Metalowa Wigilia 2014 - 20.12.2014 - Warszawa

Relacje
Metalowa Wigilia 2014 - 20.12.2014 - Warszawa

Wigilijna kolacja z Martinem van Drunenem, Glenem Bentonem i Jackiem Owenem oraz Fernando Ribeiro (ten ostatni niestety w roli przynudzającego wujka)? Jak najbardziej!

Nie można zapomnieć o Morgoth, którzy również w ten sobotni wieczór przybieżeli do staj... Progresji. Zdecydowanie było z kim dzielić się opłatkiem.

Na początek zaprezentowały się ekipy Sawthis i Svart Crown, ale dla nas prawdziwa wieczerza rozpoczęła się, gdy na niebie, a raczej scenie, rozbłysła pierwsza, tak się złożyło, holenderska gwiazda. Hail of Bullets to po prostu młodszy brat Asphyx i oglądanie tej ekipy na scenie przynosi niemal równie dużą satysfakcję. Nie tylko za sprawą wiecznie uśmiechniętego, najserdeczniejszego z frontmanów, Martina van Drunena i wciąż młodzieńczego, żywiołowego Paula Baayensa, ale również dzięki muzyce, która w podobny sposób operuje kruszącymi kości zwolnieniami i przyspieszeniami. Zespół nie promował nowego materiału, bo "III: The Rommel Chronicles" ukazał się w ubiegłym roku, zaprezentował za to idealny przekrój przez całą militarną dyskografię formacji, której motyw przewodni stanowią opowieści o zmaganiach wojennych na frontach Europy i świata.

Van Drunen wielokrotnie pozdrawiał i dziękował publiczności, a że miejsce koncertu zobowiązywało, nie zabrakło w setliście utworu "Warsaw Rising" (o Powstaniu Warszawskim). Sabaton dzięki nawiązaniu do historii Polski wciąż ma u nas status gwiazdy, a tymczasem to frontman Hail of Bullets łamie sobie język, wywrzaskując w tekście 'Armia Krajowa'. Gdzie tu sprawiedliwość? Bardzo dobry koncert!

Setlista Hail of Bullets:
Swoop of the Falcon
Operation Z
General Winter
DG-7
Liberators
On Coral Shores
Berlin
Red Wolves of Stalin
Warsaw Rising
Tokyo Napalm Holocaust
Ordered Eastward

Następni na scenie meldują się kolędnicy z Morgoth. Dobrze, że od czasu reaktywacji w 2010 roku miałem okazję widzieć Niemców dwa razy, bowiem kilka dni przed warszawskim koncertem zespół opuścił (a może raczej został z niego wywalony) frontman Marc Grewe. Jego miejsce zajął znany z Disbelief Karsten Jäger o słusznej posturze niedźwiedziowatego Wikinga i to z nim zostanie zarejestrowany nowy, pierwszy od 1996 roku album Morgoth (choć prawdziwkowaci fani woleliby zapewne, by zamykający dyskografię "Feel Sorry for the Fanatic" nigdy nie ujrzał światła dziennego). Karsten całkiem godnie zastąpił świetnego Grewe, nie brak mu mocy w gardle, choć trzeba przyznać, że sprawiał wrażenie, jakby nie do końca wytrzymywał set kondycyjnie.

Być może nowy wokalista nie opanował również najstarszych kompozycji, ponieważ nie usłyszeliśmy ani jednego utworu z kultowych epek "Resurrection Absurd" i "The Eternal Fall". W zamian za to publiczność otrzymała aż sześć kawałków z "Cursed" (z intro siedem), dwóch reprezentantów "Odium" i nowe, utrzymane w oldschoolowej stylistyce kompozycje, w tym ujawniony wcześniej tytułowy kawałek z najnowszego singla "God is Evil". "God is Evil" - cóż za tytuł dla kolędy!

Setlista Morgoth:
Cursed (Intro)
Body Count
Exit to Temptation
Suffer Life
Sold Baptism
God Is Evil
Under the Surface
Resistance
Traitor
Unreal Imagination
Snakestate
Isolated



A skoro mowa o idealnych świątecznych tytułach i tekstach, mało kto może zagrozić w tej konkurencji gwieździe progresjowej Wigilli. Choć Deicide nie występowali na scenie jako ostatni, zapewne wiele osób nie miało wątpliwości, kto tak naprawdę powinien zamykać ten wieczór. Wystarczyło popatrzeć choćby na ogromny, kłębiący się pod sceną młyn, nie wspominając o niepodważalnych dokonaniach i zasługach Amerykanów na gruncie death metalu oraz ich aktualnej formie - w końcu ostatnie albumy "To Hell with God" i "In the Minds of Evil" z 2013 roku trzymają naprawdę niezły poziom.

Swoją drogą Deicide bez najmniejszego trudu rozgrzali publiczność, choć widać było, że zespół traktuje koncert jak nic tylko pracę, którą po prostu należy właściwie wykonać. Chwilami bardzo dosłownie, bowiem walczący za bębnami niezmordowany Steve Asheim przez cały czas udowadniał, że death metal to nie spacer po parku. Jednak już Glen Benton bez większych emocji wygrowlowywał swe bluźnierstwa, patrząc gdzieś w pustkę ponad głowami publiczności, a obserwowanie drobnego, całkowicie wycofanego we własny świat Jacka Owena, zachowującego niczym niezmącony spokój i wyglądającego tak, jakby od niechcenia grał fuchę na weselu szwagra, to już doświadczenie niemal surrealistyczne. A przecież mowa o człowieku, który nie tylko od dekady sieje pożogę w Deicide, ale 26 lat temu zakładał Cannibal Corpse. Tak czy owak, zadanie zostało wykonane, wigilijne sianko zamieniło się w popiół, z choinki został ledwie kikut, a publiczność musiała zostać usatysfakcjonowana dobrą, przekrojową setlistą.

Setlista Deicide:
In the Minds of Evil
Thou Begone
Godkill
When Satan Rules His World
Serpents of the Light
Children of the Underworld
Conviction
Dead but Dreaming
Trifixion
Scars of the Crucifix
Once Upon the Cross
Beyond Salvation
End the Wrath of God
Sacrificial Suicide
Dead by Dawn
Homage for Satan



Moonspell to dziś niewiele ponad wciąż egzystujące świadectwo ogromnej popularności miękkich, klimatycznych kapel, lansowanych między innymi przez wytwórnię Century Media, które w połowie lat '90 przeżywały swój niebywały rozkwit. A przy okazji dla sporej części true metali - personifikacja błędów młodości i chodzący wyrzut sumienia, który można sprowadzić do retorycznych pytań w rodzaju 'jak to możliwe, że kiedyś słuchałem "Irreligious"?' albo 'czy naprawdę mój gust był kiedyś tak denny, że szczerze podobał mi się "Alma Mater"?'. Portugalczycy od lat nie mają do zaoferowania niczego interesującego poza wciąż odgrzewanymi i bardzo już nieświeżymi hitami z dwóch pierwszych albumów. I nie ma szans na zmianę tej sytuacji.

Koncert utrzymany był w dość mocnej, czy raczej umetalowionej na siłę stylistyce, bo zdecydowanie za głośna perkusja z pracującą jak karabin maszynowy podwójną stopą średnio pasowała do bądź co bądź atmosferycznego repertuaru Moonspell. Wśród starych przebojów znalazło się miejsce dla kilku nowszych kompozycji, w tym tak katastrofalnie słabych jak na przykład "Scorpion Flower". To być może najdłużej ciągnące się pięć minut, które dane mi było przeżyć w tym roku. Wybór właśnie tego kawałka, jak też równie kiepskiego "Em nome do medo" jako reprezentantów nowszej twórczości formacji, dobrze odzwierciedla jej miałkość. Mógłbym jeszcze wspomnieć o gwiazdorskim zachowaniu Fernando Ribeiro, który z uporem godnym lepszej sprawy namawiał publikę do skandowania (raczej bez sukcesu) i śpiewania (zdecydowanie bez sukcesu), ale może lepiej na tym poprzestać.

Metalowa Wigilia AD 2014, zgodnie z oczekiwaniami, okazała się wieczorem Trzech Króli. I to wystarczy.

Setlista Moonspell:
Wolfshade (A Werewolf Masquerade)
Opium
Awake
...of Dream and Drama (Midnight Ride)
Finisterra
Night Eternal
Scorpion Flower
Em nome do medo
Vampiria
Mephisto
Ataegina
Alma Mater
Everything Invaded
Full Moon Madness

zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
tekst: Szymon Kubicki