Bullet For My Valentine – 12.04.2019 - Warszawa
Rekordowa frekwencja na koncercie ongiś gigantów sceny metalcore to dobry prognostyk przed potencjalnymi kolejnymi wizytami innych nazw z tego gatunku. Śmiem nawet twierdzić, iż sami Walijczycy zebrali tłum porównywalny do pamiętnego koncertu Architecs w towarzystwie While She Sleeps i August Burns Red, a to jak na ten gatunek muzyki, nie mały wyczyn.
Przed gwiazdą wieczoru na scenie zameldowali się „lokalsi” z Lion Shepherd. Zespół w ciągu raptem kilku lat wspólnego muzykowania pod tą nazwą (wcześniej Maqama) wydał trzy imponujące płyty i otworzył sobie drzwi do występów u boku wielkich, międzynarodowych gwiazd. Panowie regularnie pojawiają się na prog rockowo/metalowych imprezach, a profesjonalizm, pewność siebie i kunszt jaki bije od stołecznego trio powinien być wyznacznikiem dla wielu innych krajowych zespołów. Panowie jak dotąd najlepiej radzą sobie na własnych koncertach (uzupełnianych obecnością basisty i klawiszowca) a występu u boku zupełnie innych gatunkowo wykonawców to wyzwanie któremu przynajmniej w Warszawie, podołali jak mało kto.
Tłum zgromadzony w Progresji przywitał Lion Shepherd nad wyraz ciepło, a kolejne utwory, będące czymś na kształt mocniejszej Katatonii (wokalnie) skrzyżowanej z djentem (gitara prowadząca) i world music dosłownie oczarowały zebranych. Stylistycznie panowie nijak nie pasowali do Bullet For My Valentine, ale zagrali tak dobrze, z taką pasją i emocjami (raptem pięć kompozycji) aby zebrać gromki aplauz nie tylko za wykonanie, ale również światła i brzmienie. Na uwagę całej polskiej sceny zasługuje wielokrotnie przedstawiany w naszym siostrzanym Magazynie Perkusista - Maciej Gołyźniak (ex-Brodka, ex-Sorry Boys), który wniósł do tego zespołu nie tylko wspaniały groove, co osadził jego brzmienie na bardziej rockowym fundamencie.
Równo o 20.45 na deskach Progresji zameldowali się twórcy kamienia milowego europejskiego metalcore’a, albumu „The Poison”. Czternaście lat temu, w dniu premiery tego krążka, w świecie nowoczesnego metalu Walijczycy szturmem podbili listy przebojów, a wokalista i gitarzysta Matt Tuck nie bez kozery porównywany był z Mattem Heafy z Trivium. Przez pewien czas to właśnie te dwa zespoły, nie wiedzieć czemu konkurowały ze sobą, a Bullet For My Valentine zwrócił się w stronę thrash metalu (kolejno „Scream Aim Fire” i „The Crusade”). Po latach w kategorii „metal” zdecydowanie lepiej radzą sobie Amerykanie, a Bulleci po kilku mniejszych wpadkach skierowali się na bardziej komercyjne tory (najnowszy album „Gravity”). Dzięki temu w Progresji zjawili się zarówno ojcowie z dziećmi, grupy hipsterów, jak i wielbiciele starej Metalliki. Pełen przekrój ludzi w każdym wieku, a co najważniejsze, brak przypadkowych osób co było słychać w absolutnie KAŻDYM refrenie.
Walijczycy zagrali u nas jedenasty koncert na trasie. Bez zmęczenia, bez choćby krzty znudzenia materiałem (przekrojowo poza kiepskim „Temper, Temper”). Według mnie najjaśniejszym punktem obecnej inkarnacji grupy jest wciąż stosunkowo nowy w zespole basista i wokalista Jamie Matthias, który z pewnością jest najlepszym krzykaczem w historii Bulletów, ale także wcale nie gorszym a w niektórych numerach lepszym wokalistą niż sam Tuck. Bardzo dobry nabytek nie rzadko („4 Words To Choke Upon”, „Over It”, „Waking The Demon”) grający pierwsze skrzypce. Tego samego nie powiem o perkusiście Jasonie Bowld, który momentami chyba za bardzo chciał ciągnąć zespół w stronę metalu, a zagrane kompletnie od czapy i zupełnie niepotrzebne solo (ten sam przypadek co całkiem niedawno u Beartooth) był tylko stratą czasu
Panowie najwyraźniej bez ściemy zaznaczyli, że to bodaj najlepszy koncert jaki kiedykolwiek zagrali w tej wielkości klubie – i jestem w stanie w to uwierzyć. Za tak zaangażowaną publiczność daliby się pokroić zarówno heavy metalowi mistrzowie melodii i refrenów, co giganci współczesnego rocka Imagine Dragons, których cover usłyszeliśmy tuż po wieńczącym show, najwścieklejszym „Waking The Demon”. Liczę na szybką powtórkę, i jak wiadomo, dojdzie do niej już w wakacje. Do zobaczenia pod sceną.
Setlista:
Don't Need You
Your Betrayal
Over It
4 Words (To Choke Upon)
Worthless
Letting You Go
The Last Fight
Drum Solo
Scream Aim Fire
Piece of Me
No Way Out
Suffocating Under Words of Sorrow (What Can I Do)
Tears Don't Fall
You Want a Battle? (Here's a War)
Waking the Demon