W różnych regionach Polski istnieją wciąż nieodkryte zespoły rockowe i metalowe. Istnieją też wraz nimi mało budujące myśli: "Czy warto tworzyć muzykę?". Przypadek Krushera udziela odpowiedzi: "Warto".
Wywodząca się z Podkarpacia kapela została założona jeszcze w 2002 roku, ale materiał zatytułowany "MetaLOA" to dopiero jej drugi duży album. Dzieło wydane późną jesienią 2014 roku jest następcą debiutu sprzed sześciu lat zatytułowanego "Forward". W tym czasie Krusher próbował wyrobić sobie markę w ramach jasielskiego festiwalu muzycznego KrushFest, organizowanego w tej formule od 2009 roku, a także podczas koncertów granych u boku największych polskich zespołów rockowych i metalowych. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że posłuch kapeli nie jest jak dotąd zbyt duży, choć szansę na zmianę tego stanu rzeczy ma jej nowy materiał.
"MetaLOA" zawiera dziesięć kompozycji, przy czym utwór "Ogień" został zaprezentowany w dwóch różnych aranżacjach - refleksyjnej metalowej i refleksyjno-etnicznej pod zmienionym tytułem "Watra". W sumie szybko daje się zauważyć, że Krusher przedstawia się na nim jako zespół ze wszech miar różnorodny. Album, przynajmniej pod względem instrumentalnym, nie jest konceptem. Wszakże oprócz wspominanej refleksyjności kapela serwuje ostre heavymetalowe zjazdy gitarowo-perkusyjne (utwór tytułowy albo "Hive"), czasem nawet wkracza na rejony ekstremalne i niebezpieczne ("Raven"), aby też, może nawet nieintencjonalnie, odkrywać kokietowaną akustykami i dźwiękami klawiszy etniczność osadzoną na granicy dawnych ziem lwowskich i krakowskich ("Za Karę", "Wiatr", wcześniej wspominana "Watra"). Krusher gustuje też w pomysłach hardrockowych ("Solvent"), choć warto tu zauważyć, że pomiędzy wszystkimi cięższymi numerami zawartymi na "MetaLOA" często dochodzi do mieszanych dialogów instrumentalnych pomiędzy hard rockiem a ekstremą, czasem nawet gotykiem. Na tym właśnie polega różnorodność formacji.
Nie potrafię natomiast przekonać się do poczucia humoru tej podkarpackiej kapeli. Zarejestrowaną na krążku reinterpretację utworu "Poker Face" z repertuaru Lady Gagi traktuję jako nieporozumienie. Nie chodzi mi nawet o to, że amerykańska superstar pasuje do hard rocka i heavy metalu jak śledź do piwa (…choć inne zdanie ma na ten temat m.in. Rob Halford), ale wykonanie Krushera - w tym przede wszystkim sztuczne i irytujące wokale wspierające - okazuje się płaskie i tandetne, nielicujące w żaden sposób z zasadniczą częścią materiału. Drugim i ostatnim utworem w zawartości płyty, który kapela mogła sobie odpuścić jest kompozycja o wymownym tytule "Lutuj Janek". Paradoksalnie, wydaje mi się, że rozumiem sens tego utworu. Mieszkam, tak jak muzycy Krushera, na Podkarpaciu, jestem niedzielnym kibicem Czarnych Oleszyce. Tyle. Nie ma w tym żadnego przekazu, a przynajmniej nie na tyle, aby mógł on mierzyć się z zawartością "MetaLOA". Myślę, że w tym przypadku etniczne zakusy członków kapeli posunęły się w nieco karykaturalnym kierunku, choć tekst utworu prezentuje atrakcyjną polszczyznę, dobrą do eksploracji, gwarową, zreinterpretowaną przecież przez etnologa i antropologa kultury.
Otóż autorką słów do "Lutuj Janek", jak i do nieomal całego albumu, jest Klaudia Kozień. Wokalistka Krushera to zjawisko. Nie chodzi mi tylko o jej urodę i wykształcenie, które ona sama potrafi doskonale przełożyć na słowa kompozycji, ale też o jej wszechstronną skalę. Klaudia Kozień potrafi wyciągnąć szprychy z gardła w najostrzejszych fragmentach albumu, drze się tam i krzyczy, ale też wspaniale śpiewa. Utwory, które wcześniej sklasyfikowałem jako etniczne, to prawdziwy popis wokalistki. W sumie więc źle by się stało, gdyby Klaudia Kozień przepadła w odmętach polskiego rocka i metalu. To samo odnosi się również do instrumentalistów zespołu. Muszę przyznać, że pod tym względem uwagę zwraca przede wszystkim gitarzysta (…i nie tylko) Bartosz Wierzbicki. Główny autor kompozycji na "MetaLOA" doskonale wie na czym polega gitarowe rzemiosło, a niektóre jego wycieczki i improwizacje dają nadzieję na więcej. Trudno pominąć też rolę sprawnego perkusisty i autora niektórych kawałków Adama Pucykowicza, warto równocześnie wspomnieć o gitarowym wkładzie Michała Kustry i basie Rafała Berkowicza, a kapeli doradzam też śmielsze angażowanie smyczków do twórczości. W warstwie refleksyjnej krążka partie Ewy Borcz wydają się bowiem cenne.
Podsumowując sądzę, że Krusher znajduje się dziś w tym miejscu, w którym kapelą powinna zainteresować się poważna wytwórnia, gwarantująca jej trochę więcej, niż "profesjonalne studio nagrań Regnat". Nie mam nic przeciwko lokalnemu procesowi twórczemu i dystrybucji, ale "MetaLOA" to wyraźny dowód na to, że zespół powinien istnieć przynajmniej w masowej świadomości polskich słuchaczy rocka i metalu. Jakkolwiek nie wspominając o tych czy innych atutach drugiego albumu kapeli, trzeba przede wszystkim pamiętać o utalentowanej Klaudii Kozień. Takie wokale, wszechstronne a zarazem osadzone w intrygującej lokalnej manierze, muszą być odpowiednio docenione. Krusher zasługuję na swoją szansę.
Konrad Sebastian Morawski