Wywiady
Krusher

Niedawno na łamach Gitarzysty recenzowaliśmy album "MetaLOA" jasielskiego zespołu Krusher. Kapela ochoczo przystała też na rozmowę dotyczącą tego materiału, a także sposobu funkcjonowania mało znanego zespołu metalowego na Podkarpaciu i w Polsce.

2015-08-12

W rozmowie wzięli udział wszyscy muzycy Krushera, którzy zapraszają na festiwal Krushfest zaplanowany na 12 września 2015 roku w Jaśle, gdzie oprócz zespołu gospodarza wystąpią m.in. Acid Drinkers i KSU.

Gitarzysta: Cześć, jak się macie? Co słychać w ekipie Krushera?

Adam Pucykowicz (perkusja): Witaj, mamy się bardzo dobrze, a w ekipie czuć w powietrzu dobrą atmosferę. To jest najważniejsze, aby zespół mógł dalej trwać.

G: Pomiędzy premierami dwóch dużych albumów zespołu, czyli "Forward" z 2008 roku i "MetaLOA" z 2014 roku, upłynął dość długi okres. Co o tym zadecydowało?

AP: Mnie też to wkurza, ale nic na to nie poradzimy. Tak długo trwa u nas proces twórczy. Chociaż trzeba zauważyć, że w 2008 roku wydaliśmy koncertowe DVD, a w 2011 singiel z dwoma utworami, tj. "Ogień" i "Solvent". Utwory te były zalążkiem płyty "MetaLOA". Wracając do procesu twórczego to nie jesteśmy typem kapeli, która siada na tyłku i robi dwa ambitne numery, a resztę kawałków traktuje jako zapchajdziury, aby płyta ujrzała światło dzienne jak najszybciej. Chcemy, aby to w naszych odczuciach utwory było dobre od początku do końca. Dziś, gdy sięgam po nowe płyty odnoszę wrażenie, że kapele spotykają się z presją wytwórni, agencji, managementu, aby jak najszybciej coś wydać. Taki, wiesz, wyścig szczurów, aby nie wypaść z branży. Tylko gdzie w tym jest prawdziwa sztuka? To już lepiej wydać dobry singiel, niż klepać mierną płytę, bo jest odgórny nacisk. W naszym przypadku nie ma żadnego nacisku, bo nikomu nie podlegamy. Gramy muzykę totalnie niszową, totalnie niekomercyjną, nie jesteśmy popularni i pewnie nigdy nie będziemy ze względu na charakter tego, co robimy. Tak zdecydowała kapela i tak robimy (śmiech)

G: A w jaki sposób z dzisiejszej perspektywy oceniacie "Forward"?

Klaudia Kozień (wokal): Od strony wokalnej nie jest to najlepsza płyta. Złożyło się na to wiele czynników, takich jak brak zgrania kapeli z nowym wokalem, brak doświadczenia w śpiewaniu tego typu muzyki oraz numery pisane pod męski wokal. Ale to już za nami! Ważny jest postęp. "MetaLOA" jest już na szczęście cała "moja" (śmiech). Jednak uważam, że muzycznie "Forward" to dobra płyta i po latach odświeżamy niektóre numery takie jak "The Beast Within" czy "Midnight Child" grając je w nowej aranżacji.

AP: Ta płyta sprawiła, że zaczęło się wokół nas więcej dziać. Pojawiły się dobre oferty koncertowe, wywiady, ludzie przychodzili na koncerty etc. Mówię o tym, gdyż po tylu zmianach w składzie, ciągłej rotacji na wokalu i przyjęciu Klaudii do kapeli większość postawiła na nas krzyżyk. Po "Forward" coś jednak drgnęło. To prawda, że najsłabszym elementem tego albumu jest wokal. Poza tym pojawiły się brak doświadczenia, problemy z nagraniem w studio, a do tego wokalistka musiała zaśpiewać męskie partie. Nie siadło i tyle. W sumie jednak taki krok był potrzebny, bo od 2008 roku, właśnie od albumu "Forward", kapela wreszcie miała pewniejszy grunt pod nogami.

G: Przejdźmy do teraźniejszości. Moim zdaniem "MetaLOA" zawiera bardzo różnorodny materiał, czerpiący z różnych nurtów rocka i metalu, na czym polega, więc dziś filozofia zespołu? Chodzi mi o kwestie instrumentalne. Dla kogo tworzycie swoją muzykę? Do kogo chcecie przez nią dotrzeć?

AP: Łączy nas zamiłowanie do muzyki metalowej. To jest nasz wspólny grunt. Jednak każdy z nas jest indywidualnością i lubi wyskoczyć w inne rejony muzyczne. Stąd gramy to, co gramy. Każdy numer ma osobną historię. Tworzymy muzykę dla siebie. Jeśli ktoś lubi jakiś numer, kupi płytę i mu się spodoba to nas to bardzo cieszy. Nie jesteśmy burakami, którzy mają podejście w stylu "gramy dla siebie, a was wszystkich dookoła mamy gdzieś". Jednak równocześnie nie będziemy robić czegoś pod publiczkę, na siłę, pod kątem sławy, kasy i bycia na świeczniku. Zwróć uwagę na to, że mamy wszechstronną wokalistkę, a stać nas na to by komponować komercyjne utwory. Póki, co nie będziemy nic robić na siłę.

G: W takim razie kto wymyślił oprawę graficzną i koncepcję ilustracyjną albumu "MetaLOA"? Chodzi mi też o wasz performing, jako kukiełki, takie mroczne marionetki…

KK: Koncepcja albumu jest wspólnym dziełem. To była bardziej burza mózgów, niż jedna autorska koncepcja. Były jakieś tam motywy, o których dyskutowaliśmy przy okazji tematu płyty, a potem siedliśmy po jakimś koncercie, no i… wymyśliliśmy.

G: Natomiast słowa zawarte na albumie wydają się, przynajmniej w pewnej części, definiować współczesność, która coraz bardziej przenosi się do świata wirtualnego… w lirycznej zawartości "MetaLOA" jest też dużo doniosłych emocji, trochę mroku… o czym w sumie opowiada album?

KK: Bardzo fajne jest to, że praktycznie wszyscy nas o to pytają. Cieszę się, że udało nam się wymyślić motyw, który ludzi ciekawi i intryguje. To było mniej więcej tak, że zastanawialiśmy się nad tytułem płyty i Bolus (Bartosz Wierzbicki, gitarzysta - dop. KS Morawski) rzucił hasło, że powinna się nazywać "metalowa" - tak mu się wymarzyło (śmiech), a że odbywało się to w imprezowych realiach i procenty wzięły górę, to wypowiedział to lekko niepoprawnie, właśnie w stylu "MetaLOA". Wtedy Adam skojarzył, że chyba było coś takiego jak "LOA", a że Bolus jest fanem Kinga Diamonda, to wywołał z pamięci nazwę utworu "LOA House". Następnie poszukał informacji i okazało się, że odnosi się to do religii voodoo. Mnie ten temat, ze względu na mój kierunek studiów, podjarał i zaczęłam się tym interesować. W ten sposób powstał motyw główny okładki, czyli znak veve, który jest symbolem kultowym loa. Musisz wiedzieć, ze loa są to duchy lub bóstwa, a rysowanie ich symbolu kredą na ziemi poprzedza każdy rytuał w religii voodoo. Oczywiście w naszej zachodniej kulturze voodoo kojarzy się ze szmacianymi laleczkami pełnymi szpilek, które wbija się, aby kogoś zranić czy skrzywdzić. Po tym wszystkim nasza wyobraźnia pomknęła już jak szalona i doszliśmy do wniosku, że taka laleczka byłaby szczytem marzeń dla wszystkich internetowych hejterów. Zamiast produkować zjadliwe posty na forach czy z zapałem klikać łapki w dół, mogliby po prostu wbić szpilę w laleczkę i po sprawie (śmiech). Generalnie okładka płyty "MetaLOA", utwór o tej samej nazwie oraz teledysk to metafora gościa, który uważa się za wielkiego znawcę wszystkiego, krytykując zjadliwie wszystko za zasłoną internetowej anonimowości. Internet daje mu nieograniczone możliwości bezproduktywnego napompowywania własnego ego. W świecie realnym jest to osoba zakompleksiona i zakłamana. W spotkaniu z tobą twarzą w twarz będzie się uśmiechać i komplementować, a po powrocie do domu zasiądzie w swoim królestwie, czyli przy biurku z komputerem (nasza okładka), i będzie ci wbijać wirtualną szpilę pod filmikami na youtube.

G: Pozostając jeszcze przy tekstach, chciałbym zapytać o motywacje, jakimi kierujecie się pisząc utwory częściowo w języku polskim, a częściowo w angielskim, tak jak niegdyś Hunter lub Sweet Noise. Z czego to wynika?

KK: Tekst to nie tylko historia, którą on opowiada. W dobrym tekście, oprócz merytoryki, bardzo ważna jest również… (głębokie westchnienie) …melodyjność? sylabika? Nie wiem jak to dokładnie opisać. Chodzi o to, że tekst musi płynąć. Tam, gdzie pasuje rym, musi być rym. Tam, gdzie dźwięk się ciągnie, musi być samogłoska etc. Czasem jak słucham niektórych utworów to tekst mnie wkurza, bo jest kanciasty w stosunku do muzyki i melodii. Nasz język polski, chociaż piękny i dający ogrom możliwości stylistycznych, jest twardy, szorstki i posiada mniej elastyczną gramatykę niż np. język angielski. Język królów jest wdzięcznym językiem do pisania tekstów. Ma dużo krótkich słów z wieloma samogłoskami, często o wielorakim znaczeniu. Chcemy, aby jak najwięcej naszych utworów było po polsku, jednak nie zawsze się to udaje. Tekst do utworu "Raven" napisałam w pierwotnej wersji po polsku, ale jak zaśpiewałam go na próbie to po prostu wyszło groteskowo i komicznie. Z pomocą Michała (Michał Kustra, gitarzysta - dop. KS Morawski) udało mi się przerobić go na angielski i okazało się, że brzmi ekstra. Podobnie było z "Solventem".

G: Klaudio, być może to jedyna okazja, aby powiedzieć Ci, że jesteś wokalnym diamentem. W którym momencie odkryłaś swój talent?

KK: Dziękuję za uznanie (śmiech). To nie była kwestia odkrycia, ponieważ śpiewam odkąd pamiętam. Kiedy byłam małą dziewczynką to ponoć gęba mi się nie zamykała, a największym błędem, jaki mogli popełnić moi krewni była sugestia w stylu "Klaudia może być coś zaśpiewała?". Wtedy nie dało się mnie ściągnąć ze stołka, a że chodziłam do katolickiego przedszkola, to musieli wysłuchać cały repertuar dziecięcych piosenek o Jezusie (śmiech). Chociaż potem wyrosłam z tak inwazyjnej ekspresji wokalnej to jednak szukałam każdej okazji żeby coś gdzieś zaśpiewać, móc wyjść na scenę, spróbować swoich sił… aż w końcu znalazłam Krushera i teraz możliwości mam pod dostatkiem (śmiech).

G: Napisałaś też dużą część tekstów na płytę "MetaLOA". O słowa już jednak pytałem. Natomiast interesuje mnie jeszcze w jaki sposób rozpoczęła się Twoja przygoda z metalem? Obecność kobiet w tym gatunku zawsze pobudza… zainteresowanie…

KK: Chyba standardowo. Zaczęło się od kuzyna, który słuchał metalu, potem nastał buntowniczy wiek nastoletni, fascynacja subkulturą i klimatem, jaki daje muzyka metalowa, czyli to jak działa na człowieka, szczególnie młodego i "głupiego" (śmiech).

G:A jak wyglądają Twoje relacje z ludźmi na koncertach? Czy nie spotykasz się z efektami stereotypów na temat kobiet tworzących metal?

KK: Ze stereotypami spotykałam się aż za często na początku swojej działalności w Krusherze. To było bardzo kontrowersyjne, ponieważ heavymetalowy zespół mający wcześniej za mikrofonem dwóch świetnie śpiewających kolesi, nagle angażuje ni z gruchy ni z pietruchy babę, która ma mleko pod nosem i słodki oazowy głosik (śmiech). Chociaż tak jak wspomniałeś plus tej całej sytuacji był taki, że baba w zespole metalowym na pewno wywołuje większe zainteresowanie i bardziej rzuca się w oczy. No, ale… lata minęły, mleko zniknęło, a oazowy głosik potrafi pojechać growlem (śmiech). Natomiast, jeśli chodzi o koncerty, to nie narzekam. Publika często się bawi, reaguje, a ja staram się mieć z nią jak największy kontakt. Nie zawsze się to udaje, bo nie jest to takie proste jakby się wydawało. Ja też Freddie’em Mercurym nie jestem, no, ale się staram (śmiech). Zresztą prawda jest taka, że nie tylko frontman, a raczej frontwomen, musi być zaangażowany w kontakt z publiką, reszta też stara się pracować nad swoją ekspresją sceniczną.

G: Posiadasz szerokie wykształcenie, która pozwala Ci patrzeć na świat poprzez pryzmat zachowań społecznych, znaczenia kultury i tożsamości, a także procesów historycznych determinujących postawy ludzi. W jaki sposób to wszystko wpływa na Ciebie jako wokalistkę i autorkę tekstów?

KK: (głębokie westchnienie) Niestety, albo i stety, to o czym piszesz wpływa na postrzeganie praktycznie wszystkiego i wychodzi przy każdej nawet błahej sytuacji. Siłą rzeczy wpływa też na proces tworzenia tekstów, ale z drugiej strony każdy ma jakieś wykształcenie, doświadczenie i poglądy, które wyraża w ten czy inny sposób. Kiedyś byłam zapaloną fanką pisania enigmatycznych, zawoalowanych tekstów o treści, którą tak naprawdę rozumiałam tylko ja (śmiech). Z tego też już "wyrosłam" i jednak staram się, aby to, o czym piszę było zrozumiałe. Jednak takie liryczne teksty są bardzo elastyczne w odbiorze i to jest ich siła. Każdy może je interpretować po swojemu i dzięki temu przekładają się na osobiste przeżycia odbiorców.

G: Wróćmy do albumu "MetaLOA". To bardzo dobry materiał, o czym zresztą pisałem w mojej recenzji na łamach "Magazynu Gitarzysta". Mam jednak dwa zastrzeżenia, właściwie to jedno. O ile jestem w stanie zrozumieć sens zarejestrowania utworu "Lutuj Janek", o tyle obecności na krążku reinterpretacji piosenki z repertuaru Lady Gagi kompletnie nie rozumiem! O co chodzi?

KK: O nic nie chodzi. To jest impuls, pomysł, zabawa. Zabawa w łączenie gatunków, w wymyślanie własnej aranżacji… radość z interpretowania czegoś, wprowadzania czegoś nowego, czyli nowych technik, nowych instrumentów, nowych gatunków. Ja bardzo lubię oba te utwory. Świetnie sprawdzają się na koncertach, są inne i widać w nich nutkę naszego poczucia humoru (śmiech). Nie każdy musi to rozumieć (śmiech).

G: Klaudia najwyraźniej doszła do wniosku, że moje horyzonty są zbyt ograniczone, aby zrozumieć cover Lady Gagi. A co ty powiesz o wspomnianych utworach Adamie?

AP: "Lutuj Janek" to była myśl, która wzięła się po wspólnych koncertach z fińskim zespołem Crimfall. Zarzuciłem pomysłem, że spróbujmy swych sił w folk metalu. To nie miało być na serio, taka forma zabawy, stąd też tekst, który jest bardzo humorystyczny. Opowiada trochę o mnie tj. o piłkarzu kopiącym w piłkę gdzieś w regionalnej lidze. Wiesz, w tego typu ligach dzieje się naprawdę sporo. Od pięknych akcji, wspaniałych goli, po ściganie sędziów z siekierą w ręce. To mój krajobraz, który bardzo lubię i ciężko mi z nim zerwać. Co do Gagi to ten numer na żywo wychodzi fajnie. Miało wyjść kontrowersyjnie i w sumie (westchnienie) …zabawne jest to jak po sceną metalowcy bawią się przy metalowej interpretacji popowego numeru. W studio nie do końca zmiksowaliśmy go tak jak powinno być. Biorę to na klatę. Następnym razem będzie lepiej.

G: A w jaki sposób wyglądał proces powstawania albumu? Weszliście do studia z gotowymi pomysłami, czy "MetaLOA" powstawała raczej w bólach, co jest dość częstym procederem wśród młodych i niewypromowanych jeszcze kapel, takich jak Krusher?

KK: Do studia weszliśmy z gotowym materiałem. Chociaż wiesz, byłoby fajnie móc wstawać rano, schodzić do własnego studio w piwnicy i tworzyć materiał od razu go rejestrując, przerabiając czy obrabiając. Niestety, w naszym przypadku, to na razie marzenie ściętej głowy. Co do "bólów", każde przedsięwzięcie powstaje w bólach, ale to przez to, że jesteśmy bandą zawziętych skurczybyków i każdy ciągnie w swoja stronę. Właśnie dlatego tyle czasu trwa u nas proces twórczy. Bywa tak, że nie możemy dogadać się przez lata, co do danego numeru, w efekcie leży on na dnie szafy póki go ktoś nie wyciągnie i nie sprawdzi czy topór wojenny został zakopany i czy jesteśmy gotowi na kompromisy (śmiech). Tak było, np. z utworem "Hive".

G: Bartoszu, jakich gitar użyłeś do nagrania albumu "MetaLOA"? Po jakie efekty sięgałeś?

Bartosz Wierzbicki (gitara): Swoje partie nagrywałem na gitarze Mayones Setius Pro z przystawkami EMG-81/85 na piecu Mesa Boogie Dual Rectifier dopalanym kostką Ibanez Tube Screamer. Kaczka i kilka innych efektów jest z efektu Boss GT-10, którego używam na koncertach.

G: A jak to wyglądało u Ciebie, Michale?

Michał Kustra (gitara): Do nagrania moich kwestii użyłem lutniczego explorera Pass Guitars na EMG-81/85. Co do pieca, tak jak w wypadku Bartka była to Mesa Dual Rectifier dopalona Tube Screamerem. Efekty takie jak delay czy pogłos na bardziej melodyjnych partiach zostały nałożone na gitary w studiu dopiero po nagraniu.

G: Jacy gitarzyści was inspirują? Czy macie jakieś marzenia lub śmiałe zamierzenia związane z gitarą?

BW: Jeśli już miałbym kogoś wskazywać to duet gitarzystów z Paradise Lost. Natomiast jeśli chodzi o "wymiataczy" to bardzo lubię styl gry Victora Smolskiego z Rage, ale nie nazwałbym go inspiracją. Marzenia związane z gitarą? Może jakiś endorsement w ciekawej firmie jak ESP lub rodzimy Mayones? Poza tym od długiego czasu zabieram się za nagrywanie jakichś playthough na youtube’a, ale zawsze brakuje na to czasu.

MK: Zawsze inspirowało mnie granie nie tyle wirtuozerskie, co konkretne i na temat. Lubię styl Grega Mackintosha z Paradise Lost, Dino Cazaresa z Fear Factory, a także Jespera Strömblada i Björna Gelotte z wczesnego okresu In Flames. Mógłbym wymienić wielu, wielu innych. Co do gitarowych marzeń, chciałbym rozpocząć kiedyś samodzielny muzyczny projekt. Komponować i nagrywać utwory w całości. Czasem zapraszać gościnnie do udziału innych muzyków.

G: A w jaki sposób wyglądają sprawy techniczne odnośnie perkusji i basu? Jakich instrumentów użyliście? Czy sięgaliście po jakieś efekty?

Rafał Berkowicz (bas): Jeśli chodzi o sprzęt basowy użyłem przedwzmacniacza Tech21 Sansamp RBI, wzmacniacza Ampeg SVT-CL i kolumny Ampeg SVT 410 HLF. W mojej opinii to połączenie wypadło najlepiej w porównaniu z kilkoma innymi dostępnymi wariantami. A gitara, na której grałem to czterostrunowy Warwick Fortress Flashback, do którego zamontowałem struny Fodera. To chyba tyle w kwestii sprzętu. Obyło się bez dodatkowych efektów. Zawsze wychodziłem z założenia, że im mniej tego wszystkiego na drodze pomiędzy basistą a głośnikiem tym... mniej noszenia (śmiech). A jeśli chodzi o technikę gry to nie było tutaj nic nadzwyczajnego. Ten rodzaj techniki nazwałbym po prostu techniką mocnego napierdzielania piórem po strunach.

AP: Od zawsze gram na zestawach Pearl i jak na razie nie mam zamiaru tego zmieniać. Z blach walę w Amedię i Staggi.

G: W sumie więc w jaki sposób moglibyście zdefiniować sekcję instrumentalną na drugim albumie Krushera? Zapytam przewrotnie, czego zabrakło, aby usłyszał o was cały świat?

BW: Emisji naszej płyty w stratosferze.

AP: Prostej łatwej w odbiorze muzyki, wąskich gaci, pomalowanych paznokci, tapira i jakiś gej by się przydał (śmiech)

MK: Sekcja instrumentalna na płycie "MetaLOA" to melodyjny metal ze sporymi wpływami thrashu i heavy. Nie brakuje też jednak akustycznych wstawek i partii zagranych na innych instrumentach, takich jak klawisze, skrzypce czy akordeon.

G: Małymi krokami zbliżamy się do końca naszej rozmowy. Muszę jednak zapytać jeszcze o Krushfest. To ciekawa i chwalebna inicjatywa. Przed nami kolejna edycja festiwalu. Czy macie w związku z tym jakieś szczególne oczekiwania?

AP: Chcemy wyciągnąć ludzi z domów, sprzed telewizorów i komputerów. Chcemy kultywować tradycje muzyki rockowej i metalowej. Chcemy dzięki tej imprezie wciągać młodych ludzi w taka subkulturę. Acid Drinkers i KSU to uznane formacje, które zagrają na tegorocznym Krushfest. Mam nadzieję, że ludzie dopiszą i będzie pogoda.

G: Nie chcę być złym prorokiem, ale był już w Polsce festiwal sygnowany imieniem popularnej kapeli. Jednak tam organizator informował o zespołach, które na festiwal nie miały zamiaru przyjechać. Nie obawiacie się tego typu historii? Jak wygląda organizacja Krushfestu?

AP: Na temat Hunt...festu są różne opinie. Jedni twierdzą, że dzięki tej imprezie zespół uzyskał rozgłos, inni twierdzą, że ówczesny manager przeinwestował, naciął ludzi, znów niektóre osoby z branży twierdzą, że wywiązał się z wszelkich umów. Polskie piekiełko.

G: A co z planami Krushera na przyszłość? Gdzie kapela będzie znajdować się za pięć lat?

AP: Najważniejsze dla mnie jest to, aby zespół przetrwał i zrobił postępy. Jako drugi punkt chcę nagrać dwie płyty bardziej spójne muzycznie, niż "MetaLOA". Jako punkt trzeci nakręcić jakiś fajny obraz do muzyki. Kolejnym punktem i marzeniem jest zdobycie jak największej ilości Przyjaciół i Fanów, a co za tym idzie, grać niezapomniane koncerty. Jakby jeszcze były dobrze płatne to w końcu bym zamienił swą dwudziestoletnią renówkę na coś młodszego (śmiech)

G: Podkarpacie, gdzie mieszkacie zarówno Wy, jak również ja, nie jest na pewno sceną Bay Area albo jakąkolwiek inną związaną z metalem. To bardzo katolicki region Polski i świata. Dodając do tego fakt, że muzyka rockowa i metalowa znowu zaczyna znajdować się w kryzysie, to muszę zapytać o wasze obecne nastawienie. Gdzie jest muzyka, a gdzie Wy jesteście?

AP: Trzeba sobie powiedzieć wprost, że muzyka metalowa to totalna nisza. To muzyka w naszym kraju totalnie niedoceniona, kultywowana wyłącznie przez maniaków tego gatunku. Weźmy pod uwagę Vadera, Behemotha czy Decapitated. Czy oni są w polskich mediach? Nie. Pojawiają się tylko w momencie, kiedy np. Nergal zerwie z Dodą lub kiedy mają grać w Polsce, a ich koncerty są odwołane, bo zaczyna się nagonka ze strony fanatyków religijnych. Nikt nie promuje ich muzyki, nikt nie pisze o ich sukcesach za granicą. Proszę wskazać mi innego polskiego wykonawcę, który jest tak znany za granicą, gra regularne trasy na zachodzie, w Azji i w sumie wszędzie?! Ta nasza popowa papka żyje na koszt podatnika grając w sezonie na dniach miast, na darmowych spędach bydła, bo kto z tych ludzi pod sceną by zapłacił bilet? Niewielu! Smutne to wszystko. Krusher robi swoje. Rozmawiam z wieloma muzykami i wielu z nich wierzy, że w końcu to się zmieni, że znów będą piękne lata 80, kiedy metal kwitł. Ja osobiście marzę o tym, ale szanse na to, moim zdaniem, są niewielkie. Jednak trzeba próbować zmieniać rzeczywistość. Właśnie m.in. po to powstał Krushfest.

Pytania zadawał: Konrad Sebastian Morawski
konrad.morawski@wp.pl