi instrumentalistami, ale zestawienie ich z jakimś niewłaściwym gościem równa się katastrofie.


Logo
Zanim przejdziemy do najnudniejszego pytania, czyli o sprzęt … (hahahaha - Scott śmieje się)… Chciałbym byś opowiedział nam, jak wygląda zwykły dzień Scotta Hendersona?


Logo
To zależy od wielu rzeczy. Mam 12-letnią córkę, trzy psy, którymi się opiekuję i jestem całkiem pochłonięty prozaicznymi, codziennymi obowiązkami, którymi nie byłem zajęty przed laty. Mam mniej czasu dla siebie niż kiedyś. Gdy moja córka jest w szkole, staram się wstać wcześnie rano, pójść do studia i spróbować napisać jakąś muzykę. Zazwyczaj próbuję napisać coś każdego dnia. Ostatnio jednak bez powodzenia, nie wiem z czego to wynika - może chwilowa blokada? Czasem czuję potrzebę żeby poćwiczyć lub zrobić transkrypcję i wtedy tym właśnie zajmuję się w studio. Szczególnie kiedy czuję, że muszę nauczyć się czegoś nowego, bo moje granie zatrzymało się w jakimś martwym punkcie. Nie chodzi tutaj o to, by kraść zagrywki od innych ludzi, tylko o to, by poczuć inspirację pozwalającą potem położyć palce w takich miejscach podstrunnicy, w których nie spodziewałem się wylądować i usłyszeć dźwięki, których wcześniej nie słyszałem.


Logo
Czy Twoja córka interesuje się muzyką?


Logo
Gra na fortepianie Chopina, Bacha i wiele trudnych, skomplikowanych utworów - i to w wieku 12 lat! A co ja robiłem w tym wieku? Myślałem wtedy, że grając "Brown Sugar" byłem naprawdę niezły (śmiech).


Logo
Zostanie muzykiem?


Logo
Lubi to, ale jej główną pasją jest teatr. Gra i chciałaby być chyba aktorką. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo życie aktora jest bardziej nieprzewidywalne niż życie muzyka (śmiech). Jest bardzo odważna, chciałaby żyć na własny rachunek i nie wiem czy to wypali.


Logo
Pora zapytać o sprzęt. Ciągle Twój arsenał opiera się o gitary Suhr i paletę kilku sprawdzonych efektów?


Logo
Tak, tutaj niewiele się zmieniło, cały czas gram na gitarach Suhr, będących klonami Stratocastera. Moje piece to Marshall 71’ oraz Fender Bandmaster 64’. Firma Suhr produkuje obecnie wzmacniacz SH-100, będący kopią mojego Marshalla oraz wzmacniacz o nazwie Bella, który jest kopią mojego Bandmastera. Te wzmacniacze także są świetne i czasem ich używam przy moich projektach. Do tego oczywiście wiele efektów w kostkach. Na płytach Tribal Tech moją główną "bronią" był przester Maxon SD-9. Na płycie projektu HBC głównym przesterem był Fulltone PlimSoul, a na "Vibe Station" jest Klon Centaur. Wszystkie one brzmią dobrze, ale mają nieco inny odcień. Obecnie najbardziej pasuje mi Klon i używam go częściej niż innych. Mam też sygnowany swoim nazwiskiem RC Booster firmy Xotic, który ma bardzo transparentny przester, nie zmieniający brzmienia gitary.


Logo
Czy szukanie nowych efektów to sposób na ucieczkę przed nudą?


Logo
Nie jest tak, że ciągle ich szukam, ale gdy ktoś wymieni nazwę to pewnie go z ciekawości wypróbuję. Ostatnio jeden gość z Polski o imieniu Chris dał mi efekt, który zwie się Root Vintage Drive. Brzmi niesamowicie! To jak nieco inny kolor brzmienia oryginalnego Maxona SD-9 - uwielbiam go i z pewnością użyję w kolejnych nagraniach.


Logo
Często wpadasz do sklepów muzycznych i grzebiesz w sprzęcie?


Logo
Raz na kilka miesięcy jadę do jednego sklepu muzycznego i u progu pytam: "Hej Dave, co masz takiego, czego jeszcze nie słyszałem?" Próbuję wtedy kilka czy kilkanaście efektów, porównując ich brzmienie z tymi, które znam i przywożę ze sobą, by porównać brzmienia. Nie kupuję za często nowych rzeczy, bo jestem zadowolony z tego, co posiadam, ale jeśli ktoś powie mi, że jest taki efekt, który mnie uziemi, to z pewnością go przetestuję. Jeden gość z Holandii, Richard, dał mi efekt RJ 1. To boost, ale ma w sobie lampę 12AT7 i używałem go do solówki oraz wielu partii gitarowych w "Calhoun". Jeżdżąc zatem po świecie ze swoją muzyką, dowiadujesz się przy okazji o producentach świetnego sprzętu, o których wcześniej nie miałeś pojęcia.


Logo
Słuchaj, a co doradziłbyś tym, którzy chcą nauczyć się sztuki improwizacji?


Logo
Prowadzę wiele warsztatów na całym świecie i jest coś, co powtarzam cały czas. Osoba, która gra solo, nie widzi czasem improwizacji z właściwej perspektywy. Martwi się raczej tym czy zmieści się w odpowiedniej ilości taktów, czy gra właściwe dźwięki do akordów - czyli ma trochę klapki na oczach, a to najlepszy sposób, żeby zagrać nudną solówkę (śmiech). Gdy grasz długie solo to powinieneś trochę się pilnować. Ważne jest, by całość dobrze współgrała z zespołem - grając trochę mniej powodujesz, że otwiera się przestrzeń - zatem to, czego nie grasz jest równie ważne jak to, co grasz. W miarę jak solo się rozwija możesz stopniowo dodać do niego więcej nut i intensywności, możesz zagrać głośniej. Musisz je rozwijać, nadać mu jakiś konkretny kształt. Muzyk, który gra dobre solówki musi mieć dobrą pamięć muzyczną. Musi pamiętać swoje pomysły, by tworzyć z nich motywy, z których czerpać można nowe pomysły. Dobry instrumentalista gra ciekawe rzeczy, które wynikają z tego, co zagrał poprzednio. Ważne jest więc zaangażowanie pamięci i kreowanie melodii, a nie tylko niezwiązanych ze sobą zagrywek, z których nic nie wynika.


Logo
A jak radzić sobie z niepewnością i stresem na scenie i w studio?


Logo
Wiesz, wielu paraliżuje syndrom "czerwonego światełka". Sam tego doświadczam. Nie nazwałbym siebie najbardziej pewnym gitarzystą na ziemi. Spójrz ile doskonałej muzyki jest wokół nas - Wes Montgomery, Tommy Emmanuel, Joe Pass, John Scofield, Pat Metheny, Eddie Van Halen, Chet Atkins - nie widzę powodu dla którego ktoś nie miałby czuć się zakłopotany tym faktem. Nawet jeśli nie porównujesz się z innymi, bo każdy ma unikalny talent, którego nie ma ktoś inny. Wiesz, jestem jedynym Scottem Hendersonem na tej planecie (śmiech), ale to niewiele znaczy. Jednak gdy rozwijam to co najlepiej czuję, czyli siebie, to daje mi jakiś stopień pewności siebie. Jeśli znakomitym rockmanem jest Eddie Van Halen, wspaniałym jazzmanem Kurt Rosenwinkel, a niesamowitym bluesmanem Albert King, to ja umiem połączyć to wszystko w swój własny styl i jestem z tego w pewien sposób dumny. Nie zawstydza mnie, że są inni gitarzyści, którzy być może niektóre rzeczy robią lepiej ode mnie. Nie należy zbytnio porównywać się z innymi, bo prowadzi to do zwątpienia i niepewności. Musisz mieć ego, by robić dobrą robotę i pokorę po to, by dalej się rozwijać.


Logo
Jak oceniasz powszechny dziś dostęp do tak wielu materiałów edukacyjnych w sieci?


Logo
Uważam, że mimo wszystko nic nie zastąpi prywatnej lekcji i możliwości kontaktu w cztery oczy z nauczycielem. Nie twierdzę, że wszystko co znajdzie się w sieci jest złe - to dobrze, że jest dostępnych tak wiele zapisów koncertów, filmików instruktażowych, multimedialnych szkół itd. Myślę jednak, że w nauce chodzi o kontakt z kimś żywym, interakcję, której nie zapewnia oglądanie wideo. Kontakt z drugą osobą może sprowokować cię do zadawania pytań, a odpowiedzi zrodzą kolejne inspiracje i dalsze pogłębienie tematu. Mam oldschoolowe podejście do tego tematu, jak widzisz.


Rozmawiał: Piotr Nowicki