Queen + Adam Lambert - 6.11.2017 - Łódź

Relacje
Queen + Adam Lambert - 6.11.2017 - Łódź

6 listopada, po raz kolejny w Polsce, tysiące fanów zebranych w łódzkiej Atlas Arenie miało okazję posłuchać i świętować muzykę Queen na żywo z udziałem dwóch legend - Briana Maya oraz Rogera Taylora.

Dołączenie Adama Lamberta do zespołu i występy pod szyldem Queen + Adam Lambert wywołały niemałe kontrowersje. Pojawiły się komentarze mniej lub bardziej zaangażowanych fanów na temat słuszności doboru wokalisty śpiewającego partie Freddiego Mercury’ego. Wybór jest taki, a nie inny, ktoś musiał zająć miejsce wokalisty, inaczej zespół by nie powrócił. Tymczasem trwa kolejna trasa projektu, a łódzki koncert był już czwartym w Polsce.

Barwa głosu Lamberta nie musi się wszystkim podobać, jednak nie można powiedzieć, że nie radzi sobie z repertuarem. Jest wokalistą o sporych możliwościach, doskonale odnajduje się w repertuarze "Królowej" i nie stara się naśladować Mercury’ego. Na początku wspomniał, że jego rolą w zespole jest m.in. oddanie hołdu Freddiemu, dodając, że na scenie grają dwie legendy - Brian May oraz Roger Taylor. Dla mnie, jako fana gitary oraz coraz bardziej samego Maya, to właśnie ów muzyk był bohaterem wieczoru, a jego partie solowe obiektem westchnień i inspiracji. Natomiast Taylor, podobnie zresztą jak May, jest w doskonałej formie i mógłby zawstydzić niejednego młodziaka swoją energią, stylem i techniką.

W tym roku mija 40 lat od premiery płyty "News of the World", zatem głównym motywem graficznym trasy jest robot z okładki, pojawiający się podczas koncertów. Już na samym początku na scenie "podniósł" konstrukcję z telebimem, czy kilka utworów później wyjechał ze sceny z siedzącym na jego głowie Adamem Lambertem podczas "Killer Queen". Koncert był wielkim show wizualnym nie tylko z tego względu. Warto wspomnieć też o scenie w kształcie zaprojektowanej przez Maya gitary Red Special, bajecznym wręcz oświetleniu, w tym laserach, czy setkach świecących telefonów fanów podczas "Love of My Life", o którym kilka słów za chwilę.

Repertuar koncertu składał się z największych hitów zespołu. Osobiście wolę bardziej popowe, rozrywkowe wcielenie Queen, więc wielkim momentem były ulubione "Don’t Stop Me Now", "Who Wants to Live Forever", "Bohemian Rhapsody" z jedną z piękniejszych solówek Maya, czy "Bicycle Race", podczas którego Adam Lambert śpiewając, jeździł na różowym rowerze. Wśród utworów Queen pojawił się największy hit z debiutanckiej płyty Lamberta, "Whataya Want from Me" w rockowej aranżacji ze stylowym, nowocześnie jak na Maya brzmiącym gitarowym solo. Na bis zagrali dwa najmocniejsze akcenty z płyty "News of the World" w postaci chóralnie odśpiewanych, zagłuszających wręcz wokalistę "We Will Rock You" oraz "We Are The Champions".

Najbardziej pamiętnym, a zarazem wzruszającym momentem koncertu było akustyczne wykonanie utworu "Love of My Life" przez Maya i… publiczność, która chóralnie odśpiewała słowa refrenu, a w ostatniej zwrotce na telebimie pojawił się Freddie. Swój zachwyt gitarzysta wyraził na prywatnym Instagramie słowami "Gotta be the most beautiful singing of the tour!". Poza tym utworem, sam na scenie, May - gitarzysta, a z zawodu doktor astronomii, stojąc wysoko na platformie, zaprezentował też pod koniec koncertu "Last Horizon" z solowej płyty wraz z kosmicznymi wizualizacjami.

Projekt Queen + Adam Lambert zgrabnie kontynuuje działalność koncertową zespołu, muzycy potrafią dobrze współpracować ze sobą na scenie, porwać tłumy i sprawić radość tysiącom fanów. Wielu z nich zgodnie stwierdza, że z występu na występ jest coraz lepiej, więc jeżeli ktoś ma wątpliwości, to warto się przełamać, czy podejść z dystansem do Lamberta i sprawdzić ich na żywo.



Tekst: Wojtek Margula
Zdjęcia: Robert Wilk