AC/DC Back In Black

Wywiady
2006-06-03
AC/DC Back In Black

Wśród kandydatów na wokalistę znalazł się Brian Johnson, któremu nikt nie dawał dużych szans. Kiedy skończył śpiewać na przesłuchaniu, bracia nie mieli wątpliwości, że to człowiek, którego szukali.

W 2005 roku minęła dwudziesta piąta rocznica wydania jednego z najlepszych albumów w historii rocka: "Back In Black" grupy AC/DC. Paul Mahon, gitarzysta zespołu rockowego The Answer, wyjaśnia nam, dlaczego to tak ważne wydawnictwo: "Ten album był tak znaczący, ponieważ zawiera dziesięć konkretnych kawałków, które są niczym więcej jak rockową energią w najczystszej postaci". Płyta została wydana w Stanach Zjednoczonych 21 lipca 1980, a w Wielkiej Brytanii dziesięć dni później. Od chwili ukazania się opanowała pierwsze miejsca list przebojów i w samych Stanach Zjednoczonych sprzedała się w ilości 21 milionów egzemplarzy. Ogółem "Back In Black" rozeszło się w 42 milionach kopii. Angus Young, gitarzysta prowadzący zespołu, sam nie krył zaskoczenia: "Te liczby są niesamowite. Nie mieliśmy pojęcia, że osiągniemy taki sukces. Nagrywając ten materiał spodziewaliśmy się umiarkowanego sukcesu, to wszystko".

Steven Tyler z Aerosmith podziela entuzjazm Paula Mahona: "AC/DC to papierek lakmusowy rock and rolla. Jeśli podczas słuchania muzyki zaciskasz pięści, jeśli drażni Twoich rodziców i doprowadza sąsiadów do szału to wiesz, że słuchasz prawdziwego rocka".

Grupa AC/DC powstała w Australii w 1973 roku. Założycielem formacji był gitarzysta rytmiczny, Malcolm Young. Malcolm urodził się w Glasgow 6 stycznia 1953 roku. Był drugim z trojga dzieci państwa Youngów. Najstarszy syn, George, grał na gitarze rytmicznej w zespole The Easybeats, brał również udział w produkcji "Powerage" i "High Voltage". Kiedy rodzina Youngów wyemigrowała do Australii, Malcolm zatrudnił się przy naprawie maszyn w fabryce... staników. Nie rezygnował jednak ze swoich muzycznych pasji. Jego idolami byli między innymi Chuck Berry i The Yardbirds. Wkrótce młody Young rozwinął doskonały styl gry rytmicznej stając się tym samy idolem dla wielu młodszych gitarzystów. "Rytmiczna gra Malcolma ukształtowała mnie jako gitarzystę" - mówi Paul Mahon. "On jest najlepszym gitarzystą rytmicznym wszech czasów. Jego gra jest zwarta, a tworzone riffy idealnie osadzone w sekcji. To przykład absolutnej perfekcji w warstwie rytmicznej."

Malcolm często znajdował się w cieniu swojego młodszego brata, Angusa. Scott Ian potwierdza tę teorię: "Wszyscy myślą, że osiągnięcia AC/DC to przede wszystkim zasługa Angusa. Jednak to Malcolm jest tajną bronią grupy, ponieważ to właśnie on pisze większość riffów". Steve Lomax, gitarzysta i wokalista zespołu Tokyo Dragon, bardzo ceni obu braci: "Ci gitarzyści wspaniale się uzupełniają: Malcolm na gitarze Gretsch Firebird wygrywa riffowy akompaniament, a Angus daje popis wirtuozerii na Gibsonie SG. Niesamowity i niepowtarzalny duet".

Angus urodził się 31 marca 1955 roku. Ma w sobie niespożyte zasoby energii. Jego koledzy próbowali mu dorównać stosując różne używki, których on nigdy nie potrzebował. "Kiedy piję, nie mogę pracować. Inni członkowie zespołu muszą pić, żeby mi dorównać" - śmieje się Angus. To prawda, gdyż oglądając koncerty AC/DC pierwsze, co przykuwa uwagę, to sceniczny entuzjazm Angusa. Gitarzysta wykonuje na scenie wszelkie możliwe ewolucje: chodzi jak kaczka, skacze i wije się po podłodze. Od razu widać, że to muzyczny żywioł nie do okiełznania. To dzięki jego charyzmie wielu sięgnęło po gitarę. Johnny Rocker, gitarzysta grupy Roadstar, wyznaje nam czemu Angus tak go zainspirował: "Sposób jego poruszania się na scenie jest niesamowity. Aż chciało się wejść i też tak poszaleć. Magia zespołu AC/DC brała się między innymi z ich występów na żywo". Angus nigdy nie był zwolennikiem popisów i ozdobników w grze. Gra to, czego wymaga utwór i ani jednej nuty więcej. Potwierdza to Scott Ian: "Każda nuta i akord mają u niego swoje miejsce. On nie lubi popisów". Angus sam kiedyś wyznał: "Nie chcę nic zabierać piosence. Niektórzy goście próbują wstawić zagrywki wszędzie, gdzie się da, zapełnić całą przestrzeń utworu. My robimy tylko tyle, ile wymaga dany utwór".

Ta zasada sprawdziła się na płycie z 1979 roku, "Highway To Hell". Był to piąty studyjny album grupy w ciągu sześciu lat, który osiągnął status złotej płyty w Stanach Zjednoczonych. Po olbrzymim sukcesie, któremu pomogła również promocja nowego menadżera, Petera Menscha (wypromował Aerosmith, a później reprezentował Metallikę), zespół ruszył w trasę z zespołami z Judas Priest i Def Leppard. Trasę miało kończyć sześć koncertów w londyńskim Hammersmith Odeon, muzycy jednak zagrali dodatkowo kilka koncertów w Southampton i Newcastle.

Wszystko zdawało się prowadzić w jednym kierunku - w kierunku światowej kariery. Angus i Malcom zaczęli próby w E-Zee Hire w Londynie. Pracowali nad utworami, które miały znaleźć się na krążku "Back In Black". Jeszcze podczas trwania trasy zarejestrowali wiele ciekawych pomysłów na nowe kompozycje. Podobno Bon Scott pisał w trasie teksty do nowej płyty, choć bracia zaprzeczają, jakoby któreś z nich znalazły się w ostatecznej wersji "Back In Black". Po kilku sesjach trio miało już roboczą wersję utworu "Have A Drink On Me". Po skończonej pracy muzycy umówili się na kolejną próbę. Bracia Young nie zobaczyli więcej Bona Scotta żywego.

Wokalista Bon Scott został znaleziony martwy 19 lutego 1980 roku w samochodzie marki Renault, który należał do Alistaira Kinneara (przyjaciela byłej dziewczyny Bona, Margaret "Silver" Smith). Scott miał trzydzieści trzy lata, śpiewał w zespole AC/DC przez pięć ostatnich lat swojego życia. Lekarz sądowy w szpitalu Kong’s College stwierdził silne zatrucie alkoholem, ale szczegóły śmierci Scotta podlegały debacie przez następnych dwadzieścia lat. Biografowie, muzycy, dziennikarze i przyjaciele podawali swoje wersje wydarzeń. Cokolwiek się naprawdę wydarzyło, pozostali członkowie zespołu przeżyli szok. Rodzina Scotta zachęcała Malcolma i Angusa, aby nie przerywali pracy nad nowym albumem, ci jednak nie byli w stanie kontynuować podjętych działań. "Mieliśmy złamane serca. Wiedzieliśmy, że świat stracił wielki talent, ale my straciliśmy dużo więcej, straciliśmy bliskiego przyjaciela. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić" - wyznał Angus.

Menadżer Peter Mensch, podczas powrotu samolotem z pogrzebu, który odbył się w Australii, dał Angusowi i Malcolmowi listę potencjalnych kandydatów na wokalistę. "Znalezienie godnego następcy Bona Scotta graniczyło z cudem" - mówi Steve Lomax. W marcu Angus i Malcolm wrócili do pracy nad nową płytą. W jednyn z wywiadów Angus powiedział: "Kiedy wróciliśmy do Londynu po pogrzebie, prawie nie spotykaliśmy się ze sobą. Po kilku tygodniach Malcolm zadzwonił do mnie i powiedział, że zamiast tak bezczynnie siedzieć, może wzięlibyśmy się do pracy? Przynajmniej będziemy w ten sposób spędzać więcej czasu razem". Bracia wrócili do studia, w którym nagrywali razem ze Scottem, i odcięli się od świata zewnętrznego. Praca posuwała się powoli, nie było im łatwo, ale postanowili się nie poddawać. "Założyliśmy z Malcomem zespół i nie mieliśmy zamiaru dopuścić do jego rozpadu" - mówi Angus. Bracia zdecydowali, że nadszedł czas na znalezienie nowego wokalisty. Wśród kandydatów, takich jak: Steve Wright (Easybeast), Allen Fryer (Fat Lips) i Marc Storace (Krokus), znalazł się Brian Johnson, któremu nikt nie dawał dużych szans. Johnson, występujący dotąd w zespole Geordie, dostał zaproszenie na przesłuchanie w Londynie. Zaśpiewał "Whole Lotta Rosie" oraz kompozycję Ike’a i Tiny Turner, "Nutbush City Limits". Kiedy skończył, bracia nie mieli wątpliwości, że to człowiek, którego szukali.

Teraz nowy album mógł wejść w fazę nagrywania. W kwietniu muzycy jechali już na Wyspy Bahama do Compass Point Studios w Nassau, aby zarejestrować "Back In Black". Produkcją zajął się Robert "Mutt" Lange. Okładka i tytuł płyty miały być hołdem dla zmarłego tragicznie Bona Scotta. W tej samej konwencji zachowana jest kompozycja otwierająca album, "Hell’s Bells", w której słychać bicie dzwonu. Otoczenie, w którym nagrywany był album, nie było już takie mroczne. "Przy nagrywaniu utworów rockowych najlepiej sprawdza się ciemne pomieszczenie i raczej szara sceneria. Raczej trudno o coś takiego na Wyspach Bahama. Obawiałem się, że egzotyczny klimat nie będzie najlepszy" - przyznaje Tony Patt, inżynier dźwięku. Bał się, że rajski klimat odciągnie muzyków od pracy w studiu. Tak się jednak nie stało. "Cały czas lało, była powódź i siadła nam elektryka". AC/DC przybyło na wyspę tuż przed burzą, która zamieniła wyspę w płynącą rzekę. Ulewa była inspiracją do tekstu otwierającego utwór "Hell’s Bells": "I’m the rolling thunder, the pouring rain. I’m coming on like a hurricane" (Jestem trzaskającym piorunem, lejącym deszczem. Nadchodzę jak huragan). Wszystkie piosenki były gotowe, zanim muzycy opuścili Londyn, z wyjątkiem jednej kompozycji, która powstała na Bahamach. Była to piosenka "Rock & Roll Ain’t Noise Pollution". "Czuliśmy, że brakuje nam jednego utworu. Spędziliśmy kilka dni pisząc między nagrywaniem i innymi zajęciami" - mówi Angus.

Ukazanie się albumu "Back In Black" to wielkie wydarzenie w dziedzinie rocka. Przede wszystkim jest to lekcja doskonałej aranżacji, perfekcyjnego brzmienia, a także przykład powrotu do prostoty. "Chcieliśmy z Muttem, żeby każdy utwór brzmiał, jakby był nagrany w tym samym pomieszczeniu. Chodziło nam o uzyskanie naturalnego brzmienia. Na płycie nie ma nic syntetycznego" - mówi Patt. Po utworze "Hell’s Bells" płyta zdaje sie nabierać innego charakteru. Znajdują się tu takie utwory, jak "Shoot To Thrill" czy "You Shook Me All Night Long", które stały się przebojami imprez rockowych na całym świecie. "You Shook Me" jest kompozycją wybitnie w stylu Bona Scotta. Ten utwór to rockowe dzieło sztuki na płycie, która jest czystą rockową eksplozją. "Pierwszy raz usłyszałem ten kawałek w samochodzie mojego ojca" - mówi The Rev, gitarzysta Tower Of London. "Od razu kupiłem sobie płytę i analizowałem wszystkie zagrywki nuta po nucie. Przez ten album miałem kłopoty w szkole. Zamiast chodzić na lekcje, leżałem na trawie w parku słuchając AC/DC i marząc o graniu na festiwalu Donigton". Johnny Rocker z Roadstar również przyznaje się do wpływu braci Young na jego twórczość: "Ten zespół miał największy wpływ na naszą muzykę. Wystarczy posłuchać pierwszego singla Roadstar. Ta płyta stała się wzorem dla wszystkich muzyków rockowych".

Album "Back In Black" nie zawiera może znanych solówek, ale gitara prowadząca Angusa robi wrażenie. "Na tej płycie są świetne solówki Angusa" - twierdzi Paul Mahon. "Przede wszystkim cenię sobie solo z ‚Let Me Put My Love Into You’, a także z utworu tytułowego. Szalone solówki Angusa miały na mnie duży wpływ, szczególnie sposób frazowania i podciągnięcia. On nauczył mnie przekraczać granice w muzyce".

Niektórzy uważają, że utwór "Back In Black" jest jednym z najbardziej komercyjnych kompozycji z repertuaru AC/DC. Angus powtarza prosty riff, gitara rytmiczna Malcolma idealnie współgra z mocnym uderzeniem Phila Rudda i solidnym basem Cliffa Williamsa. Ta piosenka to siła napędowa całego albumu. Rock and roll w najczystszej postaci. Nic dziwnego, skoro nagrana została w hołdzie dla Bona Scotta, który kierował się w życiu dewizą "graj ostro, żyj szybko". "Bon lubił dobrze się bawić. Nie zastanawiał się zbytnio nad sensem życia. Cieszył się chwilą" - mówi Angus.

Nagranie albumu zajęło grupie AC/DC około sześciu tygodni. Następnie muzycy udali się do Londynu, gdzie oczekiwali na reakcję opinii publicznej. Pięć miesięcy po śmierci wokalisty zespołowi udało sie nagrać wiekopomny album. Pomimo wielkiej straty zespół AC/DC wrócił na scenę. Był lepszy niż kiedykolwiek wcześniej.

 

 

Powiązane artykuły