Red Fang to koncertowe monstrum i paczka kumpli, którzy świetnie bawią się na scenie. Są wyluzowani, sympatyczni, a zarazem niezwykle profesjonalni w tym, co robią.
Z gitarzystą Red Fang, Davidem Sullivanem spotkaliśmy się na tegorocznej edycji Desertfest w Berlinie. Udzielił nam bardzo gitarowego wywiadu, w którym opowiedział o swoich muzycznych początkach, instrumentarium oraz wyjaśnił, że shredem można wyrazić siebie.
Sprzętologia:
Gitary: Fender Telecaster Thinline ’72, Electra Omega Les Paul
Wzmacniacze: Sunn Beta Lead, Traynor YBA-1
Efekty: MXR Phase 90, Way Huge Aqua Puss
Struny: Dunlop Heavy Core
Kostki: Dunlop Tortex .73
Rozmawiał: Wojciech Margula
Kiedy po raz pierwszy sięgnąłeś po gitarę?
Bardzo wcześnie. W naszym domu gitara była od zawsze. Gdy byliśmy mali, razem z bratem dostaliśmy od mamy hiszpańską gitarę klasyczną z wycięciem cutaway. Mój młodszy brat całkiem nieźle sobie radził, mimo że był leworęczny, grając na gitarze praworęcznej. Miłość do muzyki zaszczepiła mi mama. Słuchałem dużo The Beatles, Neila Younga, Black Sabbath, Cream. Pierwszą poważną gitarę kupiłem na studiach, za pieniądze ze studenckiej pożyczki. Wydałem je na cel, na który nie powinny zostać wydane, jednak zbyt bardzo kochałem ten instrument, by zwlekać z zakupem.
Co to była za gitara?
Kupiłem Fendera Telecaster Thinline, rocznik 1972 w sklepie muzycznym w Raleigh w Karolinie Północnej. Do dziś to moja ulubiona gitara. Ma dwa humbuckery, więc z typowym Telecasterem ma właściwie wspólny tylko kształt. Za sprawą takiego układu przystawek, traci trochę charakterystycznego twangu. Mimo wszystko to najlepiej brzmiąca gitara, jaką kiedykolwiek miałem. Bardzo dużo na nim grałem, spotykałem się ze znajomymi na jam sessions. Jakiś czas później założyliśmy pierwszy zespół. Muzyka była dla nas ważna na tyle, że potrafiliśmy zbierać pieniądze na trasę koncertową, by po powrocie wrócić kompletnie "spłukanym". Nie sądzę, że jestem dobrym gitarzystą, jeżeli chodzi o technikę. Nie potrafię poruszać się swobodnie po gryfie, jak shredderzy.
Czy poprzez shred muzyk może wyrazić siebie?
Jasne. Jest wielu gitarzystów, którzy są zarazem doskonali pod względem techniki, biegle znają teorię i potrafią wyrazić siebie nawet poprzez "bieganie po gryfie". Świetnym przykładem są ludzie z Mastodon. To genialni, techniczni muzycy, którzy potrafią pisać genialne utwory. Natomiast niektórzy mimo dużej wiedzy i techniki nie mają zdolności pisania dobrych utworów, które ostatecznie brzmią, jak imitacja czyjegoś stylu lub po prostu wprawki, czy ćwiczenia. Przyznam, że shred jest interesującą dziedziną, jednak nigdy nie wgłębiałem się w muzykę na tyle, by choć trochę wniknąć w tę wiedzę. Nie jestem muzykiem z wykształcenia, nie potrafię czytać nut. To, co tworzę, płynie prosto z mojej duszy. Shred to ciekawa rzecz, jednak to nie dla mnie, nie jest mi to potrzebne.
Gdybyś był muzykiem z wykształcenia, to czy poszedłbyś inną drogą muzyczną?
Z pewnością byłbym innym gitarzystą, z innym podejściem. Grałbym inną muzykę, brzmiałbym inaczej. Dyscyplina, ćwiczenia i nauka nowych rzeczy na pewno otworzyłaby mi drzwi do wielu innych gatunków. Mimo wszystko satysfakcjonuje mnie to, co osiągnąłem. W Red Fang jestem wśród muzykalnych ludzi. Nie ma dla nas ograniczeń, gramy to, co lubimy, czyli różnorodną muzykę. Od powolnych, doomowych utworów, przez stroner, po szybki punk rock.
Co Ciebie aktualnie inspiruje?
Nadal to, co zawsze, czyli Black Sabbath, The Beatles, Neil Young, Captain Beyond. Nie poprzestaję jednak na klasykach. Ostatnimi czasy zasłuchuję się w Wolf People.
"Steeple" to świetna płyta!
Dokładnie tak! Fajnie, że o nich słyszałeś, niestety mało kto ich zna. To zespół, nad którym warto zatrzymać się na dłużej. Przypominają mi granie z mojego dzieciństwa, czyli Cream, Jethro Tull, trochę Led Zeppelin. Słucham też dużo muzyki z lat ’90, głównie ery grunge’u z Seattle, lubię też The Melvins.
Opowiedz o swoim koncertowym rigu.
Gram głównie na Telecasterach Thinline, wersjach reissue. Tego ulubionego z 1972 roku mam w domu. Nie jeździ ze mną w trasy, ponieważ po prostu obawiam się, że coś mu się stanie (śmiech). Ponadto mam kilka gitar Electra Omega Les Paul. To firma, która została założona w latach ’70 i niedawno powróciła. Mają bardzo grube gryfy, w porównaniu do Tele, jednak nie przeszkadza mi to. Wzmacniacz mam tranzystorowy, Sunn Beta Lead. Nie korzystam z dodatkowych przesterów, ponieważ wszystko, czego potrzebuję, daje mi ten head. Drugim wzmacniaczem, którego rzadziej używam jest Traynor YBA-1. Brzmi znakomicie. Bazuje na konstrukcji Fendera Bassman. Poza tunerem BOSS TU-1 i channel switchem, korzystam z MXR Phase 90 oraz delaya Way Huge Aqua Puss. Jest użyteczny ze względu na wbudowany przełącznik tap tempo. Jest prosty w obsłudze i ma wszystko, czego oczekuję od delaya. Nie ma nic zbędnego.
A próbowałeś TC Electronic Flashback?
Tak, mam ten efekt. Daje wiele możliwości, aż za dużo. Przez pewien czas z niego korzystałem, ale gdy odkryłem Way Huge Aqua Puss, przestałem używać innych efektów tego typu. Można modyfikować brzmienie na różne sposoby, wgrać presety z TonePrint, używać go jako looper. Takie funkcje nie do końca są mi potrzebne.
Jakich rad udzieliłbyś początkującym muzykom?
Jeżeli naprawdę chcesz tworzyć muzykę, po prostu rób to i bądź konsekwentny. Staraj się czerpać przyjemność z grania tak, jak ja. Nigdy nie postrzegałem tego, czym się zajmuję jako pracy. Po prostu robię to, co kocham przy okazji żyjąc z tego.
Sprzętologia:
Gitary: Fender Telecaster Thinline ’72, Electra Omega Les Paul
Wzmacniacze: Sunn Beta Lead, Traynor YBA-1
Efekty: MXR Phase 90, Way Huge Aqua Puss
Struny: Dunlop Heavy Core
Kostki: Dunlop Tortex .73
Rozmawiał: Wojciech Margula