Wywiady
Steven Wilson

Czwarty solowy album Stevena Wilsona potwierdza, że jest on jednym z najbardziej nieustraszonych artystów naszych czasów. Muzyk zgodził się zdradzić nam sekret swojego podejścia do produkowania albumów, komponowania muzyki, sprzętu oraz tego, w jaki sposób udało się mu poskromić bestię shredu, Guthrie Govana...

2015-07-17

Nie nazywajcie go bohaterem gitary. Do osoby Stevena Wilsona bardziej pasuje określenie twórczej fali. Wyszedł z ukrycia na początku lat dziewięćdziesiątych, jako lider łączącego różne style muzyczne Porcupine Tree, a obecnie ambitnie kontynuuje swoją solową karierę. Ten 47-letni artysta pokazuje wyraźnie, że w jego umyśle dzieje się mnóstwo niezwykłych rzeczy. Jest wizjonerem, stapiającym w jedno aktualne i często przerażające motywy w swoich albumach koncepcyjnych, które w dobie mieszanych list odtwarzania wymagają od słuchacza sekwencyjnego przesłuchiwania utworów. Jest wirtuozem gitary, jednak woli malowanie szerszego obrazu, który uzyskuje sam produkując własne albumy, grając na wielu instrumentach i sięgając po najnowszą technologię. W tym roku Wilson powraca ze swoim czwartym solowym albumem, zatytułowanym Hand. Cannot. Erase. To zadziwiająca płyta, rozpoczynająca się prawdziwą historią kobiety, która przez trzy lata leżała martwa w swoim londyńskim mieszkaniu. Witajcie w świecie Stevena Wilsona…

USTAL NASTRÓJ, RESZTA PRZYJDZIE SAMA


Niektórzy artyści zaczynają od pisania riffów. Dla mnie ważniejsze jest stworzenie atmosfery. Najnowszy album został zainspirowany kobietą, Joyce Vincet. Zmarła w swoim mieszkaniu w Londynie i minęły trzy lata, zanim odkryto jej ciało. Jej historia od samego początku wywołała we mnie fascynację, szok i przerażenie. Stała się dla mnie symbolem naszego sposobu życia w wielkim mieście w erze internetu.

Niektóre dźwięki tworzą specyficzne nastroje. Podobnie, jak efekty. Czasami łapiesz jakieś brzmienie i ono natychmiast sugeruje styl grania, czy podejście do utworu. Dla mnie zawsze to działało właśnie w ten sposób: najpierw odnajdowałem właściwe brzmienie, a odpowiednie dźwięki same pojawiały się we właściwych miejscach. Mam swoje ulubione akordy, do których od czasu do czasu powracam. Szczególnym uczuciem darzę durowe akordy septymowe. Mają w sobie pewien nostalgiczny, pełen smutku charakter. Mój ukochany akord? Bb6 z dodaną noną.

KOMPONOWANIE MUZYKI NIE OGRANICZA SIĘ DO SZEŚCIOSTRUNOWEJ GITARY


Gitara nie jest jedynym sprzętem, który służy komponowaniu. Nie należę do ludzi, którzy potrafią wziąć gitarę do ręki i na poczekaniu wymyślić piosenkę. Potrzebuję wszystkich moich instrumentów wokół siebie. Bardzo często - nawet w ramach pisania jednego utworu - zaczynam od skomponowania jednego riffu na basie, następny piszę na gitarze, a jeszcze po chwili przerzucam się na pianino. Niektóre z moich utworów są bardzo skomplikowane i długie. Są podzielone na kilka różnych części, przechodzą od jednego nastroju w drugi. Napisałem Routine na pianinie i to wyraźnie czuć. Ale posłuchaj na przykład Happy Returns i od razu wiadomo, że ta piosenka została skomponowana na gitarze - ma w sobie ten feeling, który towarzyszy kawałkom gitarowym. Potem możesz przejść do Home Invasion, który zaczyna się od swego rodzaju death- metalowego riffu. Dla innego utworu, zatytułowanego Perfect Life punktem wyjścia była elektroniczna perkusja i loopy.

W PRODUKCJI CHODZI O SZERSZY OBRAZ


Według mnie, najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek nauczyłem się na gitarze, było tak naprawdę odsunięcie się od niej. Cały album powstał z myślą o mnie, jako o producencie, a nie o instrumentaliście. Pewną analogią jest oczywiście postać reżysera - producent to człowiek, który odpowiada za całą wizję muzyczną i, który zrobi wszystko, żeby tę wizję zrealizować. Nigdy nie uważałem siebie jedynie za gitarzystę. Raczej patrzyłem na siebie, jako na kompozytora i producenta, grającego na czym się da w celu stworzenia pewnej muzycznej całości. Kiedy gram, interesuje mnie projektowanie dźwięków i brzmień. Zawsze myślę w kontekście szerokiego obrazu i podróży.

Uważam, że punktem zwrotnym w mojej relacji z gitarą było odsunięcie się od samego grania i zaproszenie do współpracy innych gitarzystów takich, jak Guthrie Govan. Ten ruch całkowicie zmienił moją perspektywę. To niesamowicie ciekawe, jak inaczej patrzysz na rolę gitary kiedy uwolnisz się od faktycznej odpowiedzialności za grę na tym instrumencie.

SKUPIENIE SIĘ NA TECHNICE MOŻE BYĆ NIEBEZPIECZNE


Frazy i solówki Govana są potężną bronią, jednak potrzebują ostrożnego zagospodarowania. Guthrie jest nieprawdopodobnie uzdolnionym muzykiem. Gra jest dla niego całkowicie naturalna - tak, jakby nie było żadnego podziału między jego umysłem, a gitarą. On jest gitarą. Przy pracy nad tym albumem stanowiło to ogromne wyzwanie dla mnie, ponieważ Guthrie w naturalny sposób ma skłonność do robienia rzeczy, które robią na wszystkich wrażenie, jednak niekoniecznie są właściwe w danym utworze. Jeśli natomiast potrafisz go wpasować w odpowiednie miejsce, jego gra staje się prawdziwym kunsztem. Ja osobiście musiałem znaleźć dla niego właściwy obszar brzmieniowy, właściwą przestrzeń, właściwy nastrój. Tak, brzmienie miało tu zasadnicze znaczenie. Jeśli dajesz komuś takiemu, jak Guthrie naturalne brzmienie, natychmiast zaczyna grać bardzo szybko. Jeśli jednak dasz mu brzmienie pełne nastroju, z delayem, naturalnie pojawi się u niego tendencja do zwolnienia, ponieważ on od razu czuje, że musi współpracować z dźwiękiem. W ten sposób karmiliśmy Guthriego efektami Leslie, delayami, reverbem i filtrami - posłuchajcie, do czego zmusiły go te "pokarmy" i jak zaczął grać w sposób, którego poszukiwałem.

PODŁĄCZ SIĘ I GRAJ


Brzmienia generowane komputerowo zawsze stanowiły istotną część palety kolorów Wilsona. Są takie momenty, w których granie z plug-inami może być inspirujące. Mam na myśli głównie wtyczki audio, które posiadają symulacje starych analogowych brzmień. Ze względu na plug-iny również nagrywam w Logic Audio - lubię w nim tape delay. Jedną z moich ulubionych wtyczek, którą wykorzystałem w każdym utworze, jest jednak symulator taśmy Universal Audio Ampex. Puszczasz sygnał przez plug-in, żeby powstała symulacja drgania i ruchu taśmy, co sprawia, że wydaje się, jakby instrument rdzewiał, albo się rozkładał - jak stary, zużyty magnetofon szpulowy. Bardzo lubię przekształcać piękne brzmienia w takie, które są niskiej jakości. W Logic są znakomite symulatory wzmacniaczy - ja ciągle jeszcze używam Amp Farm. Logic już z tego zrezygnował - mają teraz Amp Designer. Wolę jednak ten stary, którego można używać po wpisaniu opcji Legacy.

ZASADY REVERBU


Choć nie jest to najbardziej egzotyczny efekt na świecie, to jednak niełatwo się bez niego obejść. Jedną z rzeczy, którą uwielbiam w Amp Farm jest stary strunowy symulator reverbu. Kiedyś używałem plug-inów typu impulse-response - bardzo drogich reverbów nadających brzmieniu filmowy charakter. Teraz odkrywam, że wolę oldskulowe strunowe reverby mono. Przyzwyczaiłem się do tego, że reverb powinien mieć klasyczny charakter i osobowość. Oczywiście pięknie brzmiące reverby nakładane na wszystko to bardzo kusząca perspektywa, ale po zmontowaniu całości okazuje się, że brzmi, jak papka. Używając reverbów mono, w bardzo klasyczny sposób, nagle okazuje się, że pojawia się więcej przestrzeni w miksie, a jest to bardzo potrzebne w utworach, w których wiele się dzieje. Korzystam również z EMT 140, który jest plug-inem UA symulującym starą płytę pogłosową EMT plate reverb z lat siedemdziesiątych. Jest przejrzysty, świetnie "siedzi" w miksie i nadaje mu silny charakter.

NIECH ZGADUJĄ


Jest szansa, że partia pianina, której słuchasz jest w rzeczywistości gitarą. Kiedy po raz pierwszy sięgnąłem po gitarę, nie interesowało mnie to, jak na niej grać. Ciekawiło mnie to, jak nauczyć się wydobywać z niej różne dziwne dźwięki. Myślę, że tak jest do dziś. Czasem na płycie słychać brzmienie keyboardu, które tak naprawdę jest grane na gitarze. Kiedy indziej, zamiast keyboardu, czy tekstury keyboardu lepiej użyć gitary i nadać jej brzmieniu konsystencję przez delay i reverb, i w ten sposób stworzyć coś w rodzaju dużych dźwiękowych chmur. Używam wielu plug-inów po to, aby wykreować abstrakcyjne brzmienia, które trudno jest rozpoznać, jako gitarowe. Taka cyfrowa manipulacja.

PODWÓJNY EFEKT


To niesamowite, co można osiągnąć z podwójnymi ścieżkami akustycznymi. Wszystkie partie akustyczne nagrywam sam w domu i używam do tego Neumanna U47, który jest najlepszym mikrofonem, jaki posiadam. Przez ostatnie lata, kiedy pracowałem nad kilkoma albumami zmieniła się właściwie jedna rzecz - mianowicie przy nagrywaniu gitar akustycznych, zwłaszcza partii kostkowanych używam zwykłego PRS acoustic, a potem Nashville-strung Ovation. Dwa oddzielne overduby. Nadają brzmieniu cudownie krystaliczną jakość, którą zdecydowanie uwielbiam. W tej chwili prawie zawsze nagrywam w ten sposób.

ROCK PROGRESYWNY TO SPRZECZNOŚĆ


Nie ma czegoś takiego, jak "nowa muzyka", jest tylko osobowość. Wielu ludzi określa muzykę, którą tworzę, jako "progresywny rock". To termin, przed którym się wzbraniam - nie dlatego, że się go wstydzę, tylko dlatego, że wprowadza w błąd. W rzeczywistości - takie jest moje zdanie - nie da się zrobić czegoś całkowicie "nowego". W 2015 roku wszyscy poruszamy się i korzystamy z tego, co stworzono w przeszłości. Muzyczny słownik został już dawno napisany. Wciąż jednak możesz nadać swojej muzyce i brzmieniu świeżość i czar dzięki temu, że ubierzesz ją w swoją osobowość.