Ino-Rock Festival 2013 - 31.08.2013 - Inowrocław
Tegoroczna edycja Ino-Rock Festival przeszła do historii. Koncert Hogarth/Barbieri z przyczyn niezależnych od organizatorów nie doszedł do skutku, doczekaliśmy się więc pierwszego polskiego headlinera w historii cyklicznie odbywającego się od 6 lat festiwalu.
Organizatorzy Ino-Rock mogą stanowić przykład dla innych w branży, jak powinny wyglądać festiwale. Zadbali o zaplecze zarówno techniczne, jak i bezpieczeństwo publiczności. Całość przebiegła zgodnie z harmonogramem, bez awarii, czy rozczarowań spowodowanych szwankującym nagłośnieniem.
W tym roku mieliśmy możliwość posłuchania trzech polskich zespołów, Riverside, Believe oraz Osada Vida. Tak się składa, że 2013 rok przyniósł nam nowości od każdego z nich w postaci niezwykle udanych, a zarazem stylistycznie różniących się od wcześniejszych dokonań płyt. Zagranicznymi reprezentantami byli Szwedzi z Änglagård oraz Brytyjczycy z Mostly Autumn, formacji, która miała pojawić się w ramach przyszłej edycji, a zrządzeniem losu zagrała na tegorocznej odsłonie. Jako, że impreza miała charakter festiwalowy, mieliśmy do czynienia z różniącymi się od siebie stylistycznie, jednak nie gubiącymi po drodze progresywnego brzmienia zespołami.
Festiwal zainaugurował występ formacji Osada Vida. W marcu tego roku ukazał się ich nowy album, "Particles", więc można się domyślić, jakich klimatów ze strony Osady doświadczyliśmy. Kapela zaprezentowała większość utworów utrzymanych w nowej, jednak dalej brzmiącej indywidualnie stylistyce. "Mighty World", "Fear", czy "Those Days" to tylko namiastka progresywnego szaleństwa w ich wydaniu. Wokalista, Marek Majewski doskonale sprawdził się jako dyrygent publiczności, zachęcając skutecznie do klaskania, czy śpiewania refrenów. Największą furorę wywołało wykonanie coveru Metalliki "Master of Puppets", bonusu z najnowszego krążka. Zagrali krótko, ale konkretnie.
Jako drugi skład na scenie zameldowali się muzycy z Believe. Jeżeli chodzi o set, podobnie jak u Osady Vidy, usłyszeliśmy materiał z najnowszego krążka, "The Warmest Sun In Winter" z dodatkowym powrotem do drugiej płyty z utworem "What They Want (Is My Life)". Z występu najbardziej zapadła mi w pamięć niesamowita postawa Karola Wróblewskiego, który niczym Robert Plant, wraz z tamburynem był istnym wulkanem energii na scenie. Kilka dni wcześniej gitarzysta, Mirosław Gil obchodził 50 urodziny, dlatego z inicjatywy wokalisty publiczność, przy towarzyszeniu melodii "Sto lat" zagranej przez Konrada Wantrycha, odśpiewała na stojąco najlepsze życzenia dla jubilata. Formacja zakończyła występ wykonaniem "Heartless Land", po którym mogła liczyć na gromkie brawa ze strony niezastąpionej festiwalowej publiczności.
Tradycji stało się zadość. Tym razem szwedzkim gościem festiwalu był Änglagård, który po długich przerwach powrócił na scenę. Wraz z powrotem do aktywności, w zeszłym roku doczekaliśmy się krążka "Viljans Oga", na którym nie ma ani krzty śladu dość długiej, bo trwającej 18 lat przerwy w nagraniach. Zespół brzmi na żywo barwniej, niż na płytach, co usłyszeć mogliśmy w świetnie dobranym secie. Zagrali m.in. niekwestionowany przebój, "Kung Bore", "Jordrok" z debiutu, dynamiczny "Hostsejd", w którym Tord Lindman nie szczędził zwariowanych wręcz solówek, czy chociażby "Langtans Klocka" z hipnotyzującą partią fletu poprzecznego Anny Holmgren. Wybór Änglagård jako szwedzkiego reprezentanta był strzałem w dziesiątkę, o czym świadczyła reakcja publiczności.
Objawieniem tegorocznej edycji był Mostly Autumn. W zastępstwie duetu Hogarth/Barbieri, ale już nie jako headliner, według większości zgromadzonych tego wieczoru, zespół dał jeden z najlepszych występów Ino-Rock 2013. To ich pierwsza wizyta w Polsce, więc była to ogromna niespodzianka, szczególnie dla fanów, których w naszym kraju jest sporo, o czym świadczyła imponująca frekwencja. Brytyjczycy w swoim niepowtarzalnym brzmieniu łączą wpływy folku, alternatywy oraz rocka progresywnego. Wokalistka, która przez prawie półtoragodzinny występ była w świetnej wokalnej formie wraz z gitarzystą, którego solówki ubrane w feeling Davida Gilmoura wywoływały ciarki na ciele, stanowią filar formacji. Niezapomniane okazało się również fenomenalne brzmienie klawiszy Hanny Hird i Laina Jenningsa. Drugiego takiego zespołu jak Mostly Autumn nie ma.
A Riverside? Byli wisienką na torcie. Parę dni przed festiwalem, zespół na swoim fan page'u zamieścił informację, iż set na Ino Rock będzie różnił się od tego typowego, granego w niemal niezmienionej formie podczas każdego przystanku "New Generation Tour". Wtedy zaczęły się spekulacje, co zagrają w Inowrocławiu. Może set z debiutem, jako, że w tym roku mija 10 lat od wydania "Out Of Myself"? Pudło, choć nie ukrywam, że przez myśl taka koncepcja również i mnie przeszła. Tajemnica polegała na zmianie kolejności utworów z włączeniem "Reality Dream III" oraz "Egoist Hedonist", które wraz z "02 Panic Room" stanowiły pierwszy bis, po którym formacja doczekała się owacji na stojąco. Publiczność stała aż do końca drugiego bisu ("Second Life Syndrome").
Koncerty nie odbyłyby się oczywiście bez udziału publiczności, która na festiwalu zjawiła się tłumnie. Ile osób? Dużo, bardzo dużo. Zarówno tych siedzących na ławkach świeżo wyremontowanego Teatru Letniego, jak i stojących pod sceną. Po każdym koncercie, wykonawcy spotykali się z fanami zebranymi przed wejściem na backstage, trzymającymi płyty, plakaty, fotografie, a nawet koszulki do zebrania autografów. Nie obyło się też bez wspólnych pamiątkowych zdjęć i krótkich rozmów. Niemal każdy obawiał się pogody. Według prognoz, w godzinach wieczornych miało padać. Dobrze, że deszcz domyślił się, iż nie jest mile widzianym gościem festiwali i na szczęście postanowił zjawić się tuż po całej imprezie.
Ino-Rock wśród wielbicieli progresywnych brzmień oraz art rocka jest jedynym w swoim rodzaju festiwalem. To wspaniała impreza z niepowtarzalnym charakterem, piknikową (nie mylić z biesiadną) atmosferą oraz mistrzowskim line - upem, wśród którego próżno było szukać słabego występu. Do zobaczenia za rok!
Tekst: Wojciech Margula
Zdjęcia: B-Art Bartosz Jeromin