W swojej trzydziestopięcioletniej karierze nowojorski muzyk nadał dobre imię instrumentalnej muzyce gitarowej oraz podniósł poprzeczkę w technice gry na szczyty - tam, gdzie wirtuozi obawiają się wspiąć. Dziś powraca z nowym albumem koncertowym i opowiada nam o presji, błędnych przekonaniach oraz niebezpieczeństwach słuchania swoich krytyków…
Vai - to nie jest jedynie nazwisko. Vai - to synonim wirtuozerii, solówek oraz tego rodzaju technicznej sprawności, która sprawia, że oczy wychodzą z orbit, a szczęki opadają z hukiem. Nic dziwnego, że Vai - jak sam to określa - potrafi "niszczyć", skoro ćwiczył niewyobrażalne dziesięć godzin dziennie, jako nastolatek, doskonaląc swoje rzemiosło w Berklee College Of Music i rozpoczynając w 1980 roku karierę u boku Franka Zappy, jako tak zwany gitarzysta-kaskader. Jednak przełom nastąpił dopiero w latach dziewięćdziesiątych wraz z Passion And Warfare, który odsłonił wrodzony talent Nowojorczyka do komponowania melodii i tworzenia nastroju, a utwory takie, jak For The Love Of God pomogły mu pociągnąć za sobą rzesze fanów gitarowego grania. Osiągnąwszy wiek 54 lat Vai powraca z koncertowym albumem, zatytułowanym Stillness In Motion i udowadnia, że w epoce AutoTune potrafi doskonale posłużyć się swoim talentem i techniką. "Zawsze podobała mi się koncepcja dobrej znajomości swojego instrumentu" - mówi, - "dzięki której gra płynie bez wysiłku, jest przejawem eleganckiej wirtuozerii i piękna, co porusza i wypełnia słuchających cię ludzi…"
Każdy uzbrojony bandyta musi kiedyś dorosnąć
Pamiętam czas, kiedy sam na sobie wywierałem presję, żeby być gościem, który na każdym robi ogromne wrażenie. Był okres, kiedy coś wewnątrz mnie mówiło, że każdy utwór powinien, w pewnym momencie stanowić pokaz moich solówek, czy różnych zagrań. Jednak, chcąc, nie chcąc zawsze przechodzisz rozmaite zmiany, kiedy robisz coś przez długi okres czasu. Zmienia się perspektywa. Mija czas i następuje zwrot, a muzyka sama podpowiada czego potrzebuje. Niekiedy wciąż pojawia się uczucie niewielkiej presji, ponieważ mnóstwo osób chciałoby tylko słyszeć, jak wymiatam. Czasem to robię. Nie należę jednak do gitarzystów, którzy nieustannie grają shred. Nie gram w ten sposób koncertów i nigdy tego nie robiłem.
Impulsy są przereklamowane
Nagrywając solówkę zdarza się, że zagram tylko jedno podejście - jakby w locie - i patrzę, co się wydarzy. Zazwyczaj jednak gram coś wiele razy. Na przykład biorę część utworu, zapętlam ją i gram do niej, aż wydarzy się coś przedziwnego i pojawi się ciekawy, niespotykany i liryczny temat. Trochę przypomina to medytację. Jeśli wezmę cztery takty części solowej i zapętlam je przez dwie godziny, szukając czegoś - wiem, że to jest inwestycja uwagi, z której powstaje coś głębszego. Mógłbym oczywiście po prostu zacząć nagrywać - coś by z tego wyszło i mogłoby być inspirujące, ale mogłoby też być beznadziejne. A kiedy siadam i pracuję nad czymś, podnoszę poprzeczkę.
Sięgaj głęboko
Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia wydam bluesowy album. Blues to emocje ludzkiego doświadczenia, coś, co jest dla nas wszystkich wspólne. Powoli zaczynam odczuwać presję czasu - powinienem stworzyć coś, co fizycznie mógłbym zobaczyć i dotknąć. Coś takiego na przykład, jak moja książka, albo ten album - póki wciąż mam jeszcze energię!
Poprzeczka wisi naprawdę wysoko
Skale są po prostu kolorami. Harmonicznymi atmosferami. Jeśli wypowiesz słowo "miksolidyjska", ono przestaje dla mnie oznaczać skalę. Zamiast tego staje się atmosferą. Podobnie jest ze skalą lokrycką z obniżoną kwartą. Nieważne, którą skalę wymienisz - mogę wygłosić wykład i zrobić jej analizę, ale tak naprawdę to kolor, który tworzy własne nastroje. Gdybym potrafił grać tylko w jednej skali? [śmiech] Cóż, niektórzy uważają, że naprawdę gram tylko w jednej skali. Bardzo lubię skalę lidyjską, a właściwie lidyjską z podwyższoną kwintą.
Technika to nie tylko szybkość
Mówiąc o technice ludzie najczęściej mają na myśli szybkie granie. Technika gry idzie jednak znacznie dalej. Chodzi o kontrolę wszystkich aspektów. W jaki sposób kostkujesz. Gdzie kostkujesz. Jakie jest twoje brzmienie. W jaki sposób grasz pojedyncze nuty. Jakie jest twoje vibrato. Jaka jest twój umiejętność wyrażenia dynamiki: zagrania mięciutko, a potem naprawdę głośno. Na ostatniej płycie, The Story Of Light, jest taki kawałek Creamsicle Sunset. Wymaga ogromnie wysokiego poziomu technicznego, ale wcale nie chodzi o szybkie tempo. Ludzie potrafią mi powiedzieć - "Miałem nadzieję, że tym razem całkowicie się puścisz". Kompletnie nie rozumieją o co chodzi. Technika leży w zakrętach taktów, w akordach, w wibrato - takie miejsca najbardziej wymagają techniki. Technika to wielkie słowo, które zostało przez ludzi ujednolicone.
Wszystko siedzi w twojej głowie
Źródło brzmienia gitarzysty znajduje się w jego głowie. Jest produktem tego, co i w jaki sposób słyszysz sam siebie. Niektórzy myślą, że chodzi o sprzęt, ponieważ jeśli ich głowa podpowiada im, że brzmienie znajdujesz w sprzęcie to właśnie tam będą go szukać. Jeśli jednak głowa mówi im, że brzmienie znajdą w palcach, to tam będą go szukać. Tak to wygląda. 30 lat temu zaprojektowałem Ibaneza JEM - powstał z mojego pragnienia, żeby robić rzeczy, których nie potrafiły dokonać inne, dostępne wówczas gitary. Z całą pewnością ten instrument pomógł mi stworzyć mój idiosynkratyczny styl.
Bądź wyjątkowy
Kiedy w latach siedemdziesiątych byłem dzieckiem otaczali mnie znakomici muzycy, którzy byli fantastycznymi wzorami do naśladowania. Byłem fanem Zeppelinów, Queen, Hendrixa, Deep Purple, Jethro Tull - świetny rock progresywny. Próbowałem się uczyć każdej piosenki Zeppelinów. Zjadłem zęby na graniu akordów i słuchając pięknych i kwitnących solówek Hendrixa. Zawsze jednak rysowałem grubą kreskę. Nigdy nie czułem przymusu naśladowania jakiegokolwiek artysty, czy stylu. Po pierwsze nigdy nie sądziłem, że będę na to dość dobry. Poza tym w naturalny sposób ciekawiło mnie, co ja sam potrafiłem zagrać. Grałem więc swojego Hendrixa i swojego Page’a. Próbowałem brzmieć, jak Brian May, Carlos Santana, Al. Di Meola, John McLaughlin, czy Joe Pass. Kiedy jednak zacząłem pisać własną muzykę, szukałem jedynie rzeczy, które były dla mnie wyjątkowe - choć oczywiście budowałem je na bazie wszystkich tych inspiracji.
Lekcje nie są dla geeków
To staroświecki sposób myślenia. Przecież wszystko, co robisz jest pieprzoną lekcją. Jeżeli siadasz i grasz piosenkę Led Zeppelin - to jest właśnie twoja lekcja. I wiesz co? Spotykam wielu muzyków, którzy natrafiają na ścianę i nie rozwijają się, ponieważ nigdy nie mieli kogoś, kto mógłby ich poprowadzić i udzielić niewielkiej nawet rady w kwestii techniki, albo podstaw teorii muzyki, która bardzo pomaga chociażby w budowaniu akordów, czy odnajdywaniu dźwięków na gitarze. Brałem lekcje u Joe Satrianiego i za każdym razem, kiedy ustawiał swoje palce na gryfie - nieważne, czy grał skale, czy pokazywał mi jakieś ćwiczenia, czy piosenkę Bad Company - zapierało mi dech w piersiach. Patrzyłem na jego palce, które wyglądały po prostu przepięknie na gitarze. Miało to niesłychany wpływ na mnie. Do dzisiaj ma.
Bo do tanga trzeba dwojga
Współpraca jest właściwie bardziej intymna, niż większość relacji międzyludzkich. Wszyscy mamy swoje relacje z rodzicami, dziećmi, przyjaciółmi, kumplami z pracy, rodzeństwem, kochankami - jednak kiedy wchodzisz w relację z innym kompozytorem, to coś zupełnie innego. Współpraca przy tworzeniu muzyki wymaga zaakceptowania tej drugiej osoby i pozwolenia na to, aby ze swobodą mógł siebie wyrazić. A ta druga osoba uczyni to samo w stosunku do ciebie. W ten sposób zaczyna się dobra muzyka. Wielu ludzi miało wrażenie, że Frank Zappa wywierał nacisk na innych. Nie robił tego. Frank pozwalał ci dać coś z siebie. Był niczym magnes. Nie pchał - ale pociągał. Pozwalał być ci najlepszym na twoją miarę w rzeczach, o których nie miałeś nawet pojęcia, że potrafisz je zrobić dobrze. Rozpoznał moją zdolność do grania złożonych partii gitarowych oraz transkrybowania skomplikowanej muzyki i powiedział - "OK, tu jest twoja platforma…"
Ignoruj krytyków
Są chwile, kiedy szybkie granie sprawia mi radość. Jak już mówiłem - ważna jest znajomość własnego instrumentu. Dlaczego więc nie grać szybko? Można odnaleźć w tym piękno, ludziom się to podoba, więc czemu nie? Rozumiesz? Jak długo moje palce będą potrafiły tak grać i będzie to zgodne z utworem, będą to robić. Nic nie jest w stanie tego zatrzymać, nieważne co ktoś na ten temat myśli, czy mówi. To jedna z najważniejszych i najpiękniejszych rzeczy, które chciałbym przekazać. Rób to, co chcesz, jeśli czujesz, że to dobre, niezależnie od opinii innych ludzi. Robiąc to wielokrotnie odczujesz sprzeciw, a nawet czyjeś oburzenie. Zawsze się znajdzie ktoś, kto cię skrytykuje. Sedno sprawy polega jednak na tym, że to wszystko ostatecznie mija, jeśli naprawdę skupisz się na tym, co daje ci radość.
Gitara nie ma granic
Jeżeli myślisz, że wszystko, co można zagrać na gitarze już się wydarzyło, to z pewnością nie rozumiesz, czym jest proces twórczy. W każdej dziedzinie proces twórczy jest nieskończony. Nigdy niczego nie zabraknie w tym aspekcie. To tak, jakby ktoś powiedział, że wszechświat nie jest nieskończony. To tak, jakby ktoś powiedział - "OK, to już koniec czasu i przestrzeni…"