Osada Vida to kolejna polska grupa, która nabiera rozpędu w podróży do światowej elity wykonawców z kręgu progresywnego rocka. Ostatnie koncerty udowodniły jak bardzo ceniony jest zespół za granicą, czwarty album studyjny ("Particles") został doskonale przyjęty zarówno przez publiczność jak i krytykę, dodatkowo uzbroiła się Osada Vida w nowego wokalistę (Marek Majewski).
Mimo, że wokół
Osady Vida dzieje się ostatnio bardzo dużo, gitarzysta
Bartek Bereska postanowił poświęcić trochę czasu i opowiedzieć czytelnikom "Gitarzysty" o zagranicznych koncertach, kulisach polskiej sceny prog-rockowej, nowej płycie, świeżej krwi w kapeli oraz o tym, jak to jest być rozpoznanym przez… celników.
Jak nastroje po ostatnich koncertowych wycieczkach zagranicznych i wydaniu czwartej już studyjnej płyty?
Znakomite! Koncerty w USA i w Izraelu to były niesamowite przeżycia, ludzie przyjmowali nas absolutnie fantastycznie, fani śpiewający nasze teksty, coś niesamowitego! W Polsce jeszcze nie doczekaliśmy się takiego przyjęcia… a w USA rozpoznawali nas celnicy na lotnisku (śmiech). Izrael to była jazda bez trzymanki, zaproszenie nas do tak egzotycznego kraju jako headlinerów obok Pain of Salvation, Orphaned Land czy The Flower Kings to było coś nierealnego, kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Wspomnienia, które zostaną z nami na zawsze. Nowa płyta i to jak jest odbierana dodaje nam wiatru w żagle, recenzje są znakomite, ludzie wypowiadają się entuzjastycznie, sprzedaż też wygląda nie najgorzej, krótko mówiąc - jest nieźle!
Czujecie, że obecnie dzieje się dużo więcej wokół Osady niż jeszcze dwa lata temu?
Zdecydowanie tak. Zaproszenia na zagraniczne festiwale, świetne recenzje, zainteresowanie audycji radiowych, szczególnie poza granicami kraju, to są elementy, które wprowadzają sporo "ruchu" w powietrzu wokół Osady. Zdecydowanie nam to służy.
"Particles" to trochę inny materiał niż zwykliście prezentować. Przede wszystkim lżejszy, a i po raz pierwszy nie koncepcyjny. Czyżbyście musieli odpocząć od mocno intelektualnej muzyki jaką graliście na poprzednich krążkach?
W pewnym sensie tak. Chcieliśmy zrobić, przynajmniej z naszego punktu widzenia, coś nowego, świeżego i odżywczego, wszak jest wśród nas świeża krew! (śmiech) Poczuliśmy potrzebę stworzenia materiału, który będzie bardziej skondensowany, treściwy, z większą ilością melodii. Dopiero po nagraniu płyty zdałem sobie sprawę, że taki zwrot najpierw nastąpił w naszych gustach. Co prawda nadal kochamy zespoły takie jak King Crimson, Dream Theater czy The Flower Kings, ale obecnie jesteśmy zafascynowaniu muzyką Muse, Foo Fighters, Queens Of The Stone Age czy Lao Che, dlatego też nasz "skręt" słyszalny na płycie jest naturalną konsekwencją tego, co się dzieje w nas samych, pewnie nie tylko muzycznie...
Mówisz o świeżej krwi. Czy taka, a nie inna stylistyka była ukłonem w stronę nowego wokalisty, Marka Majewskiego - że skoro już jest nowy osadnik w składzie, to warto by mu się dać wykazać?
Nie, to zupełnie nie ten tok myślenia i pracy. Materiał powstał na długo zanim Marek został naszym wokalistą, natomiast linie melodyczne ułożone przez Marka wniosły wiele nowego - po prostu zinterpretował muzykę Osady zupełnie inaczej, niż robiliśmy to do tej pory. Efekt końcowy jest taki, że płyta jest o wiele bardziej melodyjna, niż wszystko co robiliśmy do tej pory, z czego jesteśmy bardzo zadowoleni, fani również (śmiech).
Dlaczego właściwie poczuliście potrzebę uzbrojenia się w wokalistę, no i dlaczego akurat Majewski?
Jeszcze zanim za mikrofon złapał Łukasz, basista i współzałożyciel Osady, szukaliśmy kogoś na stanowisko "front osadnika". Bezskutecznie. W pewnym sensie z braku możliwości pozyskania kogoś ciekawego, chcąc jednocześnie uniknąć stagnacji z tego powodu (przecież chcieliśmy grać!), Łukasz złapał za mikrofon, mając jednocześnie na uwadze, że kiedyś go odda. Jak to zwykle bywa, życiem rządzi przypadek - kilka lat temu zagraliśmy we Włocławku koncert, a supportował nas zespół, w którym wcześniej śpiewał Marek (Acute Mind). Marek spodobał nam się jako frontman i wokalista, więc zaproponowaliśmy, że może kiedyś coś razem zrobimy. Kończąc przydługą historię, Marek miał być gościem na następnej płycie, a został członkiem zespołu (śmiech).
Marek Majewski to zresztą nie jedyne gardło, które na "Particles" się udziela. Mamy tu jeszcze skądinąd znanego Sivego pokrzykującego w jednym z utworów. Zapędziło was w poszukiwaniach muzycznej tożsamości nawet w rejony groove metalu i hardcore'a?
Rzeczywiście, poniosło nas! (śmiech). Zawsze chcieliśmy nagrać jakąś "miazgę", bo takie granie też nas kręci, nowa płyta to był idealny moment na taki ruch. Już na etapie komponowania utworu "Shut" wiedzieliśmy, że tu musi być moc! (śmiech). Łukasz z Sivym grali kiedyś razem w znanej skądinąd, metalowej kapeli Tuff Enuff, więc kiedy Łukasz zaproponował jego udział, uznaliśmy, że jest to doskonały pomysł. Osobiście uwielbiam jak kontrastują się w tym utworze dwie osobowości, Marka i Sivego. Mamy masę frajdy grając ten kawałek, myślę, że niejednokrotnie Sivy zaryczy z nami na scenie (śmiech).
Trzy pierwsze płyty w pełni ukształtowały styl Osady. Zastanawiam się na ile "Particles" jest fanaberią, na którą mogliście sobie wreszcie pozwolić i dobrze, że to zrobiliście, oraz na ile ten nowy materiał jest zapowiedzią większych zmian jakie mogą zajść w muzyce Osady Vida? Czy na ten moment jesteście w stanie powiedzieć, czy nowy album wyznacza jakiś szlak przyszłych muzycznych poczynań zespołu?
Absolutnie nie jest to chwilowa fanaberia. Jak mówiłem wcześniej, zmęczyliśmy się graniem kilkunastominutowych molochów z czterominutowymi solówkami gitary lub klawiszy. Każda nasza poprzednia płyta była inna, na "Particles" postanowiliśmy pójść w nieco odmiennym kierunku, który miejmy nadzieję, będziemy dalej rozwijać na kolejnym płytach.
Jeden z recenzentów napisał, że ta płyta pokazuje was wreszcie jako luzaków, gdy tymczasem poprzednie były dziełem muzycznych intelektualistów. Czujecie się muzycznymi intelektualistami albo chociaż matematykami własnych instrumentów?
Raczej studentami (śmiech). Luzakami byliśmy zawsze, ale muzyka jaką muzyk tworzy w danym momencie jest w pewien sposób odzwierciedleniem obecnego stanu ducha i jego inspiracji, teraz po prostu lepiej nam się gra rzeczy krótsze i bardziej treściwe. Instrument, w moim przypadku gitara, to jest niekończąca się nauka, harmonii, technik związanych z artykulacją, z konfiguracją sprzętu, czy wreszcie komponowania. To jest fascynujący proces, który nigdy chyba się nie nudzi, a już na pewno nie kończy. Tylko, czy trzeba na każdym kroku epatować techniką, zawiłością formy czy kompletnie objechanymi brzmieniami, które fascynują garstkę ludzi? Pięknym przykładem jest ostatnia solowa płyta Grzesia Skawińskiego (nawiasem mówiąc, rewelacyjna), wirtuozeria podana w wyjątkowo zgrabnej i wyluzowanej formie, a mówimy o dżentelmenie, który potrafi zagrać wszystko. Bardzo inspirujący typ. Oczywiście nie porównuję się do Skawy, żeby była jasność (śmiech).
Ogólnie lubi się polski art/progresywny rock za granicą. Wyście też parę podróży już odbyli i jak myślicie, czy w przypadku Polaków rzeczywiście jest tak jak w tym powiedzeniu, że "cudze chwalicie - swojego nie znacie"?
Krótkie porównanie "relacji" - do USA i do Izraela zostaliśmy zaproszeni przez organizatorów, którzy znają i cenią nasze płyty, już o tym mówiłem. Natomiast w Polsce, pewien organizator lokalnego festiwalu pod Rzeszowem, chcąc określić nasz poziom i wartość, zażądał od nas udziału
w przeglądzie młodych zespołów. Albo jestem kompletnym bufonem, albo coś jest nie tak. A przyznam, że lubimy grać i korzystamy z każdej okazji, żeby występować przed polską publicznością.
Rzeczywiście paradoksalna sytuacja. Teraz jednak mamy koncerty w Polsce, choć bardzo interesująca jest również zapowiedź trasy zagranicznej. Spodobała się Osada na obczyźnie?
Myślę, że się spodobała, wszelkie sygnały płynące zza granicy świadczą o tym, że mamy tam swoich fanów i jest dla kogo grać. Najbliższej jesieni mamy zamiar to dokładnie przetestować (śmiech).
Pytam o to jak odbiera się muzykę Osady Vida za granicą, bo w każdym innym roku wasz album byłby murowanym kandydatem do progresywnej płyty roku w Polsce, a i za granicą byście w plebiscytach powalczyli, gdy tymczasem trafiliście na moment, że nawet krajowa konkurencja jest dosłownie zabójcza. W świetnej formie są Votum, Riverside, Retrospective, debiutanci z HellHavens czy nawet Believe. Słuchacie polskiego art/prog-rocka i czy jakieś ziarenko rywalizacji między kapelami o takie zaszczyty rzeczywiście istnieje?
Przyznam szczerze, że część tych zespołów, które wymieniasz znam tylko z nazwy, natomiast HellHaven nie znam zupełnie, ale nadrobię zaległości! (śmiech) Miałem przyjemność zapoznać się z najnowszą płytą Riverside, znakomita rzecz, zakupiłem już nawet bilet na ich najbliższy koncert w Katowicach. Z zespołem Believe znamy się i przyjaźnimy od bardzo dawna, nieraz już razem graliśmy. Nie ma mowy o rywalizacji, myślę, że każdy z nas stara się robić swoje najlepiej jak tylko potrafi. Muzyka to nie sport, wszelkie rankingi niewiele wnoszą, bezsprzecznie miło jest być docenianym przez słuchaczy i prasę, ale celem jest muzyka.
Na zakończenie tradycyjnie chciałbym zapytać o "Master of Puppets" - dlaczego akurat "Master...", wiele w zanadrzu macie takich coverów, nie chodził wam po głowie może jazzujący "Painkiller" Judas Priestów?
Kilka kawałków jeszcze mamy, na przykład "Biały miś" na jazzowo… poważnie! (śmiech) Nie znam jazzowej wersji "Panikillera", ale zasadniczo kręci nas niestandardowe podejście do coverowania, a raczej do interpretowania utworów innych wykonawców. Nie widzę większego sensu w odgrywaniu coverów, wystarczy wejść na youtube i wpisać "Master of Puppets" - tysiące ludzi gra ten numer, lepiej lub gorzej, to potrafi prawie każdy. Nie widzę w tym nic złego, jeśli robi się to, żeby popracować nad własnym warsztatem. Jednakże raz, że to nic nie wnosi nowego, a dwa - kto chciałby tego słuchać? Ciekawych interpretacji jest niewiele, myślę, że to jest lepsza forma oddania hołdu swoim ulubionym zespołom (śmiech).
Na zakończenie, może jakieś słówko do czytelników "Gitarzysty"?
Kochajcie muzykę i nie poddawajcie się w dążeniu do celu. Muzyka jest jedną z najwspanialszych rzeczy na świecie. Nie wolno odpuszczać. Nigdy!
Grzegorz Bryk
Zdjęcia: Tomasz Bereska