Już niedługo White Lies ponownie zagra w Polsce. Z tej okazji perkusista, Jack Brown opowiedział nam m.in. o kulisach powstawania nowego albumu "Friends" oraz przyjaźni.
Czym jest dla Ciebie przyjaźń?
Dobre pytanie, zwłaszcza na tym etapie życia. Dziś przyjaźń jest dla mnie czymś innym, niż kiedyś, w dzieciństwie. Wtedy widywałem się z przyjaciółmi częściej, zazwyczaj w szkole i spędzałem z nimi sporo czasu. Gdy dorastasz, zaczynasz iść swoją drogą, często w innej części świata. Kiedyś dziwnym uczuciem był brak kontaktu przez tydzień. Dziś nie sprawia problemu roczna, czy nawet dłuższa przerwa, o ile jest to prawdziwa przyjaźń. Nadal mam kontakt z przyjaciółmi ze szkolnych lat, a z tymi najbliższymi gram w White Lies.
Czy wg Ciebie przyjaźń w zespole jest ważna?
Przyjaźń sporo pomaga zespołowi. Wiem to doskonale na przykładzie White Lies. Pamiętam pierwsze momenty jamowania w moim domu, graliśmy m.in. covery Red Hot Chili Peppers. White Lies powstał i nadal istnieje dzięki przyjaźni. Nie wyobrażam sobie żyć na co dzień w trasie z ludźmi, do których nie czułbym chociażby sympatii. Na przestrzeni tych ośmiu lat nasza przyjaźń jeszcze bardziej się wzmocniła.
Odczuwaliście presję przy tworzeniu "Friends" po sukcesie "Big TV"?
"Friends" był sporym wyzwaniem, zwłaszcza, że po raz pierwszy za produkcję materiału odpowiadaliśmy sami. Na podjęcie takiego kroku byliśmy gotowi dopiero po trzeciej płycie. Po wydaniu "Big TV’ przez pewien czas działaliśmy bez wytwórni. Cieszyło to nas, ponieważ nie chcieliśmy działać pod presją. Chcieliśmy być bardziej niezależni, niż dotychczas. Cały proces twórczy trwał długo, ponieważ zależało nam na nagraniu płyty w stu procentach "po naszemu". Jesteśmy dumni z "Friends".
Nagrywaliście w studio Bryana Ferry’ego. Czy cała atmosfera i znajdujący się tam sprzęt, na którym powstawały płyty Roxy Music, w jakiś sposób wpłynęły na ten album?
Zdecydowanie tak. Znalezienie się w tym studio było sporym zaszczytem, a zarazem szansą. Tak, jak mówisz, znajdują się tam syntezatory, na których powstały dwie pierwsze płyty Roxy Music. Mogliśmy z nich korzystać i oczywiście skorzystaliśmy. To był wielki przywilej grać na instrumentach, na których kiedyś nagrywał Brian Eno. Nie spodziewaliśmy się, że ten sprzęt tak bardzo wpłynie na tę płytę. Studio jest niewielkie, znacznie mniejsze od tych, w których do tej pory nagrywaliśmy. Tym razem nie było dużego live roomu, gdzie mogłem uzyskać bardziej potężne i pełne brzmienie perkusji. Za to niektóre utwory, bliższe klimatowi disco zabrzmiały na pewno lepiej, niż w innym studio.
Znajdujecie coś inspirującego w muzyce Roxy Music?
Na początku działalności White Lies niezbyt. Z prostego powodu - kiedyś ich nie słuchaliśmy. Niedługo przed wydaniem "Big TV" zaczęliśmy słuchać zarówno Roxy Music, jak i twórczość solową Bryana. Teraz mogę powiedzieć, że jesteśmy ich fanami (śmiech). Czy wpłynęli na nas w jakiś sposób? Może trochę…
W "Is My Love Enough" można wyczuć groove inspirowany muzyką disco. Czujecie się pewnie w tej stylistyce?
Tak, to prawda. Mimo że z reguły nie tworzymy utworów w takim stylu, to po rejonach disco poruszamy się dość swobodnie, materiał tworzymy instynktownie. Ten utwór nie brzmi, jak typowe White Lies, jest wynikiem chwili, spontanicznego pomysłu. Cieszy mnie to, że album jest różnorodny brzmieniowo. White Lies jest rockowym zespołem, jednak niezbyt często słuchamy rockowej muzyki. Na pewno mniej, niż jazzu, muzyki klasycznej, czy disco.
Z utworem "Take It Out On Me" wiąże się ciekawa historia…
Utwór ten w wersji demo miał zupełnie inny tekst, nazwaliśmy go roboczo "89-1-3". Cała struktura, włącznie z melodią pozostała bez zmian. Pierwotny tekst został zainspirowany czyimś zdjęciem, które Charles znalazł na Instagramie. Znajdował się na nim napis w postaci cyfr, niczym biblijne sigla. Charles wykorzystał to w refrenie. Chciał sprawdzić, jak zabrzmi wyśpiewany przypadkowy ciąg cyfr. Wiesz, że się udało? Brzmiało to całkiem sensownie. Podobał mi się tamten refren. Chcemy wydać edycję specjalną "Friends", na której znajdą się niektóre wersje demo z tej płyty. Będzie na niej oczywiście ten dziwny utwór.
Jak bardzo demo różni się od finalnej wersji płyty?
Baza utworu pozostaje bez zmian, melodia jest zawsze taka sama, więc niewiele. Zazwyczaj to tekst jest elementem różniącym wersję demo od finalnej. Poza tym, moje partie w demo powstają na komputerze przy pomocy automatu perkusyjnego. Często demo brzmi niemal tak samo, jak ostateczna wersja płyty z tym, że mniej dopracowana i wyszlifowana.
Czy masz jakieś ciekawe wspomnienie związane z Polską?
Polska jest jednym z naszych ulubionych miejsc. Pamiętam doskonale nasz koncert na Open’erze i sytuację z nim związaną. W drodze na miejsce festiwalu zepsuł się nasz autobus. Byliśmy już całkiem blisko, pozostało ok. pięć godzin drogi. Na szczęście organizatorzy zadbali o transport zastępczy, dzięki któremu dotarliśmy na festiwal. Co prawda na 10 minut przed naszym występem, ale na czas! Byliśmy trochę zestresowani z powodu tak wielkiego tłumu. Niedługo wracamy do Polski i mamy nadzieję, że będziecie się bawić jeszcze lepiej. Nie możemy się doczekać!
Rozmawiał: Wojciech Margula