Martin Taylor

Wywiady
2014-12-18
Martin Taylor

Należący do czołówki światowej gitary, mistrz fingerstyle-jazzu z Essex, Martin Taylor, znany jest z wyjątkowego, akordowo-melodycznego stylu, a jego kompozycje solowe (i improwizacje) znalazły odzwierciedlenie w niezliczonych nagrodach oraz tysiącach koncertów na całym świecie.

Nadworny, wieloletni gitarzysta słynnego Stephana Grappelliego od ponad 4 dekad czaruje dźwiękami gitary na scenach całego świata, łącząc stylowe jazzowe frazy z rozbudowaną grą akordową.

MUZYCZNA MŁODOŚĆ


W okolicach 1958 miałem trzy lata i mama kąpała mnie w kuchennym zlewie; na zewnątrz padał deszcz i widziałem tatę przechodzącego przez ogród z jakimś pakunkiem w ręku. Wszedł do domu, otworzył pudełko i w środku było czerwone ukulele z narysowaną palmą. Od razu zacząłem coś na nim brzdąkać, więc nie pamiętam w moim życiu okresu, kiedy nie grałbym na instrumencie. Mój tata był muzykiem, chociaż tak naprawdę nie zaczął grać na poważnie przed trzydziestką. Pamiętam jak słuchał z przyjaciółmi wielu nagrań Django Reinhardta i Eddiego Langa w naszym głównym pokoju, i na tym bazowała później jego gra. Muzyka zaczęła mnie fascynować i dorastałem w jej obecności. Nie odkryłem więc jej pewnego dnia, po prostu zawsze była ze mną. Moje kolejne wspomnienia to gitara i wzmacniacz, które pojawiły się w domu. Tata zamówił je do nauki z katalogu Bella. Był to Hofner President z małym wzmacniaczem Watkinsa. Pamiętam podniecenie przy otwieraniu pudełka i widok nowiutkiej gitary w środku. Pamiętam zapach drewna, to było magiczne. Chciałem jak najszybciej zacząć grać, już wtedy bardziej interesowało mnie granie muzyki niż słuchanie. Po prostu chciałem być jej częścią.

NA SERIO


Tata pokazał mi kilka akordów na początek, ale później zdecydował, że chce grać na kontrabasie, więc kupił bas. Aczkolwiek nie dostałem Hofnera, był wtedy zbyt duży dla mnie - miałem tylko cztery lata! Tata sprzedał go by poczekać, aż będę w stanie grać na instrumencie. Przypuszczam, że naprawdę serio zacząłem myśleć o gitarze w wieku ośmiu lat. W mieście otwarto sklep muzyczny i chodziłem do niego z moim kumplem z sąsiedztwa, Gypie Mayo (później członek Dr Feelgood i The Yardbirds). Obaj zaczęliśmy grać w tym samym czasie. Przyjacielem taty był Dick Bishop, który grał na gitarze z Lonnie Doneganem. Jeździł na koncerty po Europie z Big Billem Broonzy i przywoził z nich nagrania. Gypie i ja spędzaliśmy nasz cały czas słuchając albo Django Reinhardta albo Big Billa Broonzy. Ostatecznie skierowałem się w stronę jazzu a Gypie poszedł w kierunku bluesa.

ZWIĄZANY Z DJANGO


Mieliśmy w domu mnóstwo płyt Counta Basiego i Duke’a Ellingtona, słuchałem więc wielu big bandów z takimi saksofonistami jak Coleman Hawkins czy Ben Webster, ale w Django było coś, co szczególnie do mnie przemawiało, chociaż nie rozumiałem dlaczego. Słuchając Django miałem myśli, że przemawia on do mnie swoją gitarą, czułem prawdziwą, bezpośrednią łączność z tą muzyką. Oczywiście teraz zdaję sobie sprawę, że słuchałem wtedy wspaniałego, melodycznego i lirycznego improwizatora; był takim muzycznym gawędziarzem. Tata udzielił mi najlepszej ze wszystkich lekcji kiedy powiedział, że Django improwizował. Zapytałem go co to oznacza, i powiedział, "Cóż, zespół ciągle gra te same akordy, ale Django na poczekaniu wymyśla nowe melodie." W ten sposób uczę teraz moich studentów. Zachęcam ich raczej do melodycznego myślenia niż opierania solówek na akordach i skalach.

TWÓRCA MELODII


Nie lubię kiedy gitarzyści pytają jakiej skali mogą użyć do tego czy tamtego akordu. Kiedy myślisz o wspaniałych, wczesnych improwizatorach jak Louis Armstrong, wszyscy zaczynali od melodii i to był punkt wyjściowy. Nie myśleli za bardzo o akordach i zależnościach skalowych. Na moich zajęciach ze studentami zawsze zaczynam od melodii. Oczywiście, muszą znać akordy do danego utworu, ale pokazuję im jak użyć melodii jako trampoliny do improwizacji. Właściwie nie nazywam nawet tego improwizacją; określam to ’wariacjami’. Improwizacja nie musi być tak skomplikowana, jak prezentują to niektórzy gitarzyści. Mówię moim studentom by zaczęli od melodii i później ozdobili ją przez dodanie kilku dźwięków lub wręcz wyrzucili kilka nut. Następnie jest czas na zabawę z chromatyką wewnątrz i wokół melodii. Z tego punktu można według uznania odejść ’na bok’, ale dopóki pamiętamy o podstawowych dźwiękach, całość będzie dobrze brzmiała.

UNIWERSYTET ŻYCIA


Musicie pamiętać, że ja uczyłem się głównie poprzez granie koncertów. Czasem te występy wymagały, żeby nie grać żadnej jazzowej nuty i niemal religijnie trzymać się tonacji utworu. Mnóstwo osób uczy się obecnie w swoich pokojach przy pomocy YouTube, gdzie możesz zrobić co tylko chcesz. W moich czasach, jeśli chciałeś grać, musiałeś dołączyć do jakiegoś zespołu i występować na scenie, więc uczyliśmy się ’na sztuce’. Graliśmy te ciche koncerty typu restauracje i sprawdzaliśmy jak bardzo możemy nagiąć i ozdobić melodię, żeby nie być aresztowanym! Nie było to do końca świadome, po prostu pochodzę z czasów, gdzie występy na scenie były twoją szkołą muzyczną.

NIEUSTAJĄCA TRASA


Jestem w trasie już ponad 40 lat, ale przez ostatnie 15 wspiera mnie mój syn. Patrzymy w kalendarz i ustalamy co chcemy robić. Zwykle spędzam kilka miesięcy w US, ale regularnie jeżdżę na Daleki Wschód, do Europy i Australii. Muszę spędzić sporo czasu w trasie ponieważ mieszkam w Szkocji, małym kraju. Pomyślcie jak wielu z tych ludzi zainteresowałoby się jazzem. Nie byłoby możliwe dla mnie zarabianie na życie tylko tutaj, dlatego jeżdżę po całym świecie przez ostatnie 40 lat i powoli powiększam rzeszę fanów, którzy lubią to co robię. Nie tułam się, muszę po prostu pojechać do słuchaczy, ponieważ oni nie mogą przyjść do mnie. Większość moich tras to występy solowe ale również nagrywam oraz koncertuję np. z Tommym Emmanuelem czy Martinem Simpsonem. Uwielbiam współpracować z innymi gitarzystami. Spędziłem styczeń, luty i kwiecień tego roku w Stanach grając pod szyldem The Great Guitars razem z Frankiem Vignolą, Vinnym Raniolo i Peppino D’Agostino. Występuję w Stanach już od 35 lat i zanim teraz wyjechałem powiedziałem żonie, że będzie to moja ostania trasa po USA. Pierwszy występ miał miejsce w Yoshi, jazzowym klubie w San Francisco. Mieliśmy wspaniałą publiczność i wszyscy czterej wspaniale brzmieliśmy razem. Na scenie myślałem sobie: "To jest magiczne". Więc plany przystopowania tych rzeczy spaliły na panewce, kiedy zewsząd dochodziły później głosy jak wspaniale wypadliśmy, i że powinniśmy zorganizować więcej koncertów. Również uczę, nagrywam, komponuję muzykę i projektuję gitary, więc mam też inne źródła dochodu, ale to jest prawdziwe granie kiedy myślisz, ’o to właśnie chodzi’. Nie jest lekko kiedy jesteś w trasie, ale lubię słowa basisty Danny’ego Thompsona: "Gram za darmo, ale pieniądze biorę za pozostałe rzeczy."

JAZZ I FINGERSTYLE


Przez pierwsze 15 lat grałem głównie kostką. W okolicach 1977 zainteresowałem się grą solową, ale nie do końca wiedziałem jak to robić. Bardzo często pracowałem z pianistami i zawsze zazdrościłem im tej wolności w jednoczesnym graniu akordów i melodii. Słyszałem gitarzystów fingerstyle jak Chet Atkins czy gitarzystów klasycznych, ale chciałem grać gitarę jazzową solo. Pewnego dnia słuchałem Merle Travisa grającego solowy utwór z jednoczesną linią basową oraz melodią i powoli zacząłem znajdować drogę do oprawienia tego w jazzowe ramy, gdzie mógłbym również improwizować. Już później, grałem w londyńskim 100 Club jako support Barney’a Kessela. Wśród publiczności był wspaniały Ike Isaacs, który, w tamtym czasie, współpracował ze Stephanem Grappellim w ramach Hot Club de France. Zacząłem przychodzić do jego domu gdzie zobaczyć mogłem jak gra fingerstyle. Naprawdę zainspirował mnie do pracy nad tym stylem. Zwykle spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu by poćwiczyć jakieś numery i był najlepszym nauczycielem, jeśli tak mogę powiedzieć, jakiego kiedykolwiek miałem. Dzięki niemu po raz pierwszy usłyszałem wspaniałych gitarzystów solowych jak George Van Eps, Lenny Breau i Joe Pass. Kiedy zacząłem pracować ze Stephanem Grappellim zawsze chciał, bym grał solowy utwór podczas jego koncertu. Tak naprawdę dzięki temu mógł zejść ze sceny i napić się czegoś, ale mi dało to okazję do ćwiczenia takiego grania coraz więcej i więcej. Miałem w głowie wszystkie pomysły ale zdałem sobie sprawę, że nie jestem wystarczająco dobry by je wykonać na żywo. Granie fingerstyle pozwoliło mi na poznanie pełnych możliwości gitary.

SZKOŁA


W 2010 roku zostałem zaproszony do współpracy przez Davida Butlera, który prowadzi ArtistWorks. Gitarzysta jazzowy Jimmy Bruno powiedział mi, że David jest zainteresowany, bym poprowadził internetową szkolę gitarową. Pierwszą rzeczą jaką powiedziałem było, "Nie mam czasu by to robić!" Nie wiedziałem jak mógłbym to wszystko pogodzić, kiedy tyle czasu jestem w trasie, a poza tym nie uczyłem wcześniej zbyt wiele. Robiłem coś w stylu sesji mentorskich dla wybranych gitarzystów, więc, jeśli już, byłem gitarowym psychologiem, a nie nauczycielem! Po rozmowie David przekonał mnie, że będę właściwą osobą do tych rzeczy, więc pierwszą sprawą jaką musiałem zrobić była analiza mojej własnej gry, ponieważ nigdy nie miałem lekcji i nie wiedziałem jak, lub czego uczyć. Zorganizowałem małe studio w domu i zabrałem ze sobą kamerę na wyjazdy, dzięki czemu mogłem odpowiadać na rezultaty ćwiczeń moich studentów z dowolnego miejsca na świecie. Wysyłali mi film z własnym graniem do mojej lekcji, a ja komentowałem to i dawałem rady na nagranym przez siebie wideo. Obecnie na mojej stronie (martintaylor.com/guitar-academy) jest cały program, z którym studenci mogą pracować w dowolnym czasie. Moje filmy są tam również umieszczane i mogą być oglądane przez innych gitarzystów, więc całość jest naprawdę interaktywna. Jest tam dział ’Coffee Break’, gdzie mówię o poszczególnych problemach z jakimi mogą spotkać się studenci; i kolejny o nazwie ’Guitar Conversations’, w ramach którego spotykam się ze znanymi gitarzystami i rozmawiamy o gitarach, technice i wszelkich innych rzeczach. Ostatnio zacząłem robić takie gitarowe ’rekolekcje’ - coś w stylu gitarowych wakacji. Stało się to bardzo popularne. Przez ostatnie lata rozwijałem swoje metody nauczania i zacząłem naprawdę odczuwać z tego radość, wraz ze wzrostem mojej pewności siebie jako nauczyciela.

CZYTANIE MUZYKI


Myślę, że nauka czytania zapisu muzycznego jest bardzo dobrą rzeczą dla gitarzystów. To najlepsza droga dla muzyków do komunikowania się. Przed trasą Great Guitars wysłaliśmy do siebie zapis utworów, które chcemy grać, więc mogliśmy się do nich przygotować przed występami. Kiedy mówię ’czytanie zapisu muzycznego’ nie mam na myśli czytania nut a vista - to zupełnie inna sprawa - ale umiejętność do odczytania muzyki z zapisu otwiera całkiem nowe możliwości. Nie jestem zwolennikiem tabulatur, jako że odnoszą się one tylko do gitary - nie możesz dzielić się przez nie swoimi pomysłami z innymi instrumentalistami, mają ograniczony zasięg. W szkole używam tabulatury zawsze razem z zapisem nutowym, ale próbuję odzwyczajać od tego moich studentów. Według mnie zamienia to granie na gitarze w mechaniczne ćwiczenia, więc zachęcam ludzi do poznania klasycznego zapisu nutowego. Dużo łatwiej jest wtedy przenieść to czego nauczyłeś się z jednego numeru do drugiego i zapamiętać relacje pomiędzy akordami i interwałami. Tabulatura po prostu mówi ci, gdzie stawiać palce.

ĆWICZENIE


Tym co pozwala mi to dalej robić jest ciągła radość z gitary i poczucie totalnego połączenia z instrumentem w trakcie grania. Mówiąc to, kiedy nie jestem w trasie, nie gram zbyt wiele. Nigdy nie miałem obsesji na punkcie ćwiczenia i mogę spędzić sporo czasu bez grania. Nie jestem jak Tommy Emmanuel, który może wyciągnąć gitarę na lotnisku i od razu zacząć grać! Ćwiczę w głowie. I tak widzę siebie za 10 lat... prawdopodobnie w jakimś domu spokojnej starości!