King Diamond - 29.05.2013 - Warszawa

Relacje
King Diamond - 29.05.2013 - Warszawa

Miał już nie grać koncertów (bo wytwórnia nie wspiera, zdrowie nie to, co kiedyś i generalnie to nieopłacalne), tymczasem aktualna europejska trasa Kinga Diamonda kolejny raz dowodzi, że w muzycznym biznesie "nie" oznacza "tak, prawdopodobne tak".

Ciągnie wilka do lasu, a 57 lat to jeszcze nie wiek emerytalny. King Diamond powrócił do życia zagranymi w ubiegłym roku ekskluzywnymi koncertami na Hellfest i Sweden Rock. Kilka miesięcy później podpisał opiewający na trzy albumy kontrakt z Metal Blade, wytwórnią, w której spędził ostatnie 20 lat, i która miała skąpić funduszy na trasy promujące ostatnie albumy zespołu. Wreszcie wyruszył w europejskie tour i w jego ramach wystąpił między innymi w Warszawie.

Wizyta ta stała się okazją do prawdziwego zjazdu metalowych oldschoolowców... oraz kilku patroli policyjnych, czających się na każdym rogu. To obrazek nieczęsto spotykany w ostatnim czasie, a połączenie widoku grupek odpowiednio odzianych fanów, popijających piwo i inne procenty, rozsianych tu i tam dzielnych stróżów prawa oraz miejsca, czyli hali sportowej Koło, wywołało całkiem żywe wspomnienia z moich pierwszych Metalmanii sprzed dwudziestu lat, odbywających się w hali MOSiRu w Zabrzu. Nawet organizator się zgadzał.

Całkowicie zasnute ciemnymi chmurami burzowe niebo, pioruny, deszcz i wiatr, który dosłownie zdmuchnął punkt akredytacyjny przy wejściu, to odpowiednie okoliczności przyrody w związku z pierwszym od siedmiu lat koncertem Króla w Polsce. Odpuszczamy supporty i meldujemy się na miejscu 15 minut przed startem gwiazdy wieczoru. Scenografia (dwupoziomowa scena ze schodami, świecący pentagram i odwrócone krzyże) jest identyczna, jak na Hellfest 2012. Wkrótce miało się okazać, że spektakl oraz setlista, poza jednym wyjątkiem, również.

Jak można się było spodziewać, zespół sięgnął przede wszystkim po najstarsze kompozycje. Całkowicie pominięte zostały albumy "House of God", "Abigail II: The Revenge" oraz "The Puppet Master". Nie zabrakło dwóch klasyków Mercyful Fate ("Come to the Sabbath" i "Evil"), za to, ku sporemu zaskoczeniu, nie usłyszeliśmy "Halloween". Przerwa w koncertowaniu wyszła Kingowi zdecydowanie na dobre. Wszystko wskazuje, że wokalista ma już za sobą problemy zdrowotne, a co najważniejsze z punktu widzenia fanów, prezentuje naprawdę dobrą formę wokalną. Oczywiście, nie wyciąga wszystkich partii, ale od czego są fani, ochoczo wyśpiewujący falsetem wszelkie pominięte fragmenty. Po mocnym początku słychać było również, że pod koniec brakowało już Kingowi mocy i zapewne to stanowiło podstawową przyczynę, dla której gig był relatywnie krótki (tyle samo kawałków, co w zazwyczaj krótszych, festiwalowych setach) oraz podzielony puszczanymi z taśmy introdukcjami (wstęp do "At the Graves" i "Let It Be Done"), dwoma przedbisowymi przerwami oraz perkusyjną solówką Matta Thompsona.

Z taśmy odtwarzano klawisze, a także efekty w postaci plemiennych bębenków w "Voodoo", za to Andy LaRocque i Mike Wead odgrywali wszystko co trzeba, łącznie z fragmentami zagranymi na gitarach akustycznych, wnoszonych na scenę na specjalnych stojakach. Nie mogło również zabraknąć teatralnych elementów, skromnych, bo we wszystkie role wcieliła się Jodi Cachia, ale nawiązujących do tematyki tekstów. Koncert okazał się więc udany, prawdopodobnie najlepszy w wykonaniu Króla, jaki miałem okazję widzieć od pamiętnych show z 1997 roku, gdy na jednej scenie występowali Mercyful Fate oraz King Diamond band; doskonale wypełnił więc swą rolę, polegającą na dopieszczeniu tkwiących w każdym z nas sentymentów. A co najważniejsze, nie sprawiał wrażenia wymęczonej chałtury, odegranej wyłącznie dla kasy. King Diamond z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Setlista:
The Candle
Welcome Home
At the Graves
Up from the Grave
Voodoo
Let It Be Done (z taśmy)
Dreams
Sleepless Nights
Drum Solo
Shapes of Black
Come to the Sabbath
Eye of the Witch
The Family Ghost
Evil
Black Horsemen
Insanity (z taśmy)

Tekst: Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka