Gitarzysta ten błyszczał swoimi umiejętnościami u boku takich legend jak Joni Mitchell i Miles Davis, ale to jako artysta solowy wspiął się na wyżyny gitarowego grania.
Nominowany do Grammy "Talk To Your Daughter" Robbena Forda, od 1988 roku zwrócił już uwagę milionów słuchaczy na energię i niezwykle wyważoną grę gitarzysty. Po 25 latach zamyka on tę pętlę w czasie albumem "Bringing It Back Home", na którym usłyszeć można klasyczną, przydymioną i nieco stonowaną, bluesową gitarę. Brzmienie pochodzi wprost ze starego Epiphone'a hollowbody, komplementowane solowymi wstawkami a'la Lonnie Johnson - ale całość nacechowana jest prostotą w starym, dobrym stylu, przypieczętowanym wykwintnym frazowaniem i taktownym mariażem jazzu i bluesa.
W trakcie rozmowy Robben opowiedział nam o powstawaniu nowego albumu, jego niechętnym romansie z Telecasterami, oraz dlaczego Steve Ray był tak znakomity, ale zainspirował głównie tylko całe generacje naśladowców. Patrząc wstecz na lata działalności na sesyjnej scenie LA, Ford mówi dlaczego czuł się nie na swoim miejscu grając z Joni Mitchell, jak dostał pochwałę od Milesa Davisa będąc gitarzystą w zespole jazzowego giganta., co było dla niego porównywalne z otrzymaniem szlacheckiego tytułu.
To twój pierwszy album po 5-letniej przerwie. Co skłoniło cię do jego nagrania?
Chciałem zrobić coś osobistego, bardziej pociągającego, i osiągnąć też ten rodzaj brzmienia, które owija się wokół ciebie. Było też kilka rzeczy, do których chciałem nawiązać - pierwszy numer nagrywałem z myślą o utworze Kind Of Blue Milesa Davisa, i na tych wibracjach, towarzyszących mi niemal od zawsze, oparłem się tworząc nowy materiał. Zaczynasz jakiś projekt od jednego pomysłu, który, dzięki Bogu, zawsze ewoluuje i rozwija się w nowe idee. Zawsze też podobała mi się gra Lonniego Johnsona, co również chciałem pokazać na nagraniu. Moglibyście prawdopodobnie porównać go do T-Bone Walkera z tym naprawdę głębokim, drewnianym brzmieniem gitary. Nie ma tu jakiejś wielkiej dynamiki - nie jest głośno, nie jest też bardzo miękko. Niemal przez cały czas brzmienie jest gdzieś pośrodku i to zawsze do mnie przemawiało. Nigdy nie myślałem, że nagram płytę w takim stylu, ale z czasem coś się zmienia, rozwijasz się i robisz mnóstwo innych rzeczy, więc dla mnie było to w jakimś sensie zbliżeniem się do perfekcji. Naprawdę czułem, że chce nagrać taki album.
Jakiego sprzętu używałeś w studio?
Zabrałem ze sobą tylko jeden instrument - gitarę, która jest na okładce płyty. To Epiphone Riviera z 1963 roku z mini-humbuckerami. Podobne brzmienie mam na pickupie rytmicznym w moim Tele, jest bardzo 'drewniane' i ma te charakterystyczne dzwoneczki. Kocham taki sound i dla mnie jest on bardzo podobny właśnie do starych rzeczy Lonniego Johnsona. Od razu słyszysz pełną, naturalną i dzwoniącą barwę. Mocno powstrzymywałem się przed zmianą konfiguracji pickupów, moja ręka co chwila skradała się do przełącznika, ale musiałem uderzyć się w nadgarstek i powiedzieć "Nie rób tego! Zostaw to dokładnie tak, jak jest!" Od wieków używam tego samego wzmacniacza, jest to Dumble Overdrive Special, ale korzystałem tu z różnej konfiguracji głośników. Normalnie używam otwartej kolumny 2x12" zbudowanej przez Alexandra Dumble'a, jednak tym razem potrzebowałem bardziej skupionego, nie tak szerokiego brzmienia. Spytałem więc go, co może mi doradzić i powiedział, żebym spróbował kolumny z pojedynczym głośnikiem 12-calowym. W firmie wypożyczającej sprzęt i przechowującej mój mieli otwartą paczkę Matchlessa na jednym, 30-watowym głośniku Celestion. Była idealna.
Sporo jest tu akompaniamentu instrumentów dętych. Czego gitarzysta może nauczyć się od 'dęciaków'?
Łał, cóż, to ogromne bogactwo. Jestem wielkim fanem saksofonu tenorowego, dla przykładu. Zaczynałem grać na saksofonie i słuchałem głównie takich muzyków jak John Coltraine, Wayne Shorter, Sonny Rollins i Roland Kirk. Wszyscy oni mieli unikalny, wyrazisty styl i pisali własną muzykę, która wtedy jeszcze była relatywnie prosta. Wielu ludzi tego nie rozumie, jeśli chodzi o muzykę jazzową - powiesz tylko słowo 'jazz' i już myślą: 'skomplikowane'. A tak po prostu nie jest. Staram się też zachęcać gitarzystów do niesłuchania innych gitarzystów. Na początku jest to w porządku, ale później trzeba od tego uciekać.
Czy uważasz, że gitarzyści słuchający tylko innych gitarzystów wiele tracą?
Tak naprawdę - ja nie mogę tego znieść; nie jest to zdrowe dla muzyki. Stevie Ray Vaughan miał bardzo duży wpływ na gitarzystów, ale nie jestem przekonany, że była to dobra rzecz - każdy bluesowy gitarzysta od czasów Steviego Ray Vaughana brzmiał po prostu tak jak on i miał Stratocastera, rozumiesz? I w zasadzie Stevie grał jak Albert King i Jimi Hendrix. Tak uważam, z całym szacunkiem dla Steviego, ponieważ był niesamowitym gitarzystą. Jednak jakoś mało w tym oryginalności.
Jak to było być gitarzystą w zespole Milesa Davisa? Był człowiekiem, który nie tolerował niedociągnięć czy braku talentu...
Był bardzo wymagający, ale dobrze się dogadywaliśmy. Czasem specjalnie nabijał się z ciebie. Ale ja dosyć szybko to rozgryzłem, myślałem 'A, tylko droczy się ze mną!' Nie miał nic złego na myśli, próbował tylko wywołać jakąś reakcję. Więc kiedy ze mną tak żartował ja nie pozostawałem mu dłużny, a on po chwili zaczynał się śmiać! Od tego momentu wszystko było już w porządku. Dobrze się rozumieliśmy i oczywiście podobał mu się mój sposób gry; miałem dla niego wielki respekt - był jedną z największych i najważniejszych osobowości muzycznych XX wieku. Granie z Milesem było dla mnie wielkim wyróżnieniem i zaszczytem. To było coś jak otrzymanie szlachectwa! Myślałem: "Jeśli takiemu gościowi podoba się moje granie, mam gdzieś to, co myślą o mnie inni." I dawało mi to pewność siebie. Nie mam tu na myśli arogancji, to było coś w stylu: "Rany - jeśli jemu się podoba, naprawdę nie muszę niczym się przejmować."
Doskonale poruszasz się zarówno w bluesie jak i jazzowych klimatach - trudno jest przeskakiwać pomiędzy tymi stylami?
Dla mnie nie, to coś co robię przez całe życie. Całkiem naturalnie skierowałem się w stronę bluesowej gitary i byłem też wielkim fanem jazzu. Aktualnie położyłem większy nacisk na granie jazzowe - interesujące jest to, że było to dosyć dokładnie przeze mnie zaplanowane. Pamiętam jak myślałem "Chcę nauczyć się jazzu", i coś w stylu "Okay, ale jak to dobrze zrobić?"
Jazz oparty jest o naukę harmonii - i dlatego często gitarzyści nie grają jazzu, dla wielu z nich nie ma dla niego miejsca w ich muzycznym świecie, rozumiesz? Uczyć się jazzu to chcieć wzrastać jako muzyk: naprawdę rozwijać się i poszerzać swoje horyzonty. Otwiera to niezwykłe, wspaniałe obszary nowych dźwięków. Większość jazzmanów gra głównie jazz - nie są też np. muzykami bluesowymi. A większość bluesmanów? Cóż, oni flirtują z jazzem, ponieważ jest to naturalną rzeczą, wiesz? Ja poszedłem tą drogą - coś ciągnęło mnie w tym kierunku.
Twoje powiązanie z jazzem przydało się, kiedy grałeś z Joni Mitchell. Jak poradziłeś sobie z tym na gitarze?
Dołączyłem do jej zespołu w ramach trasy Court And Spark i rezulatatem tych występów była płyta live Miles Of Aisles. Później grałem na The Hissing Of Summer Lawns. Całe to doświadczenie było dla mnie sporym wyzwaniem i wspaniałym czasem nauki. Kiedy dołączyłem do zespołu [LA Express Toma Scotta] grałem blues i jazz. W większości były to solówki, wiesz? Nie byłem specjalnie dobry w czytaniu nut i akompaniamencie, a głównie o to chodziło w tych występach. Do większości muzyki były napisane kwity, musiałem więc szybko się w tym odnaleźć. Aranże robił głównie Tom Scott i chociaż nigdy nie byłem mistrzem w graniu z nut, dawałem sobie radę z czytaniem akordów. Ale zdumiewało mnie, że jednak chcieli bym z nimi grał, ponieważ nie za dobrze czułem się w tym układzie. Na szczęście podobało im się to, co robiłem i pomagali mi się rozwijać. Z Joni grałem przez dwa lata - i nawet pod sam koniec nie czułem się komfortowo w tej sytuacji. Była to mimo wszystko bardzo wyrafinowana muzyka.
Czy Joni dawała ci dużo wskazówek dotyczących twojej gry na gitarze?
Nie, granie pozostawiała zespołowi, ponieważ muzycy dobrze sobie z tym radzili. Tom Scott, John Guerin, Max Bennet... ci goście mieli bardzo duże doświadczenie studyjne, wiedzieli jak zmieniać i rozwijać kompozycję, jak uzyskać określony klimat. Byli też bardzo fajnymi ludźmi, wiesz - i naprawdę nikt nie mówił mi, jak mam grać! Wszystko dobrze razem działało, podobała im się moja energia.
Minęło 25 lat od powstania Talk To Your Daughter. Jak zmieniłeś się jako gitarzysta od tego czasu?
Cóż, nowa płyta jest czymś w rodzaju zrobienia pełnego okrążenia i domknięcia tej pętli w czasie rozpoczętej tamtym nagraniem. Talk To Your Daughter to były covery, poza kilkoma autorskimi numerami. Wtedy zaczynałem pisać utwory, próbując prezentować je jako wokalista. Od tego czasu bardzo wiele nauczyłem się jeśli chodzi o komponowanie, śpiewanie i prowadzenie zespołu. Na tej płycie chodzi przede wszystkim o granie i robienie muzyki, i żeby uchwycić te wibracje nie chciałem sam komponować wszystkich utworów, chciałem uzyskać brzmienie w starym stylu. Mówię w starym, ale jest to inny sposób określenia uczuć. Własny, oryginalny materiał może oczywiście być nasycony uczuciami, jednak ma ten charakterystyczny element artyzmu. Kocham sztukę - myślę o artystycznej muzyce - ale tu chodziło o powrót do czegoś bardzo podstawowego, o radość z muzyki oraz ten rodzaj wolności, który odczuwasz znajdując się wśród ludzi doskonale orientujących się w tych klimatach. Mam na myśli, że ci goście na Bringing It Back Home wiedzieli co mają zagrać na długo przed tym, zanim zadzwoniłem do nich i zaprosiłem do współpracy. Więc, pojawili się i po prostu zrobili co do nich należało, stary, i uczestniczenie w tym było niesamowitą przyjemnością.
SPRZĘTOLOGIA
• Gitary: Fender Classic Series '60 Telecaster Olympic White, Fender Duo-Sonic, Larry Carlton’s 1957 Les Paul, Gibson 1955 Les Paul Gold Top, Gibson Custom 1958 Les Paul Standard Washed Cherry, Gibson Custom ES-335 1959, 1963 Gibson ES-355, 1963 Epiphone Riviera, Sakashta Noupaul
• Wzmacniacze: Dumble Overdrive Special, Dumble 2x12" Vintage Celestion Super 65, Fender Vintage Reissue '65 Super Reverb, Fender Vintage Reissue '65 Twin Reverb, Marshall 1960A/B 300W 4x12"
• Efekty: Hermida Zendrive, Vertex Custom Boost, Vertex Axis Wah (obudowa VOX), Strymon Timeline, TC Electronic Hall of Fame Reverb, Lexicon PCM-70, Lexicon PCM92, TC Electronic D-Two Multi-Tap Delay, TC Polytune Mini,Voodoo Lab Pedal Power Digital, Vertex Battery Pack
• Struny: D'addario EXL110 Nickel Light, D'Addario EXP16
• Kable: Planet Waves American Stage
• Kostki: D’Addario heavy
Zdjęcia: George Wells