Wovenhand - 13.09.2012 - Warszawa

Relacje
Wovenhand - 13.09.2012 - Warszawa

Nie udało się w czerwcu, ale na szczęście za drugim razem nic nie stanęło Davidowi Eugene Edwardsowi na przeszkodzie. Wovenhand wystąpił w warszawskiej Proximie. Było magicznie i zaskakująco głośno.

Właściwie wiedziałem, czego można spodziewać się po najnowszym wcieleniu Edwardsa. Ostatni album Wovenhand "The Laughing Stalk" to najbardziej rockowe dzieło formacji, a fragmenty wcześniejszych występów zespołu, które widziałem na YT pokazały, że tym razem taka również będzie ich sceniczna prezencja. Mimo wszystko nie oczekiwałem jednak aż takiej rockowej energii oraz takiej skali hałasu.

Koncertowe aranżacje Wovenhand zawsze różniły się od wersji studyjnych, o czym przekonałem się, gdy w zeszłym roku miałem szczęście widzieć Amerykanów na Roadburn. Edwards grał i śpiewał, jak zwykle, na siedząco, co nie przeszkodziło mu w niezwykle ekspresyjnym zachowaniu, a towarzyszyła mu tylko dwójka muzyków, w tym perkusista Ordy Garrison, który zawitał również do Warszawy. Już wtedy zaskoczyła mnie energia bijąca ze sceny, zwłaszcza, że inne koncerty promujące "The Threshingfloor" były znacznie łagodniejsze.

W Warszawie Wovenhand nie tylko wystąpił jako klasyczny rockowy kwartet na dwie gitary, bas i perkusję, ale Edwards zagrał na stojąco. Trudno się dziwić; wymusiło to na nim nie tylko mocniejsze oblicze formacji, ale również częstsze niż wcześniej używanie efektów podłogowych. Edwards tylko raz, w "Kingdom of Ice" sięgnął po banjo, w pozostałych kompozycjach grał zaś na pięknych modelach Gretscha z mostkiem bigsby. Najczęściej posługiwał się swym znakiem rozpoznawczym - czerwonym Gretschem hollow body, ale w "Long Horn" i "As Wool" sięgnął też po czarnego Gretscha Duo Jet 6128.

Kto przed koncertem nie zdążył zapoznać się z "The Laughing Stalk", mógł poczuć się nieco rozczarowany setlistą, ponieważ zespół ewidentnie nastawił się na promocję nowego materiału. Zgromadzeni mogli usłyszeć aż siedem kawałków z "The Laughing Stalk" (na 9, które znalazły się na płycie), do tego aż pięć z nich zostało odegranych pod rząd na samym początku. "The Threshingfloor" doczekał się trzech reprezentantów, a "Ten Stones" dwóch, przez co z najstarszych i moich ulubionych płyt poleciały jedynie trzy kompozycje, w tym znakomite "Dirty Blue" i "Speaking Hands". To właściwie jedyny (obok brzmienia) minus tego koncertu, tym bardziej, że nie wszystkie utwory z nowej płyty w równym stopniu sprawdzają się na żywo. Zbyt piosenkowy "In the Temple" nie zachwycał, za to doskonale wypadły "Glistening Black", transowy "Closer", oraz rockowe petardy "King o King", "Long Horn" i zagrany na mocny i szybki bis "As Wool", poprzedzony mocarnym "Kicking Bird" z "Ten Stones".

Co do brzmienia, wspomniałem, że było głośne, ale w gruncie rzeczy poziom hałasu był nieco zbyt wysoki, zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę możliwości klubu. "Efekt Proximy", polegający na tym, że grające głośno zespoły właściwie nigdy nie brzmią dobrze, zadziałał i tym razem, choć zapewne przyczynił się do tego nieco i akustyk, zbyt mocno wysuwając do przodu wokal, kosztem sekcji rytmicznej. W odbiorze przeszkadzała zbyt mała selektywność, a bohater drugiego planu Ordy Garrison został zagłuszony przez agresywnie brzmiące gitary.

Najważniejszy jednak był klimat, a tego nie zabrakło już od samego początku, dzięki indiańskiemu intro. Oczywiście główną rolę odgrywał Edwards, który skupiał na sobie niemal całą uwagę publiki. To niezwykle charyzmatyczny frontman, nawet jeśli w gruncie rzeczy nie robi na scenie niczego wyjątkowego. Jednak jego szamańskie deklamacje i otaczająca go aura lekkiego szaleństwa robią swoje. To bez wątpienia jedno z najważniejszych koncertowych wydarzeń dopiero co rozpoczętej jesieni, szkoda tylko, że postanowiła się o tym przekonać niezbyt liczna publiczność. Ale to przecież nic nowego.

Setlista:
Glistening Black
Closer
Maize
In the Temple
Long Horn
Sinking Hands
Kingdom Of Ice
Speaking Hands
A Holy Measure
His Rest
Tin Finger
Dirty Blue
King o King
Kicking Bird
As Wool



Zdjęcia i video: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki