Sonisphere Festival 2014 (Metallica, Alice In Chains, Anthrax...) - 11.07.2014 - Warszawa

Relacje
Sonisphere Festival 2014 (Metallica, Alice In Chains, Anthrax...) - 11.07.2014 - Warszawa

To, że jak powszechnie wiadomo - skończyli się na "Kill'em All" - nie przeszkadza im w wyprzedawaniu stadionów. Metallica jako headliner polskiej edycji Sonisphere Festival, rozniosła w pył miejsce, które naszym piłkarzom i tak by się już nie przydało.

Kolejne polskie edycje Sonisphere spotykają się z krytyką ze względu na bardzo ograniczony line-up. Fakt, patrząc na np. brytyjski zestaw składający się z 80 kapel, z czego spokojnie połowa to pozycje na myśl o których dostaję ślinotoku - robi wrażenie. Pamiętajmy jednak, że dopóki Polska nie będzie gotowa na to by w przedsprzedaży wykupywać 90 000 biletów na rok przed imprezą (np. Wacken), organizatorzy sami z siebie przed szereg nie wyjdą.

Tegoroczna edycja Sonisphere została przeniesiona na warszawski Stadion Narodowy, czego efektem jest wałkowane przez wszystkie media pogorszenie odbioru wrażeń dźwiękowych. Na problem nieprzygotowania tego obiektu do wydarzeń muzycznych reagowali już chyba wszyscy, choć plotki mówią, że może w przyszłym roku po badaniach akustycznych mogą zostać wprowadzone pewne zmiany, które zagwarantują poprawę. Czy jest to prawda i w końcu ucichną żarty bywalców stadionowych toalet opowiadających, że jeszcze gdzieś tam odbijają się echa ubiegłorocznego występu Beyonce - zobaczymy.

Przejdźmy jednak do mięsa, czyli samych zespołów. Jedynym polskim reprezentantem na Sonisphere była formacja Chemia. Kolejny ich koncert na tak dużej imprezie to oczywiście ciąg dalszy marzeń Wojtka Balczuna (byłego prezesa PKP Cargo) o wielkiej karierze rockmena. Czy ten sen się w końcu ziści? Trudno powiedzieć, bo Chemii tak pod względem stylu, jak i promocji, brakuje tego jednego pierwiastka, który sprawiałby, że byłaby pożądana. Póki co panowie starają się robić swoje, ale nie rysując bardziej wyraziście swojej ścieżki, pozostaną kapelą, która rozgrzewa publiczność przed zespołami, które ją rozgrzewają.

Następny w kolejce był Kvelertak - norweska kapela grająca hardcore’owy punk śpiewany w ojczystym języku jest na fali i wciąż zyskuje nowych entuzjastów. To cieszy, bo jak się okazało szaleństwo sceniczne jakie uprawiają w klubach równie dobrze działa na stadionie. 10 kawałków wystarczyło by przekrojowo zapoznać się z tym co reprezentują. Było ostro i melodyjnie zarazem, co mam nadzieję zachęci więcej osób do zaznajomienia się z formacją, która może przy następnej wizycie w Polsce zagra w większym klubie niż warszawska Hydrozagadka (marzec 2013).

Z kolei ledwie miesiąc minął od ostatniego klubowego koncertu Anthrax w Polsce, a już jedna z legend thrash metalu wróciła do naszego kraju. I choć Joey Belladonna nie jest w takiej formie jak inni muzycy jego pokolenia, trudno było nie być podekscytowanym tempem tego koncertu. Dziewięć utworów wśród których przeplatały się covery (Joe Jacksona, AC/DC i Trust), sprawiły, że czas Anthrax minął bardzo szybko. Banan z twarzy zgromadzonej publiczności nie schodził m.in. dzięki Frankowi Bello - basista poświęcił dużo czasu by robić różnorakie żarty.

Następne w kolejce było Alice In Chains, które dla wielu kompletnie nie pasowało do tego festiwalu. Ja jednak na ten występ czekałem najbardziej, może też dlatego, bo było to dopełnienie faktu zobaczenia całej grunge’owej trójcy (obok Soundgarden i Pearl Jam) w ciągu ostatniego miesiąca. Plusem mniejszej liczby artystów na naszej edycji festiwalu było to, że AiC dostało sporo czasu na zaprezentowanie aż 16 swoich utworów. Wiedząc już, że panowie są w świetnych humorach (godzinę przed występem przeprowadzałem z nimi wywiad, który ukaże się w kolejnym numerze Magazynu Gitarzysta), pozostało mi tylko czekać na to, w jakiej formie zaprezentują się na scenie. Bez zaskoczeń zaczęli od "Them Bones" prezentując przekrojowo swoje wielkie utwory z całej kariery, nie skupiając się szczególnie na żadnym z albumów. Współpraca między DuVallem a Cantrellem, wyraźna radość z gry Ineza - to wszystko składało się na bardzo dobry koncert, mimo że Alice In Chains nie miało łatwego zadania grać przed publicznością w większości czekającą już na występ Metalliki.

Na gwiazdę Sonisphere trzeba było czekać kolejną godzinę, w trakcie której wszyscy narzekali na setlistę, która przecież została wybrana w głosowaniu przez samą publicznością zgromadzoną na stadionie. Osobiście zacząłem fantazjować, jakby to było, gdyby udało się przepchnąć tego "Fixxxera", nie wspominając już o jakimś obciachowym kawałku z "St. Anger". Pomyślałem też o coverze "53rd & 3rd" z repertuaru The Ramones… O tym fakcie zresztą przypomniałem sobie następnego poranka, gdy okazało się, że w dniu koncertu Metalliki zmarł Tommy Ramone, ostatni z wielkiej czwórki punka… Pozostało się jednak cieszyć tym, co było, czyli w zasadzie największymi przebojami Metalliki. Jedynym ciekawym smaczkiem na setliście był fakt, że po raz pierwszy od ponad 29 lat zespół zagrał dwa utwory instrumentalne na jednym koncercie ("Orion" i "The Call Of Ktulu"). Jak to wszystko wyglądało? Ano rewelacyjnie. Metallica oczywiście robiła swoje i wykazała się ogromnym profesjonalizmem i wyczuciem, do czego już zdążyliśmy się przez lata przyzwyczaić. To jednak, co robi olbrzymie wrażenie na ich koncertach to publiczność, która jest niczym 12 zawodnik na meczu piłki nożnej. To głównie dzięki niej zabawa na koncercie była tak wyśmienita, że gdy Ulrich jak zwykle spartolił parę fragmentów (np. "One"), z uśmiechem puszczało mu się to płazem. Ciary na "Masterze" okazało się, że muszą być zawsze, bez względu na okoliczności, a przy "The Memory Remains" cała sala dała z siebie wszystko, mimo że była to ledwie 1/3 koncertu. Nie do końca podobał mi się motyw z zapowiedziami dwóch utworów przez muzyka Alcoholici i, jak sam Hetfield przyznał, największego stalkera zespołu, Piotra Kowieskiego - miało to chyba jeszcze bardziej zbliżyć zespół do fanów w ramach Metallica By Request, ale mam wrażenie, że na tę minutę show traciło odpowiednie flow. Może zamiast tego czas pomyśleć nad powrotem do korzeni i trasą po klubach? To by się dopiero działo…

Zanim jednak doczekamy takiego cudu, trzeba się cieszyć, bo Metallica dała kolejny świetny koncert w naszym kraju. I choć czasami casualowi fani mówią, że mogliby panowie już oddać pole młodszym zespołom - po prostu nie da się, bo kto niby miałby podjąć wyzwanie ich zastąpienia?

zdjęcia: Asia Kubicka

tekst: Marcin Kubicki