Jest cenionym muzykiem sesyjnym, którego solowa kariera nie stygnie od dekad. Zwykli ludzie kochają go za melodyjność fraz, a muzycy cenią jego wiedzę, której mógłby mu pozazdrościć niejeden utytułowany dżentelmen sprawujący pieczę nad muzycznymi katedrami najlepszych uniwersytetów.
W natłoku spraw i zdarzeń udało nam się na chwilę zatrzymać Carla i wypytać o to co nas gitarzystów interesuje najbardziej...
Ostatni album naszego bohatera - Mustang Run - to arcydzieło fusion będące odpowiedzią na pytanie, dlaczego jest obecnie jednym z najbardziej zajętych sidemanów. Ma za sobą niezliczone ilości topowych projektów, od soundtracku w klimatach Django przy animacji Pixara "Ratatuj", po stadionową trasę z Supertramp. Co ciekawe, Carl w dużej mierze jest samoukiem, który dzięki sumienności i determinacji stopniowo odkrywał kolejne sekrety podstrunnicy. Poprosiliśmy go o podsumowanie chwil przełomowych w drodze na szczyt i radę, jak najefektywniej wykorzystać jego doświadczenie w naszym własnym graniu.
Ostatni album naszego bohatera - Mustang Run - to arcydzieło fusion będące odpowiedzią na pytanie, dlaczego jest obecnie jednym z najbardziej zajętych sidemanów. Ma za sobą niezliczone ilości topowych projektów, od soundtracku w klimatach Django przy animacji Pixara "Ratatuj", po stadionową trasę z Supertramp. Co ciekawe, Carl w dużej mierze jest samoukiem, który dzięki sumienności i determinacji stopniowo odkrywał kolejne sekrety podstrunnicy. Poprosiliśmy go o podsumowanie chwil przełomowych w drodze na szczyt i radę, jak najefektywniej wykorzystać jego doświadczenie w naszym własnym graniu.
Twoich solówek słucha się niezwykle przyjemnie, głównie za sprawą ich melodyjności. Jak udało Ci się to osiągnąć?
Dostałem kiedyś pracę w nocnym klubie w Kalifornii, gdzie grałem na gitarze i śpiewałem. Musiałem zełgać, że mam 18 lat, chociaż tak naprawdę miałem 17, bo zgodnie z prawem nie mogliby mnie tam zatrudnić. Tak więc zanim zostałem improwizującym gitarzystą jazzowym, byłem dzieciakiem komponującym i grającym piosenki na akustyku Martina. Myślę, że właśnie to spowodowało u mnie naturalną grawitację w kierunku melodii. Miałem też pewną przygodę, która otworzyła mi oczy. Mając już 18 lat grałem w klubie w Pasadenie, kiedy podszedł do mnie jakiś gość i powiedział: 'Podoba mi się twój styl - może chciałbyś kiedyś ze mną podżemować?' Odparłem, że jasne i wkrótce wylądowałem u niego w domu ze stertą nut przed nosem. Zaczęliśmy grać pierwszy numer - był tam akord Fmaj7, który znałem. Ale następny był Dm7b5, którego symbol widziałem pierwszy raz w życiu, więc przyjrzałem się skali - "D, E, F, G, A... hmm... jeśli to b5 to będzie to Ab" - i zagrałem mu tak opracowany na poczekaniu voicing. Wtedy on pokazał mi 20 czy 30 innych sposobów na zagranie Dm7b5 i było to dla mnie kompletnie szokujące. Nie słyszałem o tym akordzie wcześniej i nagle zobaczyłem te wszystkie punkty na podstrunnicy. Tak właśnie zainteresowałem się jazzem, Milesem Davisem i improwizacją. Myślę, że słuchając tego typu rzeczy nabywasz wyczucie melodii. Pamiętam jak rozpisałem ze słuchu solówki do całej płyty Sonny Rollinsa i dało mi to więcej niż cała masa rzeczy, które zazwyczaj ćwiczy się na gitarze.
Jeśli miałbyś poradzić kompletnemu nowicjuszowi, jak zagrać dobre solo, ale miałbyś na to 60 sekund - co byś powiedział?
Zwykle radzę ludziom, aby zaczęli od czegoś naprawdę prostego i budowali na tym fundamencie. Musisz oprzeć się o coś, co jesteś w stanie zanucić, na jakiejś jednej nucie i nie starać się grać ich zbyt dużo. Najlepiej zaczynać od trzech, czterech nut na takt. To dobry punkt wyjścia. Radzę też wykorzystywać pełen zakres instrumentu, żeby nie stać się niewolnikiem trzech strun wiolinowych w jednej pozycji. Wybierzmy się w podróż po instrumencie, który ma dużo więcej tajemniczych miejsc niż się powszechnie uważa.
Który z żyjących muzyków miał na Ciebie największy wpływ i czego o graniu na gitarze się od niego nauczyłeś?
W latach 70. usłyszałem o gościu, który nazywał się Joe Diorio. Kiedy przybył do naszego miasta, byłem już fanem, więc pojechałem odebrać go z lotniska i wraz z kumplem pomogliśmy mu dostać się na gig, który właśnie grał. Zaraz potem zapisałem się do niego na lekcje. Nauczył mnie dwóch ważnych rzeczy, które praktykuję po dziś dzień. Po pierwsze, uświadomił mi, że interwały brzmią dużo bardziej melodyjnie, niż zwykłe, sekwencyjnie grane skale. Dzięki niemu zacząłem myśleć o tercjach, kwartach, kwintach, sekstach i tak dalej. W ten sposób solówki stają się melodyjne, bo jakkolwiek każdy potrafi wymiatać po pentatonice, czy skalach modalnych, to tworzenie melodii opiera się na doborze odpowiednich interwałów. Drugą ważną rzeczą jakiej mnie nauczył było korzystanie z notesu z frazami. Powiedział: "Zawsze, kiedy wpadnie ci do głowy jakiś interesujący pomysł, zapisz go, a dobrze na tym skorzystasz". Przykładowo, mogę grać sobie bez akompaniamentu w B dur, ot tak, dla czystej przyjemności słyszenia dźwięków gitary. Nagle spod moich palców wychodzi fraza, której nigdy wcześniej nie grałem. Zapisuję ją wtedy, notując także opalcowanie i artykulację - gdzie użyłem slide'ów, a gdzie podciągnięć.
Zagrałeś wiele ważnych sesji w studio - w jaki sposób analizujesz utwór, który słyszysz po raz pierwszy, pod kątem gitarowych partii, które się w nim sprawdzą lub nie?
Jako sideman, spędzasz życie grając przeważnie podkłady. Dużo czasu poświęcam więc na ćwiczenie partii rytmicznych w różnych stylach. Musisz sobie uświadomić, że twoim zadaniem w tej pracy jest uzupełnienie muzycznej wizji człowieka, który cię zatrudnia. Słucham więc utworu, starając sobie wyobrazić co zagrałbym tutaj, gdyby to była kompozycja na moim własnym albumie. Istotne jest dla mnie to pierwsze wrażenie i myślę, że wyrobienie sobie takiego instynktu jest niezwykle ważne. Ale ważne jest też, by mieć pod ręką spory zasób fraz i patentów, które wyciąga się do czasu, aż człowiekowi, który cię zatrudnia spodoba się to co grasz. Wiele razy producent nie wie czego chce do czasu, aż to usłyszy. Muszę mieć więc pod ręką te wszystkie partie rytmiczne w bluesowej stylistyce Jimiego Hendrixa/Curtisa Mayfielda, R&B Steve'a Croppera i wiele, wiele innych. Trzeba mieć to wszystko pod palcami. Wtedy można zaproponować: "Być może chciałbyś dodać tu nieco kolorystyki a'la The Edge, lub coś co zagrałby Andy Summers?" Z tym łączy się mój własny styl, wykorzystujący te wszystkie trójdźwięki, z drugą nutą przeniesioną oktawę wyżej - tego typu voicingi znajdziesz wszędzie na gitarze i można z ich pomocą stworzyć genialnie brzmiące partie rytmiczne. Chodzi generalnie o to, by operować szerokim spektrum opcji stylistycznych.
Wielu gitarzystów chciałoby popracować nad improwizacją, ale mrozi ich myśl o wgryzaniu się w teorię. Są jakieś praktyczne korzyści, jakie odniosłeś ze zgłębiania jej?
Pamiętam, kiedy w Berklee College of Music nauczyciel kazał nam harmonizować skalę C dur. Rozpisaliśmy sobie te wszystkie akordy w górę gryfu - Cmaj7, potem Dm7, Em7 i tak dalej. Na koniec zarządził: "Kupcie papier nutowy z dwunastoma systemami i rozpiszcie w ten sposób skale durowe we wszystkich tonacjach." Byłem przemądrzały, więc zapytałem: "Po co każe nam pan to robić? Przecież II stopień w każdej tonacji zawsze będzie akordem molowym, piąty dominantą i tak dalej." Wtedy on zapytał mnie: "Jaki akord jest na VI stopniu skali w tonacji Bb dur?" Zacząłem myśleć i liczyć, ale przerwał mi: "Powinieneś to wiedzieć od razu." Musisz wiedzieć bez zastanawiania się, że II akord w Eb dur to F moll, a VII w A dur to G#m7b5. Kiedy masz to opanowane, możesz zagrać dowolny utwór w dowolnej tonacji - cała ta wiedza jest pod twoimi palcami. I ta umiejętność naprawdę przydała mi się w mojej karierze muzyka sesyjnego.
Jak wyrwać się z rutyny? Każdy z nas był w tym miejscu, waląc głową o ścianę, nie mogąc wymyślić nic nowego...
Kiedy ludzie pytają mnie, jak wyrwać się z typowych patentów, każę im zagrać skalę durową C-D-E-G-A od najniższego dostępnego dźwięku na gitarze, aż do ostatniej nuty, w górze gryfu na najwyższej strunie, a potem wrócić z powrotem. Następnie zrobić to we wszystkich 12 tonacjach, ale nie uczyć się jednego stałego patentu - zamiast tego grać za każdym razem nieco inaczej. To jest wspaniałe ćwiczenie duchowe, bo zamiast trenować technikę, zaczynamy układać dźwięki tam gdzie ich miejsce.
A co z brzmieniem? Na co zwracasz w gitarze uwagę?
Lubię kiedy przystawki nie są zbyt mocne, bo mocny sygnał niekoniecznie daje lepsze brzmienie. Mam obecnie 13 lub 14 Stratocasterów i te stare zdają się mieć w sobie coś szczególnego... Gitarę sygnowaną moim nazwiskiem robi mi firma LSL - ci goście analizują stare pickupy z '58 lub '61 roku, starając się je skopiować pod względem poziomu sygnału wyjściowego. Lubię też kiedy gitara nie jest zbyt ciężka - staram się utrzymać swoje instrumenty w zakresie do 3,3 kg. Odkryłem, że wtedy mocniej rezonują i lepiej brzmią. Uważam też, że grubość strun nie ma aż tak dużego wpływu na brzmienie, jak ich akcja nad podstrunnicą. Musisz mieć akcję na tyle wysoką, by móc się dobrze wgryźć - nie chcesz by struny leżały na gryfie, strzelając we wszystkich pozycjach. Z wyższą akcją łatwiej się podciąga. Można wtedy uzyskać równie dobry sound z kompletu 9-46 - takiego właśnie teraz używam - jak z kompletu "jedenastek", czy czegoś w tym stylu. Kiedy jednak grasz na gitarze całymi dniami i dajesz strunom wycisk, jedenastki obedrą ci palce ze skóry.
Jakie masz podejście do wzmacniaczy i efektów?
Jestem wielkim fanem efektów w kostkach, ponieważ uwielbiam czysty sound Strata, sposób w jaki przebija się przez miks i sprawdza podczas grania z zespołem. Ale lubię też distortion jaki dają humbuckery. Grając na singlach, masz o wiele więcej przeszkód do przeskoczenia na drodze do uzyskania tłustego, przesterowanego soundu. Z gitarą wyposażoną w humbucker podpinasz się do pieca i już to w zasadzie masz, prawda? W graniu na żywo wykorzystuję więc system A/B z kostkami typu distortion. Moje czyste wzmacniacze mają niezależny tor sygnałowy, w który włączam też chorus lub delay. Natomiast wzmacniacze obsługujące przester są już lekko przełamane i wtedy dopalam je dodatkowo od przodu... To szaleństwo, ale w tej chwili posiadam już około 50 wzmacniaczy. Rozmnożyły się jakoś (śmiech). Gram głównie na piecach Fender Princeton Reverb - mam takie cztery, dwa w domu i dwa w studio. Ale ostatnio używam też Gibsona Falcon. To wzmacniacz z lat 60. - brzmi świetnie. Mam też kilka sztuk Marshalla, trzy Dr Z, starego AC30 Voxa - jego również mam trzy sztuki. Zdobyłem też niedawno 100-watową głowę HiWatta z 1976 roku, w której się zakochałem. Wierzcie lub nie, ale ten HiWatt ma genialny czysty sound - chcę dokupić drugi egzemplarz, aby móc grać stereo. Tak więc, jakby ktoś coś wiedział - intensywnie poszukuję HiWatta z 1976. Wracając do wzmacniaczy Fendera, mam ich około dziewięciu - Twiny, Tremoluxy, różne modele.
Co w grze na gitarze sprawia Ci obecnie najwięcej przyjemności?
Największą frajdę nadal daje mi występowanie na żywo. Uwielbiam wychodzić na scenę i grać - to jest samo w sobie największą gratyfikacją. Niedawno zakończyliśmy dwumiesięczną trasę ze Stu Hammem na basie i z genialnym Johnem Maderem na perkusji. Byłem wożony busem codziennie, a jedynym moim zmartwieniem było: "Jak sprawić by dzisiejszy wieczór był jeszcze lepszy niż ostatnio." Myślę, że to przywilej.